Błędna odpowiedź Bidena w sprawie Tajwanu
Głównym zagrożeniem dla pokoju w Azji nie jest niepodległość Tajwanu, ale chińska wojowniczość.


Jeff Jacoby 2024-01-26


Przygotowując się do opuszczenia Białego Domu w sobotę i udania się do Camp David, prezydent Biden odpowiedział na kilka pytań reporterów. Większość rozmów dotyczyła funduszy na walkę z kryzysem imigracyjnym, ale pierwsze pytanie dotyczyło Tajwanu, gdzie w sobotę wybrano nowego prezydenta – Lai Ching-te z Demokratycznej Partii postępowej.


„Panie prezydencie – zapytano Bidena – jaka jest pana reakcja na wybory na Tajwanie?”


Jak wynika z transkrypcji Białego Domu, jego odpowiedź była zwięzła: „Nie popieramy niepodległości”.


Ogromny ekran pokazywał kandydata na prezydenta Lai Ching-te mianowanego przez Demokratyczną Partię Postępową, w trakcie przemówienia podczas wiecu wyborczego w przeddzień wyborów krajowych na Tajwanie. Lai odniósł przekonujące zwycięstwo w wyścigu trójstronnym.

To wszystko, co powiedział na temat głosowania na Tajwanie, ale to wystarczyło, aby trafić na pierwsze strony gazet. Reuters natychmiast opublikował artykuł – Stany Zjednoczone nie popierają niepodległości Tajwanu, twierdzi Biden – w którym udało się zamienić składającą się z pięciu słów odpowiedź prezydenta na liczący 500 słów reportaż informacyjny. Podobne doniesienia ukazały się w The Hill, Fox News, Politico i Bloomberg. Razem wzmocnili niefortunne wrażenie, że Biały Dom postrzega głosowanie na Tajwanie – i zwycięstwo kandydata znienawidzonego przez Pekin – przede wszystkim jako problem.


Biden powinien był z miejsca powiedzieć: „Gratulacje”.


Lai odniósł przekonujące zwycięstwo w wolnych i solidnych wyborach i dokonał tego pomimo – a może z powodu – zaciekłej opozycji Chin. Na kilka tygodni poprzedzających wybory Pekin oczerniał kandydata DPP jako „wichrzyciela”, „niszczyciela pokoju” i separatystę, który „uparcie trzyma się” perspektywy niepodległości Tajwanu. Reżim komunistyczny na kontynencie ostrzegł tajwańskich wyborców, że będą wybierać między „pokojem a wojną”. Nie było nic subtelnego w chińskiej próbie zastraszenia Tajwanu, aby odrzucił Lai, energicznego obrońcę autonomii i demokracji Tajwanu. I nie udało się.


Zapytany o reakcję Biden powinien był pogratulować mieszkańcom Tajwanu, że nie dali się zastraszyć. Powinien był powiedzieć, że Stany Zjednoczone nie tylko popierają demokratyczną decyzję podjętą przez obywateli Tajwanu, ale także popierają przesłanie leżące u podstaw tych wyborów – że Tajwańczycy są zdeterminowani chronić swoją wolność i autonomię i stanowczo odrzucają ahistoryczną bzdurę, że Tajwan jest jedynie zbuntowaną chińską prowincją, którą należy ponownie zjednoczyć z dyktaturą po drugiej stronie Cieśniny Tajwańskiej.


Wygłaszając na początku tego miesiąca przemówienie na temat zagrożeń dla amerykańskich instytucji demokratycznych, Biden mógł zauważyć, że siła tajwańskiej demokracji jest inspiracją do wyzwolenia ludzi – i to ludzi, którzy pragną być wolni – na całym świecie. Jeszcze 35 lat temu Tajwan był jednopartyjną autokracją ze słabymi wynikami w zakresie praw człowieka. Obecnie jest to kwitnąca, otwarta, wolna demokracja wielopartyjna, a także potęga gospodarcza z 20. co do wielkości gospodarką na świecie. W autorytatywnym rankingu Freedom House dotyczącym swobód politycznych i obywatelskich na całym świecie Tajwan uzyskuje 94 punkty na 100, czyli znacznie więcej niż nawet Stany Zjednoczone.


Zamiast dyskredytować niepodległość Tajwanu, Biden mógł wykorzystać tę chwilę i stwierdzić to, co wszyscy wiedzą, że jest prawdą: pod każdym względem Tajwan jest niezależny. Kontroluje własne terytorium, uchwala własne prawa, wybiera własnych przywódców, wywiesza własną flagę, utrzymuje własną armię, emituje własną walutę i jest reprezentowany za granicą przez własnych dyplomatów. Dzień po wyborach na Tajwanie nie był właściwym momentem ostrzegania przez prezydenta Stanów Zjednoczonych przed formalną deklaracją niepodległości Tajwanu. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby surowo napominał Chiny i ich władcę Xi Jinpinga, by powstrzymały się od gróźb. Byłby to dobry moment do przypomnienia światu, że Stany Zjednoczone zobowiązały się w ustawie o stosunkach z Tajwanem z 1979 r. do zapewnienia obrony Tajwanu przed jakimkolwiek chińskim atakiem.


„Tajwan jest demokratycznym sojusznikiem i wiernym przyjacielem narodu amerykańskiego  – mógłby podkreślić Biden - i naród amerykański w zamian dopilnuje, aby Tajwan mógł skutecznie odeprzeć każdy atak na jego wolność”.


Głównym zagrożeniem dla pokoju i stabilności w dzisiejszej Azji nie jest demokracja na Tajwanie. Jest nim wojowniczość w Chinach. Świat nadal jest zaniepokojony porzuceniem przez Bidena Afganistanu w 2021 r. – błędem, który ośmielił agresję złych reżimów od Rosji, przez Gazę, po Iran. Konieczne jest, aby Stany Zjednoczone nie pogłębiały tej porażki, sygnalizując jakąkolwiek słabość determinacji w Azji Wschodniej. Być może Chiny nie zapłaciły żadnej kary za pozbawienie wolności politycznej Hongkongu, ale w żadnym wypadku nie można pozwolić im na myślenie, że ujdzie im na sucho, jeśli zrobią to samo Tajwanowi. Zachowanie wolności, bezpieczeństwa i autonomii tej demokratycznej wyspy leży w najwyższym interesie wolnego świata. Kiedy amerykańskiego prezydenta – lub któregokolwiek z mężczyzn i kobiet ubiegających się o jego zastąpienie – pyta się o Tajwan, taka powinna być pierwsza odpowiedź.


Link do oryginału: https://jeffjacoby.com/27489/biden-bad-answer-on-taiwan

The Boston Glove, 17 stycznia 2024

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

Jeff Jacoby – amerykański dziennikarz i prawnik, wieloletni publicysta ”Boston Globe”.