Spójrzmy w lustro historii, czyli Kur wie lepiej
Mnie ten tekst wydaje się niesłychanie ważny. Czy może być równie odkrywczy dla ludzi, dla których radziecka propaganda sprzed grubo ponad pół wieku temu to prehistoria, do której nie warto wracać?
Izabella Tabarovsky krok po kroku odtwarza ścieżkę, która prowadziła do zwycięstwa radzieckiej doktryny wojny propagandowej z Zachodem już po upadku radzieckiego komunizmu. Ten esej pokazuje, jak radziecka propaganda wpływała na zachodnią lewicę urodzoną w latach czterdziestych ubiegłego wieku, jak niezdolność do bezpośredniej konfrontacji ideologicznej i militarnej z Ameryką popychała do prowadzenia „zimnej wojny” na odległych frontach byłych kolonii i jak antysyjonizm stawał się zwornikiem „postępu” pod przewodem ZSRR.
Izabella Tabarovsky urodziła się i dorastała w ZSRR ale studia robiła już na Uniwersytecie Harvarda. Zajmuje się historią ZSRR, tym co produkowano w radzieckich laboratoriach propagandy, bada jak wyglądała ta wędrówka idei i dlaczego okazała się tak atrakcyjna w pewnych grupach społecznych.
Dzisiejszy język antysyjonistycznej propagandy jest dokładną kalką tego, co radzieccy propagandyści oferowali narodom postkolonialnym jako pożywkę wzmacniającą walkę o pokój, walkę z imperializmem i kolonializmem, walkę z rasizmem i walkę o wyzwolenie narodowe.
Jest rzeczą zdumiewającą, że po upadku komunizmu i jego kompromitacji jako modelu rozwoju gospodarczego, ta propaganda nie tylko przetrwała, ale z każdym rokiem rosła w siłę.
Była teraz głęboko okopana w takich miejscach jak Organizacja Narodów Zjednoczonych, w środowiskach akademickich, w przejętych organizacjach obrony praw człowieka, a wreszcie w partiach lewicowych, gdzie zwolennicy tych idei przesunęli się z marginesów do struktur kierowniczych.
Mogłoby się zdawać, że instytucje takie jak Światowa Rada Pokoju, światowe zloty młodzieży, spotkania na szczycie Ruchu Państw Niezaangażowanych przeszły do historii wraz z upadkiem ZSRR. Tabarovsky pokazuje jak bardzo błędne jest takie wyobrażenie, jak silny, wielopokoleniowy ślad zostawiła tamta działalność.
Śmierć Stalina i odwilż wymagały zmiany języka propagandy czasów „zimnej wojny”. Tabarovsky pisze:
„W 1960 r. sowiecki przywódca, Nikita Chruszczow spędził miesiąc z sowiecką delegacją ONZ w Nowym Jorku, gdzie był świadkiem przystąpienia do organizacji 17 nowych państw, z czego 16 pochodziło z Afryki. „Słuchanie publicznego potępienia zachodniego imperializmu przez przywódców Trzeciego Świata w sercu amerykańskiego kapitalizmu” wywarło niezatarte wrażenie na sekretarzu generalnym, napisali Christopher Andrew i Wasilij Mitrochin w książce The World Was Going Our Way: The KGB and the Battle for the Third World. Chruszczow wrócił do domu przekonany, że sposobem na rzucenie imperializmu (i Stanów Zjednoczonych) „na kolana” jest rzeczywiście wspieranie „świętej antyimperialistycznej walki kolonii i nowo niepodległych państw”. Udzielił sowieckim specjalistom od propagandy odpowiednich instrukcji. W 1961 roku KGB przyjęło strategię wykorzystania „ruchów narodowowyzwoleńczych i sił antyimperializmu” w agresywnym nowym wysiłku przeciwko „głównemu przeciwnikowi” – Stanom Zjednoczonym – „w Trzecim Świecie”.
Trzydzieści lat później Związek Radziecki się rozpadł, ale Rosja nadal mogła liczyć na swoje kadry w krajach Trzeciego Świata i w krajach zachodnich. Antysyjonizm jako zwornik propagandy kierowanej do ludzi o bardzo różnych poglądach był istotny już w okresie stalinowskim, ale centralnym filarem tej propagandy stał się po 1967 roku, kiedy Moskwa ratowała swój prestiż po wojnie przegranej przez wspierane przez nią kraje arabskie.
Potężny antyzachodni, antyamerykański ruch już istniał, teraz należało przekonać, że forpocztą imperializmu i kolonializmu jest Izrael. Pomocą był tu arabski antyjudaizm, w innych miejscach, wykorzystywano prastary, chrześcijański antysemityzm i niechęć do odnoszących sukcesy mniejszości etnicznych. Moskwa stawała na głowie, żeby zmienić obraz Izraela jako małego państwa nękanego przez potężnych sąsiadów, w potęgę atakującą świat, w siłę kolonialną i kraj bardziej rasistowski niż RPA. Kubłami wylewały się oskarżenia o ludobójstwo, o nazistowskie metody i rasizm i służalczość wobec Ameryki.
Antysyjonizm był wówczas nie tylko papierkiem lakmusowym proradzieckich grup, był również biletem wstępu na różne darmowe międzynarodowe imprezy, ułatwiał zakupy broni i „pomoc” ekonomiczną. Moskwa doskonale posługiwała się międzynarodowymi platformami takimi jak ONZ, gdzie bez trudu dawało się przepychać różne rezolucje, takie jak zrównanie syjonizmu z rasizmem. Takie rezolucje były zazwyczaj „inicjowane” przez kraje afrykańskie i zaledwie wspierane przez ZSRR i pozostałe kraje radzieckiego bloku.
Upadek ZSRR pod koniec lat 80. zatrzymał lewicowy ekosystem Trzeciego Świata. Bez sowieckich pieniędzy, ideologicznej siły intelektualnej i organizacyjnej, nic z tego nie mogło funkcjonować. Wiele lewicowych publikacji zbankrutowało, a wiele lewicowych karier zakończyło się lub zmieniło kurs w latach 1989-1991. Wydaje się jednak, że w tych kręgach nie było zbyt wiele rachunków sumienia. Wręcz przeciwnie, wielu nie pochwalało zmian politycznych w ZSRR i z nostalgią wspominało przeszłość. I dlaczego mieliby tego nie robić? Wszyscy korzystali osobiście i zawodowo z pieniędzy skradzionych zwykłym obywatelom sowieckim, czego niemal nigdy nie zauważali.
Tak więc, w tej sprawie upadek ZSRR niczego nie mógł zmienić, machina propagandowa toczyła się dalej o własnych siłach, doskonale służyła zarówno islamskim fanatykom, sfrustrowanym władcom Rosji, jak i Chinom, szybko zajmującym miejsce drugiego supermocarstwa świata. Tabarovsky opisuje orgię antysemityzmu na konferencji ONZ w Durbanie (2001), w życiu codziennym agend ONZ, w mediach.
Mam wrażenie, że w świecie dziennikarskim to zwycięstwo radzieckiej propagandy było najbardziej wszechstronne. Zachód przespał to wszystko, albo zachłysnął się zwycięstwem w zimnej wojnie i nie zauważył, że przegrał ją na polu ideologii, z którą nigdy nie podjął prawdziwej walki.
Zastanawiam się, czy mam rację, czy ten artykuł powinien wzbudzić dyskusję wśród młodych w szeregach partii „Razem”, w takich pismach jak „Krytyka Polityczna” i „Gazeta Wyborcza”. Czy to możliwe? Wątpię. Czy może dotrzeć do myślących krytycznie jednostek?
Z mojej strony nie mogę zrobić nic więcej poza ponownym daniem linku do eseju amerykańskiej badaczki: http://www.listyznaszegosadu.pl/nauka/zombi-antysyjonizmuzaleznienie-lewicy-od-odgrzewanej-sowieckiej-propagandy-antysyjonistycznej-sprzed-pall-wieku-dowodzi-ze-jej-krytyka-izraela-nie-ma-nic-wspallnego-z-faktami-w-strefie-gazy i apelem do tych, którzy uznają, że jest to tekst ważny i wart dyskusji, krytyki, uczciwych sporów i zabiegów, by nie został przemilczany. Polskie tłumaczenie tego tekstu ukazuje się na niszowej stronie, więc jego dotarcie do tych, którzy powinni go przeczytać, zależy od czytelników.
Kiedy pytam młodych ludzi o nazwiska Tadeusza Kura, Ryszarda Gontarza, o „Żołnierza Wolności”, o plejadę dziennikarzy powielających radziecką propagandę po 1968 roku, zdaję sobie sprawę z tego, że oczekuję zbyt wiele. Jak wielu podejmie wysiłek, żeby spojrzeć w lustro historii, żeby zrozumieć wpływ tego, co było, na dzień dzisiejszy. Mam nadzieję, że przynajmniej kilka osób, może kilkanaście. Wbrew pozorom to już byłoby zwycięstwo.
Ponad pół wieku temu tygodnik „Polityka” nie mógł opublikować felietonu Dariusza Fikusa pod tytułem „Kur wie lepiej”, cenzura zdjęła ten tekst, więc krążył w przepisywanych na maszynach do pisania odpisach i jest dziś prawdopodobnie najczęściej przypominanym tekstem z tamtych czasów. Nie wiedzieliśmy wtedy, że komunizm niebawem upadnie, nie mogliśmy wiedzieć, co z niego okaże się najbardziej trwałe.