Pytasz, czy jesteś antysemitą?


Andrzej Koraszewski 2024-01-21

Okładka wydanej w 1969 roku książki Iwanowa.
Okładka wydanej w 1969 roku książki Iwanowa.

Kilka razy, kiedy krzywiłem się na wypowiedzi różnych bliżej lub dalej znanych mi ludzi otrzymywałem to samo pytanie – czy uważasz, że jestem antysemitą? Ukrywała się w tym pytaniu ironia, gniew, sprzeciw. Odpowiadam zbiorczo postaci fikcyjnej, sklejonej z wielu konkretnych osób i w sumie nie będącej żadną z nich.


Czy jesteś antysemitą? Nie, nigdy nie przyszłoby mi do głowy takie podejrzenie. Jeśli zdefiniujemy antysemityzm jako uprzedzenia wobec osób pochodzenia żydowskiego, to wręcz powiedziałbym, że jesteś przeciwieństwem antysemity.


Ta twoja postawa jest częścią buntu przeciw odrażającym aspektom kultury, w której urodziliśmy się, w której dorastaliśmy i w której żyjemy. Odrzuciłeś antysemickie dziedzictwo naszej kultury narodowej, które sączyło się przez wieki z zachodu i wschodu, przenikało różnymi kanałami, wykorzystując religię, literaturę, media, szkołę, ulicę, przyjaciół i rodzinę.


Jak to jest? Czy możemy w pełni uodpornić się na wirusa nieustannie mutującego w naszym środowisku? Spróbujmy zastanowić się nad tym pytaniem na innym przykładzie.  


Obaj jesteśmy ateistami, dość podobnymi, ponieważ obaj przestaliśmy wierzyć we wczesnym okresie dojrzewania. Możemy przestać wierzyć, ale nie możemy wyeliminować wpływu religii na nasze życie. Wiele lat temu rozmawialiśmy o Ukrainie. Byłeś pełen optymizmu. Powiedziałem, że Ukraina jest podobna do Rosji, to oligarchia. Podczas gdy nasi łajdacy cynicznie mówili, że pierwszy milion trzeba ukraść, tam kradnie się pierwszy miliard. Gniewał cię mój sceptycyzm i w końcu wrzasnąłeś „O, boże, przestań!”. To przywołanie boga było zabawne, a równocześnie wystarczające, żeby zmienić temat i nie narażać przyjaźni. Religia jest ciągle obecna w naszym życiu i ateizm tego nie zmienia. To część języka, systemu skojarzeń i myślowych skrótów.


Z antysemityzmem jest podobnie, tkwi w kulturze jak gwóźdź w ramionach krzyża. Wyrzucamy go za drzwi, wraca podstępnie przez okno. Podobnie jak z religią, każdy z nas reaguje na tego wirusa troszkę inaczej. Obaj reagujemy odrazą na widok neonazistów, na wysmarowaną na murze swastykę, na zniszczony grób, na durne antysemickie żarty.       


Powiedziałeś kiedyś, że mam obsesję na punkcie Izraela, że zawsze bronię Izraela. Odpowiedziałem z irytacją, że Izraela bronią żołnierze Izraelskiej Armii Obronnej, że ja bronię tylko siebie, że kłamstwa o Izraelu nie są niewinne, mogą uszkodzić moje człowieczeństwo, popsuć moją moralną busolę. To świat ma obsesję na punkcie Izraela, nie chce i nie umie traktować go tak, jak traktuje Danię, czy Belgię. Ta obsesja świata ma swój paskudny podtekst. Jest jak swastyka na murze, ale namalowana przez teoretycznie przyzwoitych ludzi.


Czy zastanawiałeś się nad tym, co się właściwie dzieje w głowach tych, którzy malują swastyki?  Rzadko spotykam próby odpowiedzi na to pytanie. Najczęściej słyszę, że robią to na złość, bo wiedzą, że to nas drażni, mamy pewność, że łączy się to z antysemityzmem, czytałem również rozważania antropologa, który zastanawiał się, na ile ten symbol jest wyrazem potrzeby bycia panem życia i śmierci, tęsknoty do sadyzmu i okrucieństwa?


Kilka lat temu „Wyborcza” opublikowała wywiad z nawróconym kibolem, który ostatni raz pchnął człowieka nożem wiele lat temu, a dziś prowadzi zajęcia z dzieciakami, próbując je ostrzec, żeby nie poszły tą samą drogą. Pytany przez dziennikarkę o to, dlaczego został „kibicem” odpowiedział, że nie z miłości do futbolu, bo to skłoniłoby go do pójścia do klubu i grania. Powiedział, że chciał walczyć, bić wroga, bić tak mocno jak się da, ale uważać, żeby nie zabić, bo za wysoka cena.


Przypominając sobie ten wywiad zastanawiam się ilu naszych „kiboli” wzięłoby chętnie udział w hamasowskiej orgii mordów 7 października? Wiesz dobrze o tysiącach zachodnich ochotników, którzy pojechali walczyć w szeregach ISIS, wiesz również o szwedzkich, holenderskich, belgijskich i innych ochotnikach w SS. Nazizm apelował do poczucia wyższości, oferował możliwość bycia panem życia i śmierci, otwierał drogę do sadyzmu i okrucieństwa.


Z komunizmem było inaczej, kusił braterstwem, sprawiedliwością, walką ze złem. Okazało się, że te piękne cele są jak obietnica życia po śmierci. Najpierw musi być walka prowadzona wszelkimi środkami. Nazizm i komunizm miały ten sam cel – zdobycia świata, wyeliminowania wrogów, ustanowienia pokoju przez zniszczenie każdego, kto próbował samodzielnie myśleć.


W amerykańskim magazynie czytałem niedawno artykuł pod tytułem „Powrót swastyki”. Autor opisywał w nim historię z 1959 roku. Czternaście lat  po zakończeniu wojny najpierw w Boże Narodzenie nasmarowano swastyki na synagodze w Kolonii, zaraz potem wybuchła epidemia. Swastyki pojawiły się na murach w 20 niemieckich miastach, wandalizowano żydowskie cmentarze, sklepy i synagogi.         


Jak pisze autor tego artykułu epidemia swastyk rozlała się w krótkim czasie na cały świat, po trzech miesiącach ta plaga była zauważalna w 34 krajach i była połączona z otwartą demonstracją nienawiści wobec Żydów.

„W samych Stanach Zjednoczonych w 236 miastach i miasteczkach odnotowano 637 takich incydentów, a niektórym z nich towarzyszyły groźby śmierci oraz ataki na Żydów i instytucje żydowskie.”

Po pewnym czasie fala opadła, ale dopiero po latach wyszło na jaw, że była to zorganizowana akcja agentów KGB i ich pomocników z NRD, którzy wykorzystali neonazistowskie grupki, żeby przedstawić Niemcy Zachodnie jako spadkobierców nazizmu. Akcja okazała się nadspodziewanie skuteczna.   


W ostatnich miesiącach widzimy znowu epidemię swastyk. Tym razem, plakaty ze swastyką, i napisy na murach sugerują, że Izrael to naziści. Na antyizraelskich demonstracjach możesz usłyszeć okrzyk „Żydzi do gazu” i zobaczyć plakaty z grafiką łączącą gwiazdę Dawida ze swastyką, izraelskich żołnierzy ze swastyką i inne podobne motywy, obok wszechobecnego hasła „od rzeki do morza”, które jest jednoznacznym wezwaniem do eksterminacji ludności Izraela.


Możemy się długo zastanawiać nad pytaniem, kto tym razem miesza w tym garnku i jak to robi? Mnie zastanawia pytanie dlaczego media głównego nurtu (również te polskie), unikają  zdjęć tych masowych demonstracji pokazujących wyraźnie ich ogólną wymowę, dlaczego analizy tej plagi znajduję niemal wyłącznie na stronach żydowskich?


Czy widziałeś kiedykolwiek w twojej gazecie zdjęcia członków islamskich milicji organizowanych przez Islamską Republikę Iranu, którzy oddają nazistowski salut?



Na tym zdjęciu widzisz marynarzy Huti, mogę ci pokazać takie zdjęcia bojowników Hezbollahu, Hamasu, Fatahu, Korpusu Strażników Islamskiej Rewolucji.


Ponieważ w obecnych masowych antyizraelskich demonstracjach widzimy głównie wezwania do solidarności z Palestyńczykami (z mniej lub bardziej wyraźnym poparciem dla Hamasu), możemy podejrzewać, że organizatorzy (i fundusze) są związani z Katarem lub Iranem. Czy Rosja może również maczać w tym palce? Nie mam pojęcia. Z pewnością patrzy na to z zadowoleniem, ponieważ odciąga to uwagę od ich napaści na Ukrainę. Jednak nawet jeśli instrukcje i fundusze płyną z Bliskiego Wschodu, wzór jest radziecki. (Rosjanie mieli lepszą propagandę niż technikę już w czasach carskich i zawsze bardziej dbali o wpływanie na innych niż o dobrobyt swoich obywateli.)


Tłumaczyłem niedawno esej Izabelli Tabarovsky. Wiele lat temu wyemigrowała z ZSRR do USA, zajmuje się historią kraju, którego już nie ma. Tabarovsky pisze, iż twierdzenie, że Izrael popełnia ludobójstwo na Palestyńczykach, jest jednym z najdłużej powtarzanych kłamstw na temat Izraela, przywołuje radziecką broszurę propagandową z 1984 roku. Pisze:

„Dzisiejszą skrajną lewicą kieruje ideologia mieszana, którą zapyla krzyżowo marksizm, intersekcjonalność, postkolonializm i teoria krytyczna, i która czerpie z sprawdzonego w boju zestawu narzędzi retorycznych zbudowanych i doskonalonych przez sowieckich mistrzów dywersji ideologicznej w ciągu ostatnich 25 lat zimnej wojny”.

Antysyjonizm był w tej propagandzie narzędziem jednoczenia lewicy. Izrael nie jest ani rasistowski, ani faszystowski, i oczywiście nie jest państwem imperialnym. Wiesz jak to jest, połącz te wyzwiska z Żydem, a w umysłach pojawi się wszechpotężny imperialista, który nie tylko krzywdzi biednych Palestyńczyków, ale rządzi Ameryką i Europą Zachodnią.


Izabella Tabarovsky pisze, że niektórzy zastanawiają się, czy to podobieństwo radzieckiej propagandy i dzisiejszych prezentacji Izraela nie jest przypadkiem naturalne, czy nie jest tak, że propagandyści ZSRR po prostu opisywali rzeczywistość. Autorka odpowiada na to krótko:

„…antyizraelska retoryka, jaką propagują dziś postępowcy, jest fikcją wymyśloną w celach propagandowych i dezinformacyjnych. Czy mogliby sami wymyślić tę fikcję na nowo – z tymi samymi historiami, metaforami i zwrotami? Twoja odpowiedź na to pytanie zależy od tego, czy Twoim zdaniem pisarz mógłby usiąść do napisania nowej książki i przypadkiem odtworzyć Annę Kareninę bez konsultacji z oryginałem lub ChatGPT.” 

Ale co to ma wspólnego z nami i twoim pytaniem o zarzut, którego ci nie stawiam? Całkiem niedawno spieraliśmy się o izraelską reformę sądownictwa. Powiedziałem ci, że jako dziennikarz mogę napisać, że to, czy tamto uważam za nierozsądne, od sędziego wymagam jednak solidnej podstawy prawnej. Z chwilą, kiedy sąd może wydawać wyroki w oparciu o wrażenie, że coś jest nierozsądne, zaczyna to przemieniać  się w stalinowski trybunał ludowy, lub jak wolisz w watykańską Inkwizycję. Wymiar sprawiedliwości musi być niezależny od władzy wykonawczej, ale nie może uzurpować sobie kompetencji władzy wykonawczej. Przerwałeś dyskusję. Wcześniej, trzy lata temu, wyraziłeś stanowczą opinię o kryminalnych przestępstwach premiera Netanjahu. Kiedy odpowiedziałem, że opierasz się na wyrokach prasowych (a światowa i krajowa prasa pisała o tych winach w piątek i świątek), zgodziłeś się, że być może zbyt pochopnie przyklasnąłeś dziennikarskim wyrokom.


To są wewnętrzne sprawy Izraela. Takie spory w innych krajach nikogo nie podniecają. Dlaczego tak wielu nimi żyje? Wysyłałem kiedyś książką do Izraela, dziewczyna na poczcie nie była pewna, czy Izrael jest w Europie, czy w Afryce. Powiedziałem, że w Azji, kiwnęła głową i powiedziała, że ten Netanjahu powinien siedzieć. Czy sądzisz, że nazwałbym ją antysemitką? Tak niedawno napisałeś, że dla Netanjahu ta wojna w Gazie jest wygodna. Zdanie bez znaczenia, nieprawdziwe, delikatnie przesuwające winy z katów na ofiarę. Antysemityzm? Nie, tylko podatność na wirusa, odmowa zakładania maseczki, niechęć do szukania szczepionki.       

Niewiele jest spraw związanych z Izraelem, które nie budzą powszechnych dyskusji, mamy opinie, stanowcze opinie, tak często oparte na doniesieniach wzorowanych na radzieckiej tradycji.    


Jesteśmy obaj z pokolenia ludzi, których rodzice uczestniczyli w wojnie. Ocenialiśmy tych, którzy zostali wystawieni na prawdziwą próbę i zastanawialiśmy się, jakbyśmy się zachowali w ich sytuacji. Nie mogliśmy znać odpowiedzi, więc były to naiwne rozważania młodych ludzi, niepewnych kim tak naprawdę są.




Moje życie dobiega końca i nadal nie wiem, kim tak naprawdę jestem. Nie zamierzam jednak akceptować prasowych wyroków, ani połykać strawy gotowanej według przepisów z książki kucharskiej radzieckiej propagandy. W 1981 roku wydałem małą książkę pod tytułem Rycerze domniemanej oczywistości. Dziwnie się ją po latach ogląda, bo pokazuje jak często dawaliśmy się nabrać. Andrzej Płoski, świetny grafik mieszkający w Szwecji, zrobił do niej okładkę, która sporo mówi o jej zawartości.


Nienawiść do Żydów była od zawsze używana w grach politycznych. Łatwo trafia do serc i umysłów, czasem podsycana jest podstępnie, niezauważalnie dla odbiorcy. Nadal nie znamy odpowiedzi na pytanie, jakbyśmy się zachowali, gdybyśmy żyli w czasach, w których żyli nasi rodzice. Próbujemy się upewnić, że bylibyśmy po właściwej stronie powtarzając często „nigdy więcej”. Obawiam się, że mogę dożyć chwili, w której to hasło straci cały sens. Właściwie już straciło, ale otoczone nazistowskimi wrogami malutkie państwo nadal się broni. Czytamy o jego niezwyciężonej potędze, mówią nam, że pokój nastanie, jeśli tylko ci Żydzi przestaną obroną swojego życia przeszkadzać na drodze do pokoju.


Oczywiście, że nie jesteś antysemitą, nigdy mi taki pomysł nie przyszedł do głowy. Po prostu troszkę inaczej widzimy świat, inaczej czytamy gazety, inaczej wsłuchujemy się w odgłosy werbli. Czytam również czasami stare gazety i zastanawiam się, jak je czytali ludzie z pokolenia naszych rodziców.