Dylemat: czy Izrael może sobie pozwolić na zwycięstwo, mimo międzynarodowego potępienia?
Organizacja Narodów Zjednoczonych i jej dyplomatyczna zgraja dokonująca linczu poddają państwo żydowskie ciężkiej próbie, bowiem nie może się cofnąć w obecnej walce z Hamasem i Hezbollahem.
Życie Izraela toczy się na podzielonym ekranie.
Na górnej części ekranu widać życie narodu i kraju, który z zapierającym dech w piersiach heroizmem, pomysłowością i siłą ducha odpiera skoordynowany atak na siedmiu frontach. Celem tego ataku jest fizyczne unicestwienie państwa żydowskiego.
Dolna część ekranu pokazuje zawiść i nienawiść, jaką narody świata żywią do Państwa Izrael.
W tym tygodniu, podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku, dokładnie w momencie, kiedy Izrael przejął inicjatywę na froncie libańskim, dysonans między tymi obrazami jest tak rażący, że aż wywołuje ostry ból.
W ostatnim tygodniu, po raz pierwszy od czasu jednostronnego wycofania się z południowego Libanu w 2000 r., Izrael przejął inicjatywę w wojnie z największą siłą najemną Iranu, Hezbollahem, który kontroluje Liban. Zagrożenie, jakie Hezbollah stwarza dla Izraela, jest o całe rzędy wielkości większe niż zagrożenie, jakie Hamas stanowił 7 października. Arsenał Hezbollahu, który liczy około 200 tysięcy rakiet krótkiego i średniego zasięgu oraz pocisków balistycznych, jest prawie 35 razy większy niż arsenał Hamasu liczący 6000 rakiet. Pociski Hezbollahu są w stanie uderzyć niemal w każdy strategiczny obiekt wojskowy i przemysłowy w Izraelu. Mogą zniszczyć północne społeczności i zniszczyć miasta i miasteczka w całym kraju.
I są one rozmieszczone wśród cywilów. Po wojnie w 2006 r., mając kontrolę nad libańskim rządem i wojskiem, Hezbollah nadzorował odbudowę obszarów w południowym Libanie, które zostały uszkodzone i zniszczone podczas wojny. Hezbollah budował mieszkania jako konstrukcje o podwójnym zastosowaniu z wyrzutniami rakiet i pociskami w wielu z nich. Mieszkańcy otrzymywali miesięczne płatności za pozwolenie na wykorzystywanie swoich domów do tego celu.
Od początku wojny Hezbollah wystrzelił 9000 takich pocisków w północny Izrael. Poważnie uszkodziły one kilka ważnych instalacji wojskowych. Zniszczyły setki domów. Zniszczyły krajobraz północnego Izraela, paląc lasy, a także niszcząc rezerwaty przyrody od Wzgórz Golan po Górną Galileę.
Same arsenały rakietowe były wystarczające, by wyludnić północ Izraela, a dodatkowo istnieje konwencjonalne zagrożenie ze strony sił lądowych Hezbollahu. Powołując się na urzędników USA i informacje z regionu, „Wall Street Journal” donosił: „Ci, którzy mają wiedzę na temat Hezbollahu, mówią, że grupa przyspieszyła przygotowania do wojny w ostatnich miesiącach, rozszerzając sieć tuneli w południowym Libanie, relokując bojowników i broń oraz przemycając więcej broni. Iran zwiększył dostawy broni ręcznej i granatników przeciwpancernych, a także kierowanych i niekierowanych pocisków dalekiego zasięgu”.
„Południe jest teraz jak ul – powiedział gazecie były oficer Hezbollahu, mówiąc o przygotowaniach wojskowych. - Wszystko, co mają Irańczycy, mamy i my”.
Siły lądowe Hezbollahu liczą około 40 tysięcy ludzi. Tysiące w tak zwanych brygadach Radwan to zaprawieni w bojach weterani irańskich wojen powstańczych w Syrii i Iraku. Mają na rękach morze krwi amerykańskiej, brytyjskiej, irackiej i syryjskiej.
Koncepcja operacyjna Hezbollahu od 7 października (zasadniczo od momentu wycofania przez Izrael swoich sił z południowego Libanu w maju 2000 r.) to wojna na wyniszczenie. Ogromny i stale rosnący arsenał Hezbollahu odstrasza Izrael od wdawania się w poważną wojnę z armią terrorystyczną. Jednocześnie grupa terrorystyczna rozszerza swoją skuteczną kontrolę nad północnym Izraelem, stopniowo powiększając obszar terytorium Izraela, na który może uderzyć według własnej woli. W ciągu ostatniego miesiąca, ośmielony w dużej mierze wyłącznie obronną postawą Izraela od 7 października, Hezbollah znacznie nasilił ataki rakietowe na Izrael, zwiększając liczbę i zasięg pocisków, które jego siły wystrzeliwują codziennie od kilku do kilkudziesięciu, a czasem do 60-120.
W zeszłym tygodniu pomysłowe ataki (przypisywane Izraelowi) precyzyjnie wymierzone w operacyjne dowództwo Hezbollahu, które polegały na detonacji przenośnych urządzeń komunikacyjnych, umożliwiły Izraelowi przejęcie inicjatywy operacyjnej po raz pierwszy od 2000 roku. Następne ataki powietrzne na dowódców Radwan Force w Bejrucie zdziesiątkowały szeregi dowódców Hezbollahu, pozostawiając przywódcę Hezbollahu Hassana Nasrallaha i jego szefów w Korpusie Strażników Rewolucji Islamskiej Iranu z armią terrorystyczną w dużej mierze pozbawioną kadry kierowniczej.
Izraelskie ataki powietrzne w poniedziałek na rakiety i wyrzutnie rakiet w południowym Libanie, Bejrucie i dolinie Bekaa, oparte na oszałamiającej przewadze wywiadowczej, podobno zniszczyły strategiczną siłę rakietową Hezbollahu. Źródło dyplomatyczne ujawniło we wtorek rano, że 1400 trafień sił powietrznych zniszczyło połowę precyzyjnie kierowanych rakiet Hezbollahu. Źródło twierdziło ponadto, że obecnie Hezbollah posiada tylko jedną czwartą rakiet o zasięgu do 40 kilometrów, którymi dysponował na początku wojny.
Co najważniejsze, źródło stwierdziło, że ataki poważnie zminimalizowały zdolność Hezbollahu do przeprowadzania skoordynowanych ataków rakietowych obejmujących setki pocisków jednocześnie. Koncepcja operacyjna Hezbollahu od początku zakładała, że w przypadku wojny totalnej, Izrael zostanie zalany setkami pocisków jednocześnie, przytłaczając izraelskie systemy obrony powietrznej. Jeśli Izrael rzeczywiście pozbawił Hezbollah tej możliwości, oznacza to, że zagrożenie dla terytorium Izraela ze strony Hezbollahu nie jest już egzystencjalne.
Osiągając coś bliskiego kontroli operacyjnej nad Gazą, blokując drogi zaopatrzenia poprzez kontrolowanie korytarza Filadelfijskiego, kontrolując 14-kilometrową granicę z Egiptem i zapobiegając wzmocnieniu sił terrorystycznych Hamasu w północnej Gazie przez kontrolowanie korytarza Netzarim, Izrael był w stanie zredukować wielkość swoich sił w Gazie. Izraelską Dywizję Wojskową 98, główną jednostką manewrową w Gazie, przeniesiono na północ, zapewniając IDF zarówno środki do zapobiegania, jak i pokonania inwazji Hezbollahu drogą lądową, w tym podziemnymi tunelami granicznymi. Dywizja 98 jest również w stanie przeprowadzać najazdy, w tym inwazję na południowy Liban, jeśli otrzyma taki rozkaz.
Możliwości wywiadowcze Jerozolimy pozwoliły jej przeprowadzić najbardziej precyzyjne ataki powietrzne w historii. Prawie żadna amunicja nie została zmarnowana ani źle skierowana. Dzięki doświadczeniu, jakie Izrael zdobył w Gazie w ciągu ostatniego roku, potrafił dać cywilom możliwość opuszczenia obszarów, w tym ich mieszkań, w których znajdowały się rakiety przed atakiem, tym samym ponownie zmniejszając liczbę zabitych cywilów niemal do zera.
Trudno zignorować globalne implikacje tego, co się dzieje. Nie chodzi tylko o to, że na głowę Ibrahima Aqila, dowódcy operacji Hezbollahu, który zginął na spotkaniu przywódców w Bejrucie, FBI nałożyło nagrodę w wysokości 7 milionów dolarów za jego rolę w przeprowadzeniu zamachów bombowych na ambasadę USA i koszary piechoty morskiej w Bejrucie w 1983 r., w wyniku których zginęło około 300 Amerykanów, a także 64 francuskich spadochroniarzy.
Hezbollah jest najpotężniejszą i najlepiej zakorzenioną siłą terrorystyczną na świecie. Jego operacyjne i finansowe macki sięgają całej Europy, Azji i Ameryki Łacińskiej. Zwycięstwo Izraela oznaczałoby, że zagrożenie ze strony Hezbollahu na całym świecie zostałoby znacznie zmniejszone.
A jeszcze jest Iran. Przez ostatnie cztery lata Iran systematycznie zmierzał w kierunku ukończenia swojego programu broni jądrowej. Jest powszechnie uważany za państwo znajdujące się na progu wejścia w posiadanie broni nuklearnej. Podejrzewa się, że dostosowuje swoje siły rakietowe do przenoszenia głowic nuklearnych. Do tej pory Hezbollah pełnił rolę obrońcy Iranu. Wykorzystując perspektywę połączonego ataku rakietowego i inwazji lądowej na Izrael z Libanu jako środek odstraszający, Iran mógł odstraszać Izrael od ataku na jego instalacje rakietowe i nuklearne lub platformy wiertnicze. Teraz, gdy Hezbollah jest najsłabszy od dziesięcioleci — a Hamas został skutecznie pokonany jako siła ofensywna — Iran staje w obliczu widma Izraela, który może zniszczyć jego ambicje nuklearne i dążenie do regionalnej hegemoni.
Prawo międzynarodowe postawione na głowie
I to prowadzi nas do drugiej części ekranu. Podczas gdy Izrael prowadzi walkę z Iranem i jego siłami terrorystycznymi, głowy narodów całego świata zgromadziły się na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ na swój doroczny dyplomatyczny lincz państwa żydowskiego. Zgromadzenie Ogólne rozpoczęło się w zeszłym tygodniu od uchwalenia rezolucji żądającej, aby Izrael usunął 800 tysięcy obywateli z ich domów w Jerozolimie, Judei i Samarii w ciągu roku i przekazał ich miasta i wsie Autonomii Palestyńskiej, która podziela cel Iranu i jego innych pełnomocników, jakim jest unicestwienie Izraela.
Jeśli Izrael nie zastosuje się do nakazu ONZ, a nawet jeśli to zrobi, rezolucja wzywa państwa członkowskie ONZ do wprowadzenia embarga na broń dla Izraela. António Guterres, nienawidzący Izraela sekretarz generalny ONZ, pomocnie ogłosił, że wykorzysta swoje uprawnienia, aby wyegzekwować tę rezolucję.
Od tego momentu wszystko idzie już z górki. W Organizacji Narodów Zjednoczonych, w Paryżu, w Waszyngtonie decydenci rządowi i ustawodawcy nie szczędzili wysiłków demonizowania Izraela. Prezydent Joe Biden i szejk Mohamed bin Zajed Al Nahjan, prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich, spotkali się w Waszyngtonie w poniedziałek. Zamiast pogratulować (lub podziękować) Izraelowi za systematyczne usuwanie najpoważniejszych zagrożeń dla stabilności i bezpieczeństwa Bliskiego Wschodu, w tym dla Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Stanów Zjednoczonych, Biden i MBZ skupili swoje oświadczenia na żądaniu, aby Izrael podjął działania w celu utworzenia państwa palestyńskiego w Strefie Gazy, na terenie Judei i Samarii — oraz w Jerozolimie.
Senator Bernie Sanders (I-Vt.) i jego postępowi koledzy w Kongresie odpowiedzieli z wściekłością na jednoczesną detonację pagerów i krótkofalówek Hezbollahu, które jednym zamachem obezwładniły tysiące terrorystów. Nazwali to międzynarodowym terroryzmem i zażądali embarga USA na broń dla Izraela. Nawet Leon Panetta, były sekretarz obrony, również nazwał uderzenie, które zdziesiątkowało przywództwo najpotężniejszej armii terrorystycznej na świecie, atakiem terrorystycznym.
Wszyscy ci, którzy domagają się uznania Izraela za wroga wszystkiego, co dobre, a Hezbollahu i Hamasu za przedstawicieli słusznej sprawy, opierają swoje potępienia na całkowicie wyimaginowanej wersji prawa międzynarodowego, która wywraca moralność i samą koncepcję legalności do góry nogami, by ukarać obrońców — lub jednego konkretnego obrońcę, Izrael — i nagrodzić agresorów.
Dysonans między rzeczywistością a dyplomatycznym atakiem na Izrael – do którego obecnie przyłączają się niemal wszystkie państwa na świecie w Organizacji Narodów Zjednoczonych – stawia Izrael przed epickim dylematem.
Oczywiste jest, że nie można zmniejszyć poziomu ani natury tych ataków racjonalnym rozumowaniem. Ludzi nie da się racjonalnym rozumowaniem wyprowadzić ze stanowiska, jakie przyjęli w oparciu o irracjonalne przesłanki. Wrogość społeczności międzynarodowej wobec Izraela wynika z trującej mieszanki politycznej - doraźnej korzyści, chciwości, oportunizmu i starych uprzedzeń.
I tak dochodzimy do dylematu. Czy Izrael może sobie pozwolić na zignorowanie tych sił i po prostu walczyć o zwycięstwo, czy nie?
A równocześnie, czy Izrael może sobie pozwolić na to, żeby ich nie ignorować?
Administracja Bidena i jej towarzysze w ONZ stawiają na to, że Izrael zdecyduje, że nie może sobie pozwolić na ignorowanie tych głosów. Jednak dochodząc do tego wniosku, ignorują jeden nadrzędny czynnik, który wpływał na działania Izraela od 7 października.
To jest wojna o przetrwanie Izraela. Izraelczycy popierają tę wojnę, ponieważ rozumieją, że lekcja z 7 października jest taka, że problemu nie da się odepchnąć na później, że tu jest koniec drogi. Twierdzenia, że możemy zatrzymać się i zacząć od tego samego punktu za rok lub dwa, nie wytrzymują najmniejszej krytyki. Nikt ich nie zaakceptuje, ponieważ nikt nie może ich zaakceptować. Dla Izraela to jest - teraz albo nigdy.
Tak więc Izrael zignoruje Organizację Narodów Zjednoczonych i Stany Zjednoczone, i ich cały dyplomatyczny lincz. Być może trzeba to będzie łatać później. Ale ta wojna musi zostać wygrana. A po oszałamiających sukcesach w Libanie coraz więcej Izraelczyków utwierdza się w przekonaniu, że ją wygrywamy.
Link do oryginału: https://www.jns.org/israels-quandary-can-it-afford-to-win-in-the-face-of-international-opprobrium/
JSN Org., 24 września 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Caroline B. Glick - znana pblictystka izraelska.