Malowane papugi na plafonie jak długi
Matka twierdziła, że Jezus był socjalistą, ojciec teatralnie komentował na stronie, żeby jej nie urazić: „Towarzysze, rozdajcie wszystko ubogim i chodźcie za mną, chleb rozmnożymy później”.
W szkole awantura, bo na zebraniu powiedziałem, że młodzież nienawidzi komunizmu. Ukochana nauczycielka na boku tłumaczy jak ksiądz Magdzie: „nie wszystko, nie do wszystkich, czasem słowa trzeba ważyć”. Ojciec o socjalizmie: „Onanizm dobrych intencji, zmieniający się w przywileje awangardy i pańszczyznę reszty”.
„Po prostu”, powrót do idei rad robotniczych i zerkanie na model jugosłowiański. Polska droga do socjalizmu Gomułki ma ominąć kołchozy i zachować miłość ze Związkiem Radzieckim, bo innego wyjścia nie ma.
Jesień 1957, studia. Rewizjonizm. Czy rację mieli ci, którzy rozstali się z Partią, czy ci, którzy chcieli ją zmienić od środka? Nocne Polaków rozmowy o zależności, od której nie ma ucieczki, więc jedyna możliwość to poszukiwania złagodzenia socjalistycznego zidiocenia. Uciec od centralnego planowania, przestawić państwowe zakłady pracy na własny rozrachunek gospodarczy, stworzyć namiastkę rynku. Rewizjonizm okazuje się dziecinadą. Częściej równią pochyłą, ostrożnie można robić karierę i uciszać sumienie szeptanym sprzeciwem. Daje się żyć bez robienia świństw, ale i tak firmujesz łajdactwo. Albo godzisz się i masz prawo uczyć, badać i pisać, albo emigracja wewnętrzna. Pojawia się określenie „realny socjalizm”. Realny socjalizm to socjalizm braków, przysług, nepotyzmu, lękliwości, słów publicznych i słów prywatnych. Terror złagodniał, strach pozostał. Socjalizm to dobra rzecz, może gdzieś dalej, podobno w Skandynawii.
Kuroń z Modzelewskim piszą do włoskich komunistów (czy dlatego, żeby zabezpieczyć się przed karą, czy z przekonania?), mit Ameryki, niespójne strzępy z radia, kiepski dostęp do literatury, brak rzetelnej wiedzy ekonomicznej. Prasa kłamie, ale kapitalizm na pewno jest zły, nie dba o człowieka. Norwid i Dickens to przeszłość, teraźniejszość Zachodu, zawsze w krzywym zwierciadle, europejski antyamerykanizm, amerykańskiej literatury jest coraz więcej, Steinberg, Faulkner, tam też chyba wierzą, że socjalizm to dobra rzecz.
Finlandyzacja? Zależność od ZSRR, ale model gospodarki własny. Dobry pomysł, ale jak, którędy? Socjalizm z ludzką twarzą? Radzieckie czołgi, nasi żołnierze obok żołnierzy radzieckich i niemieckich w Czechosłowacji.
A na Zachodzie socjaldemokracja, czyli co? Brak centralnego planowania, firmy prywatne, państwowe i spółdzielcze, wielopartyjność i wolna prasa? Niemożliwe, socjaldemokraci oddają władzę bez walki zbrojnej? Bardziej demokraci niż socjaliści? Państwo opiekuńcze? Rynek tworzy dobra, państwo dba, żeby wszyscy mieli według potrzeb. Socjaldemokracja to dobra rzecz.
Lata 60. na Zachodzie to lata optymizmu. Nadal gigantyczna przewaga technologiczna, wielkie zyski z eksportu, fenomenalny wzrost wydajności. Państwo opiekuńcze to dobra rzecz. Państwo dobrobytu jeszcze lepsza.
Socjalizm (ten radziecki) chce dogonić i przegonić, inicjuje wojny w Trzecim Świecie, dzieci kwiaty nie chcą bronić Pierwszego Świata, pieprzyć to wszystko, make love not war, socjalizm to dobra rzecz.
Gomułkowska polska droga do socjalizmu kończy się falą robotniczych strajków. Robotnicy chcą lepszego życia, a nie zmiany ustroju, więc w opozycyjnej kawiarni te strajki są „kiełbasiane”. (W opozycyjnej kawiarni nie recytuje się Norwida, a nawet jeśli, to raczej dla snobistycznych popisów, bez świadomości istnienia obok trumiennych izb.)
Tu się nigdy nic nie zmieni. Wyjeżdżamy. Wyjeżdżamy do Szwecji, zobaczyć Trzecią Drogę.
Zachwyt. Kompetentna i życzliwa biurokracja, niebywale sprawne rzemiosło, ogłupiająca wydajność pracy. Na uniwersytecie dziekan przekonuje, ze komunizm to dobra rzecz. Nie, nie ten radziecki, ten chiński, dziekan jest maoistą. Młody Szwed, sąsiad, o socjaldemokracji: „Kapitaliści pozwalają robotnikom zarobić, żeby mogli kupować ich towary.”
Trzecia droga wydawała się imponująca i gładka, niepokoiła nadmiarem troski. Pierwsze sygnały były niemal zabawne, debata narodowa o samobójczej śmierci staruszki, która nie dała rady dłużej żyć bez kolorowego telewizora, ponieważ wszystkie jej koleżanki już to cudo miały. Dyskutowano namiętnie, czy państwo powinno zapewnić, większość uważała, że koniecznie, że państwo ma dać, niektórzy nie byli pewni. Potem pojawił się problem cygańskiej spódnicy. Czy zapewnienie ludowego stroju należy do obowiązków państwa? Jak dobrą rzeczą powinien być socjalizm?
Istota państwa opiekuńczego powoli wychodziła z ukrycia. Społeczeństwo egalitarne, w restauracji nie poznasz kto robotnik, kto rolnik, a kto dyrektor banku. (Socjalizm to dobra rzecz.) Rośnie klasa społeczna tych, którzy rozdają to, co państwo ma dać. To klasa społeczna w sobie i dla siebie, ma własne interesy, staje się coraz ważniejszą częścią elektoratu. Puchnący sektor publiczny produkuje proletariat awangardy, dziś powiedzielibyśmy prekariat. Urzędnicza klasa średnia. Dworzanie nowych czasów. Strażnicy państwa dobrobytu. Państwa opiekuńczego, lub jak mówią niektórzy nadopiekuńczego
Pojawia się idea, że państwo opiekuńcze niszczy protestancką etykę pracy, obowiązek dbania o los własny i los swoich dzieci. Na naszych oczach zmienia się mentalność skandynawskich społeczeństw. Surową etykę protestancką powoli wypiera mentalność roszczeniowa, socjaldemokracja zapewnia, że Trzecia droga jest gładka i ma wspaniałą przyszłość. Jesteśmy światłem narodów.
Mechanizacja, automatyzacja, robotyzacja. Najpierw znikają miejsca pracy w rolnictwie, potem zaczynają pustoszeć hale fabryczne. Nic to, socjalistyczne państwo tworzy nowe miejsca pracy w dziale przysług opiekuńczych.
Piękne, szlachetne idee, mają pewną wadę, kiedy zdobywają powszechne uznanie, ściągają cwaniaków. Typom spod ciemnej gwiazdy udaje się dobrze urządzić w środowisku werbalnej szlachetności.
Zachodni socjalizm tak wiele wywalczył. Wzrost płac pracowników najemnych, prawa kobiet, darmowa oświata, darmowa opieka zdrowotna. Gdzie zaczęła się równia pochyła?
Władza? Partyjna i związkowa nomenklatura, jako nowa szlachta strzegąca swoich przywilejów? Ideologia Robin Hooda? Socjalizm biurokratyczny. Ten radziecki z centralnym planowaniem, który nie potrafił wyprodukować papieru toaletowego, i ten zachodni, który zabierał z umiarem, ale z rosnącym apetytem i nie mógł zauważyć, że inni nauczyli się produkować równie dobrze, ale taniej. Trzecia droga dotarła na skraj przepaści, kiedy inni wypracowali swój cud gospodarczy i zaczęli sprzedawać zamiast kupować. Teraz Zachód miał problem jak dogonić i przegonić, żeby odzyskać utraconą wielkość.
W wierszu Norwida baronowa przyjmowała bardzo pięknie, rozmowa z nią nie miała sensu, więc poeta miał wrażenie, że „wymalowane papugi/ Na plafonie - jak długi -/Z dzioba w dziób zawołają: ‘Socjalizm!’”
Poezja nie powinna przesłaniać realiów. Baronowej już nie ma, ale socjalistycznych baronów nie brakuje, zbierają się w ogrodach na grilla, radzą jak nam dać, to czego nie mają.
Pozbyliśmy się socjalizmu, kapitalizm to dobra rzecz, ale czy zdołamy się kiedyś wybić na demokrację, w której politycy będą strzec przed cwaniakami z lewa i z prawa, z przodu i z tyłu? Malowane papugi nie są tego pewne, najtrudniej strzec strażników.