Ateistka, feministka i abolicjonistka z kraju Kościuszki
Rok był 1810 kiedy w Piotrkowie Trybunalskim, w rodzinie rabina Potowskiego, urodziła się dziewczynka. Zmartwienie, bo ojciec miał nadzieję, że będzie chłopiec, a było to pierwsze i, jak się okazało, ostatnie jego dziecko. Znamy ją jako Ernestynę, ale z pewnością początkowo nosiła inne imię, nie wiemy jednak jakie. Rabin z Piotrkowa pogodził się z faktem, że ma córkę, a niebawem miał zacząć naginać nakazy religijne i uczyć ją tego, czego w tamtych czasach dziewczynek się nie uczyło. Musiał się szybko zorientować, że począł buntowniczkę, ale pierwsze informacje o jej skłonnościach mamy z 1815 roku, kiedy to posłana do żydowskiej szkoły dziewczynka (gdzie prawdopodobnie uczono ją jidysz i podstaw hebrajskiego), oznajmiła pewnego dnia, że więcej do szkoły nie idzie, bo tam ją niesprawiedliwie traktują.
Dobry rabin z Piotrkowa Trybunalskiego musiał już wtedy znać potęgę uporu swojej ukochanej córki, gdyż ustąpił i uczył ją dalej sam. Oczywiście podręcznikiem była hebrajska Tora, a nauka polegała na wprowadzaniu dziecka w arkana języka i religii równocześnie. Żywy umysł Ernestyny dobrze reagował na metodę talmudyczną, która jest zbliżona do sokratesowej, więc dziewczynka nieustannie zadawała zadziorne pytania, zaś dobry rabin pouczał ją, że dziewczynki nie zadają takich pytań. Ten gatunek dziewczynek reaguje na tego rodzaju pouczenia wzmożonym buntem i dalszymi niestosownymi pytaniami.
Dorosła Ernestyna zapamiętała swoje spory z chorowitym ojcem o jego częste posty, które go osłabiały. Na pytanie dlaczego pości, ojciec odpowiedział, że „Bóg tak chce”. Dziecko zapytało skąd to wie? Odpowiedź, że z długiej tradycji, jakoś jej nie zadowoliła. Bo jak wspominała, odpowiedziała, że to inni ludzie mu powiedzieli, a nie Bóg. (Czy tak było naprawdę, to nie wiemy, bo chwilami odnosi się wrażenie, że lubiła troszkę koloryzować te swoje wspomnienia.) Tak, czy inaczej, w wieku lat dwunastu dochodzi do pierwszej konfrontacji z Panem Bogiem. Żydowski szabat to święta rzecz. Włosy wolno przygładzić, ale już nie ułożyć, żadnej pracy, wszystko jest grzeszne, słomki nie wolno złamać. Dumała nad tymi zakazami mała buntowniczka i postanowiła wystawić Pana Boga na próbę. Wzięła słomkę do ręki i mówi: „jeśli mi nie wolno złamać tej słomki, to sam mi to powiedz”. Jak łatwo się domyśleć Pan Bóg fatalnie wypadł na tym teście, więc dziewczynka nie namyślając się dłużej złamała w szabatowy dzień słomkę i znalazła się na progu rozstania z Panem Bogiem. Nie przyznała się kochanemu ojcu do tego bezeceństwa i jeszcze przez dwa lata ukrywała swoje coraz mocniejsze podejrzenia, że cała religia oparta jest na bajkach. Kiedy w końcu przyznała się do swojej niewiary, jej relacje z ojcem uległy pogorszeniu, nadal jednak oscylując między czułością i gniewem. (O reakcjach matki nie wiemy nic, poza tym, że zmarła, kiedy Ernestyna miała czternaście lat i zostawiła córce spory majątek.)
Ojciec musiał ją nadal uczyć, bo władała hebrajskim, polskim i niemieckim (o jidysz, który był wówczas codziennym językiem polskich Żydów, nie wspominając). Tak czy inaczej, kiedy Ernestyna skończyła piętnaście lat, ojciec postanowił ją zaręczyć, mając nadzieję, że małżeństwo ostudzi jej niespokojny umysł.
Wygląda na to, że zaręczyny odbyły się bez wiedzy i zgody narzeczonej, a zerwanie zaręczyn oznaczało przepadek znacznej części otrzymanego po matce spadku na rzecz porzuconego narzeczonego. Ernestyna nie zamierzała jednak rezygnować. Stanowczo odrzuciła możliwość ślubu z człowiekiem, którego nie kochała i nie zamierzała również rezygnować ze spadku. Ponieważ narzeczony na pokojowe zerwanie zaręczyn się nie godził, skierowała sprawę do polskiego sądu (wiedząc, że w sądzie rabinackim nie ma szans). Kiedy doszło do rozprawy Ernestyna miała już całe siedemnaście lat, sama broniła swojej sprawy przed sądem w Kaliszu, przekonując, że utrata znacznej części jej spadku z powodu zerwania zaręczyn byłaby sprzeczną z prawem niesprawiedliwością. Sprawę wygrała, o czym nie jeden raz wspominała podczas swoich wykładów dla feministek, prezentując tę historie jako dowód, że upór i walka może być uwieńczona sukcesem.
Ojciec w międzyczasie ożenił się ponownie z kobietą w jej wieku. Relacje z macochą były fatalne, a z ojcem napięte. Ernestyna postanawia rozpocząć samodzielne życie i wyjechać do Berlina.
Już wtedy musiała być oczytana i elokwentna. Jako Żydówka z Królestwa Polskiego miała obowiązek uzyskać poręczenie przez trzech mieszkańców Berlina. Tłumaczy w Berlinie oficerowi policji, że ma swoje własne środki do życia, a jeśli idzie o jej zachowanie, to nikt nie może za nią gwarantować, tylko ona za siebie gwarantuje i odpowiada przed prawem. Zdumiony oficer odesłał ją do ministra, minister rozłożył ręce, powiedział, że nie może łamać prawa i tylko król może tu wydać inną decyzje. Wilhelm II, przyjął ją na audiencji i rozbawiony jej bezczelnością, powiedział, że chętnie się zgodzi, jeśli przejdzie na chrześcijaństwo, dodając, że gotów jest zostać jej ojcem chrzestnym. Ernestyna, odpowiedziała mu, że nie po to porzuciła judaizm, żeby wskakiwać na jego gałąź. Było tak lub troszkę inaczej, ale faktem jest, że przez kolejne dwa lata mieszka w Berlinie, który był wtedy ogromnym miastem, mającym 160 tysięcy mieszkańców. Ernestyna wynajmuje tanie mieszkanie i większość czasu spędza w bibliotekach pochłaniając książki głównych autorów Oświecenia. Musi również myśleć o jakichś zarobkach i wymyśla odwaniacze do wiecznie zatęchłych mieszkań. Jej wynalazek nie jest wielkim sukcesem, ale pozwala na znośnie utrzymanie i będzie jeszcze długo źródłem jej zarobków.
Po dwóch latach Ernestyna dochodzi do wniosku, że Berlin nie ma jej już nic do zaoferowania i przenosi się do Paryża. Jest zachwycona tym miastem i Francuzami, to jest stolica Oświecenia i rewolucji. Spędza w Paryżu dziewiętnaście miesięcy i jedzie dalej do Londynu, który jest stolicą ówczesnego świata. Początki są trudne, utrzymuje się dając lekcje niemieckiego i hebrajskiego, sama pospiesznie uczy się angielskiego. Przez jednego ze swoich pracodawców poznaje Roberta Owena, socjalistę, przeciwnika własności prywatnej i małżeństw, zwolennika spółdzielczości i komun, w których wszystko jest wspólne. Owen jest dla niej namiastką ojca, to przyjaźń na resztę życia (chociaż i z nim będzie się spierać). W kręgu uczniów Owena poznaje swojego przyszłego męża Williama Rose, londyńskiego jubilera, ateistę i socjalistę. Małżeństwo jest dla niej ważne. Dziś nazwalibyśmy je dwupłciowym związkiem partnerskim, związkiem opartym na przyjaźni, miłości i równości. Cywilne śluby praktycznie nie istniały, ale postawili na swoim i udało im się ominąć kościoły i uzyskać notarialne zawarcie związku. Od tego ślubu Ernestyna będzie znana jako Ernestyna Rose.
Londyn jest miastem bogactwa i nędzy, mgły i smrodu, oraz wspaniałych spotkań z ludźmi, borykania się z materialnymi kłopotami i zachwytu nowymi ideami. Ernestyna mimo swojego ateizmu spotyka się z ludźmi z Towarzystwa Przyjaciół (kwakrami), którzy próbują pomagać ubogim. Tu spotyka znacznie starszą od niej Elizabeth Fry, która walczy o poprawę traktowania kobiet w więzieniach. Ta przyjaźń zrodzi trwałe zainteresowanie sprawą emancypacji kobiet. Głównym przewodnikiem Ernestyny pozostaje jednak Robert Owen, który również domagał się zniesienia różnego traktowania ludzi ze względu na płeć. Owen w swoim ruchu spółdzielczym forsował równą obecność kobiet, starając się aby „głos kobiet był lepiej słyszalny niż dotąd”. Występujące publicznie kobiety nazywano „czarownicami”, „diablicami” albo po prostu „dziwkami”. Oweniści wręcz przeciwnie, cenili głos kobiet, i to na ich spotkaniach Ernestyna wygłaszała swoje pierwsze mowy.
Młodszy od niej o trzy lata mąż, chociaż uczestniczył w tych spotkaniach, nie występował publicznie, ani nie pisał, ale na wszelkie sposoby wspierał Ernestynę, która należała teraz do najbliższego kręgu Roberta Owena.
Wkrótce po ślubie William i Ernestyna postanowili wyemigrować do Stanów Zjednoczonych, by wraz z grupą innych owenistów założyć tam komunę.
Już w drodze przez ocean państwo Rose zaczynają podejrzewać, że nic z tego nie wyjdzie i po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych, w maju 1836 roku, osiadają w Nowym Jorku, gdzie będą mieszkać przez ponad 30 lat.
Nowy Jork był miastem imigrantów, a przybysze z wysp brytyjskich stanowili 75 procent mieszkańców. Oczywiście natychmiast zanurzyli się w tamtejszym ruchu wolnomyślicielskim, a już w rok później pojawiły się pierwsze wzmianki „o młodej, pięknej i interesującej damie z odkrytą głową”. Ta „odkryta głowa” jest ciekawa. Oczywiście ani w Europie, ani w Ameryce nie było policji religijnej jak w dzisiejszym Iranie, ale obyczaj nakrytej kobiecej głowy był egzekwowany przez opinię publiczną, którą Ernestyna najwyraźniej lekceważyła, podobnie jak niechęć do kobiet publicznie zabierających głos.
Owenistów w Nowym Jorku było tak wielu, że często wynajmowali na spotkania prestiżowy Tammy Hall. Chociaż Ernestyna nadal mówiła po angielsku z silnym obcym akcentem (jedni twierdzili, że z francuskim, a inni, że z niemieckim), nie tylko wygłaszała przemówienia, ale i agitowała chodząc od domu do domu. Na pierwszy ogień poszła walka o prawo do własności zamężnych kobiet. Wbrew stanowisku Roberta Owena, dla którego wszelka własność prywatna była złem, Ernestyna uważała, że prawo stanowiące, iż wszystko, co posiada żona, jest automatycznie własnością męża, jest barbarzyńskie.
Jak pisał o niej „Boston Investigator”: „Ta wybitna i utalentowana dama jest godną spadkobierczynią szlachetnej rasy, która zrodziła dzielnego i hojnego Kościuszkę”. Nawiasem mówiąc wydawcą tej ateistycznej gazety był Josiah Mendum, z którym Ernestyna i William bardzo się zaprzyjaźnili, a w dziesięć lat później Mendum brał ślub z przyjaciółką Ernestyny w mieszkaniu Rose’ów. (Prawdopodobnie ówczesny świat amerykańskich ateistów nie był zbyt wielki, chociaż na niektóre spotkania przychodziły setki ludzi.)
Aczkolwiek oboje z mężem popierali ruch spółdzielczy, sami żyli z prywatnej przedsiębiorczości, William założył zakład jubilerski, ona sprzedawała w tym samym sklepie swoje odwaniacze.
Z czasem ateizm stawał się dla Ernestyny mniej ważny wobec konieczności skupienia się na emancypacji kobiet i walce z niewolnictwem. Łączy te sprawy, mówi o zniewoleniu kobiet, o braku praw, o karaniu ich prawami, których nie tworzą, o zamkniętych drogach do przedsiębiorczości i polityki. Kiedy w 1846 roku wystąpiła przed Izbą Reprezentantów w stanie Michigan, jedna z miejscowych feministek napisała: „Agitacja na rzecz praw wyborczych dla kobiet rozpoczęła się w tym stanie wraz z pojawieniem się Ernestyny Rose.” Nie ograniczała się do praw kobiet, w tym czasie zaczęła publicznie występować przeciw niewolnictwu. Większość amerykańskich abolicjonistów kierowała się pobudkami religijnymi, argumentując, że wszyscy ludzie są dziećmi Boga. Ernestyna, podobnie jak inni oweniści, za niewolnictwo obwiniała religię. To był jeden z powodów, dla których często wpadała w konflikty nie tylko z publicznością, ale i towarzyszami wspólnej walki.
W 1850 roku, na przerwanym przez wrogi tłum spotkaniu przeciw niewolnictwu, Ernestyna poznaje Fredericka Douglassa, słynnego zbiegłego niewolnika, wówczas już wydawcę pisma „New Star” walczącego z niewolnictwem i segregacją rasową. W kolejnych latach będą często występowali razem, a po jej śmierci Douglas złożył jej hołd jako jednej z tych ludzi, którzy mają odwagę wspierania niepopularnych opinii.
Ernestyna zyskała sławę czołowej feministki Ameryki. Dzięki wsparciu męża mogła się swojej działalności poświęcić niemal bez reszty. Nigdy nie brała pieniędzy za wykłady, uważając, że nawet koszty podróży i zakwaterowania musi ponosić sama.
W 1869 roku Ernestyna i William decydują się na wyjazd do Europy. To miała być wyprawa dla podreperowania zdrowia, zaledwie na kilka miesięcy. Po kilku miesiącach spędzonych we Francji i Szwajcarii wrócili do Anglii. Krótki pobyt w Bath był dla Ernestyny okropny, żadnych wolnomyślicieli, żadnych radykałów, nikogo, z kim można rozmawiać. W Londynie byli znajomi i liczne stowarzyszenia podobnie myślących, co oczywiście zadecydowało o przeprowadzce do Londynu. Szybko ze zdumieniem zauważyła, że podczas gdy Amerykanie oswoili się już z widokiem kobiet na mównicach, w Anglii przemawiająca kobieta ciągle wywoływała sprzeciw. Występując publicznie przekonywała, że Ameryka poszła już dalej i tam ludzie rozumieją, że prawa kobiet oznaczają po prostu prawa człowieka.
William i Ernestyna ostatecznie postanowili pozostać w Europie i na stałe osiąść w Londynie. Ernestyna koncentrowała się głównie na kwestii praw wyborczych dla kobiet. Przeciwnicy tych praw twierdzili, że kobiety są nielogiczne, na co znana z ciętości swojego języka Ernestyna odpowiadała, że nie zamierza dowodzić swojej logiczności, ale zwraca uwagę, że kolejne grupy mężczyzn otrzymywały prawa wyborcze nie dlatego, że uczyli się logiki, ale dlatego, że o te prawa walczyli.
Mimo podupadającego zdrowia pisała artykuły do prasy amerykańskiej i brytyjskiej, ale występowała publicznie coraz rzadziej.
Kiedy w styczniu 1882 roku niespodziewanie zmarł na atak serca Wiliam Rose pogrążona w żałobie Ernestyna odsunęła się od ludzi. Wielu przyjaciół nakłaniało ją do powrotu do Ameryki, ale nie chciała o tym słyszeć, chociaż nadal utrzymywała żywe kontakty i dużo pisała. Powtarzała, że stanowili z Williamem jedność i tej pustki nic już nie może wypełnić.
Zmarła w wieku 82 lat z pełną świadomością, że żyła intensywnym i spełnionym życiem.
Jej biografia napisana przez Bonnie S. Anderson, profesor historii z Nowego Jorku, (przetłumaczona przez Andrzeja Dominiczaka i wydana po polsku przez wydawnictwo „Stapis”), to nie tylko opowieść o wspaniałej postaci, to znakomite wprowadzenie do historii zarówno wolnej myśli, jak i feminizmu.
- Bonnie S., Anderson: Ernestyna Potowska-Rose, s.296, „Stapis” 2024 r.