Globalne imperium Palestyny


Lee Smith 2023-12-30

Greta Thunberg z kefiją na szyji demonstruje na wiecu w Amsterdamie 2023r. (Źródło zdjęcia: Wikipedia)
Greta Thunberg z kefiją na szyji demonstruje na wiecu w Amsterdamie 2023r. (Źródło zdjęcia: Wikipedia)

Palestyńczycy mają coś lepszego niż państwo. Mają poparcie szarych eminencji całego dzisiejszego świata.

Sondaże pokazujące, że Palestyńczycy na Zachodnim Brzegu, a także w Gazie w dalszym ciągu świętują i wspierają Hamas, przy czym prawie 75% popiera masakrę z 7 października, w której zginęło 1200 osób w południowym Izraelu, wydają się rozwiewać nadzieje amerykańskich decydentów na przyspieszenie działań w celu ustanowienia państwa palestyńskiego.

Ale dla Palestyńczyków nie ma to znaczenia. Po co mieliby zawracać sobie głowę żmudnymi negocjacjami prowadzącymi do kompromisu w sprawie dwóch nie sąsiadujących ze sobą działek, skoro mają już coś znacznie większego i znacznie rzadszego? Mają imperium.


Trwające na całym świecie marsze mające na celu „zalanie” zachodnich miast, kampusów uniwersyteckich i biurowców rządowych, wstrzymanie ruchu na głównych arteriach komunikacyjnych, żeby zademonstrować wsparcie dla Hamasu, są dowodem na to, że Palestyńczykom udało się stworzyć coś znacznie wznioślejszego niż zwykłą polityczna sieć instytucji i urzędów, które nie różniłyby ich od 193 członków Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ponieważ 7 października stanowi punkt kulminacyjny ich długiej kampanii przeciwko Żydom i Amerykanom, Palestyńczycy wezwali tych spośród narodów świata, którzy są gotowi obudzić i świętować nowego ducha epoki.


Od 7 października propalestyńscy protestujący – arabscy i muzułmańscy imigranci, do których dołączyli miejscowi – wypełnili ulice europejskich i północnoamerykańskich miast tłumami liczącymi tysiące, dziesiątki i setki tysięcy ludzi w Berlinie, Waszyngtonie, Sztokholmie, Paryżu, Toronto, Oslo, Chicago, Londynie, Rzymie, Los Angeles i innych. W zeszłym tygodniu w Glasgow zamknęli salon Zary, ponieważ według propalestyńskich aktywistów użyte w kampanii reklamowej tego giganta handlu detalicznego manekiny owinięte w biały materiał przypominały martwych Gazańczyków. Studenci Uniwersytetu Harvarda nie mogą studiować w Bibliotece Widener ani chodzić na zajęcia bez konfrontacji z tłumem wzywającym do oczyszczenia z Żydów Izraela „od rzeki do morza”. Równie źle lub jeszcze gorzej jest na innych elitarnych uniwersytetach.


W Nowym Jorku ogromne tłumy demonstrantów wymachujących palestyńskimi flagami protestowały przeciw ceremonii zapalenia lampek na choince w Rockefeller Center, walczyły z policją i nękały turystów, a następnie ruszyły Fifth Avenue i wandalizowały fasady sklepów propalestyńskimi, antyizraelskimi i antysemickimi graffiti. Na stacji Grand Central osoby dojeżdżające do pracy i turyści są regularnie witani przez tłum ludzi z twarzami zakrytymi czarno-białymi kefijami i ubranych w stroje różnych grup „ruchu oporu”, odgrywający swoją wersję „intifady”. Tysiące maszerowały przez Most Brookliński i wywieszały palestyńskie flagi niedaleko od masowego grobu, w którym znajdują się szczątki 2753 osób zabitych przez terrorystów, którzy przyjęli sprawę palestyńską jako motyw mordowania Amerykanów.


Z globalizacją intifady i milionami ludzi z Zachodu i Wschodu – od wywłaszczonych z półkuli południowej po uprzywilejowanych Skandynawów – wzburzonych podobną furią, jest to jakby codzienna parada na zakończenie Pucharu Świata. Fani kibicują swoim mistrzom, światowej drużynie, Goliatowi, który porwał, gwałcił, wykonywał egzekucje i ścinał głowy dzieciom.

Celem protestujących nie jest wcale rozwiązanie w postaci dwóch państw lub jakiekolwiek inne rozwiązanie, które mogłoby przynieść pokój obu narodom. Zawieszenie broni, do którego wzywają, jest taktyką mającą na celu zduszenie wysiłków wojennych Izraela i w dalszej perspektywie oczyszczenie państwa żydowskiego z Żydów. Jeśli izraelski rząd nie będzie w stanie ustanowić strefy buforowej między Gazą a południowymi obszarami zaatakowanymi 7 października, a także północnymi miastami i kibucami znajdującymi się w zasięgu Hezbollahu, setki tysięcy Izraelczyków, których przesiedlono do centrum kraju, nie będzie mogło wrócić do swoich domów. Jest tak ponieważ wspierani przez Iran terroryści wykorzystują 7 października jako precedens do ponownego wyznaczenia granic Izraela we współpracy z biurokratami z USA, UE i ONZ. Krajowi będzie się odcinać jego krańce, aż w całości stanie się niezdatny do zamieszkania.


Plany administracji Bidena odbudowy Gazy po Hamasie zakładają, że – jak powiedziała wiceprezydentka Kamala Harris prezydentowi Autonomii Palestyńskiej (AP) Mahmoudowi Abbasowi – „rewitalizowana” Autonomia Palestyńska przejmie Gazę. Ale to raczej nie uspokoi Palestyńczyków ani ich zagorzałych zwolenników na całym świecie. W rzeczywistości ludzie Abbasa, wyraźnie niepopularni w Gazie, a jeszcze bardziej na Zachodnim Brzegu, będą musieli sprostać oczekiwaniom wywołanym atakiem ich rywali z 7 października, jeśli mają nadzieję przetrwać wewnątrzpalestyńską rywalizację o władzę, która z pewnością nastąpi.


Najważniejszym faktem jest to, że miażdżąca porażka militarna, jaką ponieśli Palestyńczycy, nie będzie miała większego znaczenia, dopóki jedyne supermocarstwo na świecie – obok Europy i państw arabskich Zatoki Perskiej – będzie gotowe odbudować wszystko, co zniszczy Izrael. Przez nieustanną rewitalizację Palestyńczyków i dawanie im nowego życia, zarządcy spraw globalnych stworzyli coś, co z definicji samo w sobie nie może przetrwać w naturze: społeczeństwo, które celebruje śmierć jako najwyższą wartość. Palestyńczycy twierdzą, że to ich wytrwałość i wiara, ich gotowość do poniesienia wielkich strat zapewnia im ostateczne zwycięstwo. Jednak źródłem ich niezłomności – ich zdolności do uzupełnienia arsenału oraz odnowienia tuneli i innej infrastruktury wojskowej – jest w rzeczywistości luksus, który wielokrotnie zapewniały im Stany Zjednoczone i ich europejscy partnerzy. Gdyby mocarstwa światowe po prostu pozwoliły Izraelczykom i Palestyńczykom na prowadzenie wojny, partia stałego oporu miałaby dwie możliwości – radykalną zmianę lub ostateczny upadek.


Zamiast tego, Palestyńczycy, którzy dziesiątki razy dokonali samospalenia siebie i swoich dzieci w próbach zniszczenia Izraela, raz za razem byli sprowadzani z powrotem zza Styksu – rzeki śmierci. Ich dawne i obecne eskorty – od Związku Radzieckiego i jego sojuszników z bloku wschodniego, po Europę Zachodnią i Stany Zjednoczone, a także Państwa Zatoki Perskiej i Iran – wykorzystywały ich w sposób, w jaki zwykle wykorzystywano mniejszych aktorów w historii Lewantu: jako atuty w wielkiej grze narodów.


Ale żadne państwo nigdy wcześniej nie pomyślało o podtrzymywaniu kultury tak oddanej kultowi śmierci, że jej najwyższym celem jest unicestwienie się w służbie zabijania innych. Nikt wcześniej nie miał środków ani motywacji, by to zrobić.


Teraz jednak przyszło na świat coś nowego, coś potwornego.


Wszyscy wyklęci tej ziemi związali swoje nadzieje i żale z Palestyńczykami nie dlatego, że Hamas i AP, Islamski Dżihad, Hezbollah i inni są rdzennymi słabszymi grupami stawiającymi opór kolonialnej machinie wojennej lub niezłomnymi dyskryminowanymi w kampanii na rzecz powszechnej wolności. Przeciwnie: terroryści, przestępcy, psychopaci i fantaści ze wszystkich części świata złączyli się ze sprawą palestyńską, ponieważ najbardziej podstawowe prawa natury zostały zrewidowane, aby ich objąć. Sprawa palestyńska daje nadzieję każdej z tych grup – nadzieję, że ich własne nihilistyczne i mordercze ambicje również mogą zyskać przychylność świata. I faktycznie zyskują.


Zgodnie z zasadami ustalonymi przez wielkie mocarstwa w celu zarządzania konfliktem izraelsko-palestyńskim wszystko jest możliwe. Przegrana jest wygraną. Zbrodnia jest sprawiedliwością. Gwałt jest miłością. Śmierć jest życiem. Oto hasła nowego ducha epoki, narodziny Imperium Palestyny.


Analitycy porównali masakrę z 7 października do wojny Jom Kippur w 1973 r., innej ogromnej porażki izraelskiego wywiadu w odczytaniu intencji i możliwości swoich wrogów. Jednak bardziej odpowiednią datą historyczną jest 5 września 1972 r., kiedy palestyńscy terroryści dokonali nalotu na akademiki, w których znajdowała się izraelska drużyna olimpijska podczas igrzysk w Monachium. Palestyńczycy przetrzymywali 11 izraelskich trenerów i sportowców jako zakładników, następnie torturowali ich, zabijali i okaleczali ich ciała.


Palestyńska grupa terrorystyczna odpowiedzialna za te okrucieństwa, Czarny Wrzesień, została tak nazwana na cześć jordańskiej kampanii, która doprowadziła do wypędzenia Palestyńczyków z Jordanii rok wcześniej, po tym, jak nie udało im się obalić królestwa Haszymidzkiego. Czarny Wrzesień był odłamem Fatahu, największej frakcji w Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP). Później fałszywe przesłanki skłoniły zachodnie rządy do udawania, że przewodniczący OWP Jaser Arafat nie był zaangażowany w terroryzm, by z nim mimo wszystko rozmawiać.   


Zmuszony do przeniesienia się do Libanu, Arafat zrozumiał, że jedynym sposobem na wyrwanie się z skazanego na zagładę cyklu lokalnych konfliktów jest umiędzynarodowienie swojej wojny i przekształcenie sprawy Palestyny w sprawę globalną.


Zadebiutowanie na pierwszej linii frontu zimnej wojny było trafnym wyborem. Sowieci uzbroili i wyszkolili Palestyńczyków jako lokalnych pełnomocników w ich regionalnych konfliktach, ale Arafat nie zadowolił się rolą pionka w szerszej walce supermocarstw. W Monachium uczynił Palestyńczyków gwiazdami w programie telewizji na żywo.


Równie ważny był niemiecki rozdział. Igrzyska Olimpijskie w Monachium odbyły się w kolebce partii nazistowskiej i oznaczały powrót kraju do rodziny narodów cywilizowanych. To, że Niemcy były podzielone, podkreślało ich pokrewieństwo z Palestyńczykami pod jednym kluczowym względem – obydwa narody były przegranymi w wielkich wojnach, które same narzuciły swoim przeciwnikom i które w konsekwencji rozbiły ich własne społeczeństwa.


Jednak, dogodnie dla Niemców i całej Europy, wrogowie Palestyńczyków byli ocalałymi świadkami zbrodni ich ojców. Arafat nie mógł całkowicie wymazać tego, co zrobili Europejczycy, ale stał się lustrem ich użalania się nad sobą, co pozwoliło im, a dziś ich dzieciom, na przekształcenie tego dziedzictwa w łagodniejsze formy. Czy nie jest prawdą, że szarości są subtelniejsze w świecie, w którym ofiary nazistów prześladują Palestyńczyków? Co stanowi wielką zbrodnią, kiedy wszyscy są przestępcami?


Europa została poddana próbie. Monachium i jego następstwa pokazały, że nim minęło jedno pokolenie, przysięgi okazały się puste, a honor oszustwem. Można było zabijać Żydów z transmisją na żywo dla setek milionów ludzi, a europejscy politycy zorganizują bezpieczny wyjazd morderców.


Promując sprawę Palestyńczyków, Europejczycy dołączyli do nich w tworzeniu prototypu „człowieka Trzeciego Świata”. Współpraca służyła narcyzmowi zachodnich elit i politycznym ambicjom wykształconych na Zachodzie elit zdekolonizowanego świata, które wykorzystały zachodnie resentymentydo wyłudzania pieniędzy i broni od swoich dawnych władców. W sto lat od czasów szczytu swojej siły i przy dawno wyczerpanej woli obrony cywilizacji zbudowanej przez lepszych przodków, własny obraz zachodnich elit jest kreowany na wzór człowieka z Trzeciego Świata. Przypisując ludziom Zachodu odpowiedzialność za swoje cierpienia, człowiek z Trzeciego Świata zgłębia rezerwuar ich niegdyś potężnej mocy i rzuca aluzje, że pewnego dnia może on być ponownie napełniony. Zatem Sowieci wykorzystali Palestyńczyków z tego samego powodu, dla którego uliczne gangi zatrudniają dzieci do popełniania przestępstw: zachodnie elity nie karzą tych, którzy popełniają przestępstwa, za które sami siebie obwiniają.


W marcu 1973 roku Palestyńczycy porwali i dokonali egzekucji dwóch amerykańskich dyplomatów w Sudanie, ambasadora Cleo Noela i zastępcy szefa misji George'a Curtisa Moore'a. Administracja Nixona wiedziała, że Arafat nakazał ich zamordowanie, ale główny doradca prezydenta ds. polityki zagranicznej nadał amerykańskiej polityce zagranicznej perspektywę europejską, w której małe sąsiednie państwa korygują granice, aby uzyskać trwałą równowagę sił. Utrata dwóch funkcjonariuszy służby zagranicznej była godna ubolewania, ale priorytetem Henry'ego Kissingera było przeniesienie Egiptu z sowieckiej sfery wpływów do amerykańskiej, a zwycięstwo Izraela w październiku 1973 roku dawało Kissingerowi szansę. A jednak wraz z zaniechaniem stanowczej reakcji wobec Arafata za zabicie Amerykanów – koledzy Noela i Moore’a z Departamentu Stanu twierdzili, że Kissinger po prostu o nich zapomniał –  zaczęło się prucie całej materii. Przez przyzwyczajanie się do obecności terroru, Amerykanie dawali zachętę do terroru.


Kilka dni po morderstwach w Chartumie agenci Arafata bez powodzenia zdetonowali w Nowym Jorku trzy bomby, które miały wybuchnąć podczas wizyty izraelskiej premier Goldy Meir. We wrześniu 1974 roku Czarny Wrzesień umieścił bombę na pokładzie samolotu pasażerskiego lecącego z Tel Awiwu do Nowego Jorku z międzylądowaniami w Atenach i Rzymie. Bomba detonowała, zabijając 88 osób na pokładzie, w tym 37 Amerykanów.


Niemniej Arafat był mile widziany w Nowym Jorku dwa miesiące później, kiedy wniósł broń do ONZ i zagroził kolejną wojną, jeśli świat nie ugłaszcze jego bandy bezpaństwowych zbirów. Dostojne ciało uznało OWP za jedynego przedstawiciela Palestyńczyków oraz ich prawo do samostanowienia, niepodległości narodowej i suwerenności w Palestynie. Zabijając Żydów Palestyńczycy wywalczyli wejście do wspólnoty narodów.


Rok później świat ponownie nagrodził Palestyńczyków za uwolnienie Europejczyków od winy, gdy Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję 3379, uznającą syjonizm za formę rasizmu. Spośród wszystkich narodowych ruchów niepodległościowych na świecie ruch narodowy propagowany przez ocalałych z Holokaustu był w oczach świata wyjątkowo rasistowski. Wydawało się, że jedynym celem ONZ było uświęcenie człowieka z Trzeciego Świata i potępienie Żydów. Dzięki Arafatowi świat wywrócił rozsądek do góry nogami.


„Amerykanie muszą pamiętać, że jeśli Palestyńczycy czegoś nie osiągną – powiedział Arafat – będą musieli stawić czoła tajfunowi”. Bill Clinton oskarżył go o odrzucenie jego propozycji rozwiązania w postaci dwóch państw, ale Palestyńczycy przejrzeli jego gambit. Punktem spornym nie było prawo powrotu, nie mówiąc już o wymianie gruntów i wytyczeniu granic. To, co mieli na myśli Amerykanie, uderzało w istotę tego, co zaczęła reprezentować sprawa palestyńska.


Gdyby którekolwiek państwo narodowe stosowało trwającą przez dziesięciolecia taktykę Palestyńczyków, rozpętałoby wojnę. Ale nie mając kapitału do przejęcia ani ośrodków przemysłowych do zniszczenia, Palestyńczycy nie byli odpowiedzialni przed nikim. Clinton chciał to zmienić poprzez państwowość, a Arafat oszukał tych, którzy chcieli dać się oszukać.


Palestyńczycy zagarnęli do kieszeni pieniądze Amerykanów, by finansować swoją arystokrację wojskową, malowaną na czarnym aksamicie wersję Sparty, której królowie byli rozpieszczanymi, brzuchatymi zabójcami w garniturach Bractwa Muzułmańskiego. Być może kiedyś sprawą palestyńską było po prostu wrzucenie Żydów do morza, ale co potem? Z ponad 20 tysiącami kilometrów kwadratowych piasku, na których kiedyś znajdowało się Państwo Izrael, jaki miał być następny ruch?


Państwo wymagałoby dowodzenia przez ludzi twardych i cynicznych, których ambicje byłyby mocno ograniczone pracą, jaką trzeba wykonać, aby wszystko na co dzień funkcjonowało. Ale po tak wielkiej ilości fantazjowania było już na to za późno. Poza tym czy świat nadal płaciłby Palestyńczykom tyle, ile potrzebowali do rozwoju? To, co kiedyś było ruchem politycznym, stało się sposobem istnienia, nie kultem śmierci, ale raczej stałą wystawą śmierci w życiu.


Masakra z 7 października była brutalna, tak jak brutalne było zamordowanie izraelskich olimpijczyków. Ale Palestyńczycy nie są dzikusami. Nie są to mieszkańcy wyspy Sentinel Północny, którzy nie chcą żadnej części cywilizacji, a każdy, kto zbliży się do ich brzegów, spotyka się z gradem śmiercionośnych strzał. Natomiast człowiek z Trzeciego Świata żywi się cywilizacją. Palestyńczycy ledwo są w stanie zabić kogokolwiek poza sobą bez środków ofiarowanych przez obce mocarstwa. Jedna piąta rakiet domowej roboty Hamasu nie dociera do Izraela i zabija cywilów w Gazie. Ale ważniejsza od broni i technologii jest zachodnia próżność, źródło magii człowieka Trzeciego Świata.


W mistrzowskim dziele z 1984 r. Ponerologia polityczna: nauka o naturze zła w adaptacji do zagadnień politycznych nieżyjący już polski psychiatra Andrzej Łobaczewski starał się wyjaśnić „ogólne prawa pochodzenia zła”. Większość badań historycznych, klinicznych i dziennikarskich po Holokauście dowodzi, że nie ma nic szczególnie złego w tych, którzy dopuszczają się okrucieństw. Większość z nich to zwykli ludzie uwikłani w biurokratyczną hierarchię, robiący to, co uważają za swój obowiązek, nawet jeśli kwestionują jego słuszność. Interpretację tę doskonale ujęło sformułowanie Hannah Arendt opisujące Adolfa Eichmanna jako ucieleśnienie „banalności zła”.


Konkluzja Łobaczewskiego jest przekorna. Twierdził, że to, co nazwał złem makrospołecznym, jest funkcją patologicznie złych jednostek. Maskują swoje prawdziwe ambicje władzy, bogactwa i sławy za ideologią, używając terminów takich jak „sprawiedliwość społeczna”, które są na tyle niejasne, aby sugerować naprawienie zła i animować ruchy społeczne zjednoczone przez frustracje. Wewnątrz tych ruchów prawdziwi psychopaci i ci, którzy najłatwiej przystosowują się do patologicznego porządku, dochodzą do stanowisk władzy i wpływów. Ewangelizowanie na rzecz wypaczonych i destrukcyjnych celów oraz profanacja lub kryminalizacja tego, co prawdziwe, piękne i naturalne, z kolei niszczy struktury społeczne, instytucje, przemysły i całe narody. Powstanie Imperium Palestyny reprezentuje ten patologiczny proces w skali globalnej.


Było tylko kwestią czasu, zanim mutacja wywołana seryjnym odrodzeniem patologicznego społeczeństwa przekroczyła granice kultur i zaczęła zarażać tych, którym przypisuje się reanimację Palestyńczyków – Amerykanów. W niedawnym sondażu 51% Amerykanów w wieku 18–24 lat wyraziło przekonanie, że Izraelczycy powinni zostać zmuszeni do opuszczenia swojego kraju i oddania go Hamasowi. Pięćdziesiąt jeden procent pokazuje, że czynnikiem wpływającym na liczbę wieców popierających Hamas jest nie tylko niepowodzenie zachodnich polityków w zamknięciu granic dla ludzi z Bliskiego Wschodu, którzy nie chcą porzucić patologicznego rasizmu i robienia politycznego kozła ofiarnego ze swoich ojczyzn. Nie, ich idee wyprzedziły ich i przygotowały drogę na ich przybycie.


„Uważamy rząd Stanów Zjednoczonych za siłę kontrolującą neokolonializm, imperializm i rasizm i nie mamy wątpliwości, że Stany Zjednoczone wykorzystują Izrael do przewodzenia swojej strategii dominacji na Bliskim Wschodzie” – powiedział Arafat w środku zimnej wojny: te hasła rozbrzmiewają dziś echem w wielkich miastach Europy i Ameryki Północnej. Kilkadziesiąt lat później Barack Obama powtórzył to samo przesłanie za pośrednictwem ONZ, ogłaszając, że Ameryka zmienia stronę i angażuje swoje zasoby, by wzmocnić sprawę siejących śmierć.


Na niecały miesiąc przed końcem drugiej kadencji Obama zmusił sojuszników USA do przeforsowania rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2334, stwierdzającej, że Izrael nielegalnie okupuje Zachodni Brzeg i wschodnią Jerozolimę, w tym historyczne żydowskie miejsca kultu religijnego – stanowisko, jakiego nigdy wcześniej nie zajął żaden amerykański rząd. Krytycy zauważyli wówczas, że ta rezolucja zasygnalizowała przyjęcie przez Stany Zjednoczone stanowiska arabskiego obozu odrzucenia pokoju. Ale prawdziwy problem był jeszcze poważniejszy – w końcu Arabowie odrzucili nie tylko Izrael, ale także rzeczywistość. Fakt, że tak wiele narodów europejskich poparło wysiłki Obamy mające na celu odwrócenie wyniku wojny podjętej w 1967 r., nie jest dowodem na jego uczciwość moralną, ale raczej na to, że prezydent zobowiązał Amerykę do globalnego przywództwa w forsowaniu złośliwej fantazji. „Wielki Terminator” odwrócił porządek historyczny i moralny.


Osobom bez wyobraźni i innym, którzy jeszcze nie rozpoznają charakteru patologii zapoczątkowanych wraz z epoką Imperium Palestyny, może wydawać się zdumiewający widok, na przykład, organizacji LGBTQ+ demonstrujących na rzecz triumfu Hamasu. Ale członkom organizacjiQueers for Palestine nie trzeba mówić, jak Hamas faktycznie radzi sobie z ludźmi queer w Gazie i na Zachodnim Brzegu. To nie ma dla nich znaczenia. W Imperium Palestyny wszelkie różnice zostały pokonane. To nie jest fizyczne miejsce, to duchowa zasada kierująca się odwróceniem rzeczywistości i rządzona równaniem 2+2=5.


Niewielu członków ruchu na rzecz zmiany klimatu mogło być zaskoczonych, gdy Greta Thunberg wyraziła swoje pragnienie „zmiażdżenia syjonizmu”. W jej ostrych ostrzeżeniach przed katastrofalną globalną zmianą klimatu i końcem ludzkości Imperium Palestyny zawsze było podtekstem, krainą chaosu i zamętu, odwróconym rajem na pustyni, któremu przewodniczy bezlitosna bogini ziemi.


Imperium Palestyny to konwencja estetyczna. To „więzienie na świeżym powietrzu” i „Riwiera Lewantu”. To fałszerstwo. Pocztówka z krainy nonsensu.


Milenaryzm klimatyczny, masowa wymiana rdzennej ludności, usankcjonowana przez rząd sterylizacja dzieci – gdziekolwiek spojrzysz, na horyzoncie widać oznakę cywilizacyjnego samobójstwa, gdy zachodnie elity gromadzą się pod imperialnym sztandarem. Ten sztandar, powiewający w europejskich stolicach i na kampusach uniwersyteckich, przedstawia tęsknoty potężnej frakcji ludzi na Zachodzie zmęczonych życiem i pragnących po raz ostatni poczuć, że w ich żyłach płynie ogień oczyszczający, którego kulminacją jest odkupiający coup de grace.


Było nieuniknione, że i oni wystąpią przeciwko Żydom, którzy wybrali życie ponad śmierć.


This story originally appeared in English in Tablet Magazine, at tabletmag.com, and is reprinted with permission.


Link do oryginału: https://www.tabletmag.com/sections/news/articles/global-empire-of-palestine

Tablet, 20 grudnia 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Lee Smith


Amerykański badacz i publicysta. Jego najnowsza ksiazka to The Permanent Coup: How Enemies Foreign and Domestic Targeted the American President (2020).