Proces Benjamina N. w szerszym kontekście


Andrzej Koraszewski 2024-12-18

Premier Benjamin Netanjahu przed wejściem na salę sądową w Tel Awiwie, 16 grudnia 2024. (zdjęcie: YOSSI ZELIGER/FLASH90)
Premier Benjamin Netanjahu przed wejściem na salę sądową w Tel Awiwie, 16 grudnia 2024. (zdjęcie: YOSSI ZELIGER/FLASH90)

Od czego zacząć? Zaczynanie od książki Franza Kafki i Józefa K. byłoby pewnie zbyt banalne. Zacznijmy może od tego, że w latach dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku wielu polityków na Zachodzie (z Watykanem na czele), usprawiedliwiało swoje pełne starodawnych uprzedzeń sprzeciwy wobec samej idei odbudowy żydowskiego państwa twierdzeniami, że Żydzi to komuniści, a żydowskie państwo będzie wysuniętą placówką ZSRR. Czy były to zarzuty zupełnie bezpodstawne? Oczywiście, że nie, tysiące Żydów na całym świecie bardzo chciało wierzyć, że komunizm to taka piękna idea, która niesie powszechne braterstwo i raz na zawsze położy kres wszelkiemu antysemityzmowi. Wielu z nich przyłączyło się do walki z wrogami klasowymi i stało się wykonawcami poleceń Feliksa Dzierżyńskiego. Jedni żydowscy komuniści trzeźwieli i ginęli w Gułagu, inni służyli wiernie do końca. W wolnym świecie wielu Żydów było awangardą najbardziej utopijnych ruchów.

Syjonizm pociągał nielicznych, ale oczywiście byli również żydowscy komuniści w ruchu syjonistycznym. Nadzieje Stalina, że Izrael będzie radziecką republiką w arabskim świecie nie były tak całkiem pozbawione podstaw. To dzięki tym nadziejom transporty czeskiej broni odegrały znaczącą rolę w wojnie o niepodległość.


Jednak Izrael pod przywództwem Ben Guriona i Partii Pracy budowany był jako zachodnia demokracja, oparta w znacznym stopniu na socjaldemokratycznych wartościach. Izraelska liberalna opozycja po raz pierwszy doszła do władzy dopiero w 1977 roku.


Izrael jest krajem wielu cudów. Samo powstanie Izraela było cudem maksymalnego wykorzystania historycznej okazji. Powstanie  ruchu syjonistycznego na przełomie XIX i XX wieku, rozpad imperium osmańskiego w wyniku zwycięstwa krajów Ententy, Deklaracja Balfoura i utworzenie Mandatu Palestyńskiego z zadaniem stworzenia Domu Narodu Żydowskiego – to wszystko było cudem politycznym (który teoretycznie nie miał prawa się zdarzyć). Wygranie trzech wielkich wojen z połączonymi armiami krajów arabskich było militarnym cudem nadal trudnym do wyjaśnienia. Przebudowa socjalistycznego państwa w państwo liberalne otworzyło drogę do cudu gospodarczego, który nie tylko pozwolił na dalszy rozwój izraelskiej armii, ale dostarczył jej przewagę technologiczną, która umożliwiła skuteczną obronę przed próbą zniszczenia Izraela przez Iran i jego grupy terrorystyczne.


Co to wszystko ma wspólnego z procesem Benjamina N.? Bardzo wiele. Izraelskie elity polityczne, militarne, akademickie i dziennikarskie wyrosły i okopały się w czasach wielkości Partii Pracy. Od 1977 roku ta partia systematycznie traciła wyborców i dziś może mieć trudności z samodzielnym przekroczeniem progu wyborczego. W przegranym obozie narastała gorycz i radykalizm. W tym czasie zmieniła się również struktura demograficzna Izraela i żydowscy uchodźcy z krajów arabskich (oraz ich potomkowie) stanowią dziś większość żydowskiej populacji Izraela.


Niektórzy przybysze i potomkowie przybyszów z Europy poczuli się zagrożeni, lewicowy rewolucyjny romantyzm z każdym rokiem bardziej ujawniał swoje naiwne i złośliwe oblicze.


Socjaldemokracja oznaczała nie tylko etatyzm, biurokrację i zastój w gospodarce ale i tragiczną w skutkach łatwowierność, tak w relacjach ze światem arabskim, jak i w relacjach z krajami zachodnimi. Menachem Begin, a następnie Benjamin Netanjahu postrzegani byli przez te elity jako zagrożenie większe niż ci, którzy otwarcie dążyli do fizycznego zniszczenia Izraela. To zacietrzewienie coraz częściej zaczynało zakrawać na chorobliwą obsesję skłaniającą do działań będących wręcz zdradą stanu (na przykład spiskowanie z wrogiem i wzywanie do odmowy służby wojskowej w czasie wojny).


Od lat siedemdziesiątych obserwowaliśmy w wielu krajach zachodnich niepokojące zmiany w interpretacji prawa i zadań wymiaru sprawiedliwości. Państwo prawa ustępowało pod naporem idei państwa sprawiedliwości społecznej i praw stanowiących, że ma być lepiej.


W 1995 roku ówczesny prezes izraelskiego Sądu Najwyższego Aharon Barak rozpoczął działania, które sam nazwał „rewolucją konstytucyjną”. Izrael nie ma konstytucji, ale jest kilka krajów, które nie mają konstytucji, jej funkcję spełniają tam ustawy podstawowe. To nie musi być największy problem. Sądownicza rewolucja konstytucyjna w Izraelu zmierzała do uznania Sądu Najwyższego za żywą konstytucję stanowiącą ad hoc konstytucyjne postanowienia. W Izraelu Prokurator Generalny (sprawujący równocześnie rolę doradcy prawnego rządu) nie podlega ani Ministrowi Sprawiedliwości, ani nawet premierowi, podlega Sądowi Najwyższemu, a co więcej, tzw. doradcy prawni rządu i poszczególnych ministrów również podlegają Sądowi Najwyższemu i pełnią bardziej rolę politruków z ramienia KC (przepraszam, SN) niż faktycznych doradców. Ich „porady” mogą przekreślać decyzje polityków. W ten sposób Sąd Najwyższy ustawił się w roli swego rodzaju bolszewickiego Sanhedrynu. Oznacza to znacznie więcej niż niezależność władzy sądowniczej, oznacza jej dominację nad pozostałymi filarami władzy, zważywszy, że wpływ wybieralnych polityków (rządu i parlamentu) na skład Sądu Najwyższego został radykalnie ograniczony, a sędziowie Sądu Najwyższego wybierają się z własnego grona.


Rząd Jaira Lapida podniósł większość potrzebną do powołania sędziego SN do siedmiu, co było dalece niewystarczające, a zmiana składu Komisji Selekcyjnej Sędziów była jednym z głównych punktów programu reformy sądownictwa rządu premiera Netanjahu przed 7 października 2023 r.  

Czy mamy zatem do czynienia z procesem skorumpowanego polityka, czy z wojną prawną ze znienawidzonym politykiem, z którym nie można wygrać w drodze wyborów? 


Działania prokuratury przeciw Netanjahu rozpoczęły się 2016 roku od przecieków do prasy i medialnego przekonywania o jego winie. (W tym czasie media, tak izraelskie, jak i światowe, intensywnie śledziły owe przecieki i powszechnie uznały go za winnego.) Po ośmiu latach prokuratura nie zdołała udowodnić ani jednego zarzutu, większość świadków oskarżenia została przekwalifikowana na wrogich świadków, są bardzo poważne zastrzeżenia do metod prowadzenia śledztwa włącznie z zarzutami o psychiczne i fizyczne tortury wobec ludzi, od których próbowano wydobyć obciążające zeznania. Wielu ludzi zapewniało, że proces zakończy się po przegranych przez Likud wyborach, ale był to okres największej kompromitacji prokuratury i gwałtownego spadku zainteresowania mediów krajowych i zagranicznych tym, co działo się na sali sadowej.


Obecnie, w samym środku wojny Izraela na wielu frontach Sąd Najwyższy nie tylko zdecydował się na gwałtowne przyspieszenie procesu, stanowczo odmówił odroczenia rozpraw do zakończenia wojny, a co więcej, zażądał od premiera wielogodzinnej obecności w sądzie trzy razy w tygodniu w odległym od stolicy Tel Awiwie. To żądanie, jak pisze na łamach „Israel Hayom” Nadav Shragai, jest wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi:

„Graniczy z absurdem, że podczas gdy ‘wojna na siedmiu frontach’ wciąż trwa (choć obserwujemy moment wytchnienia), a nowy Bliski Wschód kształtuje się na naszych oczach, premier ma dzielić swoją uwagę, koncentrację, energię i gotowość psychiczną między rozważania o pudełkach cygar i butelkach szampana ( niezależnie od tego, czy otrzymał je legalnie, czy nie), a dyskusjami o sprawach najwyższej wagi państwowej z izraelskimi i amerykańskimi urzędnikami ds. obrony na temat zdecydowanych działań dotyczących zagrożenia nuklearnego ze strony Iranu.”

Prokuratura twierdzi, że działa w imieniu interesu publicznego, ale trudno to poważnie traktować. Małostkowe odmowy ograniczenia liczby posiedzeń, na których premier musi być obecny, upór, który wskazuje wyłącznie na złą wolę. Jak pisze Shragai, gdyby prokurator generalna naprawdę stawiała dobro publiczne na pierwszym miejscu, sama zażądałaby odroczenia tego procesu.

„Ale prokuratura i sędziowie zmuszają Netanjahu do poświęcania czasu sprawom, które bezsprzecznie nie są krytyczne — ani dla bezpieczeństwa Izraela, ani dla ‘interesu publicznego’, pojęcia, który prokuratura często przywołuje. Te sprawy bledną w porównaniu z długą listą pilnych kwestii, które obecnie znajdują się na porządku dziennym Izraela, a które są kluczowe dla bezpieczeństwa kraju, przyszłości i szerszego interesu publicznego.”

Czy jest to zatem montowana w panice próba odsunięcia premiera od władzy przed inauguracją prezydenta Trumpa w USA i bez względu na interes państwowy? To są spekulacje, pozostają zdumiewające fakty. Przeniesienie rozprawy z Jerozolimy do Tel Awiwu motywowane jest względami bezpieczeństwa (bo w Tel Awiwie jest sala sądowa w podziemnym bunkrze). Pomija się tu jednak zagrożenie premiera podczas  łatwych do śledzenia, bezsensownych i czasochłonnych podróży. Prokuratura zażądała uniemożliwienia podawania premierowi podczas rozprawy notatek z informacjami o sytuacji na frontach i w negocjacjach w sprawie zwolnienia zakładników. (To żądanie odrzucili nawet ewidentnie wrodzy sędziowie.) Sąd odrzucił prośbę premiera o zmniejszenie liczby wezwań do dwóch w tygodniu, uległ jednak po długich naradach kiedy 16 grudnia premier poprosił o odroczenie posiedzenia sądu w dniu 17 grudnia z ważnych przyczyn państwowych . Sąd przychylił się do tej prośby, nakazując odrobienie straconego czasu w innym terminie.


Osobliwą ciekawostką jest fakt, że prezydent Isaac Herzog powiedział, w czwartek 12 grudnia, że ułaskawienie premiera Benjamina Netanjahu, który składa zeznania w swoim procesie o korupcję, „nie jest obecnie brane pod uwagę, ponieważ nie został o to poproszony”. (Istotnie, premier Netanjahu dużo wcześniej uznał propozycję ułaskawienia za niepopełnione winy za w najwyższym stopniu obraźliwą.) Nie zważając na stanowczą odmowę samego oskarżonego „Jerusalem Post” w artykule redakcyjnym pisze:

„Wizjonerzy po obu stronach politycznego sporu muszą się zjednoczyć i zaproponować ułaskawienie Netanjahu w zamian za wycofanie się z życia publicznego.”

Zdaniem redakcji Netanjahu odmawiając prośby o ułaskawienie popełnia grzech przeciw demokracji i narodowym interesom.  (Nawiasem mówiąc, sama idea ułaskawienia za nigdy nie udowodnione przestępstwa wyszła od poprzedniego redaktora naczelnego tej gazety.)


Nie jest zadaniem dziennikarza wydawanie wyroków na podstawie doniesień prasowych. A jednak, ten ciągnący się od ośmiu lat proces Benjamina N. budzi niepokój i to nie tylko o stan praworządności w Izraelu, ale również wszędzie, gdzie ludzie o skłonnościach totalitarnych zmierzają do zastąpienia państwa prawa systemem, w którym system wymiaru sprawiedliwości zostaje zaprzęgnięty do walki politycznej. W Izraelu autorytet sądownictwa został poważnie naruszony.


Po ośmiu latach dochodzeń i szczucia, po trwającym pięć lat procesie, po 280 przesłuchaniach, Benjamin  N. mógł po raz pierwszy powiedzieć w sądzie, co myśli o tym procesie. Jak pisała w „Israel Hayom” Elinor Shirkani Kofman:

„Netanjahu rozpoczął swoje zeznania od wyrażenia zadowolenia z powodu długo oczekiwanej okazji do zabrania głosu, stwierdzając: ‘Czekałem 8 lat na ten moment. Aby powiedzieć prawdę. Prawdę, jaką pamiętam, co jest ważne dla dobra sprawiedliwości. Nie ma sprawiedliwości bez prawdy’. Podkreślił swoje zdziwienie po przejrzeniu materiałów sprawy, opisując je jako absurdalne zarzuty.”

Oskarżony zwracał uwagę, że wybór momentu tych przesłuchań jest bezprecedensowy, zaledwie kilka dni wcześniej zmieniło się oblicze Bliskiego Wschodu – mówił, mając na myśli upadek dyktatury Assada w Syrii. Benjamin N. nie protestował przeciw decyzji o urządzeniu tego cyrku właśnie teraz.  „Uważałem i nadal uważam, że obie rzeczy można robić równolegle... Uważałem, że w ogólnym schemacie rzeczy można znaleźć równowagę między potrzebami procesu, które uznaję, a potrzebami państwa”. Przyznał, że dążył do większego zrównoważenia izraelskich mediów i nie kryły się za tym ani spiski, ani łapówki.    

„Sprawy, w które wierzę, zmusiły mnie do ciągłej walki z dominującymi opiniami w izraelskich mediach i izraelskim dyskursie publicznym. Do tego stopnia, że twierdzili, że zagrożenie ze strony Iranu to tylko kaprys, ‘wymysł Netanjahu’. Przedstawiane rozwiązanie – ‘ustanowić państwo palestyńskie na obrzeżach Jerozolimy, a na świecie zapanuje porządek’ – wymagało to ode mnie przeciwstawienia się ogromnemu medialnemu natarciu. Przede wszystkim mediom zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym. A jeśli chciałem dobrej prasy, wystarczyło, że zasygnalizuję poparcie dla dwóch państw, mogłem po prostu przesunąć się o kilka kroków w lewo i zostałbym bohaterem Izraela. Zamiast tego, ponieważ stałem twardo na stanowisku niezbędnym dla zapewnienia naszego istnienia, zbierałem krytykę i ataki, w tym skierowane przeciwko mojej żonie i rodzinie, obelgi, zniesławienia i kłamstwa. Na skalę, jaką wątpię, by kiedykolwiek doświadczyły inne osoby publiczne”.

Okazuje się, że sprawa, która początkowo uważana była za najmniej istotną, jest dziś traktowana jako „najbardziej udowodniona” – cygara i szampan od przyjaciela. Problem pojawia się przy pytaniu – kto i co na tym zyskał. Zobaczymy, co prokuratura w tej sprawie wymyśliła i jak się to w tym sądzie obroni.     


Jeśli idzie o wpływ na media, to okazuje się, że była rozmowa, w której Benjamin N. na nic się nie zgodził, ale zostawił rozmówcę z wrażeniem. Zobaczymy jak też sąd oceni siłę wrażenia jako dowodu zbrodni.


W normalnych czasach oglądalibyśmy ten kafkowski proces Benjamina N. jako coś, co zagraża istnieniu państwa prawa. Oglądając go dziś możemy się zastanawiać na ile zagraża on istnieniu państwa. 


Après nous, le déluge
powiedział podobno Ludwik XV. Ludobójcza operacja Hamasu pod kryptonimem „Potop Al.-Aksa” przygotowywana była niezależnie od rewolucji konstytucyjnej izraelskiego Sądu Najwyższego. Moment jej przeprowadzenia był jednak prawdopodobnie wybrany w związku z działaniami tego sądu i innych ludzi w Izraelu, którzy mówili wtedy i mówią nadal „po nas choćby potop”.


Benjamin Netanjahu ma zdecydowane poparcie większości izraelskiego społeczeństwa i to jest główny powód, dla którego niektórzy uważają, że trzeba z nim walczyć innymi środkami bez względu na konsekwencje dla interesu publicznego.