Czas milczenia skończył się
Jestem rdzenną Amerykanką, pochodzącą z Kolumbii i praktykującą chrześcijanką. Zagorzale również bronię Izraela — mimo że zabieranie głosu kosztowało mnie utratę przyjaciół.
Nigdy nie miałam kraju, w którym czułam się częścią rodziny, nie będąc jednocześnie obywatelką, dopóki nie znalazłam się w Izraelu – kraju, który odwzajemnił moje uczucie, gdy go przyjęłam.
Identyfikuję się jako rdzenna Amerykanka, pochodzę z Kolumbii, ale jestem obywatelką USA, dokąd przybyłam 2001 r., gdy miałam zaledwie jeden rok. Od tego czasu podróżowałam po świecie i chociaż doświadczyłam wspaniałej gościnności w wielu miejscach, Izrael jest jedynym miejscem, które podczas mojej wizyty wydawało mi się, że jest drugim domem.
Kiedy pierwszy raz pojechałam do Izraela, w maju 2023 r., dowiedziałam się o napięciach, które trwały przez dziesięciolecia, ale zobaczyłam też silną wspólnotę między Izraelczykami, czego moim zdaniem brakowało w USA. Wydawało się, że nie ma znaczenia, czy jesteś religijnym Żydem, świeckim Żydem, Druzem, Beduinem, Arabem czy obcokrajowcem — jesteś częścią izraelskiego społeczeństwa. Podczas tej wizyty zatrzymałam się w kibucu o nazwie Kfar Aza, aby dowiedzieć się o życiu w pobliżu Strefy Gazy. Mieszkańcy pokazali nam rakietę, która została wystrzelona w ich ukochany kibuc tydzień wcześniej. Widok rakiety przyprawił mnie o dreszcze. Podziwiałam odwagę mieszkańców, którzy nadal mieszkali w tej społeczności, mimo takiej bliskości do niebezpiecznej, zastraszającej twierdzy terrorystów.
Nie wiedziałam, że rakieta była zapowiedzią tego, co miało nadejść. Ani, że wrócę do Izraela za kilka miesięcy.
Moja rodzina ma wyjątkowe korzenie religijne. Nie jesteśmy katolikami, jak większość ludzi z Kolumbii. Moja matka odkryła Południowy Baptyzm, gdy przeprowadziliśmy się do naszego pierwszego amerykańskiego miasta, Miami. Następnie dorastałam w kilku kościołach baptystycznych w całym Pasie Biblijnym. Chociaż moja rodzina przystosowywała się do nowej kultury, moja matka zadbała o to, abym nigdy nie straciła kontaktu z naszą rodzimą kulturą. Nauczyła mnie, jak gotować tradycyjne potrawy, pomogła mi dobrze poznać kolumbijską sztukę i media oraz przekazała mi nasze wielowiekowe tańce kulturowe. Była również wspaniała w nauczaniu mnie o innych kulturach — w tym o judaizmie.
Kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem, moja matka dostała swoją pierwszą pracę w Miami: opiekę nad starszą parą Żydów. Nabrałam do nich tak wielkiej sympatii, że czule nazywałam ich moimi dziadkami, „Abuelito Caplan i Abuelita Ruth”. Włączali nawet moją rodzinę w święta religijne, w tym szabat w piątkowe wieczory.
Po tym, jak mój ojciec zmienił pracę i musieliśmy przeprowadzić się do Teksasu, nie miałam już w pobliżu kultury żydowskiej. Nie spotkałam się ponownie ze społecznością żydowską, dopóki nie zaczęłam studiów na University of Austin w Teksasie w 2021 roku. Zaprzyjaźniłam się z dziewczyną z społeczności Aszkenazyjczyków, która zaprosiła mnie do siebie, gdzie mogłam ponownie uczestniczyć w piątkowych kolacjach szabatowych, tak jak w dzieciństwie. Pomimo tego, że sama nie jestem Żydówką, szybko zostałam przyjęta do społeczności i ostatecznie zaproszona na wycieczkę „Perspectives” do Izraela. Wcześniej w liceum prowadziłam badania na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego, ale miałam na ten temat niewielkie pojęcie. Jako studentka stosunków międzynarodowych uznałam, że ta podróż jest doskonałą okazją do uzyskania dostępu do podstawowej wiedzy na temat tego konfliktu. Byłam również podekscytowana szansą zobaczenia miejsc, o których czytałam przez całe życie w moich tekstach religijnych.
Po mojej pierwszej podróży śledziłam wiadomości z Izraela, ale nie rozmawiałam z nikim o tym kraju. Zakres mojego związku ze społecznością żydowską w USA ograniczał się do okazjonalnego chodzenia na szabat do Hillel. Nigdy nie pisałam o moich wizytach w Hillel; tylko moi najbliżsi przyjaciele wiedzieli o moim okazjonalnym uczestnictwie. Nie miałam w zwyczaju pisać o moich praktykach religijnych w Internecie lub kiedy przedstawiałam się nowym znajomym.
Siódmego października oprowadzałam mojego partnera po Waszyngtonie, ponieważ odbywałam tam staż. W pewnym momencie nagle zaczęłam otrzymywać strumień wiadomości od moich przyjaciół z Hillel, że Izrael został zaatakowany. Początkowo nie byłam zbyt zaniepokojona, ponieważ wiedziałam, że na Izrael stale lecą rakiety ze Strefy Gazy. Nie miałam pojęcia o skali ataku, dopóki nie usłyszałam wiadomości, że kilka kibuców, w tym Kfar Aza, zostało zrównanych z ziemią. Byłam zdruzgotana. Myślałam, że inni ludzie przejmą się tym, tak jak ja.
Ku mojemu przerażeniu, następnego dnia przed Białym Domem stali ludzie bijący w bębny, trzymając transparenty z napisem: „Nasz opór nie jest terroryzmem”. Następne tygodnie mojego życia były jednymi z najciemniejszych, najbardziej dystopijnych tygodni, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Pracowałam w Bibliotece Kongresu i prawie co tydzień wpadałam na ulicach na kolejne demonstracje przeciwko Izraelowi. Słyszałam te same okrzyki, co zawsze: „Jest tylko jedno rozwiązanie, rewolucja intifada”, okrzyk, który odzwierciedlał przesłanie ostatecznego rozwiązania Hitlera w nazistowskich Niemczech. Nie miałam szansy na opłakiwanie Kfar Aza — natychmiast otoczyła mnie głęboka nienawiść i wściekły antysemityzm. Przez tygodnie byłam zbyt przestraszona, żeby zabrać głos, ponieważ media społecznościowe przekonywały mnie, że nie mam prawa być zrozpaczona z powodu ofiar 7 października. Nigdy nie wierzyłam, że śmierć ofiar była uzasadniona, ale bałam się reakcji za samo powiedzenie czegokolwiek.
Nazwałam siebie słabą, bo wciąż czułam rozpacz tygodnie po tym, jak to się stało. Jednak gdy oglądałam wiadomości przez miesiące, coś w środku wciąż mówiło mi, że to, co widziałam w mediach, nie zgadzało się z tym, co się naprawdę wydarzyło. Czułam coraz większą desperację, by poznać prawdę. Przełom nadszedł, gdy szalejący antysemityzm dotarł do mojej grupy przyjaciół. Powiedzieli mi, że jestem „najbardziej żydowską osobą”, jaką znają i zobaczyłam, jak szybko zmieniało się ich zachowanie wobec mnie. Nie mogłam uwierzyć, że propaganda była tak skuteczna, że zaraziła nawet ludzi wokół mnie, którzy nigdy nie byli zaangażowani w politykę. Postanowiłam, że czas milczenia minął. Muszę pojechać do Izraela, by pokazać ludziom prawdziwy horror 7 października. Miałam dość zastraszania i własnego milczenia.
Wróciłam do Izraela w styczniu 2024 roku.
Miałam przeczucie, że jak tylko podejmę decyzję o pokazaniu Izraela, aby zmusić ludzi, by zobaczyli horror za pośrednictwem moich mediów społecznościowych, prawdopodobnie stracę wszystkich wokół siebie. Miałam rację — straciłam grupę przyjaciół, zostałam odizolowana od organizacji uniwersyteckich i otrzymywałam pełne nienawiści wpisy online. Absolutnie niczego nie żałuję. Sama nie widziałam druzgocących scen masakr z 7 października, dopóki nie wróciłam do Izraela. Mój kanał mediów społecznościowych przez ostatnie trzy miesiące był zapełniany przez same propalestyńskie wpisy. Historie izraelskich ofiar zostały zepchnięte na sam dół.
Moje ociąganie się z obroną zniknęło, kiedy wróciłam do Kfar Aza. Wspaniała, kwitnąca społeczność, którą kiedyś znałam, teraz była w ruinie. Widząc spalone gruzy domów, po raz pierwszy w pełni zrozumiałam los mieszkańców kibucu. Ich głosy ukradli samozwańczy aktywiści mediów społecznościowych, którzy mówili światu, że historie izraelskich ofiar nie zasługują na wysłuchanie, ponieważ ich śmierć była „usprawiedliwiona”. Sama nigdy nie byłam aktywistką, ale wiedziałam, że ta postawa jest błędna. Ludzie, którzy byli przeciwko wojnie, teraz otwarcie świętowali śmierć niewinnych cywilów.
Uświadomiło mi to, że ludzie nie używają tego ruchu do obrony praw człowieka. Używają go do wzniecania raz jeszcze nienawiści do Żydów.
Od czasu mojej drugiej podróży zaciekle używam mediów społecznościowych, żeby mówić ludziom prawdę. Gdyby ludzie maszerujący w pro-palestyńskich protestach i moi byli przyjaciele zobaczyli okropne dowody ataków, tak jak ja widziałam, również krzyczeliby światu, że Hamas jest ruchem ludobójczym, a nie rewolucyjną grupą „walczącą o wolność”. Zdałam sobie sprawę, jak mała jest społeczność żydowska, której populacja stanowi zaledwie 0,2% populacji świata. Jeśli jesteś sojusznikiem, tak jak ja, ważniejsze niż kiedykolwiek jest zabranie głosu. Teraz trzeba powiedzieć Nigdy więcej!
Dla mnie jako rdzennej Amerykanki przerażający jest widok ludzi, którzy czerpią korzyści z kolonialnego projektu osadniczego, w wyniku którego zginęło 56 milionów rdzennych Amerykanów, jak arogancko i z poczuciem wyższości wzywają do zniszczenia Izraela — narodu, który uważam za najbardziej udany projekt dekolonizacji wszech czasów. Bez wahania popieram Izrael i naród żydowski. Ludzie próbowali obrażać mnie nazywając mnie syjonistką, ale przyjmuję tę nazwę z dumą. Istnienie rdzennych Amerykanów i narodu żydowskiego jest świadectwem naszego przetrwania przez wszystkie próby. Dziś nadal żyjemy w potężnych systemach, które dążą do odczłowieczenia nas. Musimy jednak pozostać silni, ponieważ nasi przodkowie pokonali te próby.
Nasz opór musi być naszą wytrwałością w obronie naszego istnienia.
This story originally appeared in English in Tablet Magazine, at tabletmag.com, and is reprinted with permission.
Link do oryginału: https://www.tabletmag.com/sections/community/articles/native-american-colombian-solidarity-israel
Tablet, 9 lipca 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska