Wybory wartości w globalnej wiosce


Andrzej Koraszewski 2024-03-11

Źródło: Twitter
Źródło: Twitter

Amerykańskie wybory prezydenckie dopiero w listopadzie, ale ich wynik jest z każdym, dniem bardziej przewidywalny. Na pytanie, na kogo bym, głosował, gdybym mieszkał w Ameryce odpowiadam, że nie wiem, bo byłbym posiadaczem innego życiorysu. Jako obserwator z zewnątrz mam wrażenie, że dla Ameryki i dla świata byłoby najlepiej, gdyby wygrała Nikki Haley, bo rokowałoby nadzieję na względny powrót umiarkowania i rozsądku, ale już wypadła z gry. Nie mam jednak na to wszystko nawet tak małego wpływu jak jednostkowy głos wyborcy. Wygrana Trumpa jest wysoce prawdopodobna, więc patrząc na to z Polski na pierwszym miejscu zastanawiam się, jaki to będzie miało wpływ na wsparcie USA dla Ukrainy, jaką politykę będzie prowadził wobec Iranu i Kataru, jak się ułożą stosunki z Unią Europejską? Sprawy wewnętrzne też ważne, ale w amerykańskiej polityce wewnętrznej jego działania wydają się łatwiejsze do przewidzenia. Antyaborcyjny obłęd będzie postępował (chociaż w samej partii Republikańskiej pojawiają się głosy sprzeciwu, dalsza polaryzacja też jest murowana (i to niekoniecznie z winy Republikanów).

Końca świata nie będzie, ale akurat na tym stanowisku wolałbym widzieć kogoś mniej kopniętego niż Donald Trump. Znacznie wcześniej, bo już na przełomie kwietnia i maja będziemy mieli wybory w Indiach, które rozwijają się szybko i mogą być ważną przeciwwagą Chin. 


Wielu ludzi twierdzi dziś, że zachodnia cywilizacja nie tylko straciła swój monopol na polu nauki i techniki, przestała być konkurencyjna w produkcji skomplikowanych towarów technicznych, ale (co może okazać się ostatnim gwoździem do trumny), przestała być dumna ze swoich wartości. Donald Trump jako strażnik wartości oświeceniowych jest ryzykowny, Nikki Haley byłaby zdecydowanie lepsza, ale to już tylko teoria.


Rozumienie tego, co dzieje się w Indiach, jest z pewnością bardzo ważne, ale ponieważ informacje o tym kraju czytam okazjonalnie, więc czuję się na tym polu bardzo niepewnie. Z tego co widać, zwycięstwo Modiego jest właściwie pewne, co wielu komentatorów ogromnie martwi. Porównywanie Modiego do Trumpa zakrawa mi mocno na ekspercki nikiforyzm, ale pokora wymaga stosowania ostrożnych kwantyfikatorów.                


Amerykański magazyn „Foreign Affers” w obszernym eseju informuje o zbliżających się wyborach powszechnych w Indiach w artykule pod tytułem Indyjskie nogi z gliny. Autor, Ramachandra Guha, historyk Indii z Krea Univerisity w stanie Andhra Pradesz, już w podtytule pisze, że Narenda Modi jest przeszkodą w rozwoju kraju, więc  czytelnik jest ostrzeżony i bezstronności nie oczekuje.


Jeśli Modi wygra, będzie to już trzecia kadencja polityka, który jest bardzo emocjonalnie oceniany tak w samych Indiach, jak i w świecie zachodnim. Jedni go podziwiają, inni wręcz przeciwnie.


Modi zakończył epokę dziedzicznych socjalistów, którzy przewodzili Indyjskiemu Kongresowi Narodowemu, Nehru, jego córka Indira Gandhi i kolejni potomkowie.


Narenda Modi przewodzi partii Bharatiya Janata (BJP), która spędziła wiele lat w opozycji i w końcu ubiegłego stulecia po raz pierwszy zdobyła władzę, rządząc początkowo w koalicji z innymi partiami. Dopiero pod przewodnictwem Modiego BJP zdobyła samodzielną większość parlamentarną i po 10 latach jego partia jest silniejsza niż była w 2014 roku.


Jak pisze autor artykułu w FA, ”główna różnica ideologiczna między Kongresem a BJP polega na ich podejściu do relacji między wiarą a państwem.” Inni twierdzą że główną różnicą jest podejście do ekonomii. Kongres był socjalistyczny, BJP optuje za gospodarką rynkową.    


Problem religii jest istotnie bardzo ważny. W Indiach mieszka 200 milionów muzułmanów - w kraju, który ma prawie półtora miliarda mieszkańców. Już podczas walki o niepodległość ujawniły się ostre konflikty religijne, które doprowadziły do podziału na Indie i Pakistan, mimo tolerancyjnej polityki państwa agresywność muzułmanów narastała od dziesięcioleci (co wydaje się być raczej związane z wzrastającymi wpływami politycznego islamu niż z polityką wewnętrzną Indii).


Sam Modi argumentuje, że pora wrócić do hinduskich korzeni, że Indie były przez 1200 lat pod okrutnym panowaniem muzułmanów, potem były kolonią brytyjską, czas wyzwolić się z postkolonialnej mentalności.


Czy BJP jest partią hinduskich nacjonalistów, czy raczej partią neoliberałów, czy może jedno i drugie? To zależy z której strony na to patrzeć.


Jak pisze Guha o Modim: 

„Lewicowi intelektualiści odrzucają go jako zwykłego demagoga. Są w wielkim błędzie. Pod względem zaangażowania i inteligencji znacznie przewyższa swoich populistycznych odpowiedników, takich jak były prezydent USA Donald Trump, były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro czy były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson.”

Modi ma dużą popularność wśród biedoty, ze względu na programy socjalne (dotowana żywność i gaz kuchenny dla najuboższych), walka z systemem kastowym, walka o prawa kobiet.


Czy niedawna ustawa rządzonego przez BJP stanu Uttarakhand odzwierciedla dążenia polityków tej partii w całym kraju, czy jest balonem próbnym, czy tylko stanową decyzją, która nie ma związku z polityką federalnego rządu? Jest to mały stan, na północy Indii, ma tylko nieco ponad 10 milionów mieszkańców, przytłaczająca większość hinduska i nieco ponad 13 procent muzułmanów. Na początku lutego władze tego stanu wprowadziły jednolity kodeks prawa cywilnego, zakazując równocześnie stosowania prawa szariatu, czyli poligamii i małżeństw z nieletnimi, wprowadzając obowiązek rejestrowania małżeństw i rozwodów w państwowych urzędach stanu oraz wprowadzając jednolity system dziedziczenia, zakazujący dyskryminacji kobiet.       


Jak informował 7 lutego Reuters:

„Jednolity kodeks cywilny zapewni każdemu prawo do równości bez jakiejkolwiek dyskryminacji. […] Musimy przejść do historii, oczyszczając ją” – powiedział Pushkar Singh Dhami, premier rządu stanu Uttarakhand, tuż przed głosowaniem nad tą ustawą.

Ciekawy krok, który wydaje się być zapowiedzią większej stanowczości w walce z uporczywym domaganiem się wyższości praw religijnych nad prawami stanowionymi.    


Ramachandra Guha przyznaje, że Modi stawiając na cyfryzację poważnie ograniczył korupcję związaną z programami opieki społecznej i znacząco unowocześnił infrastrukturę kraju, co jest istotne dla rozwoju przedsiębiorczości.     


Indie są już piątą gospodarką świata i mają roczne tempo wzrostu PKP powyżej 8 procent. Zdaniem Guha zagrożeniem tego różowego obrazu są narastające konflikty religijne i regionalne. (Autor zupełnie nie zauważa islamskiej agresywności i wydaje się być przekonany, że nieustające ustępstwa przynoszą lepsze owoce niż stanowcze egzekwowanie prawa.) Innym zarzutem jest kwestia degradacji środowiska w efekcie parcia do wzrostu gospodarczego (i walki z biedą). Zarzuty dotyczące kultu jednostki i podważania instytucji demokratycznych wymagałyby znajomości szczegółów, bo tak jak są przedstawione w cytowanym artykule, zakrawają na insynuacje w walce politycznej. Autor twierdzi, że Modi i jego partia niszczą pluralizm polityczny i kulturowy Indii.      


To ciekawy problem i trudno ustalić, na ile rząd federalny ogranicza dziś kompetencje rządów stanowych (o ile się orientuję zmian konstytucyjnych nie było, natomiast silna dominacja BJP w parlamencie krajowym i w większości władz stanowych otwiera drogę do marginalizowania innych programów. W tak wielkim kraju, z wielością grup etnicznych, języków i religii to jest poważny problem.)         


Jak pisze Ramachandra Guha:

„Próba narzucenia hinduskiej hegemonii teraźniejszości i przyszłości Indii składa się z dwóch uzupełniających się elementów. Pierwsza to elektorat, czyli utworzenie skonsolidowanego hinduskiego banku głosów. Hinduizm nie ma pojedynczej struktury religii abrahamowych, takich jak chrześcijaństwo czy islam. Nie ma jednego tekstu religijnego (takiego jak Biblia czy Koran) ani jednego świętego miasta (takiego jak Rzym czy Mekka). W hinduizmie jest wielu bogów, wiele świętych miejsc i wiele stylów kultu. Ale choć rytualny wszechświat hinduizmu jest pluralistyczny, jego system społeczny jest historycznie wysoce nierówny, naznaczony hierarchicznie zorganizowanymi grupami statusowymi, zwanymi kastami, których członkowie rzadko zawierają małżeństwa lub nawet łamią się ze sobą chlebem.


BJP pod rządami Modiego próbowała przezwyciężyć pluralizm hinduizmu, starając się przezwyciężyć różnice kastowe i doktrynalne między różnymi grupami Hindusów.”

To może być w równym stopniu zarzutem, jak i pochwałą. Wszystko wskazuje na to, że BJP ponownie zdobędzie solidną większość w indyjskim parlamencie, natomiast pytanie, czy ponowne zwycięstwo Modiego zahamuje, czy przyspieszy dalszy rozwój Indii pozostaje otwarte. Problemów z pewnością będzie wiele, chociaż niektóre mogą być wyolbrzymiane. Zarzut, że Modi dławi wolność prasy, wydaje mi się mocno naciągany, nawet pobieżny przegląd indyjskich mediów wskazuje niedwuznacznie, że krytyki rządu i samego Modiego w nich nie brakuje. Indie są nadal demokracją i mogą się okazać ważnym wsparciem dla obrony wartości oświeceniowych atakowanych przez coraz bardziej agresywny islam i tyrańskich autokratów takich jak władca Chin Xi i Putin.


Podczas gdy wynik wyborów w Indiach dla Putina wydaje się być obojętny, Chiny uważają Indie za wrogi kraj, a Modiego jako zagrożenie. Rząd chiński zgłasza poważne roszczenia terytorialne wobec Chin i blisko współpracuje z Pakistanem wspólnie wspierając zbrojne grupy terrorystyczne działające na terenie Indii, próbując równocześnie podkopać wizerunek Indii na arenie międzynarodowej.    


Jak informował w listopadzie ubiegłego roku raport MEMRI:

„W Arunachal Pradesh, stanie w północno-wschodnich Indiach, Chiny przyjęły agresywne podejście i zmieniły ponad 26 nazw obszarów na mapie na nazwy chińskie, co stanowi rażące naruszenie integralności terytorialnej Indii. Chiny inwestują znaczne kwoty w budowę torów kolejowych, infrastruktury drogowej, baz wojskowych i systemu nadzoru na obszarach przygranicznych. […]


W kwietniu 2023 r. dziennik ‘Decan Herald’ donosił: „Pekin rości sobie prawa do 2000 km2 powierzchni w indyjskich stanach Himachal Pradesh i Uttarakhand.” 

Nie mamy wpływu na wyniki wyborów w Indiach, jednak wiele sił próbuje kształtować nasze opinie i nie jest łatwo być mądrym, ale można próbować być ostrożnym.