Doktor Dolittle i zielony kanarek 

Był symboliczny „Zielony Balonik”, może być i zielony Kanarek.


Moja o cztery lata starsza Siostrzyczka podobnie, jak inne panienki w jej wieku zaczytywała się w „Ani z Zielonego Wzgórza” i dalszych losach bohaterki opisanych w następnych tomach.

W pierwszych latach Polski Ludowej wyszły trzy. Poza wspomnianą książką jeszcze „ Ania z Avoniea” i Ania na uniwersytecie”. Książki te wyszły nakładem jednego z wówczas jeszcze wielu prywatnych wydawnictw. Do 1950 roku wydawnictwa te były tolerowane. Jedno z nich prowadzili dobrze nam znani w Sztokholmie państwo Trzcińscy: Stefan i Eugenia, która używała swojego akowskiego miana „Ewa”.


Największe i najbardziej znane było wydawnictwo pana Eugeniusza Kuthana – dobrze wspominane w zapiskach Stefana Kisielewskiego.

 

W czasie okupacji niemieckiej ludzie dzielili się na zaradnych i niezaradnych. Ci ostatni biedowali, wysprzedawali resztki swoich dóbr przedwojenny lub pracowali na groszowych posadkach. Ci pierwsi robili interesy  i  często niezłe fortuny. Do tych pierwszych zaliczał się właśnie pan Kuthan, którego Kisielewski uważał za czołowego mecenasa kultury polskiej w tym złym czasie. Pan Eugeniusz wspierał bowiem finansowo warszawską bohemę.

 

Kupował prawa autorskie od biedujących literatów, i dawał im zaliczki na mające powstać dzieła literackie. Podobnie traktował malarzy, jak i innych artystów. Większość zakupionych książek wydał po wojnie ( m.in. dwie ważne książki Kisielewskiego „Sprzysiężenie” i „Polityka i sztuka”). Nie pamiętam już, w którym wydawnictwie wychodziły „Anie” autorstwa pani  Maud Montgomery. Mimo, że nie byłem kilkunastoletnią dziewczynką czytałem te książki z zainteresowaniem. Gdy moją niesforną Siostrzyczkę zesłano do szkoły klasztornej sióstr Niepokalanek w Nowym Sączu (tej gorszej, lepsza była w Szymanowie). Tą drugą ukończyły: jedna z moich Cioć Skibińskich i znane mi w Sztokholmie osoby: pisarka Rita Tornborg (pół Polka, pół Szwedka) oraz hrabianka Agnieszka Święcicka. Gdy moja Siostrzyczka wyjechała do Nowego Sącza to my w Krakowie korzystając z prywatnej wypożyczalni przeczytaliśmy z naszą Mamą pozostałe sześć tomów. W sumie saga o Ani liczyła 9 tomów i wszystkie były wydane przed wojną.

 

Ania, Anią, a książki które mnie wtedy kształtowały to były opowieści Hugha Loftinga o doktorze Dolittle, facecie który nauczył się mowy zwierząt i potrafił się z nimi dogadać. W ZSRR splagiatował to Ilja Marszak tworząc postać doktora Ojboli, który też posiadł mowę Zwierząt.

 

Ci doktorzy bardzo mi imponowali. Ja potrafię dogadać się tylko z Kotami. Kiedyś podróżowałem metrem z moją Kotunią i coś do niej mówiłem naturalnie po polsku. Siedząca nie daleko dziewczynka zwróciła się do swojej mamy: „Mamma titta han talar katts språk” (mamo, popatrz, on mówi kocim językiem).

 

Książki o doktorze Dolittle, a miałem ich dużo, czytałem z wypiekami na twarzy. Podobnie jak książki pani Montgomery tak i książki Hugha Loftinga wydawane były w tych chimerycznych, powojennych wydawnictwach. Książki o doktorze Dolittle  były ilustrowane przez autora nieporadnymi i bardzo wzruszającymi ilustracjami. Gdy era prywatnych wydawnictw się skończyła – książki te wznowiono w państwowej Naszej Księgarni z ilustracjami znanego grafika Zbigniewa Lengrena. Bardzo to tym książkom zaszkodziło.

 

W PRL na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wydano wszystkie książki z sagi o doktorze z wyjątkiem jednej, którą cenzura przetrzymała prawie 30 lat na półce. Jakie to niebezpieczne treści mogły doktorowi Dolittle przekazać Zwierzęta, że dopiero w czasie „liberalizacji” Rakowskiego ją wydano? Fakt, że w cenzurze pracowali ciemniacy i kretyni to dobrze znamy choćby z wypowiedzi Kisielewskiego czy Odojewskiego. Ale, jakie powody były zatrzymania książki „Doktor Dolittle i zielona kanarzyca”? Otóż prozaiczne. Dotarłem do opinii pani cenzorki:

Autor nadmiernie chwali społeczeństwo burżuazyjne, nie rozumie rewolucji i obraża klasę robotniczą (...) zważywszy, że książka jest skierowana do młodocianego czytelnika, który nie zrozumie ironii, jej szkodliwość może być duża”

Nic dodać, nic ująć (w kraju „dobrej zmiany” często spotykamy dziś podobne opinie). Tę książkę pisał Hugn Lofting pod koniec lat czterdziestych. To jest jego najlepsza książka. Nie dokończył jej bo zmarł. Na podstawie pozostawionych notatek, jego żona i kuzynka dokończyły dzieło i wydały go w 1951 roku. W Polsce przetłumaczono ją w 1958 i oddano wydawnictwu. Wydano w 1988 r.

 

Czy rację mieli Cenzorzy? Trudno powiedzieć. Na pewno to nie jest aluzyjny „Folwark zwierzęcy” Orwella, Nic z tych rzeczy. Nie typowa (bo zielona) Kanarzyca Pippinella opowiada Doktorowi swoje tragiczne dzieje. Między innymi była świadkiem buntów, rewolt, masakr i zniszczeń. Co nie zmienia faktu, że w cenzurze PRL raczej nie pracowali ludzie inteligentni.

 

Pierwsza publikacja: NOWA GAZETA POLSKA

Sztokholm 8.12.2020

Ludomir Garczyński – Gąssowski

Polski dziennikarz emigracyjny mieszkający w Sztokholmie.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version