Sztuka pomagająca przetrwać
Podczas trwającej wojny balet i opera oferują chwile ukojenia, nadziei i krótką ucieczkę od brutalnej rzeczywistości.
Trudno się zrelaksować podczas wojny. Jeszcze trudniej jest zrobić to bez poczucia winy. Ale pewnego wieczoru w tym tygodniu zrobiłem sobie przerwę. Celem było odprężenie się na kilka godzin w wygodnym teatralnym fotelu i obejrzenie inscenizacji Don Kichota w wykonaniu izraelskiego baletu.
Przed występem, tuż po standardowej prośbie o wyłączeniu telefonów, rozległ się głos: „Teatr Jerozolimski pochyla głowę w hołdzie poległym, życzy szybkiego powrotu do zdrowia rannym, wspiera naszych żołnierzy i oczekuje szybkiego powrotu zakładników”. Tyle o ucieczce od rzeczywistości – moim pierwszym odruchem było otwarcie telefonu i sprawdzenie, czy stało się coś nowego.
Występ był znakomity i wywarł oczekiwany efekt – przeniósł mnie na chwilę do innego świata, pośród wiru tańca, muzyki i kolorowych kostiumów.
Gdy opadła kurtyna, podobnie jak reszta publiczności, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było sięgnięcie po telefon. Wkrótce dowiedziałem się, że kobieta zginęła w wyniku bezpośredniego trafienia rakiety w jej dom w północnej wiosce Szfaram, a dziesiątki osób zostało rannych w ataku rakietowym w Ramat Gan, dzielnicy sąsiadującej z Tel Awiwem.
Rzeczywistość uderzyła mnie z impetem, ale bez wdzięku tancerzy, których przed chwilą podziwiałam.
Tożsamość ostatnich ofiar jest kolejnym dowodem na to, że finansowane przez Iran rakiety Hezbollahu zabijają Żydów, Druzów, muzułmanów i chrześcijan. To jest masowe strzelanie do wszystkich obywateli państwa Izrael w tempie około 200 rakiet dziennie. Chciałabym podkreślić, że to zbrodnia wojenna, ale czasami czuję, że walka z nastrojami i narracją antyizraelską jest tak skuteczna, jak Don Kichot atakujący kopią wiatrak.
Dla tych z was, którzy w tym momencie krzyczą: „A co z biednymi Gazańczykami! Oni nie mogą chodzić do teatru!” Macie rację. To tylko dlatego, że Hamas narzuca mieszkańcom Gazy prawo szariatu i nadal jest oddany niszczeniu Izraela, zamiast chronić sztukę i samo życie.
Don Kichot nie był moim jedynym niedawnym muzycznym interludium. Na początku tego miesiąca byłam na wspaniałym przedstawieniu Madame Butterfly Pucciniego wystawionym przez Operę Jerozolimską i Orkiestrę Symfoniczną Jerozolimy. Tragiczna historia nie przyniosła wiele pocieszenia w trudnych czasach i nie byłam jedyną osobą, która podskoczyła na dźwięk wystrzału armatniego spoza sceny.
To trema innego rodzaju. Dosłownie podskakujemy, ponieważ wojna trwa już ponad rok. Kiedy ryknęły armaty, muzy na chwilę ucichły.
Motyle chodziły mi ostatnio po głowie odkąd zobaczyłam wystawę „Po drugiej stronie Wieży Dawida” autorstwa artysty Zadoka Ben-Davida. Urodzony w Jemenie, a obecnie mieszkający w Londynie i Portugalii, Ben-David jest izraelskim artystą z zasłużonym międzynarodowym gronem fanów. Jego wystawy idealnie wpasowały się w stare kamienne mury Wieży Dawida.
Pod względem oddziaływania artystycznego wystawa zasługuje na sławę i sukces wystawy szkła Chihuly'ego pod koniec lat 90. Niestety, obecnie w Jerozolimie jest niewielu turystów zagranicznych, chociaż ciepło witamy tych licznych wolontariuszy, którzy przybyli, aby jak mogą pomóc w trudach wojny.
Wśród prac Bena-Davida znajduje się ogromny, stalowy dysk zawieszony teatralnie w zaciemnionym pomieszczeniu. Zatytułowany „Druga strona północy”, po jednej stronie jest 2000 ręcznie malowanych kolorowych motyli z ludzkimi ciałami, podczas gdy druga strona pokazuje podobną liczbę brązowych, ludzi-owadów.
Podczas tournée prasowego Ben-David wyjaśnił koncepcję stojącą za instalacją. „Wszyscy kochają motyle – powiedział. - Jeśli motyl na tobie usiądzie, czujesz się wyjątkowo. Jednak jeśli pozbawisz motyla jego pięknych skrzydeł, jest on po prostu owadem, jak każdy inny, czymś, co odpędziłbyś i być może poczuł odrazę”. A jednak to jest to samo stworzenie.
Możesz interpretować tę metaforę jak chcesz, ale na pewno niesie ona ze sobą przesłanie dotyczące piękna i brzydoty, a także naszego stosunku do nich.
Wystawa „Po drugiej stronie Wieży Dawida” potrwa do kwietnia 2025 r. W artykule w „Jerusalem Post” dyrektorka Wieży Dawida, Eilat Lieber powiedziała: „Na pierwszy rzut oka eksponaty ukazują żywy świat kolorów i piękna. Dopiero przy drugim spojrzeniu wyłania się mroczniejsza, bardziej tragiczna nuta, nawiązująca do egzystencjalnego lęku, z jakim wszyscy ostatnio się mierzymy. Nazwa wystawy zawiera w sobie złożoność naszego życia, złożoność ludzkości, a także złożoność natury”.
Jerozolima obecnie tętni sztuką i rozrywką – nie masz ochoty na operę ani balet, to co powiesz na Międzynarodowy Festiwal Oud? Albo jeden z wielu koncertów, na których Wschód i Zachód się łączą?
W zeszłym tygodniu byłam na otwarciu wystawy w „Jej własne studio” mojej przyjaciółki Jael Oren. Jej wyjątkowe prace nie tylko prowokowały do myślenia, ale sam budynek był czarujący. Kamienna konstrukcja w dzielnicy Katamon, która kiedyś była domem i pracownią malarza Pinchasa Litvinovsky'ego, jest malownicza, z popularną kawiarnią i sklepem.
Wśród gości był Ram Ozeri, dyrektor Jerusalem Biennale. Pozostał tylko tydzień na obejrzenie wystawy „Brak słów”, którą Ozeri przygotował wspólnie z Hillie Wurtman Moyal, aby uczcić pierwszą rocznicę mega-okrucieństwa z 7 października. Wystawę można zobaczyć w domu Biennale, kultowym dawnym budynku Szaare Zedek na ulicy Jaffa. 26 listopada odbędzie się dyskusja w galerii.
W tym tygodniu jest również ostatnia szansa, aby zobaczyć wystawę solową Sama Griffina Second Draft w Żydowskim Muzeum Ośrodka Kulturalnego Heichal Szlomo, również część Biennale, poświęconą doświadczeniom Griffina jako żołnierza i artysty podczas wojny. Uroczyste zamknięcie wystawy odbędzie się 2 grudnia.
Ozeri ma nadzieję zabrać wystawy Jerusalem Biennale za granicę, tak jak robił to w przeszłości – szczególnie do USA. Ale przyznaje, że w tym roku trudniej mu znaleźć miejsca ze względu na klimat polityczny. Mimo to nie zamierza się poddać. Przysłowiowe przedstawienie musi trwać.
Rozrywka w czasie wojny
Często czuję się źle, bawiąc się, podczas gdy rakiety wciąż spadają, ze śmiertelnymi skutkami; 101 zakładników wciąż jest przetrzymywanych w Gazie – żywych lub martwych; około 80 tysięcy osób wciąż jest wysiedlonych ze swoich domów w północnym i południowym Izraelu – nie żeby międzynarodowe media i społeczność przejmowały się izraelskimi uchodźcami; a żołnierze, w tym tysiące rezerwistów, ryzykują życie. Ale przypominam sobie, że właśnie o to walczą żołnierze – aby życie mogło trwać. Słowami, które zaczęto kojarzyć z ocalałymi z festiwalu muzycznego Supernova: „Znów zatańczymy”.
Kiedy wychodziłam z Teatru Jerozolimskiego, zastanawiałam się, czy iść do domu pieszo, czy czekać na autobus. Rozważając to, uświadomiłam sobie, że Jerozolima jest prawdopodobnie jedyną stolicą w świecie zachodnim, w której niska, siwowłosa kobieta może czuć się bezpiecznie, spacerując sama o północy. To jedna z tych ironii, jak bezpiecznie się tam człowiek czuje, mimo trwających rakiet i ataków terrorystycznych.
Przystanki autobusowe w Jerozolimie i w całym kraju są udekorowane plakatami przedstawiającymi zakładników i naklejkami upamiętniającymi ponad 800 żołnierzy poległych na wojnie oraz 1200 osób zamordowanych 7 października 2023 r.
Projekt naklejek ze zdjęciem i hasłem upamiętnianej osoby jest niesamowicie izraelski. Większość przedstawia piękną, uśmiechniętą, wiecznie młodą twarz i mądre słowa o cieszeniu się życiem, kochaniu się nawzajem i szerzeniu radości.
Niektórych z upamiętnionych znałam osobiście; innych tylko poprzez projekty takie jak ten. Sierżant 1. klasy Aviel Melkamu, członek elitarnej jednostki rozpoznawczej Egoz, zadaje poruszające pytanie: „Czy patrzyłeś dziś w niebo?”
Twarz Jogeva Aharona widać na tle sztandaru Brygady Golani i słów: „Dopóki ktoś o mnie pamięta, żyję”.
Dowódca Golani, kpt. Dekel Swissa, na wieczność wydaje rozkaz: „Nie zapomnij uśmiechnąć się, kiedy się obudzisz”. A sierżant sztabowy Golani, Ja'akov Hillel, mówi: „Dzień, w którym zrobisz coś dobrego dla innych, będzie dobry dla ciebie”.
Niech ostatnie słowa będą słowami tych żołnierzy i ich towarzyszy, którzy kochali życie i zginęli broniąc go.
Link do oryginału: https://www.jpost.com/opinion/article-830250
Jerusalem Post, 22 listopada 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Liat Collins
Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Do niedawna pracowała w redakcji “Jerusalem Post” kierując The International Jerusalem Post. Obecnie na emeryturze.