“Syjoniści” uczą syjonizmu

Wyobraź sobie klasę pełna 8-latków. Uczą się przedmiotu o nazwie “Wychowanie narodowe i społeczne”. Mają otworzyć podręcznik (wydrukowany w 2019 roku) na stronie 29, który w dwóch punktach streszcza to, czego właśnie nauczyli się:

W klasie obok 10-latki mają lekcję “Islamskiej edukacji”. Na stronie 63 podręcznik (także wydrukowany w 2019 roku) mówi im, że

Ściana Al Buraka jest częścią zachodniego muru meczetu Al-Aksa i tylko muzułmanie mają do niej wyłączne prawo.

“Ściana Al-Buraka” jest tym, co Izraelczycy nazywają Ścianą Zachodnią. Dawniej była nazywana “Ścianą Płaczu”, ponieważ tam – przez niemal dwa tysiąclecia – Żydzi wyrażali smutek z powodu utraty Świątyni. Można jednak wybaczyć dzieciom, że nie wiedzą o tym, ponieważ Żydów zupełnie nie ma w ich podręcznikach – nagle pojawiają się w XX wieku, najpierw jako “imigranci”, a potem jako Żydzi zdobywcy, złodzieje ziemi i krwiożercze potwory.


Kilka stron dalej ten sam podręcznik do Islamskiej Edukacji informuje dzieci, że wyzwolenie meczetu Al-Aksa jest obowiązkiem całego Narodu Islamu; że – jako muzułmanie – one, dzieci, muszą “poświęcić się” dla jego wyzwolenia. Meczet, oczywiście, jest cały czas atakowany: podręcznik do „nauki o społeczeństwie” dla klasy 7 twierdzi, że już w 1969 roku

syjoniści podpalili meczet Al-Aksa.

Wyobraź sobie inne podręczniki, także używane w tej szkole: podręcznik języka arabskiego dla 10-latków wyraża głęboki podziw dla Dalal al-Mughrabi – terrorystki odpowiedzialnej za śmierć 38 izraelskich cywilów, z tego 13 dzieci; arytmetyki dzieci uczą się przez dodawanie liczby „męczenników”. Fizyki – przez badanie mechaniki proc używanych przez bohaterską młodzież

by postawić się żołnierzom syjonistycznej okupacji i bronić się przed ich zdradzieckimi kulami.

Napisałem „wyobraź sobie” – ale to nie jest ćwiczenie wyobraźni. Nie, to jest typowe dla “systemu edukacyjnego” Autonomii Palestyńskiej. Olbrzymia większość palestyńskich dzieci na Zachodnim Brzegu chodzi do takich szkół. Dzieci z Gazy zaś „korzystają” z zaprojektowanego przez Hamas programu szkolnego. Ten sam Hamas, który wyprodukował propagandowy film rysunkowy, pokazujący izraelskich Żydów zmuszanych do wchodzenia na statki pod lufami karabinów zwycięskich muzułmańskich wojowników.


Problem i rozwiązanie


Każdego, kto marzy o pokoju między Żydami i Arabami, taka “edukacja” doprowadza do rozpaczy. Jak można oczekiwać, że palestyńskie dzieci zawrą któregoś dnia pokój z tymi, w których przez pranie mózgów przekonano, by widzieli mordercze potwory, obcych bez żadnych praw i żadnego związku z ziemią, którą nieustannie „próbują ukraść”? Moglibyśmy sądzić, że nikt nie będzie bardziej oburzony taką “edukacją” niż samozwańczy “aktywiści na rzecz praw człowieka i pokoju”.    


Niemniej, jeśli mamy sądzić po niedawnym artykule opublikowanym na łamach “Jewish Chronicle”, rzeczywistym, palącym problemem nie są palestyńskie szkoły w Gazie i na Zachodnim Brzegu, ale żydowskie szkoły w Wielkiej Brytanii. Problem polega na tym, twierdzi Sabrina Miller, że te żydowskie szkoły nie

uznają w żaden sensowny sposób palestyńskiej narracji.

Problemem jest to – oznajmia – że żydowskie szkoły nie pozwalają swoim uczniom na kontakty z “sceptycznymi wobec Izraela organizacjami od wczesnego wieku”.


To dlatego, powiada pani Miller, żydowska młodzież jest nieprzygotowana na opieranie się antyizraelskim atakom, które spotykają ich jako studentów na uniwersyteckich kampusach w Wielkiej Brytanii. To dlatego

wielu studentów, sfrustrowanych stosunkiem większości społeczeństwa do Izraela, całkowicie porzuca syjonizm.  

Pozwólcie Yachad (jednej z tych “sceptycznych wobec Izraela organizacji”) “szkolić” żydowskie dzieci o “konflikcie” “od wczesnego wieku”, mówi pani Miller, a będą lepszymi adwokatami dla Izraela i syjonistami na całe życie.


Ale dlaczego?


Pani Miller ma, oczywiście, prawo do swojej opinii. I nie myli się we wszystkim. Jest prawdą, że żydowscy studenci w Wielkiej Brytanii czują się nieprzygotowani na „antysyjonistyczny” jad, jaki spotykają na kampusach. Jest prawdą, że wobec najbardziej cudacznych oskarżeń, niektórzy są tak zaszokowani, że czują się bezradni.  


Dlaczego jednak mają spotykać się z tym jadem – i być na niego przygotowani? Czy studenci pakistańskiego pochodzenia spotykają się z ostrym sprzeciwem wywołanym przez oburzające posunięcia rządu w Pakistanie? Czy od brytyjskich studentów indyjskiego pochodzenia wymaga się, by albo bronili, albo potępiali Narendrę Modiego?  Dlaczego na brytyjskich uniwersytetach jest takie obsesyjne skupienie na konflikcie odległym o tysiące kilometrów? Na jednym z wielu konfliktów w dzisiejszym świecie i – obiektywnie – w żadnym razie nie najpoważniejszym ani najkrwawszym? Dlaczego na konferencji brytyjskiej Labour Party było tysiąc razy więcej palestyńskich flag niż rosyjskich, chińskich, amerykańskich i brytyjskich razem wziętych?


Dlaczego więc pani Miller obarcza ciężarem odpowiedzialności Żydów i żydowskie szkoły – tj. ofiary i ich edukację? Nie zwalcza się przemocy domowej przez uczenie kobiet i dziewcząt krav maga; to bijący mężowie mają dostać lekcję. Gdyby pani Miller widziała czarnych ludzi, których rasiści obrzucają obelgami, czy zalecała by, żeby szkoły, w których są czarni, uczyły ich więcej biologii, by lepiej przeciwstawić się swoim krytykom, którzy oskarżają ich, że są rasowo gorsi?  


“ Palestyńska narracja”


Jednak, nawet gdyby żydowskie szkoły chciały uczyć “palestyńskiej narracji” – czym właściwie jest ta narracja? Jak dowodzą podręczniki na Zachodnim Brzegu, Palestyńczycy nie żyją w demokratycznym, liberalnym społeczeństwie. Ani “umiarkowana” Autonomia Palestyńska, ani Hamas (lokalne odgałęzienie Bractwa Muzułmańskiego) nie tolerują wolnej prasy, wolności słowa, wolności publicznej debaty. Nie akceptują sprzeciwu; wręcz odwrotnie – zarówno Hamas, jak AP czynnie zachęcają i narzucają społeczne tabu, co mocno ogranicza wolność wypowiedzi i surowo karze „nieortodoksyjne” opinie. Czym więc jest “palestyńska narracja” – poza tym, co te dwa dyktatorskie reżimy decydują, że “masy” powinny wiedzieć, wierzyć i mówić? Departament OWP ds. negocjacji oznajmia na swojej stronie internetowej, że Żydzi są “imigrantami [którzy] kolonizują Palestynę kosztem naszych praw i aspiracji”. Czy to jest “palestyńska narracja”, jakiej musimy uczyć nasze dzieci “od wczesnego wieku?” Czy mamy także uczyć je majaczeń rabina Meira Kahane – dla zachowania równowagi? Jeszcze lepiej: czy powinniśmy uczyć Mein Kampf w żydowskich szkołach – bo inaczej nasza młodzież czuje się źle przygotowana do walki z faszyzmem i antysemityzmem?


Czy kiedy twój dom jest podtopiony, potrzebujesz więcej wody!


Słowa pani Miller o “palestyńskiej narracji” mogą jednak być tylko intelektualnie nieuczciwym eufemizmem. Tym, co naprawdę próbuje powiedzieć jest, że żydowska młodzież nie jest wystawiona w wystarczającym stopniu na “krytykę Izraela”. Naprawdę nie jest??? Każdy, kto zna brytyjskie media, wie, że gdy tylko pojawia się słowo Izrael (a pojawia się dziwnie często!) zazwyczaj towarzyszy mu krytyka – zróżnicowana od niesprawiedliwie ostrej do skandalicznie kłamliwej. W tych dniach BBC nie potrafi nawet przeprowadzić wywiadu z ocalonym z Holocaustu bez wspomnienia “okupowanych palestyńskich terytoriów”!

Redaktor działu Bliskiego Wschodu BBC wzywa Żydów i nie-Żydów do badania mrocznej strony judaizmu.

Także żydowskie media pełne są “palestyńskich zwolenników”: w kilka dni po artykule pani Miller “Jewish Chronicle” opublikowała artykuł brytyjsko-palestyńskiej posłanki do parlamentu, Layli Moran – w którym wzywała do bojkotu “tych nielegalnych osiedli”.  Dla ludzi nadal nieznających “liberalnego” (lub Liberalnego) słownictwa, zaimek wskazujący „te” w zdaniu “te nielegalne osiedla” oznacza „izraelskie”. W końcu, nie ma przecież ich zdaniem niczego nielegalnego w sprawie Chińczyków Han osiedlających się w Tybecie i Sinciangu, w marokańskich osadnikach na Saharze Zachodniej, tureckich osadnikach na Cyprze, , etc., etc., etc.  Prawda??

Jeśli chodzi o media społecznościowe (od których młodzież tak samo żydowska, jak nie żydowska), jest uzależniona – tam “krytyka” nie jest ani niesprawiedliwa, ani oburzająca, ale najczęściej paranoidalna.


Podczas najnowszej rundy przemocy miedzy Gazą a Izraelem dzieci mojej przyjaciółki (16 i 18 lat) były bombardowane koszmarnie antyizraelskimi komentarzami na Instagramie…


Ale widocznie to nie wystarcza. Tym, czego nasza młodzież naprawdę potrzebuje, jest… trochę „edukacji o konflikcie” dostarczanej przez Yachad.


Pani Miller mówi o Yachad jako o “syjonistycznym ruchu antyokupacyjnym”.  Na Twitterze organizacji Yachad sami twierdzą, że są “proizraelscy”.  No cóż, pozwólcie mi powiedzieć: oba te opisy są… jak powinienem to powiedzieć w uprzejmej, brytyjskiej terminologii… „nieco” wprowadzające w błąd. Yachad na ogół nie określa się już jako grupa syjonistyczna – prawdopodobnie to określenie jest zbyt “kontrowersyjne”. Jeśli zaś chodzi o “proizraelski”… to właśnie przebrnąłem przez 100 najnowszych postów Yachad na Twitterze: jest tam dokładnie 0 (zero) postów chwalących żydowskie państwo lub broniących go przed oszczercami. W rzeczywistości większość najnowszych tweetów wychwalała wezwanie Layli Moran do „bojkotowania nielegalnych osiedli” i wzywała wszystkich, by „wyszli poza” bycie „pro” lub „anty” wobec Izraela…


Pani Miller informuje z rozgoryczeniem, że:

Krążą petycje rodziców z próbami zakazania Yachad […] w żydowskich gimnazjach i liceach. Twierdzeniem tych, którzy zainicjowali petycję, jest, że „Yachad jest wrogi wobec Izraela”.

Po pierwsze, proszę zauważyć, jak pierwotna liczba mnoga, petycje ukradkiem staje się tylko jedną “petycją” – w odległości zaledwie 14 nieszczerych słów. Moim zdaniem pani Miller kłamie: wiem tylko o jednej “petycji” (właściwie, skardze do JCoSS – żydowskiej społeczności szkół ponadpodstawowych); brałem udział w pisaniu jej, więc wiem bardzo dobrze, że nie prosiła o “zakazanie” Yachad, ale o zrównoważenie jego poglądów poglądami innych organizacji i (syjonistycznej) większości Żydów brytyjskich. Tj. realizowanie zadeklarowanej polityki szkolnej “pluralizmu” i „różnorodności opinii”. Oraz o przestrzeganie prawa, które zakazuje (Art. 406 (1)(b))

propagowania stronniczych poglądów politycznych w nauczaniu któregokolwiek przedmiotu w szkole.

oraz wymaga (Art. 407)

kiedy uczniom przedstawia się polityczne kwestie […] otrzymują oni zrównoważoną prezentację przeciwstawnych poglądów.

Jeśli chodzi o to, że Yachad jest “wrogi wobec Izraela” – pozwólcie mi tylko powiedzieć, że systematycznie lobbuje brytyjski rząd, by naciskał na państwo żydowskie w celu zmuszenia go do rzeczy, o których olbrzymia większość Izraelczyków jest przekonana, że są szkodliwe dla ich bezpieczeństwa i dobrostanu.


A pani Miller znowu oszukuje czytelników przez sugerowanie, że Yachad nie „edukuje” w żydowskich szkołach. W rzeczywistości (i moim zdaniem, wbrew prawu) Yachad jest z niezrównanym stopniu zaangażowany w “edukację o konflikcie” przynajmniej w pewnych szkołach żydowskich. Oto co mówi  doroczny raport za rok 2020:

W styczniu i lutym 2020 roku przeprowadziliśmy sześcioczęściowe kursy zarówno dla klasy 12, jak 13 w JCoSS, z ponad 30 uczestniczącymi w nich uczniami […] dostarczyliśmy także sesje dla klas 7, 8 i 9 w JCoSS, spotykając się z ponad 75 uczniami.

Yachad: polityczni aktywiści i “edukatorzy”

I to nie jest tylko JCoSS: jak pokazują poprzednie roczne raporty, Yachad (polityczne lobby, nie zapominajmy!) „edukuje” w kilku innych żydowskich szkołach, jak również w kilku nie-żydowskich.


Być może zastrzeżenie pani Miller dotyczy tego, że klasa 7 (11-12-latki) nie jest wystarczająco “wczesnym wiekiem” do

uznania w sensowny sposób palestyńskiej narracji.

Być może powinniśmy posłać Yahad, by dał trochę “wychowania narodowego i społecznego” w przedszkolach.  W końcu, Palestyńczycy stosują z tak wielki powodzeniem od wczesnego wieku metodę indoktryn… err… „edukacji”!


Houston, mamy problem!


Pani Miller zapewnia nas jednak, że “edukacja” Yachad jest tym właśnie, czego potrzeba, by młodzież została żarliwymi syjonistami i dawała sobie radę na kampusach.  


Tyle tylko, że dowody pokazują, iż prawda jest zupełnie inna. Sama pani Miller jest tu przykładem: ponieważ wreszcie stała się świadoma “palestyńskiej narracji” i zyskała “sympatię dla palestyńskiego narodu”, można by oczekiwać, że pani Miller jest żarliwym obrońcą Izraela. Dlatego przedsięwziąłem wyprawę do jej Twittera w poszukiwaniu postów, w których broni państwo żydowskie przed oszczercami i zwalcza wiele wypowiedzianych o nim kłamstw. No cóż, mogę tylko powiedzieć, że wróciłem z tej wyprawy z pustymi rękoma i ciężkim sercem…


Tutaj jest trochę intelektualnej uczciwości – która przychodzi z niezwykłego kierunku: Sara Hirschhorn identyfikuje się jako „liberalna syjonistka”; przez lata była związana z Yachad, między innymi występując wraz z nimi na różnych imprezach. Jest jednak także pracownikiem naukowym, wyszkolonym do rozpoznawania i analizowania rzeczywistości. Mówiąc do grupy żydowskiej młodzieży (14 do 18 lat) zaszokowało ją odkrycie, że (jak pisze)

wstydzili się tego, że są kojarzeni z syjonizmem.

Wbrew temu co Yachad i pani Miller prawdopodobnie twierdziliby, dr Hirschhorn odkryła, że

To nie są osiedla ani okupacja. To sama idea. […] grupa nie powoływała się na okupację lub na osiedla jako odpowiedzialne za ich dystansowanie się – dla nich szło to dużo głębiej, do samej przesłanki niepodległego państwa Żydów, do 1948 roku.  

Nie, to nie jest żaden z rzekomych „grzechów” Izraela, ale

post-modernistyczny relatywizm, w którym wyrośli.

Ten rodzaj relatywizmu – powiedziałbym – który sugeruje, że szkoła powinna uczyć “narracji” zamiast historii; że opinia ma większe znaczenie niż dowód i że nie ma żadnych faktów, są tylko „poglądy”.


A kto jest winny tego, co wielu Żydów określiłoby jako katastrofę? Tutaj uczciwość dr Hirschhorn przebija się przez jej ideologiczne przekonania. Rozmawiając z kolegami, “liberalnymi syjonistami”, ucieka się do hebrajskiego terminu z liturgii żydowskiego Dnia Pokuty, Jom Kipur, (“Aszamnu” – my jesteśmy winni), by podsumować swoje odkrycia:  

Mój wniosek? “Aszamnu”. My [liberalni syjoniści] musimy odpokutować, bo zawiedliśmy całe pokolenie.

Jednoznacznie przypisuje wyobcowanie młodzieży praktykom, jakim Yachad i podobne “liberalne” grupy oddają się od lat: zawsze prezentując Izrael w negatywnym tonie – 100% „krytyki”, 0% pochwał.

Nade wszystko, nie możemy tylko wyliczać (wielu) wad – musimy nieustannie i przekonująco mówić o tym, co nadal napawa nas dumą – mimo wszystko – w dzisiejszym państwie Izrael. Jeśli nie potrafimy zrobić tego w selfie, w tweecie, w poście na Facebooku, artykule lub rozmowie twarzą w twarz, musimy bacznie przypatrzeć się samym sobie, by zobaczyć, jak zawiedliśmy nie tylko siebie, ale naszą przyszłość.

Dr Hirschhorn nie jest jedyną osobą bijącą na alarm, To samo zrobił Jonathan Goldstein, przewodniczący Jewish Leadership Council:

Prawdopodobnie największym problemem, jakim musimy się teraz zająć, jest oderwanie naszej młodzieży od […] podstawowych żydowskich wartości i od związków z Izraelem. Straciliśmy narrację państwa narodowego. Straciliśmy syjonistyczną narrację. […] Musimy zaakceptować, że mamy wielki problem globalnie i musimy się za niego zabrać.  

Proszę zauważyć, że pan Goldstein nie tylko diagnozuje wyobcowanie od Izraela – ale także ogólnie od żydowskości. A to, jak pokazują badania, idzie ręka w rękę.


Istotnie, pani Miller sama przyznaje, że

wielu studentów uniwersytetów […] całkowicie porzuca syjonizm.

Niemniej woli obwiniać [żydowską] społeczność głównego nurtu” i jej „rozwiązaniem” jest… więcej Yachad!


No cóż, pani Miller najwyraźniej miała rację, wybierając dziennikarstwo jako karierę zawodową. Jest to zawód, w którym można wyrządzić wiele szkody, ale przynajmniej nikt nie pozywa przed sąd za błąd w sztuce zawodowej. Gdyby wybrała medycynę, wyobrażam ją sobie żarliwie przepisującą kaszel jako lekarstwo na Covid!


Giewałt, Żydzi! Co mamy zrobić?


Rozwiązanie powinno być oczywiste nawet dla “liberalnych syjonistów” jak dr Hirschhorn, jak długo są uczciwi tak jak ona:

Musimy reinterpretować syjonizm jako ruch wyzwolenia narodowego i uczyć tego, co nasza tradycja mówi o moralnej i politycznej odpowiedzialności.

Oczywiście, nie byłaby to “reinterpretacja” – byłby to powrót do prawdziwego znaczenia tego terminu. Syjonizm zawsze był ruchem narodowej emancypacji – i dlatego w swojej nowoczesnej postaci pojawiał się w czasach i miejscach pełnych innych takich ruchów.

Kilka ruchów wyzwolenia narodowego na świecie i przybliżony rok ich powstania.

Naszej młodzieży nie trzeba uczyć “Palestyńskiej narracji” – ani w ogóle żadnej „narracji”. Trzeba ich uczyć historii ich narodu. Włącznie ze syjonizmem, Izraelem i jego historią.


Czy robimy to?  Posłuchajmy wynurzeń pani Miller:

Uczciwie mówiąc, “izraelska edukacja”, jaką otrzymałam (jeśli w ogóle mogę nazywać to edukacją) była skandaliczna. W klasie 12 oglądaliśmy film o Entebbe, mieliśmy jeden wykład o wojnie o niepodległość i drugi o Theodorze Herzlu.

Większość żydowskich rodziców posyła swoje dzieci do żydowskich szkół po prostu dlatego, że chcą, by nadal były Żydami. Syjonizm powinien być zasadniczą częścią uczenia ich żydowskości – jeśli nie z innego powodu, to dlatego, że bez dumnego, jednoznacznego syjonizmu oni (lub ich dzieci) nie pozostaną Żydami. Jeśli pojęcia takie jak “naród” i “państwo narodowe” są “staroświeckie”, religia jest czymś, co należy do Średniowiecza, a “multikulturalizm” jest jedyną alternatywą dla nazizmu – jaki jest sens bycia Żydem? Dla aktywistów Yachad żydowskość jest odmianą socjalizmu “ozdobioną” przypadkowymi słowami hebrajskimi i nielicznymi rytuałami wyrwanymi z kontekstu i z wypaczonym znaczeniem. Większość Żydów nie chce jednak być socjalistami, a większość socjalistów nie lubi Żydów.


Wynika z tego, że to nie Yachad powinien prowadzić “edukację o konflikcie” – powinni to być ludzie lub organizacje, które są dumnie i jednoznacznie syjonistyczne. Aktywiści Yachad mają prawo do swoich opinii i – jak długo będą znajdować bogatych darczyńców do finansowania ich socjalizmu – mogą wystawiać swój ideologiczny towar tak samo jak wszyscy inni: na wolnym rynku idei.  


Nie znaczy to, że musimy uczyć mitów lub w jakikolwiek sposób “upiększać” syjonizm. Syjonizm nie potrzebuje upiększania. Ruchy narodowego wyzwolenia są niezbędnymi i – ogólnie – dobrymi, postępowymi i pożądanymi zjawiskami. Spełniają zasadniczo ludzkie aspiracje, jakimi są wolność i sens życia. Nie są jednak – i nigdy nie były – doskonałe, bezbłędne, “sans peur et sans reproche”.  Wszystkie spowodowały wiele euforii, a także wiele bólu. Wszystkie sięgały do nieba rękami, które czasami były splamione krwią. Tylko kiedy chodzi o Żydów pewni ludzie mają tendencję do przesadnego skupiania się na niedoskonałościach, które dręczą każde ludzkie przedsięwzięcie; kiedy próbują zamienić   zmienne koleje historii w wszechobejmujące moralne oskarżenie. Tylko z Żydami niektórzy ludzie chcą, by grzechy ojców spadały na synów; i chcą zawrócić zegar historii w imię “sprawiedliwości”, o jakiej nigdy wcześniej nie słyszano, nie mówiąc już o praktykowaniu jej.  


Indie dumnie świętują swoją niepodległość – i słusznie. Powszechnie znany jest fakt, że ta niepodległość spowodowała rozlew krwi, wysiedlenia i cierpienia. Nie należy ani zaprzeczać, ani ukrywać tego faktu; ani też nie należy wypominać tego Hindusom przy każdej okazji; ani nie powinien być używany do podważania legalności ich kraju, ani ich prawa do pokoju i rozwoju według ich uznania.


Nie, nie powinniśmy (ani nie potrzebujemy) uczyć syjonistycznej “narracji”; prawda z jej miejscami jasnego światła i przytłaczającej ciemności, z pięknymi aspiracjami i surową rzeczywistością – naga prawda powinna być wystarczająco dobra.


Tym, co nasza młodzież powinna usłyszeć, jest ta prawda, ani nie upiększona, ani złośliwie wypaczona, ale umieszczona w prawdziwym kontekście. Każdy naród na świecie robił rzeczy, z których nie jest dumny; Żydzi także – choć może mniej niż większość. Niemniej każdy naród jest dumny ze swojego dziedzictwa, swojej historii, swojej kultury, swojej ojczyzny; Żydzi z pewnością powinni być dumni – może nawet bardziej niż większość innych.

 

 ”Zionists” teach Zionism

Politically-incorrect Politics, 26 września 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Noru Tsalic

Izraelski bloger, obecnie pracuje w Wielkiej Brytanii.

Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version