Starzy orędownicy procesu pokojowego i wojna w Gazie


Stephen M. Flatow 2024-01-11

Dennis Ross, amerykański wysłannik i negocjator pokojowy, podczas spotkania w Instytucie Polityki Narodu Żydowskiego w Jerozolimie, 24 stycznia 2012 r. Zdjęcie: Uri Lenz/Flash90.

Dennis Ross, amerykański wysłannik i negocjator pokojowy, podczas spotkania w Instytucie Polityki Narodu Żydowskiego w Jerozolimie, 24 stycznia 2012 r. Zdjęcie: Uri Lenz/Flash90.



Może czas zająć się słoniem w salonie: przywództwo palestyńskie było i pozostaje przeszkodą na drodze do pokoju.

Spójrzmy na poglądy Dennisa Rossa, dziekana orędowników „dwupaństwowego” procesu pokojowego, przez pryzmat jego artykułu w „Wall Street Journal” z 28 grudnia The Limits of US Influence Over Izrael [Granice wpływu USA na Izrael]. Nie zadowalając się tym, że w przeszłości mylił się co do polityki dotyczącej kontroli Hamasu nad Gazą i jego ludobójczych celów wobec Izraela, Ross uważa, że Stany Zjednoczone powinny zrobić więcej, aby ograniczyć wysiłki wojenne Izraela, który dąży do usunięcia Hamasu ze sceny.

Ross zaczyna swój pełen porad artykuł od przedstawienia wcześniejszych starań Ameryki wywarcia wpływu na politykę Izraela. Jedne odniosły sukces, inne się nie udały. Na przykład jako krok w kierunku pokoju Ross opowiadał się za nałożeniem na Izrael obowiązku wpuszczania większej ilości materiałów budowlanych do Gazy. Jak sam przypomina: „Kłóciłem się z izraelskimi przywódcami i urzędnikami bezpieczeństwa, mówiąc im, że muszą wpuścić do Gazy więcej materiałów budowlanych, w tym cementu, żeby można było zbudować mieszkania, szkoły i podstawową infrastrukturę. Odparli, że Hamas nadużyje go i mieli rację”. Jestem pewien, że żołnierze Sił Obronnych Izraela, którzy obecnie przemierzają tunele zbudowane z tego cementu, doceniają pańskie przeprosiny, panie Ross.


Ross przygląda się szczegółom stosunków USA-Izrael na przestrzeni wielu lat i obiera za cel senatora Berniego Sandersa, który chce, by pomoc USA dla Izraela była obłożona warunkami. Ross nie zgadza się z byłym kandydatem na prezydenta i pisze: „Rzeczywistość jest taka, że pomoc USA dla Izraela nigdy nie była czekiem in blanco”. Ograniczenia, jakie Waszyngton mógł nałożyć na Izrael, nie zawsze działają, ponieważ „Izrael jest demokracją, jego wybory polityczne są często kształtowane i determinowane przez opinię publiczną, a historia pokazuje, że jeśli izraelscy wyborcy uznają, że USA stawiają nieuzasadnione żądania, odrzucą je bez względu na koszty.”


Niemniej pisze Ross: „Izrael nadal musi zrobić więcej, aby ograniczyć ofiary i zaspokoić potrzeby humanitarne ludności Gazy”. Wie, że stawianie żądań wobec Izraela w powiązaniu ze sprzedażą amunicji nie będzie łatwe ani praktyczne, ponieważ „jak powiedział mi niedawno jeden z wyższych urzędników izraelskich, jeśli Ameryka powie, że musicie przestać, bo inaczej was odetniemy, będziemy walczyć gołymi rękami, jeśli będziemy musieli – nie mamy wyboru”.


Według Rossa prezydent USA Joe Biden rozumie, jak postępować z Izraelem. Przeniesienie dwóch lotniskowców do wschodniej części Morza Śródziemnego na początku wojny z Hamasem, gdy sądzono, że Hezbollah się w to zaangażuje, pokazało, że Biden „pozyskał poparcie Izraela” (chociaż krążą doniesienia, że jeden lotniskowiec ma być usunięty). Ross wskazuje również na „zaufanie” byłego izraelskiego premiera Ariela Szarona do George’a W. Busha jako powód ewakuacji Gazy w 2005 roku. (Pamiętajcie, że Bush był wielkim fanem „mapy drogowej” prowadzącej do pokoju, przyjętej przez Sharona, ale zignorowanej przez inne strony). Ross stwierdza także, że „więź Billa Clintona z izraelskim społeczeństwem pomogła mu wywrzeć presję na Benjamina Netanjahu, aby przekazał większe terytorium Zachodniego Brzegu Autonomii Palestyńskiej, wbrew jego podstawowym przekonaniom politycznym”. Widzimy, jak to wyszło.


Ross rozumie, że masakra z 7 października zmieniła zasady gry – że kraj, który według wielu był na skraju wojny domowej w związku z reformą systemu sądowniczego, zjednoczył się teraz w dążeniu do jednego celu: wyeliminowania Hamasu. Jednak Ross wierzy, że kiedy ustaną strzały i odpalanie rakiet, „izraelska opinia publiczna będzie gotowa pomyśleć o prawdziwych wyborach, przed którymi stoi w sprawie Palestyńczyków”.


Nie dajcie się zwieść, Ross uważa, że Stany Zjednoczone „nie powinny tolerować – i nie powinny wahać się krytykować – izraelskich działań, które podważają możliwość powstania państwa palestyńskiego, czy takich działań jak agresywne nowe osadnictwo na Zachodnim Brzegu lub ataki ekstremistycznych osadników na palestyńskie wioski”. Wie też, że Izraelowi nie zabrania się budowania w kontrolowanych przez Izrael częściach Judei i Samarii i że kilka incydentów nie stanowi przeszkody dla pokoju w regionie.


Zamiast tego może nadszedł czas, żeby Biden i Ross dostrzegli do słonia w salonie oraz uznali i zaakceptowali jako fakt, że to przywódcy palestyńscy, którzy upierają się przy gloryfikowaniu terroryzmu, zaprzeczaniu powiązań narodu żydowskiego z ziemią, przy prawie do powrotu i kształceniu dzieci w wieku szkolnym, by myślały o Żydach jako o podludziach, są prawdziwą przeszkodą na drodze do pokoju. Jeśli trzeba obłożyć warunkami pomoc dla Bliskiego Wschodu, odbiorcy tej niczym nie obwarowanej pomocy siedzą w Ramallah, a nie w Jerozolimie.


Link do oryginału: https://www.jns.org/old-peace-processors-and-the-war-in-gaza/?_se=YW5uZS1tYXJpZS5mYXJvdXpAbGFwb3N0ZS5uZXQ%3D&;utm_campaign=Evening+Syndicate+Wednesday+132024&utm_medium=email&utm_source=brevo

JNS Org., 3 stycznia 2024

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Stephen Flatow


Amerykański prawnik, który zainicjował szereg procesów przeciwko Islamskiej Republice Iranu w związku ze sponsorowaniem terroryzmu przez to państwo. Jego córka zginęła w zamachu terrorystycznym w 1995 roku. Wielokrotnie pomagał rządowi USA zidentyfikować organizacje, które pośredniczyły w nielegalnym przekazywaniu pieniędzy do Iranu.