Szpetna wojna i szpetne słowa
Północ Izraela jest nadal ewakuowana, Hezbollah rośnie w siłę i wydaje się, że wszyscy nadal obwiniają Izrael.
Ostatnio dużo mówi się o tym, co się stanie, jeśli Izrael rozpocznie wojnę z Hezbollahem. To mija się rzeczywistością: Izrael jest już w stanie wojny z Hezbollahem. Tysiące rakiet i zabójczych dronów wystrzelono na północny Izrael od 7 października, czarnej daty, kiedy szpetne rodzeństwo Hezbollahu w Gazie najechało południowy Izrael i dokonało megaokrucieństwa.
Około 60 tysięcy Izraelczyków pozostaje wysiedlonych ze swoich domów w pobliżu północnej granicy. Niszczycielskie pożary wywołane ostrzałem rakietowym Hezbollahu zdewastowały ogromne obszary gruntów rolnych, lasów i rezerwatów przyrody. Jeśli to nie jest wojna, to na pewno nie jest to pokój.
A la guerre, comme a la guerre! Najpierw zaatakuj Izrael, a potem obwiniaj go, że walczy. Chciałabym, żeby naiwność była słodka, a nie niebezpieczna.
W zeszłym tygodniu w wywiadzie udzielonym Amnonowi Lordowi w weekendowym dodatku „Yisrael Hayom” pułkownik (w stanie spoczynku) Gabi Siboni porównał sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena do „Miss piękności, która pragnie pokoju na świecie. Ale ona to mówi i wraca do domu; on zaś pozostaje i próbuje to wymusić.” Lord zauważył, że Blinken już 8 października nawoływał do izraelskiej powściągliwości. Ale nie da się nadstawiać drugiego policzka, kiedy twarz właśnie została rozwalona na kawałki.
Jeśli chodzi o działania wojenne na północy, doradca Białego Domu ds. komunikacji bezpieczeństwa narodowego, John Kirby, posunął się w tym tygodniu o krok dalej, mówiąc: „Nie widzieliśmy, by Hezbollah wkroczył tutaj obydwiema nogami. Oczywiście przeprowadzali uderzenia przez granicę. Izraelczycy się przed tym bronią. Nie chcemy eskalacji. Nie chcemy drugiego frontu.” OK, OK. Czy powinniśmy po prostu trochę poczekać, aż armia terrorystów przekroczy granicę, tak jak ich odpowiednicy z Hamasu?
Minęło osiem miesięcy od okropności ataku Hamasu, w którym zginęło około 1200 osób – wielu z nich było torturowanych, zgwałconych i spalonych – a około 250 wzięto jako zakładników. Jeszcze zanim w ubiegły weekend ogłoszono śmierć 12 żołnierzy (w czterech incydentach) Izraelczycy byli świadomi kosztów walki z terroryzmem, a także niebezpieczeństw związanych z przyzwoleniem na jego niezakłócony rozwój.
W międzynarodowej społeczności dyplomatycznej panuje celowa tępota. Zamiast wzywać Izrael do zachowania powściągliwości w walce, można zrobić więcej, aby zapobiec atakom na państwo żydowskie. Na przykład na północnej granicy powszechnie przyjmuje się, że wojnę z Izraelem prowadzi organizacja terrorystyczna Hezbollah (przy finansowaniu i wsparciu Iranu).
To pomija jednak istotną kwestię: Hezbollah jest częścią libańskiego rządu. Wywarcie nacisku na organizację terrorystyczną – która nie czuje się związana prawem międzynarodowym – może być trudne – ale suwerenne państwo może i powinno zostać pociągnięte do odpowiedzialności.
Ale nie szukaj wsparcia u międzynarodowych prawników. Szef Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości Nawaf Salam, który w zeszłym miesiącu wydał orzeczenie potępiające działania Izraela w Gazie, jest nie tylko obywatelem Libanu, ale także byłym ambasadorem tego kraju przy ONZ. W jakiś sposób sędzia nie uważał, że powinno to dyskwalifikować go od osądzania państwa, z którym jego własny kraj jest w otwartej wojnie.
MTS działa pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych, gdzie nieodłącznym elementem są podwójne standardy wobec Izraela. Po tym, jak na początku tego miesiąca Izraelowi udało się uratować czterech zakładników przetrzymywanych w dwóch prywatnych domach w Gazie, specjalna sprawozdawczyni ONZ Francesca Albanese zamieściła w serwisie X: „Izrael wykorzystywał zakładników, aby legitymizować zabijanie, ranienie, okaleczanie, głodzenie i wywoływanie traumy wśród Palestyńczyków w Gazie. Jednocześnie nasilając przemoc wobec Palestyńczyków na pozostałej części okupowanego terytorium i w Izraelu”. Czytacie to poprawnie: Izrael jest winny konsekwencji uprowadzenia przez Hamas zakładników. Czy ta kobieta oszalała, czy zgubiła wątek i bezmyślnie bełkocze?
Gra na obie strony
Wysoki Przedstawiciel Unii Europejskiej Josep Borrell również nie mógł się powstrzymać. Z radością przyjął wiadomość, że Noa Argamani, Almog Meir Jan, Shlomi Ziv i Andrey Kozlov są „wolni i bezpieczni” i wezwał do uwolnienia pozostałych zakładników. Następnie, pokazując bardziej znajomą stronę swoich dwóch twarzy, oskarżył Izrael o „kolejną masakrę ludności cywilnej” i opisał sytuację w Gazie, w oparciu o dane samego Hamasu, jako „przerażającą”.
Tak, Gazańczycy zginęli podczas tej akcji – to dlatego, że izraelski zespół ratunkowy znalazł się pod zmasowanym ostrzałem (co kosztowało życie komandosa Arnona Zamory, którego imieniem pośmiertnie nazwano operację). Ta dzielnica mieszkaniowa nie tylko zapewniała schronienie terrorystom – w tym starszemu lekarzowi i jego synowi dziennikarzowi, którzy przetrzymywali trzech izraelskich zakładników – była także usiana tunelami terroru i przepełniona bronią. Jednak, pomimo palestyńskiej narracji, nie było tam głodu.
Dla rozrywki zawsze będziemy mieli moment, w którym prezenterka BBC, Helena Humphrey, zapytała byłego międzynarodowego rzecznika IDF podpułkownika (w stanie spoczynku) Jonathana Conricusa: „Czy wydano ostrzeżenie dla tych obywateli, aby opuścili teren na czas?”
Conricus zachował spokój i grzecznie zauważył, że jeśli ostrzeżesz terrorystów, że masz zamiar przeprowadzić akcję ratunkową, „zabiją zakładników, a to mija się z celem”.
Być może Humphrey, która pracowała zarówno dla ONZ, jak i Czerwonego Krzyża, naprawdę spodziewała się, że terroryści włączą czajnik i zaparzą filiżankę dobrej herbaty. Może powinniśmy podać dokładny czas akcji ratunkowej i poprosić porywaczy, aby upewnili się, że zakładnicy mają na nogach buty.
Na obronę Humphrey należy zauważyć, że IDF – w przeciwieństwie do większości sił zbrojnych – rutynowo ostrzega mieszkańców przed akcjami, starając się w miarę możliwości uniknąć ofiar cywilnych. Być może to właśnie zmyliło dziennikarkę telewizyjną. Oczekuje się, że Izrael będzie przestrzegał wyższych standardów, nawet jeśli zagraża to własnym żołnierzom.
Izrael i Francja również biorą udział w bitwie z Izraelem. Powołując się na wojnę w Gazie, rząd francuski zakazał w zeszłym tygodniu Izraelowi udziału w prestiżowych targach obronnych Eurosatory, gdzie izraelskie firmy zwykle cieszą się dużym zainteresowaniem.
Idąc dalej, na wniosek grup propalestyńskich nie tylko zakazano firmom wystawiania swoich produktów, ale także sąd rejonowy zakazał Izraelczykom udziału w wydarzeniu bez podpisania oświadczenia, że nie są tam w charakterze oficjalnym. Przedstawiciele Chin i Iranu – walczący o uczynienie świata lepszym miejscem na swój własny obraz – mogli oczywiście przychodzić i odchodzić.
Na dokładkę sąd nakazał wywieszenie pisma informującego o zakazie przy wejściach na wystawę. Było długie i zawiłe. Ale można to podsumować słowami: „Zakaz wstępu dla Izraelczyków”. Tylko o krok od „Żydom wstęp wzbroniony”. Krok w tym samym kierunku.
We wtorek, po rozpoczęciu trwających tydzień targów, sąd wyższej instancji uchylił zakaz jako „dyskryminujący”. Cóż, mamy rok 2024, a nie lata czterdzieste XX wieku, niezależnie od tego, jak czują się ci, którzy cierpią z powodu skutków najgorszego ataku na Żydów od czasu Holokaustu i masowego wzrostu antysemityzmu na całym świecie.
Podczas zeszłotygodniowego szczytu G7 prezydent Francji Emmanuel Macron ogłosił, że Izrael, Stany Zjednoczone i Francja zasadniczo zgodziły się na utworzenie trójstronnej grupy, która miałaby spróbować uspokoić granicę Izraela z Libanem. Jednak po ogłoszeniu zakazu Eurosatory minister obrony Joav Gallant ostro skrytykował Francję za okazywanie uprzedzeń wobec Izraela i oświadczył, że Izrael nie będzie brał udziału w wysiłkach pod przewodnictwem Francji.
Podobnie jak Macron, prezydent USA Joe Biden i Blinken również okazali się nieprzewidywalni w swoim stanowisku wobec Izraela, w jednej chwili oferując otwarte wsparcie, a w następnej opóźniając dostawy broni i próbując ograniczyć działania IDF. Podjęta w tym tygodniu decyzja administracji Bidena o dodaniu członków Tzav 9 do stale rosnącej listy Izraelczyków objętych sankcjami w USA nie poprawiła zaufania.
Ta grupa protestuje (i pokojowo próbuje blokować) konwoje „pomocy humanitarnej” do Gazy, które, jak zauważają członkowie, zwykle trafiają w ręce Hamasu, dosłownie podsycając konflikt, zamiast go kończąc.
Przesłanie, jakie otrzymują Hamas, Hezbollah, Huti i ich irańscy sponsorzy, brzmi, że terroryzm się opłaca. Bez względu na to, jakich okrucieństw dokonują, „oświecony” świat sprawi, że państwo żydowskie zostanie w równym stopniu obwinione.
W niezwykle zabawnym filmie Miss Congeniality nieszczęsna agentka FBI Gracie Hart (Sandra Bullock) działa pod przykrywką, aby udaremnić atak na konkurs piękności Miss America. W końcu udziela zaimprowizowanej lekcji na temat znaczenia samoobrony. Pragnienie pokoju na świecie nie wystarczy – trzeba umieć się bronić.
Link do oryginału:
https://www.jpost.com/opinion/article-807102
Jerusalem Post, 21 czerwca 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Liat Collins
Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Do niedawna kierowała The International Jerusalem Post. Obecne jest na emeryturze.