Departament Stanu a rzeczywistość


Mitchell Bard 2024-02-03

Sekretarz stanu USA Antony Blinken spotyka się z saudyjskim księciem Mohammedem bin Salmanem w Al Ula w Arabii Saudyjskiej, 8 stycznia 2024 r. Źródło: Chuck Kennedy/Departament Stanu USA.
Sekretarz stanu USA Antony Blinken spotyka się z saudyjskim księciem Mohammedem bin Salmanem w Al Ula w Arabii Saudyjskiej, 8 stycznia 2024 r. Źródło: Chuck Kennedy/Departament Stanu USA.

Jedną z cech arabistów jest to, że nie potrafią przyznawać się do błędów ani uczyć się na nich. Sekretarz arabizmu (sekretarz stanu USA) Antony Blinken nadal jest klasycznym przedstawicielem takiego zagubienia w rzeczywistości. W najnowszym przykładzie nawiązuje do swojego równie zagubionego poprzednika, byłego sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego. Dla tych, którzy mają równie krótką pamięć, jak dziennikarze piszący o Bliskim Wschodzie, oto co Kerry powiedział w 2016 roku:


"Rozmawiałem z przywódcami społeczności arabskiej, nie będzie zaawansowanego i odrębnego pokoju ze światem arabskim bez procesu palestyńskiego i pokoju palestyńskiego. 
Każdy musi to zrozumieć. Taka jest nieodparta rzeczywistość."


Kiedy Blinken, po zakończeniu czasów administracji Obamy, przebywał na politycznej pustyni, najwyraźniej przegapił Porozumienia Abrahamowe, które zostały podpisane cztery lata później bez Palestyńczyków. Nawet teraz, przy wszystkich krokodylich łzach wylanych nad Palestyńczykami w Strefie Gazy, sygnatariusze pozostali wierni porozumieniu.


Niemniej, oto Blinken w Izraelu po dyplomatycznej turystyce po regionie:


"Myślę, że istnieje szerokie porozumienie co do kilku podstawowych celów: po pierwsze, że Izrael i Izraelczycy powinni móc żyć w pokoju i bezpieczeństwie, wolni od strachu przed atakami terrorystycznymi lub agresją ze strony któregokolwiek ze swoich sąsiadów; po drugie, że Zachodni Brzeg i Gaza powinny zostać zjednoczone pod rządami Palestyny; po trzecie, przyszłość regionu musi opierać się na integracji, a nie podziałach i konfliktach; i po czwarte, aby tak się stało, musimy doprowadzić do ustanowienia niepodległego państwa palestyńskiego."


Przyjrzyjmy się. Jak dotąd, nie tworząc państwa palestyńskiego, Izrael zawarł pokój z Egiptem, Jordanią, Bahrajnem, ZEA, Marokiem i Sudanem (to ostatnie ulega zmianom z powodu wojny domowej, a nie kwestii palestyńskiej).


Nieważne, powiedziano nam, Arabia Saudyjska wstrzymuje uznanie Izraela, ponieważ książę Mohammad bin Salman (MBS) powiedział tak Blinkenowi. Jeśli wierzysz, że Saudyjczykom zależy na Palestyńczykach, mogę ci sprzedać most w Kansas. Jak już wcześniej pisałem, Saudyjczykom zależy tylko na jednym: utrzymaniu królewskich głów na karkach, a jedynym gwarantem jest parasol bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Jeśli sądzisz, że MBS, podobnie jak były prezydent Egiptu Anwar Sadat, były król Jordanii Husajn i obecni przywódcy Zatoki Perskiej, nie porzucą Palestyńczyków niczym zły nawyk, by uzyskać zielone światło na realizację programu nuklearnego, gwarancję bezpieczeństwa i nieograniczone dostawy broni, nie wiesz nic o Arabii Saudyjskiej.


Tym, którzy mają równie upośledzoną pamięć, przypomnę, że arabiści przez ponad 30 lat twierdzili, że arabscy przywódcy nigdy nie zaakceptują Izraela i że poprawa stosunków z państwem żydowskim (a arabiści tak o nim myślą) zagrozi naszym dostawom ropy, otworzy region na infiltrację sowiecką i zahamuje nasze stosunki ze światem muzułmańskim. Z biegiem czasu wszystko to okazało się fałszywe, w miarę jak Stany Zjednoczone zbliżały się do Izraela i poprawiały się stosunki ze światem arabskim.



Arabiści byli wściekli, gdy Sadat ośmielił się udać do Jerozolimy w 1977 r., by przemawiać w Knesecie, co miało kluczowe znaczenie dla przekonania Izraelczyków o jego szczerości.


Próbowali zapobiec podziałowi w 1947 r., a następnie przekonali ówczesnego prezydenta Harry'ego Trumana do nałożenia embarga na broń w nadziei, że Arabowie zniszczą Izrael w powijakach. Do dziś pracują nad sabotowaniem stosunków USA-Izrael.


„New York Times” doniósł, że ponad tysiąc pracowników USAID podpisało list wzywający prezydenta USA Joe Bidena do nalegania na zawieszenie broni. Jakie inne przykłady potrafisz przywołać, kiedy setki urzędników Departamentu Stanu wysłało wiele depesz i listów, protestując przeciwko polityce swojego szefa?


Pomimo całego anonimowego narzekania nie doszło do masowego exodusu z Departamentu Stanu. Jeden z biurokratów Biura Spraw Polityczno-Wojskowych, który złożył rezygnację, został potraktowany przez media jak męczennik. Josh Paul powiedział gazecie „New Yorker”, że był zamieszany w decyzje dotyczące sprzedaży broni i przesyłania wiadomości, co czasami wiązało się z uzasadnianiem transferów do reżimów problematycznie traktujących prawa człowieka. W swoim liście rezygnacyjnym przyznał, że „poczynił więcej kompromisów moralnych, niż pamięta, każdy poważny”, ale żaden nie był na tyle poważny, by zrezygnować. Dopiero wsparcie Bidena dla Izraela pchnęło go poza czerwona linię.


Tymczasem niczym Blynken z wiersza „Wynken, Blynken and Nod”, nasz sekretarz kołysze się w morzu pięknych, wyimaginowanych widoków. Chce narzucić państwo palestyńskie, którego nie chcą ani Palestyńczycy, ani Izraelczycy. Nie wyjaśnił, w jaki sposób zapobiegnie to kolejnej izraelskiej masakrze podobnej do tej z 7 października ani nie usprawiedliwi przymusowego wysiedlenia ponad 100 tysięcy Żydów mieszkających w Judei i Samarii, żeby zrobić miejsce dla tego państwa. Ignoruje setki ataków terrorystycznych pochodzących z Zachodniego Brzegu, gdzie Hamas ma przyczółek, i zamiast tego daje upust złości wobec nielicznych przypadków przemocy ze strony osadników.


Blinken traktuje szefa Autonomii Palestyńskiej Mahmouda Abbasa jak głowę państwa i z uporem twierdzi, że jest on zainteresowany pokojem. Ignoruje fakt, że większość Palestyńczyków chce rezygnacji 88-letniego przywódcy, ponieważ jest on niekompetentny i skorumpowany. W typowy dla arabizmu sposób nie porusza go antysemityzm Abbasa i nie przejmuje się tym, że członkowie jego partii przechwalali się swoim udziałem w rzezi 7 października. Co gorsza, nalega na przekazanie Palestyńczykom dolarów z amerykańskich podatków, co umożliwi Abbasowi płacenie zachęt do terroru przez program pieniądze za zabijanie. Wkrótce wśród odbiorców znajdą się rzeźnicy i gwałciciele schwytani przez Izrael, w tym mordercy obywateli USA.


Zamiast podążać śladami Kerry’ego, Blinken zrobiłby mądrzej, gdyby posłuchał byłego prezydenta Ronalda Reagana, który powiedział to, co rozumie większość Izraelczyków: „Jeśli historia czegoś nas uczy, to uczy, że naiwne ugłaskiwanie lub pobożne życzenia w relacjach z naszymi przeciwnikami są szaleństwem".


Link do oryginału: https://www.jns.org/the-state-department-vs-reality/

JNS Org., 17 stycznia 2024

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

Mitchell Geoffrey Bard

Amerykański analityk polityki zagranicznej, redaktor i autor, który specjalizuje się w polityce USA – Bliski Wschód. Jest dyrektorem wykonawczym organizacji non-profit American-Israeli Cooperative Enterprise i dyrektorem Jewish Virtual Library.