Po 76 latach niepodległości Izraela Żydzi nadal muszą być syjonistami
Jak pokazały pro-hamasowskie protesty i fala antysemityzmu po 7 października, celem jest sama idea żydowskiego państwa, nie zaś polityka lub działania Izraela.
Izrael nie tylko zdobył niepodległość, ale także w pierwszych dziesięcioleciach swojego istnienia wygrał kilka wojen, po tym jak jego arabscy sąsiedzi bezskutecznie dążyli do jego zniszczenia. Egipt i Jordania podpisały porozumienia pokojowe i u progu XXI wieku wielu wierzyło, (pomimo licznych dowodów temu zaprzeczających), że Porozumienia z Oslo odniosą sukces i zakończą także konflikt z Arabami palestyńskimi. Ruch syjonistyczny mógł to wszystko umożliwić. Jednak – w opinii wielu – stał się szczątkowym reliktem, nie mającym żadnego związku z życiem w państwie żydowskim, które zajęło swoje miejsce wśród narodów społeczności globalnej.
A przynajmniej tak myślało wielu z nas.
Przenieśmy się 26 lat później i mimo wojen, terroryzmu i upadku procesu pokojowego, a także utrzymujących się podziałów politycznych i kulturowych, można twierdzić, że trwałość tego, co powstało w 1948 r., jest jeszcze bardziej oczywista niż wtedy, gdy po raz pierwszy zaczęto rzucać terminem „postsyjonista”. To 9-milionowy naród z gospodarką pierwszego świata; wojsko, które czyni z niego regionalne supermocarstwo; i, jeśli nie nastąpi kataklizm nuklearny lub inne wyjątkowe wydarzenie, nie da się pobożnymi życzeniami doprowadzić do jego zniknięcia bardziej niż jakiegokolwiek innego istniejącego państwa.
Dążenie do zniszczenia Izraela
A jednak, jak widzieliśmy w ciągu siedmiu miesięcy od masakry dokonanej 7 października przez palestyńskich terrorystów w południowym Izraelu – i późniejszego tsunami antysemityzmu i demonstracji prohamasowskich na całym świecie – debata na temat syjonizmu nie jest zakończona.
Nie można znaleźć lepszego przykładu niż kontrowersja wokół pojawienia się izraelskiej piosenkarki w ubiegły weekend na Konkursie Piosenki Eurowizji w Malmö w Szwecji. Eurowizja to wyjątkowo głupi, coroczny ogólnoświatowy program telewizyjny. Generalnie warto to odnotować tylko ze względu na jego ogromną popularność i sposób, w jaki służy jako barometr tego, jak nisko mogą spaść standardy tego, co uważane jest za dobre w muzyce popularnej i rozrywce. Ale w tym roku stało się to kolejnym polem bitwy dla ruchu, który dąży do wyeliminowania Izraela.
W tym przypadku ogniskiem ich gniewu było pojawienie się izraelskiej wokalistki, 20-letniej Eden Golan. Izraelscy piosenkarze biorą udział w konkursie od 1973 roku i wygrywali go czterokrotnie. Jednak przeciwnicy państwa żydowskiego, którzy twierdzili, że motywuje ich współczucie dla Palestyńczyków, którzy ich zdaniem nie powinni ponieść żadnych konsekwencji za wojnę, którą rozpoczęli 7 października, uważali, że Golan powinna zostać wykluczona. Ich głośne protesty zmusiły ją do ukrywania się w pokoju hotelowym przez cały czas trwania konkursu, oblężona przez tych, którzy skandowali hasła wzywające do zniszczenia jej kraju i rzezi jego ludności. Jednak wbrew ich oczekiwaniom (i buczeniu publiczności) pozwolono jej wziąć udział w konkursie, spisała się dobrze i dostała się do finału, zajmując piąte miejsce, zdobywając wiele głosów europejskich widzów.
Protestujący, którzy wywodzili się nie tylko z dużej muzułmańskiej populacji Malmö (podobno aż 20% mieszkańców miasta), ale także z lewicowych elit – jak światowej sławy troll ekologiczny, Greta Thunberg – nie tylko nie wyrażali zaniepokojenia faktem, że Palestyńczycy są traktowani przez Hamas jako ludzkie tarcze. Jak powiedziała Thunberg podczas protestu przed Eurowizją w Sztokholmie, jej celem jest „zmiażdżenie syjonizmu”.
To ten sam rodzaj retoryki, jaki słyszeliśmy na kampusach amerykańskich uczelni w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy. Rzekomo wykształceni młodzi ludzie zostali zindoktrynowani w oparciu o przebudzone ideologie, które fałszywie określają Izrael jako „białego” ciemiężyciela i „państwo osadnicze/kolonialne”, które nie ma prawa istnieć. Jednak konflikt z Palestyńczykami nie ma charakteru rasowego. Żydzi są rdzenną ludnością tego kraju, a syjonizm jest ich ruchem narodowowyzwoleńczym, którego triumf był jednym z największych aktów dekolonizacji. Jednak według intersekcjonalnego sposobu myślenia, syjonizm jest rasizmem, a Izrael powinien zostać wymazany z mapy.
Tak więc teraz, gdy wielu, jeśli nie większość Izraelczyków, było gotowych traktować syjonizm jedynie jako eksponat w muzeum historycznym, idea państwa żydowskiego jest bardziej istotna niż kiedykolwiek w walce o obronę Izraela, który mimo wszystkich swoich niesamowitych osiągnięć, jest nadal oblężony.
Zagłębienie się w historię ruchu, jego przywódców i myślicieli, pozwala na zobaczenie, jak w ciągu półwiecza poprzedzającego maj 1948 r. naród żydowski starał się wziąć swój los we własne ręce. Podstawowe elementy syjonizmu – nierozerwalna więź między narodem żydowskim a jego ojczyzną oraz prawo wszystkich Żydów do życia, budowania i obrony w suwerennym państwie – są głęboko wpisane w rytuały, modlitwy i podstawowe wierzenia judaizmu. Jednak z różnych powodów poparcie dla syjonizmu nie było jednomyślne. Niektórzy religijni Żydzi wierzyli, że dopiero nadejście Mesjasza powinno przynieść powrót do żydowskiej państwowości. Socjaliści nie wierzyli w państwa narodowe i uważali, że rewolucja europejska zapewni wszystkim ludziom bezpieczeństwo i prawa, czyniąc państwo żydowskie niepotrzebnym. Niektórzy Żydzi w wolnych krajach Zachodu chcieli pozbyć się etniczności ze swojej żydowskiej tożsamości i obawiali się, że w przypadku utworzenia państwa żydowskiego stracą swoje prawa. A niektórzy amerykańscy Żydzi myśleli, że znaleźli Syjon w świeckiej republice Nowego Świata.
Przez ostatnie dwa tysiąclecia Żydzi zawsze byli obecni na ziemi, którą Rzymianie nazwali „Palestyną”, w nieudanej próbie wymazania ich z historii. Syjonizm również opierał się na prawach Żydów, a nie na Holokauście. Porozumienia pokojowe po I wojnie światowej, które utworzyły Mandat dla Palestyny, aby ułatwić utworzenie domu dla Żydów, ugruntowały to w prawie międzynarodowym.
Niemniej myśliciele syjonistyczni, tacy jak Theodor Herzl, a pokolenie później Władimir Zeew Żabotyński mieli rację, przepowiadając, że Żydzi w Europie żyją w ciągłym niebezpieczeństwie.
Nowa debata na temat syjonizmu
Antysemityzm Związku Radzieckiego i rzeczywistość nazistowskiego Holokaustu rozwiały (a przynajmniej powinny były rozwiać) złudzenia socjalistów, a także przekonały zachodnich Żydów, że nie ma alternatywy dla państwa żydowskiego. A kiedy Izrael powstał, ci, którzy obawiali się go ze względów świeckich lub religijnych, na ogół pogodzili się z nim.
Dziś wśród Żydów istnieje nowy ruch antysyjonistyczny, o którym nieproporcjonalnie dużo mówi się w mediach głównego nurtu, mimo że reprezentuje on jedynie mniejszość nieizraelskich Żydów. W przeciwieństwie do dawnych przeciwników syjonizmu, nie sprzeciwia się on istnieniu Izraela dlatego, że mają lepszy pomysł na ochronę Żydów. Raczej ci Żydzi, którzy należą do grup takich jak IfNotNow i Jewish Voice for Peace, wychwalają żydowską bezsilność i przekręcają żydowskie wierzenia w credo, które głosi, że jedynie Żydzi spośród narodów świata nie powinni mieć prawa do samostanowienia ani siły do obrony samych siebie.
To nie przypadek, że szerzą także antysemickie oszczerstwa, (rodzaj nowoczesnych oszczerstw o rytuale krwi, takie jak twierdzenie, że Izrael szkoli amerykańską policję jak mordować Afroamerykanów). Jak pokazała reakcja na 7 października, ci żydowscy antysyjoniści mogą być głośni i mieć silne wsparcie ze strony mediów głównego nurtu, ale nie mają nic wspólnego z normatywnymi wartościami żydowskimi i reprezentują tylko siebie.
Jednak bitwa o syjonizm nie jest jedynie słabym echem dawnych żydowskich sporów. Dziś antysyjonizm jest głównym założeniem lewicowych aktywistów, niezależnie od tego, czy są to ekstremiści ekologiczni, jak Thunberg (która chce, aby świat zrezygnował z podróży lotniczych, prawa do posiadania samochodów, a także jedzenia mięsa i sera); aktywiści Black Lives Matter w Stanach Zjednoczonych, którzy oczerniają Amerykę jako naród nieodwracalnie rasistowski; lub społeczność LGBTQ+, która postrzega Palestyńczyków jako współofiary, mimo że w przeciwieństwie do Izraela, w większości krajów arabskich, byliby oni zagrożeni ze względu na swój styl życia.
Inny wariant antysemityzmu
Wrogowie Izraela twierdzą, że opowiadają się za prawami człowieka, ale nie są zainteresowani jakimkolwiek innym konfliktem lub kryzysem humanitarnym, chyba że można za niego zrzucić winę na Żydów. Podobnie jak intelektualiści z początku XX wieku, którzy przetarli szlaki ku akceptacji nazizmu, twierdzą, że poruszają ich cierpienia ofiar wojny, ale dziwnie nie widzą, kiedy tymi ofiarami są Żydzi. Los zakładników lub tych, którzy zostali zamordowani w orgii gwałtów, morderstw, tortur, porwań i bezmyślnych zniszczeń popełnionych 7 października przez Hamas i Palestyńczyków, wcale ich nie porusza.
Hołubienie przez nich palestyńskich fantazji o zniszczeniu Izraela pomaga skazać obiekty ich rzekomego współczucia na przyszłość pełną wojen, terroryzmu i zniszczenia. Fakt, że ich reakcją na barbarzyństwo Hamasu nie był jedynie sprzeciw wobec uzasadnionej wojny Izraela mającej na celu wyeliminowanie ludobójczej grupy terrorystycznej, ale także przysięga „zmiażdżenia syjonizmu” i wymazania go „od rzeki do morza”, pozostaje dowodem na to, że nie tyle chodzi im o intersekcjonalną sprawę praw człowieka, ile jest to po prostu nowy wariant tego samego starego antysemityzmu. Nie tylko krytykują politykę i działania izraelskiego rządu. Ich problem polega na tym, że istnieje państwo żydowskie.
Wydaje się, że wierzą, że Żydzi są jedynym narodem na planecie, którego prawo do samostanowienia nie zasługuje na respektowanie. Chociaż odrzucają oskarżenia o antysemityzm, jak inaczej można nazwać tych, którzy dyskryminują Żydów i oceniają ich według standardów, których nigdy nie zastosowaliby do żadnego innego narodu?
Żydożercy rozpowszechniają obecnie oszczerstwa, które radzieccy propagandyści szerzyli po raz pierwszy pół wieku temu, nazywając syjonizm rasizmem. Jedyną racjonalną reakcją na to jest przyjmowanie przez Izraelczyków i Żydów, gdziekolwiek żyją, nie tylko etykiety syjonisty, ale idee za nią stojące. Syjonizm uznaje odwieczne więzi między narodem a jego ziemią i w swej istocie stanowi fundamentalny wyraz praw Żydów.
Syjonizm stworzył naród, który pomimo wszystkich swoich wad i słabości jest wyjątkowym eksperymentem w gromadzeniu narodu w państwie demokratycznym. W ciągu ostatnich 76 lat syjonistyczni Żydzi dokonali cudów nie tylko wygrywając wojny inicjowanych przez wrogów nastawionych na ich likwidację, ale także budując społeczeństwo zdolne do ogromnych osiągnięć gospodarczych, technologicznych i kulturalnych. Należy to celebrować, a nie oczerniać, a ludzie dobrej woli, niezależnie od tego, czy są to Żydzi, czy nie, powinni wiedzieć, że przyjmując to, utożsamiają się z jedną z najbardziej słusznych spraw i najbardziej niesamowitych spraw we współczesnej historii.
Izraelczycy nadal opłakują swoich pomordowanych od 7 października, walcząc z Hamasem i pracując na rzecz bezpiecznego powrotu pozostałych zakładników przetrzymywanych w niewoli w Gazie. Ale świętują także niepodległość narodu, który nie potrzebuje pozwolenia żadnego obcego mocarstwa na istnienie i pomimo fałszywych oskarżeń antysemitów o „ludobójstwo”, którego zachowanie w koszmarnych okolicznościach jest wzorowe według wszystkich standardów.
Syjonizm nie umarł. Nie zostanie też pokonany przez Hamas i jego lewicowych zwolenników na ulicach Malmö czy na kampusach uniwersyteckich w Ameryce Północnej. Jest bardzo żywy i w Jom Ha'atzmaut – 76. Dzień Niepodległości Izraela – każdy Żyd mający sumienie i poczucie szacunku do samego siebie powinien z dumą nazywać siebie syjonistą.
Link do oryginału: https://www.jns.org/after-76-years-of-israeli-independence-jews-must-still-be-zionists/
JNS Org., 13 maja 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Jonathan S. Tobin jest redaktorem naczelnym amerykańskiego magazynu JNS (Jewish News Syndicate).