Gaza moja miłość


Andrzej Koraszewski 2023-11-22

Ojciec palestyńskiego narodu, Jaser Arafat, (drugi z prawej).
Ojciec palestyńskiego narodu, Jaser Arafat, (drugi z prawej).

Film „Hiroszima moja miłość” z 1959 roku był artystycznym zniekształceniem historii, podobnym do artystycznego zniekształcenia nauki przez Mary Shelley. Shelley usłyszała rozmowę kochanka z przyjacielem o martwej żabie reagującej na impuls elektryczny i napisała płomienny manifest przeciw żydowskiej nauce. Durna powieść sprzed ponad 200 lat miała mnóstwo wydań, robiono z niej filmy, a idioci protestujący dziś przeciw nauce nazywają żywność GMO „żywnością Frankensteina”. Tymczasem to defibrylatory powinniśmy nazywać aparatami Frankensteina, ale miłośnikom sztuki defibrylator, który uratował miliony ludzkich istnień, nijak się z postacią wyśnioną przez influencerkę sprzed 200 lat nie kojarzy.

Film o Hiroszimie był bardzo romantyczny, sentymentalny i antyamerykański, jednak w żaden sposób nie informował ani o tym, jak wiele istnień ludzkich te bomby uratowały, ani o tym, że Japończycy mogą być wdzięczni za to, że te bomby złamały i wykorzeniły japońską odmianę nazizmu. Wiele razy opowiadałem o szoku, jakim była dla mnie rozmowa z japońskim inżynierem, którego w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku zapytałem na przyjęciu w Londynie o tajemnicę japońskiego cudu gospodarczego, na co usłyszałem, że Japonia zawdzięcza wszystko tym dwóm bombom atomowym. Nadal szokuje fakt, że Japończycy są dziś jednym z najbardziej proamerykańskich narodów na świecie.


Tamtą rozmowę przypomniał mi artykuł Jasona Hilla o perspektywach moralnej rehabilitacji mieszkańców Gazy. Urodzony w 1965 roku Jason D. Hill jest amerykańskim profesorem filozofii. Zajmuje się etyką. Wychował się na Jamajce, do Stanów Zjednoczonych przyjechał mając 20 lat, jest, jak sam to określa, „rasy mieszanej”.


Strefa Gazy to skrawek ziemi wielkości powiatu grodziskiego (365 km2), wciśnięty między Izraelem a Egiptem, (z długą linią brzegową nad Morzem Śródziemnym), blokowany przez sąsiadów z powodu tego, że został zmieniony w bazę terrorystyczną. Gaza ma starożytną historię, istotna jest tu jednak tylko historia nowożytna.


Po powstaniu Izraela Gaza była częścią Egiptu, a znaczna część jej ludności czuła się Egipcjanami. Władze Egiptu wyznaczyły jej szczególną rolę w nieustającej wojnie z Izraelem (co oznaczało, że było tu więcej uzbrojonych islamskich grup terrorystycznych niż w reszcie kraju). W 1967 roku Gaza została zdobyta przez armię izraelską i przez 28 lat była przez nią okupowana.


Ta okupacja radykalnie zmieniła swoją formę w 1994 roku, kiedy do Gazy przyjechał wraz ze swoją armią Jaser Arafat.


Uznawany za ojca palestyńskiego narodu. Arafat miał już na swoim sumieniu dwie wojny domowe, (w Jordanii i Libanie), zamach na izraelskich sportowców w Monachium, długą historię międzynarodowego terroryzmu z porwaniami samolotów pasażerskich, okrętów i zamachów tak na Bliskim Wschodzie, jak i w krajach zachodnich. Do Gazy przyjechał legalnie z wsparciem USA oraz innych demokracji, jak również izraelskiej lewicy, która wzięła za dobrą monetę jego rzucone po angielsku słowa, że wyrzeka się terroru i zgadza na istnienie Izraela.


Fakt, że te słowa były świadomym i oczywistym kłamstwem, nie przekonywał bardziej radykalnych i aspirujących do zastąpienia go Palestyńczyków. Chwilowo jednak Gaza i nazwana przez Jordanię Zachodnim Brzegiem Judea i Samaria zostały wręczone we władanie słynnemu międzynarodowemu gangsterowi.


Ciąg dalszy był łatwy do przewidzenia. Autonomia Palestyńczyków zaczęła się od stworzenia własnych sił bezpieczeństwa, własnej prasy i sądów, a przede wszystkim własnego szkolnictwa, które z wsparciem Narodów Zjednoczonych miało przygotować kolejne pokolenia bojowników o pokój. W 2005 roku Izrael postanowił całkowicie wycofać się z Gazy, kończąc wszelkie współzarządzanie tym terytorium, likwidując działające tam przedsiębiorstwa izraelskie, wycofując izraelskich osadników i swoje siły zbrojne. Od tego momentu Gaza nie była w żaden sposób okupowana. W 2006 roku w Gazie wybory wygrał Hamas, którego radykalizm polegał na tym, że mówił głośno to, co Arafat mówił po cichu, że celem palestyńskiego ruchu nie jest własne państwo obok Izraela, a likwidacja Izraela i eksterminacja Żydów.


Ponieważ stojący na czele Autonomii Palestyńskiej Mahmoud Abbas nie był zadowolony z wyniku wyborów, Hamas w 2007 roku przejął władzę w Gazie siłą, mordując setki ludzi Abbasa i tworząc niezależną od Ramallah jednostkę polityczną, która dzięki wsparciu Turcji, Kataru, Iranu (i innych) szybko została zmieniona w bazę terrorystyczną, której jedynym celem była otwarcie deklarowana nieustanna wojna z Izraelem. Po dziesiątkach tysięcy rakiet, setkach zamachów, orgii podpaleń, bestialska napaść w dniu 7 października 2023 była jak dotąd punktem kulminacyjnym tej wojny. Zamiar ostatecznego zniszczenia Hamasu różni się od zamiaru zniszczenia Al-Kaidy czy ISIS tylko tym, że realizuje go żydowskie państwo. Czy to zniszczenie jest możliwe, a jeśli tak, to co dalej? To właśnie pytanie jest tematem artykułu amerykańskiego filozofa Jasona Hilla.

„W miarę jak trwa wojna między Izraelem a Gazą, należy postawić pewne nieuniknione pytania. Jeśli Hamas, niezaprzeczalnie bandycka organizacja rządząca tym skrawkiem ziemi, nie zostanie całkowicie unicestwiony (co poprzez sentymentalne wezwania do zawieszenia broni i przerw w bombardowaniach z powietrza i atakach lądowych ze strony Izraela wydaje się mało prawdopodobne), to czy Hamas może zostać zrehabilitowany politycznie? Jak taka rehabilitacja będzie wyglądać?”

Jason Hill pisze, że może to wymagać wykorzenienia dotychczasowej kultury politycznej, zniszczenia istniejących instytucji politycznych, zwyczajów i norm.


Autor zastanawia się, czy mamy w dotychczasowej historii przykłady skutecznego wymuszenia rozstania z barbarzyństwem i przymusowej asymilacji do bardziej cywilizowanych form życia społecznego. Proponuje, abyśmy w poszukiwaniu wskazówek politycznych i moralnych przyjrzeli się powojennej rehabilitacji Japonii i Niemiec w reżyserii Stanów Zjednoczonych. W obydwu przypadkach warunkiem przystąpienia do rehabilitacji było rzucenie na kolana bandyckiego państwa, bezwarunkowa kapitulacja i jednostronne narzucenie nowych form życia społecznego bez zwracania uwagi na protesty pokonanych.


W Japonii jednym z pierwszych działań było narzucenie nowej konstytucji mocą rozkazu dowódcy sił sprzymierzonych. Była to konstytucja zmuszająca do porzucenia wielu kulturowych i religijnych praktyk, wartości i tradycji sprzecznych z zasadami demokracji. Dziś żyjemy w czasach absolutnego potępienia wszelkich prób narzucania wartości kulturowych przez zwycięzców. Uważa się taki zamiar za całkowicie niemoralny i szkodliwy. Jednak celem wojny nie jest powrót do równowagi, a złamanie oporu wroga i zmuszenie go do bezwarunkowej kapitulacji.


Dopiero w następstwie bomb zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki Japończycy uznali swoją całkowitą porażkę i to umożliwiło przebudowę całej mentalności japońskiego społeczeństwa. Nie było tu miejsca na żadne negocjacje. We wszystkich sprawach decydowały władze okupacyjne.

„W momentach resocjalizacyjnych najważniejszą misją okupacji była całkowita likwidacja kultu cesarza i indoktrynacji religijno-politycznej. Aby to osiągnąć, wprowadzono dwie główne reformy: należało znieść, a następnie wykorzenić szintoizm jako kult państwowy; a szkoły trzeba było oczyścić z indoktrynacji, aby służyły wychowaniu obywatelskiemu.”

To był klucz do przekształcenia ram moralnych. Ludzie mogli swobodnie praktykować swoją religię, jednak ideologia militarystyczna i ultranacjonalistyczna była zabroniona i w szkołach, i w świątyniach.


Podręczniki zostały napisane na nowo. Uczono uczniów, jak ważne jest kwestionowanie dogmatów i formułowanie własnych sądów. Nawet tradycja kłaniania się pałacowi cesarskiemu i okrzyków „Niech żyje cesarz” została zabroniona przez władze okupacyjne, jak również wszelkie szkolenie wojskowe i paramilitarne w szkołach.


Japońscy nauczyciele szybko zrozumieli, że naruszanie narzuconych reguł drogo kosztuje, a z czasem to uczniowie zmuszali powracających do imperialnych nauk dyrektorów do rezygnacji.


Tam, gdzie Japończycy byli przyzwyczajeni do bezmyślnego posłuszeństwa, tam zostali ponownie uspołecznieni w kierunku racjonalnego myślenia, indywidualizmu i wiary w autonomiczne ja. Japończycy wyrzekli się wojny i odnaleźli radość życia w pracy, dobrobycie i współdziałaniu.


Czy podobna strategia mogłaby być skuteczna w odniesieniu do takiego społeczeństwa jak to ukształtowane przez Hamas w Gazie? Statut tej organizacji wzywa do unicestwienia nie tylko Izraela, ale Żydów na całym świecie, wzywa również do ustanowienia globalnego kalifatu, który doprowadziłby do zniewolenia wszystkich niemuzułmanów.


Jason Hill pisze, że zwycięstwo nad Hamasem może być osiągnięte tylko przez zniszczenie wszystkich jego atutów. Tu nie chodzi tylko o porażkę militarną, ale o zniszczenie woli okrucieństwa, chaosu i moralnej manipulacji antysemickiego świata.


Hamas - pisze Hill - nie dba o swoich obywateli. Natomiast bardzo dba o swoją zdolność wykorzystywania globalnej wyobraźni i zdobywania poparcia międzynarodowej opinii publicznej, przekonanej o jakimś ucisku palestyńskiego społeczeństwa. Ale sytuacja palestyńskiego społeczeństwa w Gazie jest nierozerwalnie związana z ideologią i polityką Hamasu.

„Izrael i moralna mniejszość muszą wykazać nieprzejednane odrzucenie i obojętność na międzynarodowy jad i histerię w związku z rzekomym uciskiem Palestyńczyków. Izrael musi toczyć swoją wojnę w sposób moralny i prawy, wiedząc doskonale, że setki tysięcy ludzi protestujących na ulicach Londynu, Paryża, Nowego Jorku i Chicago, na Bliskim Wschodzie – i na całym świecie – to nic innego jak bezwstydni żydożercy, którzy udają obrońców sprawiedliwości dla Palestyńczyków.”

Zdaniem Jasona Hilla Izrael musi myśleć o przyszłości Gazy w kategoriach przemyślanej okupacji wojskowej z jasno określonym celem przebudowy mentalności jej mieszkańców. W obecnych warunkach nie wchodzi w rachubę żadna forma autonomii lub suwerenności.


Władcy Gazy złamali wszystkie zasady umowy społecznej, na których opiera się cywilizacja. Podobnie jak dla Iranu, nie ma dla nich miejsca wśród cywilizowanych narodów. Jednak podjęcie strategii, jaką Amerykanie zastosowali w Japonii, wymagałoby przyznania przez Izrael, że jest sam przeciwko światu, który nienawidzi żydowskiego państwa i jego żydowskich obywateli.

„Niezależność i poczucie własnej wartości wymagają, aby naród izraelski odzwyczaił się od aprobaty globalnej społeczności zatłoczonej nihilistycznymi zwolennikami terrorystów i nienawidzącymi żydowskiej cywilizacji i jej narodu.”

Nie mogę wykluczyć, że izraelskie władze rozważają taką strategię. Słyszałem o mieszkańcach Gazy, którzy marzą o totalnej klęsce Hamasu i nie tęsknią również do tego, żeby dyktaturę Hamasu zastąpiła dyktatura Fatahu. Nie wiemy jak wielu wolałoby, żeby ich dzieci uczyły się raczej fizyki i chemii niż strzelania i obcinania głów.


Jednak ci, którzy życzą Gazie udanej i bezwzględnej okupacji, nie mogą liczyć na żadne poparcie ze strony nowego wspaniałego świata.


Wydaje się, że świat życzy Gazie tego i tylko tego:



Tymczasem wojna trwa, rozważania o strategii po zwycięstwie mogą wydawać się tylko interesującym ćwiczeniem akademickim. Z każdym dniem rośnie zagrożenie ze strony Hezbollahu, Iranu, Turcji i reszty muzułmańskiego świata.    


A jednak mam wrażenie, że warto życzyć mieszkańcom Gazy szansy na nowy początek.