W oparach religijnej magii

Racjonalizm okazał się utopią. Oświecenie przygasa, a nigdy nie dawało nad Wisłą mocnego światła. Młodość spędziłem w oparach komunistycznego absurdu, jesień życia spędzam w oparach absurdu religijnej i nie tylko religijnej magii, wśród ludzi, którzy żyją w głębokim przekonaniu, że lepiej być uzdrowionym niż wyleczonym i to nawet jeśli to dążenie do uzdrowienia miałoby skończyć się przedwczesną śmiercią. Romantyzm uzdrowienia ma tak  przemożny urok, że utrata rozumu nie wydaje się być stratą, którą warto się przejmować.

Siódmego października 2017 roku na granicach Polski (i nie tylko na granicach, na lotniskach i w innych ustronnych miejscach) setki tysięcy Polaków odmawiało różaniec. Podobno modlono się o wsparcie dla rządu, ale i broniąc naszej wiary przed niewiernymi, a może nawet o to drugie przede wszystkim.


Wśród inicjatorów tych narodowych modłów było wiele pań. Była tam Matka Boska Różańcowa i nasza Gietrzwałdzińska, ale i Fatimska była bardzo aktywna. Duszą tego przedsięwzięcia był jednak podobno reżyser, podobno filmowy, pan Maciej Badasiński. Tenże przyjął na swoje barki sprawy organizacyjne i ze wsparciem logistycznym Episkopatu Polski oraz 22 biskupów diecezjalnych, jak również zarządu kolei żelaznych (które ponoć ciągnącym z różańcami do granic dostarczyły biletów za symboliczną złotówkę), otoczył Polskę modlitewnym murem.   


Jak wcześniej ów reżyser mówił w Telewizji Republika, Warszawa była centrum prostytucji, miasto gnębiło rozprzężenie duchowe i wielkie odejście od wiary, czyli widzieliśmy odrzucenie ręki Boga, która nas chroniła, to zaś ściągnęło na nas drugą wojnę światową.


Iżby uniknąć powtórki tego dramatu, oddać się trzeba było modlitwie różańcowej. 


Bóg jeden wie dlaczego, czytając to doniesienie o przygotowaniach do różańcowego muru obronnego, przypomniałem sobie jedno z ogłoszeń dwóch świetnie polskojęzycznych niedowiarków z wydanej w tej stolicy powszechnego zepsucia książki W oparach absurdu:

Pies tresowany specjalnie do przyjmowania uroków. Przy słowach „na psa urok” piesek bierze natychmiast urok na siebie i wychodzi na czterech łapach (…).

Teraz tak tresowanych psów nigdzie nie można kupić, a słysząc o wielkich „narodowych duchowych manewrach” wątpi człowiek, czy na tę chorobę są jakieś inne terapie prócz pukania w niemalowane drewno i trzykrotnego plucia przez lewe ramię z okrzykiem „na psa urok”.

 

Okazuje się, że narodowe duchowe manewry były już w Roku Pańskim 2016, kiedy to  fundacja Solo Dios Basta, z którą związany jest w/w filmowiec Badasiński Maciej, strzeliła „wielką pokutą”, ściągając na Jasną Górę sto tysięcy luda, czyli jak wówczas głoszono „armię duchową” uzbrojoną w oręż różańca.           

 

Dla socjologa zjawisko ciekawe, bo widać, że nabór do tej armii idzie sprawnie, a ów zapał dziwnie przypomina zapał Konfederatów Barskich. Autor naszego narodowego hymnu, jako młodzieniec zaciągnął się do konfederatów, a pod koniec życia w pamiętnikach pisał:

„Puławskiego, marszałka związkowego, zastałem okrytego obrazami i relikwiami; za jego przykładem, a raczej za mocą opinii, wszyscy te świątobliwe pozawieszali na siebie szyszaki, już i ja dobrym puklerzem różańca i szkaplerza jeszcze od mojego biskupa ze Spisza opatrzony byłem. […] my powiedzmy prawdę, zachowawszy zabobonność naddziadów, zachowaliśmy razem tylko i ich piki z wieku dwunastego na osiemnasty.”

Ponoć rok 2018 ma być rokiem Konfederacji Barskiej, więc te obecne „narodowe duchowe manewry” wydają się być przygotowaniem do wielkiej celebry, a kto wie, czy nie znamionują powtórki jednej z najczarniejszych kart naszej historii.


O tym pierwszym z naszych wspaniałych narodowych powstań Stanisław Mackiewicz pisał:

Od konfederacji barskiej, której nie lubię i nie szanuję, od kiedy bliżej ją poznałem, narodem polskim można najłatwiej rządzić, jeśli się wszystko potępia, za żadną rzeczywistość nie bierze odpowiedzialności, zawsze się apeluje do uczuć niezadowolenia, krytyki, bezwzględnego potępienia. Anglicy mają nad nami tą wielką wyższość, że pytają zawsze: pan krytykuje, a co pan zrobiłby na ich miejscu? - U nas takie pytanie nie jest konieczne. Nasze życie publiczne to ciągła premia za całkowite poczucie nieodpowiedzialności.

Czemu zaglądający darowanej w szkole kobyle historii w zęby, na ten pierwszy narodowy zryw się krzywią? Czy była Konfederacja wojną z rosyjska dominacją, czy raczej wojną domową  w obronie wiary i przeciw reformom stanisławowskim, zmierzającym do silnej armii, lepszego prawa i lepszej oświaty? Rosyjska dominacja była faktem, bo od śmierci Sobieskiego Polska była właściwie ziemią niczyją i kto tylko chciał mógł się w niej panoszyć. Stanisław August, kochanek carycy, ale i reformator, Szkołę Rycerską założył, kodeks praw chciał wprowadzić, co już gniew szlachty i Kościoła wzbudziło i skutecznie się temu oparli, ale tym co dla nich było najgorsze, to pomysł podatków na regularną armię, którą król chciał wprowadzić, na co zgody narodu szlacheckiego ani stanu duchownego być nie mogło. Czy kroplą, która czarę chrześcijańskiego miłosierdzia przelała, było dopominanie się innowierców o prawa obywatelskie? Największy gniew katolickiego narodu spowodowało to, że innowierców poparła w tych łajdackich żądaniach zagranica. Wtedy to zaczęto wzywać do budowy Państwa Katolickiego.


Dziś może to brzmieć dziwnie podobnie do Państwa Islamskiego i faktycznie Konfederacja Barska była ruchem wyłącznie katolickim na rzecz państwa wyłącznie katolickiego. Zaś w historii starannie zamazywano zbrodnie konfederatów, mordy, gwałty i rabunki popełnione na cywilnej ludności innego wyznania niż katolickie. Nie ojczyzna była w tej krwawej jatce ważna, a wiara, nie chrześcijaństwo, a najbardziej wsteczna forma katolicyzmu, nie wolność, a niewola właśnie.    


Przez cztery lata stoczono około 500 bitew i potyczek, z których większość toczyła się między oddziałami polskimi, zginęło nie mniej niż 60 tysięcy ludzi, straszliwych strat materialnych i politycznych nie licząc.


Czy ta ruchawka była pretekstem, jak chcą niektórzy historycy, czy przyczyną rozbiorów? Z pewnością położyła kres próbom reform, skutecznie uniemożliwiając zmianę ustroju i wzmocnienie państwa. Część społeczeństwa odetchnęła z ulgą, kiedy zaborcy przywrócili pokój. Cele inicjatorów zostały osiągnięte. Konfederaci walczyli w „obronie wiary i wolności”, wiary katolickiej i wolności do pozbawiania praw ludzkich i obywatelskich wszystkich, którzy nie byli katolikami i nie należeli do stanu szlacheckiego. Przegrywając byli gotowi wzywać na pomoc Turków, bezgranicznie ufali opiece Matki Boskiej i jedno pewne, modlili się gorliwie, gardząc bezgranicznie rozumem.     


W pewnym sensie nieco tylko zmienione credo Konfederacji Barskiej wyraził w 1993 roku Henryk Goryszewski mówiąc z trybuny sejmowej, że „Nie jest ważne, czy w Polsce będzie kapitalizm, wolność słowa, czy będzie dobrobyt – najważniejsze, aby Polska była katolicka.” Budując Państwo Katolickie konfederaci oczyścili Polskę z innowierców i pomogli wymazać ją z mapy Europy.


Organizatorzy różańcowej rewolucji październikowej zapewniali, że ta akcja może zmienić bieg historii, nie lekceważyłbym ich optymizmu. Historia nie jeden raz biegła tropem nonsensu. Różańcowy maraton był transmitowany przez Radio Maryja, mecenasami akcji była Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych i Grupa Energa, a poparcie wyraziła pani premier.


Podobno zaangażowanie Episkopatu w "Różaniec do granic" ma na celu kontrolę, aby akcja i jej uczestnicy nie oderwali się od głównego nurtu Kościoła. Ponoć Episkopat uważał, że "ogłaszanie Chrystusa Królem Polski jest niewłaściwe i niepotrzebne”, ale w końcu poszedł za głosem ludu, ponoć żyjemy w XXI wieku, ale to w końcu jeszcze do niczego nie zobowiązuje.

(8)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version