Meandry odporności stadnej

Stado jest, odporności jak nie było, tak nie ma. To znaczy, nie widać odporności stadnej na zarazę, bo odporność stadna na fakty jest imponująca. Owszem, możemy się zastanawiać czy odporność stadna na fakty jest dziś większa niż w przeszłości, czy też jest wielkością stałą od zarania dziejów, a zmieniają się tylko mity i nośniki wiary.  


W Nowej Zelandii awantura na cztery fajerki, bo wybudowano supernowoczesny szpital i kierownictwo postanowiło urządzić w nim kaplicę dla wierzących w cokolwiek. Doniesienia nie informują, jak miał wyglądać wystrój kaplicy duchowości wszelakiej, by zapobiec sytuacjom, w których modlący się o wyzdrowienie do Boga Mojca odnoszą wrażenie, że ich błagania blokowane są przez modlących się do jakiejś zmyślonej łachudry.

Tak czy inaczej, biskup Kościoła anglikańskiego, Stephen Benford stanowczo zaprotestował, a 52 osoby, posiadające tytuły biskupów i podobne, złożyły petycję z żądaniem, aby szpital zorganizował kaplicę chrześcijańską i miejsce (a zapewne i środki finansowe) dla chrześcijańskich duchownych, co jak czytamy w petycji, powinno być priorytetem nowego szpitala. Wśród sygnatariuszy jest wielebny Richard Dawson, który przypomina, że:

„Szpitale i system opieki zdrowotnej, w którym działają, są ogólnie rzecz biorąc wynalazkiem Kościoła i z całą pewnością bazują na wartościach nauczanych przez Kościół przez jego całą historię na przestrzeni dwóch tysięcy lat.”

Poczułem się jak u siebie w domu i wypisałem rachunek dla Energi za elektryczność, na wszelki wypadek dopisując obok numeru faktury „Serdeczne Bóg zapłać. Szczęść Boże i Niech was Matka Boska ma w swojej opiece”.


Tymczasem zaraza zamiast dawać nam odporność stadną, atakuje z nowym wigorem i nie tylko nie widać jej końca, ale nawet nie widać końca początku. Niby wiemy, że druga (a może to już trzecia) fala zakażeń obserwowana jest w Izraelu i w Rosji, na Ukrainie i w Meksyku, a w USA prawie sześćdziesiąt tysięcy nowych zarażeń w ciągu doby (chociaż prorządowe źródła podają, że tylko ponad pięćdziesiąt tysięcy), ale u nas to z pewnością wina rządu. Niektórzy próbują dzielić winę między rząd, zakonników i nowożeńców, ale nasz bogobojny rząd jest pierwszym kandydatem na stos, bo co i rusz któryś z polityków daje się sfotografować bez maseczki, a co więcej, bez trudu możemy im przypomnieć, jak mówili, że zaraza się kończy więc okłamali nas.


W czasach zarazy stosy są ważne, to odwieczna tradycja i przy takim nieszczęściu natychmiast pojawia się potrzeba podpalania stosów.      


Nikt mi nie powie, że rząd jest bez winy, ani że zakonnicy i nowożeńcy zachowują się racjonalnie. Rację może mieć również znajomy, który pisze na FB, że jest przekonany, iż gdyby rząd miała obecna opozycja prawdopodobnie zbierałby dokładnie taką samą krytykę. Może nie dokładnie taką samą, a już na pewno nie z tej samej strony, ale podobieństwo byłoby pewnie zdumiewające. 


Pisze dalej mój znajomy, że zachwycił się słuchając jakiejś specjalistki, która wyposażyła go w określenie, którego mu bardzo brakowało: „trudność komunikowania niepewności”. To prawda brakuje nam umiejętności komunikowania niepewności jak odporności stadnej. Z taką umiejętnością moglibyśmy nawet to, czego nie możemy. 


Powiada narodowa tradycja, że Polacy jednoczą się w obliczu wroga. Problem, bo ten wróg jakiś taki malutki i w ogóle nie wiadomo czy jest, czy go wcale nie ma. Gdyby był przynajmniej taki jak puma. Ale taki malutki wróg, to raczej dzieli, niż łączy. O takim, to każdy może powiedzieć co chce. Pamiętam jak kilka miesięcy temu izraelski polityk powiedział, że zaraza jest jak wojna, że musi zjednoczyć, że tej wojny nie można używać do partyjnej walki. I co? Dopiero dostał za swoje. Od razu mu powiedzieli, że unika odpowiedzialności i próbuje kneblować usta opozycji. Nie ma co jednak winić Żydów, u nas jest dokładnie tak samo. (Chociaż kto wie kto za tym stoi?) Nie będą nam mówić, że mamy się uczyć komunikowania niepewności, kiedy mamy pewność. I co z tego, że każdy swoją? Ważne jest, że my wiemy, a oni nie. Gdyby wszyscy robili jak ja mówię, to by tej zarazy dawno nie było.                                  


Leo Igwe, przyjaciel z dalekiej Nigerii, miał zostać katolickim księdzem, ale odkrył, że go ani Pan Bóg, ani dostojność ornatu nie fascynuje, poświęcił się ratowaniu dzieci oskarżanych o czary. Tam gdzie mieszka, polowanie na czarownice jest bardziej dosłowne niż u nas i kończy się w najlepszym przypadku wygnaniem, a nierzadko okaleczeniem, zabiciem lub tradycyjnym spaleniem. Zrobił w Niemczech doktorat, bo sądził, że przy okazji uda mu się trochę ludzi w Europie przekonać, że czarne życie się liczy, ale na tym polu nie odniósł sukcesów, jego fundacja Advocacy for Alleged Witches (AfAW) Nigeria (obrony oskarżonych o czary) dotacji od ludzi z Europy nie zaliczyła (z Nigerii też tylko kilka), co nie znaczy, że zamierza przestać walczyć i narażać się na pobicia i procesy.


Czas zarazy nie jest wyłącznie czasem polowania na czarownice, chociaż wydaje się być przez te polowania mocno zdominowany. Tymczasem (jak donosi tygodnik „Economist”), po tej zarazie światowa gospodarka będzie miała zupełnie nowe oblicze. Też jestem o tym przekonany, chociaż komunikuję niepewność co do tego jak będzie wyglądała, kto wypłynie, a kto pójdzie pod wodę. Ostatnie trzęsienie ziemi na tym polu było prawie pół wieku temu i potem zachodni świat ratował thatcheryzm i reaganizm (okazało się, że góra  lodowa znajdowała się daleko w Azji, więc chociaż Titanic zachodniej gospodarki nie zatonął, to wyszedł z tego mocno poturbowany). 


Tymczasem jednak modlimy się o odporność stadną na zarazę radośnie wzmacniając odporność stadną na fakty. Nauki komunikowania niepewności nie pobieramy, chociaż czasem słychać westchnięcia i ktoś szepcze – oj ta niepewność.           


Kaplic duchowości wszelakiej w przybytkach wiedzy i umiejętności przybywa, ale przynajmniej u nas nikt ich nie próbuje łączyć pod jednym dachem. Faktem jest, że wszystkich powoli szlag trafia w oczekiwaniu na odporność stadną.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version