Poranek po dniu wyborów

Zwolennicy LIKUDU otwierają szampana po ogłoszeniu wyników sondy powyborczej w dniu wyborów.

(zdjęcie: MARC ISRAEL SELLEM/ JERUSALEM POST)

Słowa mogą zabijać –i słowa mogą leczyć. Prędzej czy później, w ciągu najbliższych czterech lat, znów odbędą się wybory. Zostaw na później okrzyki „Giewałt”.

Z pięcioma wyborami w okresie niespełna czterech lat, widzieliśmy wiele powtórek. Nic nie powtarzało się częściej niż okrzyk paniki: „Giewałt!” 


Giewałt jest jednym ze stosunkowo nielicznych słów z jidysz, które powszechnie przyjęto w hebrajskojęzycznym Izraelu o mieszanej populacji. Wypowiadają je nawet ci, których językiem jest arabski – a przynajmniej arabscy politycy przed wyborami. I tym razem także.

Im bliżej było do dnia wyborów 1 listopada , tym częściej politycy z całego spektrum używali ostrzeżenia w jidysz. Wykrzykiwali je skrajnie świeccy i ultraortodoksyjni Żydzi, jak również muzułmanie. Był to nie tyle okrzyk rozpaczy, co okrzyk bojowy – ostatnia próba zmobilizowania potencjalnych wyborców, gdy stało się jasne, że frekwencja wyborcza może odegrać decydującą rolę.


Kiedy w ciągu tego tygodnia pytano mnie o to, jakie moim zdaniem będą wyniki wyborów, odmawiałam jakichkolwiek prognoz. W ubiegłym roku Naftali Bennett, który prowadził kampanię pełną prawicowych haseł, zdołał usunąć Benjamina Netanjahu z rezydencji premiera mając zaledwie siedem mandatów (które później zmalały do pięciu). Dokonał tego, włączając do swojej koalicji partie lewicowe i partię arabską (Ra'am). Po czymś takim trudno było zgadnąć, co będzie tym razem.


Byłam jednak skłonna powiedzieć, że pomimo okazywanej wielkiej pewności siebie lidera Jesz Atid, Jaira Lapida i roszczeń do tronu przez lidera Jedności Narodowej, Benny'ego Gantza, Netanjahu miał więcej niż sporą szansę na powrót. Opierałam tę prognozę mniej na tym, co widziałem na Facebooku i w mediach społecznościowych, a bardziej na tym, co widziałem na ulicy. Dosłownie. 


Podczas gdy moja dzielnica w Jerozolimie miała mniej plakatów wyborczych niż w przeszłości, prawie wszystkie były za Netanjahu i Itamarem Ben-Gvirem z Religijnej Partii Syjonistycznej. (Nie sądzę, że było to po prostu dlatego, że Gantz ciągle zmieniał nazwę swojej partii.)


Niestety, po raz kolejny, wybory sprowadzały się w większości do haseł „Tylko Bibi” kontra „Tylko nie Bibi”. To nie jest konstruktywne.


W rzeczywistości jest to wręcz destrukcyjne.


Jak można się było spodziewać, następnego ranka rozczarowani wyborcy twierdzili, że raczej wyjadą za granicę, niż zostaną, by stawić czoła życiu w państwie żydowskim pod rządami Netanjahu, w których dominującymi siłami będą Ben-Gvir, Bezalel Smotrich i ultraortodoksyjne partie. Nie dostrzegają istoty sprawy. Porzucenie Izraela, zamiast pozostać, by mieć wpływy od wewnątrz, jest prawdziwie postsyjonistyczną reakcją. Lepiej walczyć (pokojowo) niż uciekać.


A tym, którzy zadeklarowali, że wyjdą na ulice, by zjednoczyć się przeciwko „szkodzie wyrządzonej demokracji”, należy powiedzieć, że próba obalenia wyników wyborów, w których ponad połowa elektoratu dostała to, na co głosowała, sama w sobie nie jest demokratyczna.


Wraz z „Giewałtami” było dużo szumu i zachłystywania się. Był to jeden z czynników, który pomógł Netanjahu. Tego już było za dużo. Na przykład poseł z Jesz Atid, Ram Ben Barak powiedział w wywiadzie na kilka dni przed głosowaniem: „Nie porównuję tego do niczego – mówię to z góry, aby mnie nie cytowano – ale Hitler doszedł do władzy demokratycznie, został wybrany w sposób demokratyczny”. 


Ben Barak wiedział oczywiście, że będzie cytowany. Wiedział, do czego fałszywie porównywał. I doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak jego straszne ostrzeżenie zostanie zinterpretowane w kraju i za granicą. Czy uważał, że połączenie Ben-Gvira, Smotricha i Netanjahu z Hitlerem może jakoś uratować państwo żydowskie? Nie. Ale mógł sądzić, że to uratuje jego karierę polityczną i nie przejmował się konsekwencjami.


Podobnie, kiedy liderka Partii Pracy Merav Michaeli twierdziła, że Icchak Rabin „został zamordowany w zamachu politycznym przy współpracy Benjamina Netanjahu”, wiedziała, że jest to kłamliwe oczernianie przywódcy Likudu.


27. rocznica zabójstwa Rabina przypada 4 listopada. Jeśli jest jedna lekcja, którą powinniśmy wyciągnąć z tego nikczemnego morderstwa, to jest to niebezpieczeństwo odczłowieczenia tych, z którymi się nie zgadzasz. Nie możesz twierdzić, że uzdrawiasz kraj, poniżając lub delegitymizując połowę jego obywateli.


Często twierdzi się, że śmierć Rabina zakończyła proces z Oslo. Ale nie da się powiedzieć, co byłoby, gdyby nie to zabójstwo. Tak zwany proces pokojowy dosłownie wybuchł, zanim Rabin został zastrzelony. Lewica skupiała się na podżeganiu, które poprzedziło jego morderstwo (pomijając fakt, że część z tego była dziełem prowokatorów Szin Bet, takich jak Avishai Raviv), ale palestyńskie zamachy samobójcze, które towarzyszyły procesowi z Oslo, były w równym stopniu częścią tła.


Pozostały blizny po zabójstwie Rabina. A w 2022 roku polaryzacja i rozłamy były widoczne w dniu wyborów tak samo, jak w rocznicę jego morderstwa.


Nie ulega wątpliwości, że zeszłoroczne zamieszki arabskie, gdy rakiety spadały na Izrael ze Strefy Gazy przed i podczas operacji Strażnik Murów, poważnie nadszarpnęły zaufanie szerszego społeczeństwa izraelskiego. To samo dotyczy trwającej przemocy w Judei i Samarii, częściach Jerozolimy, na Negewie i na innych obszarach o dużej mieszanej populacji. To jest główny czynnik stojący za fenomenalnym wzrostem poparcia skrajnej prawicy Ben-Gvira – nie zaś prymitywny, faszystowski rasizm.


Oświadczenie posłanki z ramienia arabskiej partii Hadasz, Aidy Touma-Suleiman mówiącej o palestyńskich terrorystach jako „naszych męczennikach” lepiej przysłużyło się Ben-Gvirowi niż jej. A kiedy szef partii Hadasz, Ajman Odeh podczas zamieszek w czasie Ramadanu na początku tego roku wezwał muzułmańskich policjantów i żołnierzy do „rzucenia broni” w twarz ich żydowskich kolegów, wyrządził krzywdę wszystkim. Biorąc pod uwagę, że przemoc w sektorze arabskim jest najbardziej palącą troską tej społeczności, powinien on wspierać arabskojęzycznych funkcjonariuszy izraelskiej policji, a nie podżegać przeciwko nim.


Właśnie dlatego skupienie się Ben-Gvira na przywróceniu poczucia bezpieczeństwa osobistego zadziałało lepiej niż okrzyki „Tylko nie Bibi”. Dodaj do tego rozbieżne opinie na temat żydowskiego charakteru i wartości kraju. Na przykład ministerka transportu, Michaeli zadeklarowała, że ona, liderka Partii Pracy, zapewni transport publiczny w szabat (nawiasem mówiąc, zanim odpowiednio obsłuży peryferie w dni powszednie). Podobnie jej niechęć do inwestowania w drogi w Judei i Samarii, mimo że bezpieczeństwo na drogach nie powinno zależeć od polityki - nie było to mądre pod żadnym względem.


Oczywiście, nie jest pocieszeniem, że Izrael nie jest jedynym krajem cierpiącym z powodu polaryzacji i podziałów. W rzeczywistości powinno to służyć jako ostrzeżenie. Jest droga naprzód. Kraj potrzebuje stabilnej koalicji i silnej, odpowiedzialnej opozycji. Należę do szkoły myślenia, która utrzymuje, że nie możesz kontrolować wszystkiego złego, co cię spotyka, ale możesz kontrolować swoje reakcje. Nie pomaga ani naiwność, ani paranoja. Nawiasem mówiąc, wiele kwestii i wartości tradycyjnych, ortodoksyjnych i ultraortodoksyjnych obywateli żydowskich podzielają tradycyjni i religijni muzułmanie. Ale nikt w świeckim rządzie nie zamierzał zabronić obrzezania, tak jak nikt w rządzie zależnym od partii religijnych nie będzie narzucał kobietom nakrywania głowy – pomimo całej retoryki słyszanej przed sondażami w tym tygodniu.


Demokracja nie umarła i Izrael też nie zniknie. Nie ma potrzeby dramatyzowania, łez i obaw. Jak ujął to Herb Keinon z „Jerusalem Post”:

„Mechanizmy gwarantujące równowagę polityczną tego kraju nie znikły nagle i nie wyparowały. Każdy, kto zna Izrael, wie, że kraj – czyli ludzie w tym kraju – nie staliby bezczynnie i nie pozwoliliby mu stoczyć się po faszystowskim urwisku”.

Herb Keinon

Słynna odporność Izraela – jego wewnętrzna i zewnętrzna siła – zależy od jego solidarności. Izraelczycy zbierają się podczas katastrof i wojen. Musimy także nauczyć się zbierać się w dobrych czasach. W kwietniu Izrael będzie obchodził 75. rocznicę – czas przezwyciężyć podziały polityczne i zorganizować wspólny bal. 


Słowa mogą zabijać – i słowa mogą uzdrawiać. Lewica i Prawica muszą starannie dobierać słowa. Prędzej czy później, w ciągu najbliższych czterech lat, znów odbędą się wybory. Zostawmy ten okrzyk „Giewałt” na później.  

 

The morning after Election Day

Jerusalem Post, 3 listopada 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version