Bezlitosny cynizm lewicy wobec pogromu w Amsterdamie potwierdza, jak bardzo jest ona zagubiona moralnie.


Brendan O'Neill 2024-11-24


Najbardziej niepokojąca była szybkość, z jaką straszący rasizmem stali się negacjonistami rasizmu. Praktycznie z dnia na dzień, kiedy ludzie, których jedyną zbrodnią była żydowskość, byli wciąż zszywani w amsterdamskich szpitalach, puszący się dumnie potępiacze rasizmu z tego, co uchodzi za europejską lewicę, mówili, że to nie jest rasizm. Ci sami ludzie, którzy widzą rasizm wszędzie, nie mogli go dostrzec tutaj, w połamanych zębach, podbitych oczach i zakrwawionych twarzach Izraelczyków, którzy stali się ofiarą (jak sprawcy sami nazywali) polowania na Żydów na początku tego miesiąca w Amsterdamie. Stając twarzą w twarz z pobitymi, posiniaczonymi Żydami, powiedzieli, po raz pierwszy: „Może to nie była zbrodnia nienawiści. Może to było coś innego”.

To było niezwykłe. Ludzie, którzy załamują ręce nad mikroagresją rasową, kiedy ktoś pyta kobietę w stroju afrykańskim: „Skąd jesteś?”, traktowali obojętnie makroagresję rasową, gdy tłum bije mężczyznę, ponieważ „pomógł Żydowi”. Ludzie, którzy krzyczą „Islamofobia!”, gdy uczeń lekko uszkodzi stronę Koranu, mieli problem z dostrzeżeniem judeofobii w grupie samozwańczych łowców Żydów, którzy zaczepiają mężczyzn i pytają ich: „Czy jesteś Jehudi? Czy jesteś Żydem?”. Ludzie, którzy szaleńczo upierają się, że każda tabloidowa kpina z Meghan Markle jest aktem niewybaczalnego „rasistowskiego zastraszania”, odmawiali przyjęcia do wiadomości, że „łowcy Żydów” na skuterach, którzy odpalali fajerwerki w stronę Izraelczyków, mogli być rasistowskimi zbirami.

 

Zapał tych, którzy umniejszają sprawę, jest alarmujący. Są wybitni brytyjscy i amerykańscy lewicowcy, którzy przez cały tydzień poświęcili każdą chwilę na obalanie twierdzenia, że izraelscy Żydzi padli ofiarą masowego, skoordynowanego ataku rasistowskiego. Energię moralną, którą zwykle rezerwują na udowadnianie, że Zachód jest instytucjonalnie rasistowski, teraz zużywali swoją energię na udowadnianie, że w Amsterdamie nie doszło do żadnego pogromu. To był ich główny problem: używanie tego słowa na „p” przez holenderskich i izraelskich polityków, grupy żydowskie i części mediów. „W Amsterdamie nie było żadnych ‘antysemickich pogromów’” – krzyczeli, tak samo głośno, jak zwykle krzyczą, że rasizm jest chorobą, której nasze społeczeństwa nigdy się nie pozbędą.

 

Na gruzach „pogromu” (to ich cudzysłów), któremu gorączkowo zaprzeczali, zbudowali nową narrację. To odwiedzający Izraelczycy Żydzi, brutale i bigoci, którzy wspierają Maccabi Tel Awiw, naprawdę podżegali do przemocy. To oni byli prawdziwymi rasistami. Przywieźli „ducha izraelskiego faszyzmu” do Amsterdamu. To te „grasujące gangi” zagranicznych fanów przeprowadziły „rasistowską demolkę”, krzyczał ruch BDS. Zerwali palestyńską flagę, wznosili obraźliwe antyarabskie okrzyki – „podżegali do ludobójstwa”. Ci bandyci uosabiają „najbardziej faszystowskie, prawicowe, rasistowskie, mizoginistyczne elementy izraelskiej kultury politycznej”, powiedział jeden z obserwatorów. Izraelska choroba, zarażająca Europę.

 

A w tej nowej narracji, w tej bezwzględnej konfiskacie prawa do bycia ofiarami przez Izraelczyków bitych za to, że są Izraelczykami, „polowanie na Żydów” zostało przeobrażone w „uliczną sprawiedliwość”. Tak jeden lewicowy komentator w Wielkiej Brytanii odniósł się do polowania i napaści na przyjezdnych kibiców – ci „osławieni bandyci”, kibice piłkarscy, wszczęli bójkę w stolicy Holandii, a „uliczna sprawiedliwość [była] szybka”. Wiecie, kto jeszcze uważał, że bicie Żydów było „sprawiedliwą” reakcją na rzekome niewłaściwe zachowanie innych członków ich „rasy”? Nawet nie powiem. To zbyt łatwe.

 

To doprowadziło do jednego z najbardziej bezlitosnych rozmontowań doświadczania przez ludzi rasizmu, jakie pamiętam. Ta sama klasa aktywistów, która nalega, abyśmy szanowali „prawdę” tego, co mówią nam przedstawiciele mniejszości etnicznych, teraz beztrosko rozszarpywała prawdę o tym, co wydarzyło się na ulicach Amsterdamu, o tym jodenjacht zorganizowanym za pośrednictwem Telegramu i rozpętanym tej nocy na każdego w mieście, kto wyglądał na Izraelczyka lub Żyda albo po prostu pomógł Żydowi. A oto najgorsze: rozmontowanie się powiodło. Zawistne, wściekłe podważanie doświadczenia nienawiści rasowej przez izraelskich Żydów przyniosło pożądany skutek: coraz więcej ludzi wycofuje się ze słowa pogrom. Teraz nawet klasa polityczna i elity medialne zastanawiają się głośno, czy to była tylko bójka kibiców, nic wielkiego, nic, o czym można by wspomnieć w podręcznikach historii.

 

W tym tygodniu, ku szalonej radości każdego izraelofoba w internecie, burmistrz Amsterdamu, Femke Halsema, powiedziała, że żałuje użycia słowa pogrom w odniesieniu do starć w jej mieście. Dzień po przemocy powiedziała, że „przywraca to pamięć o pogromach”. Teraz wycofuje się. Mówi, że nienawidzi sposobu, w jaki skrajnie prawicowi politycy używają słowa na „p” jako „propagandy” w celu wzbudzenia wrogości wobec muzułmanów w Holandii. Sugeruje, że to pod presją Izraela słowo pogrom zyskało popularność. „Zostaliśmy całkowicie zaskoczeni przez Izrael - powiedziała. - O 3 w nocy… Netanjahu wygłaszał już wykład o tym, co wydarzyło się w Amsterdamie, podczas gdy my wciąż zbieraliśmy fakty”. Mówi, że żałuje, że nie miała więcej informacji. „Historii rasistowskiego klubu nigdy mi właściwie nie opowiedziano” - mówi teraz o Maccabi Tel Awiw.

 

Moim zdaniem jest to akt oszałamiającego tchórzostwa moralnego. Wydaje mi się, że pani Halsema ugięła się pod presją gotującej się z wściekłości lewicy i gęgaczy, którzy chcą wymazania słowa „pogrom”. Wygląda na to, że uklękła przed narracją, którą ci ludzie niestrudzenie próbują narzucić na pogrom, któremu zaprzeczają: mianowicie, że to izraelscy kibice, ten „rasistowski klub”, jak teraz sumiennie powtarza Halsema, zapoczątkowali starcia, które następnie wymknęły się spod kontroli. Halsema ma rację, że niektórzy na skrajnej prawicy, jak Geert Wilders, wykorzystują pogrom, aby krytykować szerszą społeczność arabską w Holandii. Ale naszą reakcją na to powinna być obrona muzułmanów przed nienawiścią, a nie spiskowanie w zaprzeczaniu temu, co zrobiono Żydom.

 

Halsema powinna była wiedzieć, jaki wpływ będzie miało jej odrzucenie słowa pogrom. Podpaliło to nienawidzący Izraela internet. Dla tych ludzi jest to ostateczny dowód „kłamstwa” pogromu. Co gorsza, jej komentarze na temat „wykładu” Netanjahu rozpaliły ich bigoteryjne przekonanie, że wszechmocne państwo żydowskie wprowadziło w życie ten mit żydowskiej wiktymizacji. To jest mroczna ironia umniejszania pogromu w ciągu ostatnich dwóch tygodni: w samym akcie szydzenia z idei, że to, co wydarzyło się w Amsterdamie, było antysemickie, niektórzy z tych ludzi dali wyraz swojemu ukrytemu antysemityzmowi.

 

Odwieczny stereotyp lęku przed Żydami wycieka z komentarzy po Amsterdamie. Żydzi kontrolują narrację globalnych mediów. Żydzi wyolbrzymiają swoją cierpienia, aby ukryć władzę, którą w rzeczywistości posiadają. Żydzi wlewają siły destrukcyjne i złośliwe – w tym przypadku „faszyzm” i „ludobójstwo” – do serca naszych społeczeństw. Słyszeliśmy to już wcześniej. Słyszeliśmy to od stuleci.

 

To takie męczące, że trzeba po raz kolejny powtarzać, co wydarzyło się w Amsterdamie. Tak, niektórzy kibice Maccabi zachowywali się źle, podobnie jak kibice praktycznie każdego klubu w Europie. Ale to nie usprawiedliwia ani nawet nie wyjaśnia „polowania na Żydów” zorganizowanego przez gangi składające się głównie z Arabów. Dla tych, którzy poważnie traktują moralność, nie może być związku przyczynowo-skutkowego między idiotycznym zachowaniem kilku izraelskich kibiców a pościgiem za „Jehudi” na   ulicach miasta w celu nagranego na wideo pobicia. Mam pytanie do tych, którzy opisują obelgi i przemoc wobec przypadkowych Izraelczyków jako „uliczną sprawiedliwość” za to, co inni Izraelczycy zrobili kilka godzin wcześniej – czy gdyby kilku czarnych kibiców piłkarskich zachowywało się źle, czy można by zrozumieć, że bojówkarze białej supremacji ruszyli na „polowanie na czarnuchów”? Wystarczy proste „tak” lub „nie”.

 

Patologiczna niechęć warstwy opiniotwórczej do postrzegania Żydów jako ofiar potwierdza, jak bardzo są zagubieni w szaleństwie „polityki tożsamości”. W ich oczach Żydzi są biali, a zatem niezdolni do doświadczania rasizmu lub ucisku. Jeśli chodzi o Izraelczyków – są moralnie upadłym narodem w uścisku ludobójczej manii i dlatego zasługują na wszystko, co ich spotyka. Negowanie pogromu przez ostatnie dwa tygodnie stanowi brutalne ponowne potwierdzenie umieszczania ideologii ponad prawdą, narracji elit ponad żydowskim doświadczeniem. Jest to przywrócenie dyktatów polityki tożsamości, jej hierarchii sympatii rasowej, aby przeciwdziałać politycznie niewygodnemu faktowi, że Żydzi byli ścigani na ulicach Europy w 2024 roku. Dostajemy przypomnienie, że gdy społeczeństwo ucieka od rozumu, Żydzi często są pierwszymi ofiarami.

 

Link do oryginału: https://www.spiked-online.com/2024/11/20/why-they-refuse-to-see-jews-as-victims/

Spiked Online, 20 listopada 2024

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Brendan O'Neill
 znany brytyjski publicysta i komentator polityczny, wieloletni naczelny redaktor „Spiked” publikujący często w „The Spectator”. W młodości zapalony trockista, członek Rewolucyjnej Partii Komunistycznej i autor artykułów w „Living Marxism”. (Jak się wydaje, z tamtych poglądów została mu wiedza o tym,  jak ideologia może odczłowieczać.)