Od Kolumbii po Columbię – nieustanna wojna z Izraelem
Autokraci na całym świecie cieszą się z możliwości posługiwania się językiem praw człowieka wobec naiwnych mieszkańców Zachodu.
W miesiącach, które upłynęły od pogromu Hamasu w Izraelu 7 października, Żydzi często uciekali się do humoru, aby przepracować traumę spowodowaną najgorszym aktem antysemickiej przemocy od czasów Holokaustu. Przykładów jest zbyt wiele, aby je przytaczać, ale wielu czytelników zna „rabinę Lindę Goldstein”, satyryczne konto na X/Twitterze prowadzone przez antysyjonistyczną „Naczelną Rabinę Gazy”, które pięknie zestawia obsesję lewicy na punkcie mikroszczegółów polityki tożsamości z bezwstydną homofobią i mizoginią jej sojuszników z Hamasu. I często, jak zauważa wielu komentatorów, parodia nie jest potrzebna, ponieważ rzeczywistość jest parodią; w tym przypadku mam na myśli skargę doktorantki Uniwersytetu Columbia w sprawie dostarczenia „pomocy humanitarnej” do Hamilton Hall, okupowanego w zeszłym tygodniu przez popierający Hamas motłoch, czemu towarzyszyło jej gniewne twierdzenie, że każdy, kto sprzeciwia się takiej akcji, w oczywisty sposób chce, żeby studenci „umarli z głodu i odwodnienia”.
Humor jest łatwo znaleźć z dwóch powodów. Po pierwsze, antysemityzm jest zasadniczo formą zidiocenia, a idiotyzm – jak przez lata udowodnili Charlie Chaplin, Laurel i Hardy, Steve Martin i Ricky Gervais – jest zabawny. Po drugie, istnieje dziwaczny sojusz zatwardziałych i brutalnych, a jednocześnie autentycznych rewolucjonistów z Bliskiego Wschodu, Ameryki Łacińskiej i innych miejsc z otulonymi kefijami i unikającymi glutenu fałszywymi rewolucjonistami na amerykańskich kampusach uniwersyteckich. I to też jest niezmiernie zabawne.
Takie poczucie humoru jest szczególnie pomocne w radzeniu sobie z sytuacjami, które w przeciwnym razie byłyby nie do zniesienia – i nie dajcie się zwieść, obecna sytuacja jest nie do zniesienia.
Kiedy 20 lat temu pojawiła się wymierzona w Izrael kampania bojkotu, dezinwestycji i sankcji (BDS), jej ostatecznym celem było przekształcenie państwa żydowskiego w tego rodzaju pariasa, jakim była Republika Południowej Afryki w latach 70. i 80. XX wieku. Koniecznym warunkiem osiągnięcia tego było wprowadzenie głównego przesłania BDS – że Izrael jest rasistowskim tworem bez prawa do suwerennej egzystencji – do świadomości głównego nurtu. W dużej mierze stało się to teraz. W ciągu ostatniego tygodnia widziałem zdjęcia pracownika stanowiska odpraw Delta Airlines na lotnisku w USA oraz kierowcy autobusu w angielskim Manchesterze, noszących w pracy przypinki z flagą palestyńską; przeczytałem wiadomość, że główna gazeta żydowska w Holandii wysyła obecnie swoje drukowane wydanie do abonentów w zwykłych kopertach, aby nie zdradzić, że adresaci są Żydami; i zobaczyłem napisy na elitarnych kampusach amerykańskich uniwersytetów wzywające ludność żydowską Izraela, (z której większość to Mizrahim), do „powrotu” do Europy.
Jednym z bardziej radykalnych haseł, które pojawiło się podczas walki z apartheidem w Republice Południowej Afryki, było „jeden osadnik, jedna kula”. Dokładnie to przesłanie jest obecnie przekazywane – werbalnie i poprzez czyny – Izraelczykom i społecznościom żydowskim na całym świecie.
W ubiegły czwartek skrajnie lewicowy prezydent Kolumbii, Gustavo Petro, ogłosił, że zrywa stosunki dyplomatyczne z Izraelem, co zostało gorąco pochwalone przez Hamas, Autonomię Palestyńską i islamistyczny reżim w Iranie. W przemówieniu wygłoszonym na wiecu pierwszomajowym Petro doskonale uchwycił palestyński fetysz lewicy wraz z żarliwą wiarą, że porażka „syjonizmu” zapoczątkuje nową erę władzy ludu. „Dzisiaj świat można podsumować jednym słowem, które potwierdza potrzebę życia, bunt, podniesioną flagę i opór” – oświadczył Petro. „To słowo to ‘Gaza’, to ‘Palestyna’, to chłopcy i dziewczęta, którzy zginęli rozerwani przez bomby”. Petro, który został wybrany w 2022 r., to prawdziwy rewolucjonista z doświadczeniem życiowym. Dołączył do organizacji terrorystycznej M-19 jeszcze jako nastolatek i był torturowany przez oficerów kolumbijskiej armii. Niemniej jego słowa odbiły się głębokim echem w drugiej Columbii – na uniwersytecie Ivy League w Nowym Jorku – gdzie popierający Hamas demonstranci bawią się w rewolucję, podczas gdy ich rodzice płacą wygórowane czesne, i gdzie założyli nielegalne obozowisko namiotowe.
Odbiły się one również echem w Teheranie, gdzie prezydent Iranu Ebrahim Raisi wychwalał „powstanie zachodnich studentów, profesorów i elit popierających uciskaną ludność Gazy”, podczas gdy rzecznik irańskiego ministerstwa spraw zagranicznych Nasser Kanaani wyraził zadowolenie z „przebudzenia społeczeństwa globalnego… w sprawie kwestii palestyńskiej i głębokości publicznej nienawiści wobec zbrodni uzurpatorskiego reżimu syjonistycznego i ludobójstwa wspieranego przez Amerykę i niektóre rządy europejskie”. Powtórzę raz jeszcze: dokładnie te same uczucia wyrażane są na Uniwersytecie Columbia, na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, na Uniwersytecie George'a Washingtona i na innych amerykańskich kampusach, wywróconych do góry nogami przez falę solidarności z Hamasem.
Wielu Żydom wszystko to będzie się wydawać kolosalną porażką – porażką edukacji o Holokauście, w którą społeczności żydowskie były głęboko zaangażowane przez kilka dziesięcioleci; porażką w dokładnym oddaniu prawdziwej natury izraelskiego społeczeństwa poza karykaturą „osadniczo-kolonialną” forsowaną przez większość lewicowych i niektórych skrajnie prawicowych aktywistów w mediach społecznościowych; porażką w utrzymywaniu konstruktywnych stosunków z innymi mniejszościami, w których szerzy się współczucie dla Hamasu i jego okrucieństw, zwłaszcza z amerykańskimi muzułmanami, z których wielu pochodzi z krajów niearabskich, oraz z Afroamerykanami. Być może najtrudniejszym aspektem ze wszystkich jest uświadomienie sobie, że debata i argumenty są bezowocne, zwłaszcza dlatego, że odmowa komunikowania się z „syjonistami” stała się artykułem wiary na wiecach i demonstracjach popierających Hamas.
Jednocześnie jednak musimy otrząsnąć się z mitu, jakoby te demonstracje były wyrazem „społeczeństwa obywatelskiego” – ludzi i grup ochotniczych mobilizujących się na rzecz Gazy w desperacji wywołanej krwawymi scenami z tego terytorium. Od Moskwy po Bogotę, Ankarę i Teheran, światowi autokraci cieszą się z możliwości posługiwania się językiem praw człowieka wobec naiwnych mieszkańców Zachodu. Zamiast przekonywać, powinniśmy skupić się na pokonaniu tego u źródła. W przypadku Kolumbii oznacza to lobbowanie wśród ustawodawców USA, aby nałożyli ograniczenia handlowe i inne sankcje na rząd Kolumbii, jak długo będzie on demonizował Izrael, demokrację i niezłomnego sojusznika Ameryki, jako państwo zbójeckie. Takie postępowanie jeszcze bardziej rozzłości i wyobcuje lewicę, ale nie mamy wyboru. Jedyne, co możemy zrobić, to działać. I od czasu do czasu pośmiać się.
Link do oryginału: https://www.jns.org/from-colombia-to-columbia-an-unceasing-war-on-israel/
JNS Org., 3 maja 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Ben Cohen autor cotygodniowych felietonów w JNS, publikował również w New York Post, The Wall Street Journal, Commentary, Haaretz i innych mediach.