Wylewanie jadu na Bibi z okazji żegnania się z Bidenem
Najnowszy pretekst osób cierpiących na „syndrom obłędu na punkcie Netanjahu” do obwiniania premiera Izraela o wszystko.
Reakcja zwolenników idei „ktokolwiek, tylko nie Bibi” na wycofanie się prezydenta Joe Bidena z wyścigu prezydenckiego była równie absurdalna, co przewidywalna.
Aby zatuszować ciąg wydarzeń poprzedzających wycofanie Bidena w niedzielny wieczór swojej kandydatury (za pośrednictwem listu zamieszczonego na X, zamiast oświadczenia do narodu), izraelscy opozycjoniści wykorzystali to dramatyczne wydarzenie jako kolejny pretekst do atakowania premiera Benjamina Netanjahu.
Byłoby to zabawne, gdyby nie było tak żałosne, że odpowiednicy amerykańskich Demokratów w państwie żydowskim nie są w stanie wymyślić niczego nowego. I trochę to dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że większość autorów teksów reklamowych i dyrektorów firm reklamowych znajduje się po stronie dotkniętej „syndromem obłędu na punkcie Netanjahu”.
Ich syndrom obłędu na punkcie Netanjahu nie pojawił się nagle po katastrofie masakry 7 października, kiedy Hamas zaskoczył Izrael i dopuścił się najgorszych okrucieństw wobec Żydów od czasów Holokaustu. Nie, choroba dawała objawy na długie lata przed rzezią 1200 osób i porwaniem 250 innych.
Było to w pełni widoczne przed i w trakcie pandemii koronawirusa. To wtedy, gdy wiece pod hasłem „Premier Przestępczości” — z galą pornograficznych kostiumów karykaturujących Pierwszą Damę, Sarę Netanjahu — miały zielone światło, ale spotkania rodzinne i uczęszczanie do synagogi zostały zabronione.
Hasło „Wypuść lud mój”, skandowane przez demonstrantów niosących wielkie transparenty prezentujące Netanjahu jako faraona, zrodziło się w czasie protestów przeciwko planom reformy systemu sądowniczego przedstawionym po kolejnych wyborach rządu.
Po wydarzeniach z 7 października wielu z tych samych cierpiących na syndrom obłędu na punkcie Netanjahu zastąpiło mantrę „Wypuść lud mój” inną, bardziej pasującą do ponurej atmosfery, ale równie oskarżycielską wobec wiadomo kogo: „Sprowadź ich do domu - teraz”.
Chociaż desperacja, by uwolnić zakładników z niewoli w Gazie, była i jest nadal wspólna dla wszystkich Izraelczyków, hasło – widoczne na „identyfikatorach” i napisane neonami na teatrach, bankach i autobusach – było skierowane do Netanjahu. No wiecie, jak gdyby to on trzymał w niewoli mężczyzn, kobiety i dzieci porwanych tego pamiętnego dnia ze swoich domów.
Albo że nie dbał o nich wystarczająco, by zrobić cokolwiek w sprawie ich losu.
Nieważne, że jego rząd rozpoczął wojnę, aby ich uwolnić i zniszczyć ich oprawców. W uniwersum ludzi z syndromem obłędu na punkcie Netanjahu, Bibi jest tak samo zły, jeśli nie gorszy, niż organizator masakry, Jahja Sinwar.
Co sprowadza nas do Bidena. Bez względu na to, jak często lub głośno Netanjahu wyrażał swoją wdzięczność za amerykańskie wsparcie w wojnie z Hamasem — co robił niemal codziennie — chorzy na syndrom obłędu na punkcie Netanjahu nadal twierdzili, że to on ponosi winę za przekształcenie Izraela w kwestię wyborczą w Stanach Zjednoczonych.
Ten nonsens również jest stary i wyświechtany. Niemniej jest to pojęcie, które leży w strefie komfortu ludzi z syndromem obłędu na punkcie Netanjahu, zawsze tam, gdzie trzeba, by je odkurzyć i wyciągnąć w dowolnej chwili.
Netanjahu dał swoim oszczercom okazję do zrobienia tego w zeszłym miesiącu, kiedy opublikował klip wideo, w którym powiedział, że jest „nie do pomyślenia” to, że Stany Zjednoczone „wstrzymują dostawy broni i amunicji dla Izraela”.
To był pierwszy i jedyny raz, kiedy premier Izraela odważył się skrytykować administrację w Waszyngtonie. Chociaż miał absolutną rację, udzielając łagodnej reprymendy amerykańskiej administracji, jego wrogowie w kraju byli szczęśliwi, że ich fałszywe twierdzenia zostały potwierdzone.
Rzucili się również, gdy Netanjahu przyjął zaproszenie do wystąpienia w obu izbach Kongresu USA. Naturalnie, obwiniają go o spowodowanie rozłamu i jednocześnie o podjęcie kroków, aby pokazać, że żaden rozłam nie istnieje.
Reakcje ludzi z syndromem obłędu na punkcie Netanjahu na jego podróż do Waszyngtonu były zatem wśród tych ludzi niemal powszechnie negatywne. Nie powinien tam jechać, powiedzieli, ponieważ nie podpisał jeszcze umowy o zawieszeniu broni, która umożliwiłaby uwolnienie zakładników. I tak czy inaczej, dodali, zamierzał jedynie zasygnalizować byłemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi i Republikanom, że liczy na ich zwycięstwo w listopadzie.
Nie przyszło im do głowy, że jego przemówienie na Kapitolu może przyczynić się do uwolnienia jeńców i konfrontacji z Iranem, głową ośmiornicy stojącej za wojną na siedmiu frontach toczoną przeciwko Izraelowi i Zachodowi.
Wiadomość o wycofaniu się Bidena pokrzyżowała im plany. Mimo to udało im się wyrzucić z siebie trochę jadu na Bibi w mediach społecznościowych.
Ignorując fakt, że Biden został zmuszony przez swoich kolegów Demokratów do wycofania się z wyścigu, dziennikarz „Haaretz” i korespondent „The Economist”, Anszel Pfeffer napisał na X: „Jak rzadko zdarza się, by przywódca przedkładał interesy swojego kraju ponad swoje własne”.
Tak, wszyscy zrozumieliśmy, o co chodzi.
Członek Knesetu Gilad Kariv z nowej izraelskiej hybrydowej Partii Pracy-Meretz, Demokraci, napisał na X: „Prezydent Joe Biden jest jednym z największych przyjaciół i zwolenników państwa Izrael i narodu żydowskiego. Przyzwoici Izraelczycy zapamiętają go jako człowieka o prawdziwej odpowiedzialności i zdrowym rozsądku w czasach, gdy ludzie, którzy mieli nami przewodzić, zawiedli i go porzucili. Dzięki, przyjacielu”.
Były minister obrony (w poprzednim rządzie kierowanym przez Netanjahu) Mosze „Bogie” Ja'alon był bardziej zwięzły. „Prezydencie Bidenie, dziękuję za twoje wysiłki, aby uratować nas przed nami samymi. Wszystkiego najlepszego” – napisał.
Link do oryginału: https://www.jns.org/spewing-anti-bibi-vitriol-while-bidding-biden-farewell/
JNS Org., 22 lipca 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Ruthie Blum
Amerykańsko-izraelska dziennikarka, publicystka Jerusalem Post.