Zachód znów wpada w pułapkę Iranu


Majid Rafizadeh 2025-04-28

Każda runda dyplomacji daje reżimowi Iranu większe pole manewru, więcej czasu na rozwijanie broni i więcej zasobów na finansowanie terrorystycznych pełnomocników na Bliskim Wschodzie i w Ameryce Łacińskiej. Rezultatem nie jest pokój — to proliferacja. Na zdjęciu: hipersoniczny pocisk balistyczny Fattah1 (Zdjęcie: Wikipedia)
Każda runda dyplomacji daje reżimowi Iranu większe pole manewru, więcej czasu na rozwijanie broni i więcej zasobów na finansowanie terrorystycznych pełnomocników na Bliskim Wschodzie i w Ameryce Łacińskiej. Rezultatem nie jest pokój — to proliferacja. Na zdjęciu: hipersoniczny pocisk balistyczny Fattah1 (Zdjęcie: Wikipedia)

Irański reżim po raz kolejny świętuje fakt prowadzenia negocjacji dyplomatycznych ze Stanami Zjednoczonymi, tym razem pod rządami administracji Trumpa. Przywódcy Teheranu przedstawiają te wznowione rozmowy jako coś pozytywnego, co pozwoli im utrzymać władzę i uruchomić programy broni jądrowej i pocisków balistycznych w późniejszym terminie.


Irańscy przedstawiciele, w tym czołowe osobistości w ministerstwie spraw zagranicznych, wyrazili optymizm w sprawie prowadzonych negocjacji, przedstawiając gotowość zespołu Trumpa do zaangażowania się jako krok w kierunku „wzajemnego zrozumienia”. Chcieliby, aby świat uwierzył, że dyplomacja działa — gdy w rzeczywistości jest pułapką. Podekscytowanie w Teheranie nie jest sygnałem pokoju ani współpracy; to świętowanie zwycięstwa. Za każdym razem, gdy reżim terrorystyczny, który skanduje „Śmierć Ameryce”, zaczyna się uśmiechać podczas negocjacji, nie jest to dyplomacja — to zwycięstwo.


Władcy Iranu są niewątpliwie zachwyceni „rozmowami”. Jaka jest alternatywa? Operacja wojskowa na pełną skalę mająca na celu zniszczenie ich infrastruktury nuklearnej? To prawdopodobnie jedyna rzecz, która kiedykolwiek naprawdę przeraziła mułłów. Donoszono, że prezydent Donald Trump odrzucił izraelską propozycję ataku na irańskie obiekty nuklearne. Zostało to bez wątpienia odebrany przez Teheran jako sygnał, że Waszyngton nie podejmie działań militarnych.


Reżim irański wie, że bez programu nuklearnego jest niczym. Nie ma legitymacji ani ochrony przed upadkiem. Jego program nuklearny jest planem przetrwania i ekspansji reżimu — jego polisą ubezpieczeniową. Bez niego Republika Islamska stoi naga przed swoimi wrogami, narażona na ten sam los, co inni upadli despoci.


Iran, podobnie jak Korea Północna, widzi broń jądrową jako ostateczny środek odstraszający, jedyną rzecz, która chroni jego władców przed wewnętrznymi przewrotami i zagraniczną interwencją. Naród irański wielokrotnie się buntował, ryzykując życie w ogólnokrajowych protestach. Każde powstanie zagraża istnieniu osłabionego reżimu.


Iran niedawno stracił swojego wieloletniego lojalnego sojusznika w Syrii, reżim Assada. Nowy rząd Syrii, na czele którego stoi prezydent Ahmed al-Szaraa, były dowódca Haj'at Tahrir al-Szam (powiązany z Al-Kaidą), rządzi pod ochroną i patronatem Turcji. Zarówno Szaraa, jak i prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan są sunnickimi muzułmanami, wrogo nastawionymi do szyickiego Iranu.


Tymczasem niegdyś potężne organizacje terrorystyczne działające na zlecenie Iranu, od Hezbollahu w Libanie po Hamas w Strefie Gazy, są nękane izraelskimi atakami i wewnętrznym wyczerpaniem.


Co zatem pozostaje Islamskiej Republice Iranu, reżimowi znienawidzonemu w kraju, odizolowanemu za granicą i pozbawionemu regionalnej siły? Jedno: broń jądrowa.


Mułłowie rządzący Iranem, którzy już byli w tej sytuacji, dobrze wiedzą, jak z niej wybrnąć. W momencie wyboru Trumpa na prezydenta Iran pospieszył do Unii Europejskiej z prośbą o pomoc w wznowieniu negocjacji. Skąd to nagłe zainteresowanie dyplomacją? Czysty strach. Mułłowie podejrzewali, że druga kadencja Trumpa może przynieść ze sobą bardziej agresywną postawę USA — być może nawet ataki militarne. Więc zrobili to, co zawsze: grają na zwłokę, opóźniają i wciągają Zachód w negocjacje. Mów tylko tyle, by złagodzić presję, udawaj tylko tyle, by sprawiać wrażenie współpracujących, i przeczekaj złe czasy. To jest oszukańcza gra, którą prowadzą od wieków.


Ekonomicznie Iran jest na krawędzi upadku. Kurs jego waluty spada gwałtownie, inflacja wymknęła się spod kontroli. Chiny kupują irańską ropę po niezmiernie obniżonych cenach. Zniszczona gospodarka Iranu jest również powodem, dla którego reżim chętnie podejmuje rozmowy. Rozmowy dają nadzieję na złagodzenie sankcji, stabilizację waluty i międzynarodową legitymację — wszystko to przy okazji kupowania czasu na kontynuowanie wzbogacania uranu za zamkniętymi drzwiami. Zachód nazywa to „umową”. Iran nazywa to pełną pulą.


Wyobraź sobie rozmowy odbywające się za zamkniętymi drzwiami w Teheranie. Irańscy oficjele prawdopodobnie mówią coś takiego:

„Zobaczmy, czy uda nam się uzyskać kolejne porozumienie w stylu JCPOA i zaprotestować, że potrzebujemy naszych centryfug i niewielkiego wzbogacania uranu do celów pokojowych, tak jak zrobiliśmy to z prezydentem Barackiem Obamą, a może nawet uda nam się wepchnąć kolejną ‘klauzulę wygaśnięcia’, która umożliwi nam posiadanie nieograniczonej liczby broni jądrowej w krótkim czasie. Przynajmniej możemy zmarnować kolejne dwa lub trzy lata, udając, że negocjujemy. Możemy zgodzić się na pewne wstrzymanie wzbogacania uranu, tylko tyle, żeby zapewnić im zwycięstwo dyplomatyczne. Wtedy otrzymamy miliardy w postaci złagodzenia sankcji. Ustabilizujemy walutę, podreperujemy gospodarkę i złagodzimy niezadowolenie wewnętrzne oraz odzyskamy legitymację we wspólnocie międzynarodowej. Trump tak bardzo chce dostać zdyskredytowaną Pokojową Nagrodę Nobla, ale Norwegowie nigdy mu jej nie dadzą — dla nich ‘lewica’ to religia. Ich bohaterami są Castro i Arafat. Tymczasem, aby pokazać Norwegii, jak jest pokojowo nastawiony, Trump pozwoli nam, Rosji i Chinom, wyjść z opresji. Biedak, to nie zadziała. On po prostu obudzi się jako ‘frajer’ i ‘przegrany’. Tymczasem wyrzuca to, co mogłoby dać mu historyczną wielkość. Kiedy on demonstruje swoją ,pokojowość’ przez trzymanie Ameryki z dala od wojny, która i tak nie wybuchłaby, my możemy dalej zmierzać w kierunku naszej bomby, naszych pocisków i miniaturowych głowic nuklearnych do zamontowania na nich. Po cichu. A jeśli nas przyłapią? I co z tego. Amerykanie znów będą negocjować!”

Dlatego limity wzbogacania nie działają. Są odwracalne. Zgodnie z JCPOA Iran miał wzbogacać uran do poziomu 3,67%. Gdy tylko umowa rozpadła się, reżim rozpoczął wzbogacanie do poziomu bliskiego potrzebom produkcji broni atomowej. Pomysł, że można powstrzymać lub „monitorować” Iran za pomocą inspekcji i limitów wzbogacania, jest piękną, romantyczną fantazją. Niestety, temu reżimowi nie można ufać. Nie można pozwolić mu na zachowanie żadnej części infrastruktury nuklearnej. Jedyną akceptowalną drogą jest całkowity demontaż lub trwałe zniszczenie. Żadnych centryfug, żadnego wzbogacania uranu, żadnych zapasów, żadnych podziemnych obiektów. Nic.


Negocjacje toczą się już prawie dwie dekady. Co zyskał Zachód? Nic. Co zyskał Iran? Wszystko. Czas. Pieniądze. Legitymację. Wzbogacanie uranu. Postępy w zakresie produkcji  broni jądrowej i pocisków balistycznych. Każda runda dyplomacji daje reżimowi większe pole manewru, więcej czasu na rozwijanie broni i więcej zasobów na finansowanie terrorystycznych pełnomocników na Bliskim Wschodzie i w Ameryce Łacińskiej. Rezultatem nie jest pokój — jest proliferacja.


Jeśli Zachód w końcu nie potraktuje sprawy poważnie, Iran wejdzie w posiadania broni jądrowej, a świat nie tylko stanie w obliczu ekstremistycznego, drapieżnego reżimu uzbrojonego w broń jądrową, ale także największego możliwego wyścigu zbrojeń. USA i Zachód brną jak lunatycy w kierunku katastrofy. To nie jest tylko zagrożenie dla Bliskiego Wschodu. To zagrożenie dla całego wolnego świata.


Niestety, jedynym rozwiązaniem, jakie pozostało, jest całkowite rozmontowanie irańskiego programu nuklearnego. Żadnych rozmów. Żadnych umów. Żadnych złudzeń. Czas zakończyć te niekończące się negocjacje.


Link do oryginału: https://www.gatestoneinstitute.org/21574/iran-nuclear-trap

Gatestone Institute, 26 kwietnia 2025

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Majid Rafizadeh

Amerykański politolog irańskiego pochodzenia. Wykładowca na Harvard University, Przewodniczący International American Council. Członek zarządu Harvard International Review.