Wędrówki sceptyka sygnalisty
Stwierdzał wcześniej ten Autor, że w czasach odchodzenia od religii, psychologia i psychoterapia wypełniają lukę i w miejsce nauki o technikach zbawienia duszy, dostarczają technik odkrywania własnego ja. Psycholodzy odgrywają rolę kapłanów i mają podobnie jak kapłani wątpliwe kwalifikacje. Pisał, że wiedza kapłana jest boska i nie ma z nią dyskusji, z przedstawicielami pseudonauki też raczej trudno dyskutować, bo o dowodach rozmawiać nie zamierzają. Ale jak się przed nimi chronić, jak ich rozpoznawać?
Blisko 500 lat temu wojewoda poznański, Jan Ostroróg w Uwagach o naprawie Rzeczypospolitej pisał:
„Tylko postrzyżonym czubkiem różni się duchowny od świeckiego […], ów wyniesiony na księdza przez zawdzianą sutannę tylko i postrzyżoną głowę, chce cały świat naprawiać według swoich bredni. Wrzeszczy, ba ryczy na kazalnicy, bo nikt mu się nie sprzeciwi. Uczeni mężowie, panowie zamożni, nawet niższego stanu ludzie, nie lada jak oświeceni, z boleścią serca przysłuchują się bredniom tych, co naukę wiary udzielać mają, a raczej bluźnią. Co za zgorszenie! co za nieprzyzwoitość haniebna, że uczniowie uczeni, nauczyciel nieuk, słuchacze pobożni, uczący zaś bezbożny i nieuk.”
Dziś zakony pustoszeją, za to wydziały nauk społecznych cieszą się ogromnym wzięciem, taśmowo produkując rzekomych znawców naszych dusz.
Nic dziwnego, że tytuł nowej książki Tomasza Witkowskiego budził nadzieję, że Autor przystąpił do walnej rozprawy z szalbierstwem w nauce o duszy. Istotnie, tytułowy esej spełnia te oczekiwania, ale książka jest zbiorem publicystyki na tematy różne, a walka z pseudonauką jest w tej publicystyce silnie obecna, ale nie tak systematyczna jak w jego innych pracach.
Czyta się świetnie, chociaż mnie osobiście najbardziej zdumiało absurdalne odczytanie książki amerykańsko-kanadyjskiego psychologa ewolucyjnego Stevena Pinkera Nowe Oświecenie. Mam wrażenie, że zarówno w Zmierzchu przemocy jak i w Nowym Oświeceniu Pinker w oparciu o solidny materiał dowodowy przedstawia banalną tezę, że żyjemy w bardziej cywilizowanych warunkach niż nasi przodkowie. Jest to zasługa zarówno postępu technicznego, jak i cywilizacyjnego. Nie trzeba wielkiej filozofii, żeby sobie uświadomić różnicę między życiem, w którym na przednówku część populacji umiera, susze, powodzie i zarazy zmiatały całe narody, a dzieci chwaliły się nie nowym samochodem tatusia, ale liczbą wrogów zabitych przez tatę w sąsiedniej wsi. Esej, czy raczej felieton, pod tytułem Na najlepszym ze światów nie wydaje mi się mądry, chociażby w kontekście wszystkich pozostałych. Jeśli mamy zalew ludzi zbędnych w służbie doradzania w sprawach naszej psyche, to głównie dzięki temu, iż nie żyjemy już w świecie, w którym większość stoi przed pytaniem, gdzie i kiedy będzie następny posiłek. Twierdzenie, że żyjemy w świecie lepszym niż nasi przodkowie, że rzadziej rozstrzygamy nasze spory przy pomocy ostrych narzędzi, a nasza agresywna natura jest lepiej trzymana w karbach systemów prawnych, nie jest ani odkrywcze, ani fałszywe. Pinker zdaje sobie sprawę, że ta znacząca poprawa może być cofnięta, a jednak na przestrzeni dziejów jest ona niezaprzeczalna. Jeśli mało produktywne wydziały humanistyczne mogą pękać w szwach, to dzięki temu, że dziś jeden rolnik dostarcza nie tylko od kilku do kilkunastu miejsc pracy w przemyśle przetwórczym, maszynowym i w handlu, ale wspólnie z nimi wytwarza nadwyżki na utrzymanie ludzi uwolnionych i z rolnictwa, i z przemysłu, iżby mogli się zajmować naszymi prawdziwymi i zmyślonymi potrzebami duchowymi. Warto zatem przyznać, że nasz świat jest lepszy, pamiętając, że doskonały raczej nie będzie, a dążenie do doskonałości więcej niż często zmienia się w koszmar.
W tytułowym eseju pod tytułem Przepędźcie guru, którzy radzą, jak żyć Witkowski pisze:
„Dobre rady odnośnie tego jak żyć wylewają się z kolorowych magazynów i wypełniających półki poradników. Mają ich pełne usta celebryci, medialni guru i pomniejsi coachowie i trenerzy, których spotykamy w pracy czy klubach fitness.”
Na każdym kroku zderzamy się z drogowskazami mówiącymi nam, jak polepszyć zdrowie, co jeść, jak się doskonalić, jak się poruszać w świecie nadmiaru wyborów. W tej dżungli drogowskazów, niektóre oznakowane są jako „nauka”. Pojawiają się tu mądre terminy takie jak na przykład „samorealizacja”. Brzmi apetycznie, chociaż lepiej nie pytać, o co tu chodzi, gdzie są granice i co nauka może, a czego nie może. Pojęcia rozmyte, niejasne, nieprecyzyjne sprzedać łatwiej, bo odbiorca od razu ma wrażenie, że jest lepszy. Obcujemy z towarem w naukowym opakowaniu, chociaż w rzeczywistości ten towar ma mało z nauką wspólnego. Bezmyślnie generowane porady zmieniają nas albo w ofiary ukrytej ideologii, albo groźnego w skutkach banału. Twierdzenie, że nadmierny stres wpływa negatywnie na zdrowie, jest równie prawdziwe, jak twierdzenie, że nuda zabija, a nadmiar słodyczy tuczy. Radzi zatem autor, aby przepędzić tych wszystkich guru i ufać bardziej własnemu osądowi, nie stroniąc od zainteresowania tym, co faktycznie mówi nauka. Rada to znakomita, lecz kto jej posłucha? Obawiam się, że Autor śpiewa sobie a muzom, bo ci, co go słyszą, nie szukają guru, a ci co mają swoich guru, raczej nie słuchają.
Tomasz Witkowski jest założycielem Klubu Sceptyków Polskich, nic wiec dziwnego, że ten zbiór esejów zaczyna się od podręcznych narzędzi sceptyka. Rozum (animus) jest rośliną mało wymagającą, która niestety łatwo może być zagłuszona przez wszędobylskie chwasty, nazywane przez Autora ignorantia vulgaris oraz inny gatunek Conformismus. Animus jest zatem rośliną zagrożoną, gdyż na dodatek wypycha go również Pseudologica i Pseudologia.
Nasz realizm (i racjonalizm) ma krótkie nóżki i kiepski wzrok, mamy tendencję do myślenia stadnego, kuszą nas wszystkie możliwe błędy logiczne, a na domiar złego nie stronimy od teorii spiskowych. Słyszeliśmy to już kilka razy, ale zawsze miło usłyszeć jeszcze raz.
Jest to zatem zbiór luźnych rozważań o naszych kłopotach z cywilizacją, w którą wpakowaliśmy się w związku z datą i miejscem urodzenia. Czy w tym nowym, wspaniałym świecie częściej mamy myśli samobójcze? Dane sugerują, że tak, a im łatwiej o skuteczne środki pozwalające na samodzielną decyzję, tym więcej takich prób widzimy. Badań nie prowadzono, ale psycholog podejrzewa, że filozofom do samobójstwa nie spieszno, co jeszcze nie oznacza, że filozofia jest najlepszym lekarstwem na potrzebę zakończenia dalszych kontaktów z ludzkością. Czy winić za wzrost zainteresowania skróceniem własnego życia postępy urbanizacji i rozpad starych więzi społecznych, laicyzację, cyfryzację, rozpad rodziny, czy plamy na słońcu? Kiedy się na samobójstwo krzywić, a kiedy domagać się prawa do śmierci na żądanie? Rozwiązać tych problemów nie rozwiążemy, ale zastanowić się warto.
Wędrówka po nowym wspaniałym świecie ze sceptykiem w roli przewodnika jest ciekawa, nie należy go jednak mylić z guru.