Operacja specjalna o kryptonimie „Arka i potop” (II)

Opisany w Biblii, czyli w najstarszej księdze świata, kataklizm, jaki dotknął całą ludzkość, jako kara za grzechy, uważany jest od niepamiętnych czasów za wiarygodny opis. Z pełnym szacunkiem podchodzi się też do opowieści o Noem i jego wspaniałej arce, która miała ok. 130 -150 m długości, 22 - 25 m szerokości i 12 -15 m wysokości. Ocalała jedna rodzina i zwierzęta. (Źródło zdjęcia i podpis: polskokatolicki.pl)
Noe przerwał na chwilę swój monolog, ale widocznie przyszło mu do głowy coś jeszcze, bo aż wstał i unosząc w górę rękę, zawołał: -„Ba! Mam jeszcze lepszy pomysł! Po co w ogóle ten potop, ta budowa arki, ściąganie z całego świata zwierząt? Przecież ty Panie w swej potędze, możesz sprawić, aby ci, którzy nie zechcesz aby dalej żyli, pomrą w jednej chwili, tam gdzie stoją, a ci których zechcesz ocalić, będą cieszyć się życiem dalej! Czyż to nie jest prostsze?! Efekt ten sam, a ile mniej wysiłku i twojej energii Panie. Czy nie mam racji?” – spytał Noe Boga. -„A przede wszystkim uratują się moje winnice.” – pomyślał z nadzieją, wpatrując się w chmurę, która tymczasem przybrała barwę granatową, a głos który z niej dobiegł przypominał groźny pomruk nadchodzącej burzy.

-„Człowieku, nie nadużywaj mojej cierpliwości! Od pomysłów ja tu jestem, a ty masz jedynie słuchać i wykonywać moje polecenia!”.-„Ale czy nie mam racji, Panie?” – wtrącił szybko Noe. -„Z twojego ograniczonego punktu widzenia, może i masz, ale tu się liczy przede wszystkim moja racja i moja wola! A ja tak chcę, bo taką mam koncepcję i nie tobie wyrokować czy ona ma sens, czy nie, zrozumiałeś mnie?! Masz jedynie czynić to, co ci nakazuję!” – Noe rozłożył ręce: -„Ale przecież mówię, iż to jest dla nas technicznie niewykonalne! Przy tej arce musiałoby pracować przynajmniej tysiąc chłopa, a nie czterech!” – odparł poirytowany. Bóg przez chwilę jakby zastanawiał się, a potem odparł:

 

-„Powiedz więc ludziom, że tych co będą przy niej pracowali, ocalę również od potopu” – „Będą chcieli aby ich rodziny również ocalały”– wtrącił Noe. -„Dobrze, ich rodziny też ocalę,  możesz im to obiecać w moim imieniu”. -„A więc jak my się pomieścimy?” – zafrasował się nagle Noe, znając liczebność rodzin mieszkańców tutejszych terenów. -„Może powiększyć wymiary arki?” – podrzucił nowy pomysł Bogu, ale ten nie chciał skorzystać z niego. -„Nie! I jeszcze raz nie!” – zawołał z chmury. -„A jak się nie pomieścimy?” – spytał Noe. -„O to już niech cię głowa nie boli!” – odparł Bóg dziwnym tonem. -„Tę sprawę pozostaw mnie, wy się zajmijcie robotą”. -„A jak nie będą chcieli nam pomóc przy budowie?” – spytał Noe, jakby nagle naszły go wątpliwości.

 

-„O to się nie martw! Wzbudzę w ich sercach życzliwość!” - zapewnił Bóg z przekonaniem w głosie. –„A.. chyba, że tak! – zgodził się Noe pojednawczo. Tak też się i stało, kiedy ludzie dowiedzieli się o umowie Noego z Bogiem, nie trzeba było szukać chętnych do pracy – sami ochoczo garnęli się do niej. Jednak sama chęć nie wystarczała. Jako rolnicy nie mieli absolutnie żadnej wiedzy ani doświadczenia w budowie statków. Dlatego główną ekipę budowlaną musiał Bóg osobiście przeszkolić w tej dziedzinie. Potrwało to chyba z pół roku, ale było konieczne, aby roboty konstrukcyjne w ogóle ruszyły przy arce. Jednak mimo, że stale pracowało ich kilkanaście setek, mijał rok za rokiem, a arka nie była jeszcze gotowa. Trochę się to wszystko ślimaczyło, ale byli przecież społecznością rolników, a nie cieśli.

 

Dopiero przy budowie okazało się co to miał być za gigant: 150x25x15m, przeszło 11 tys. m2 pokładów, 18 231 ton wyporności (jak wyliczył to później z dokładnością do jednej tony geniusz matematyki Izaak Newton), a więc większa od transatlantyku „Batory”. Ścinali tysiące drzew i mozolnie je cięli na deski i bale, a następnie z jeszcze większym trudem łączyli je w całość. Zbudowanie samej konstrukcji zajęło im siedem lat, a teraz należało obić ją setkami tysięcy desek, by później pokryć to wszystko tonami smoły. Łatwo było Bogu powiedzieć: zbuduj arkę długości 300 łokci, szerokości 50 i wysokości 30, jakby to chodziło o skrzynię na ziemniaki. Widocznie Bóg będąc wszechmocnym, nie rozróżniał stopnia trudności przy zbudowaniu arki – gigantycznego statku, jak i arki – skrzyni do noszenia tablic przymierza, bo z taką samą niefrasobliwością polecał je uczynić:

 

-„Uczynisz arkę z drzewa akacjowego, jej długość będzie wynosiła 2,5 łokcia, a wysokość i szerokość po 1,5 łokcia”. Pewno, cóż to za różnica – zaledwie 81.000 razy większa skrzynka. Ale to tylko taka mała dygresja. Tak więc po 14 latach wytężonej pracy, wreszcie arka była gotowa. Jej czarny ogrom był widoczny z daleka. Wyglądała jak olbrzymi bazaltowy obelisk przewrócony na bok. Ci wszyscy, którzy ją budowali odetchnęli z ulgą, ale mylili się mniemając, iż najgorszą część roboty mają za sobą. Należało teraz z całej Ziemi pościągać wszelkie zwierzęta i zrobić to tak starannie aby któregoś z nich nie przeoczyć, wszak Bóg powiedział wyraźnie: -„Spośród  wszystkich  istot żyjących wprowadź do arki po parze”.

 

Ci wszyscy więc, którzy dotąd pracowali przy budowie arki, pożegnali się z rodzinami i wyruszyli w drogę, aby dotrzeć do najdalszych zakątków Ziemi, by przyprowadzić ze sobą zwierzęta. Nie było to wcale proste ani łatwe zadanie. Co prawda na prośbę Noego, Bóg łaskawie zgodził się dać im przewodnik z rysunkami zwierząt i objaśnieniami w jakiej części świata one żyją, ale najtrudniejszą rzeczą jak się okazało, było nie łapanie krwiożerczych i dzikich bestii, ale wyszukiwanie i złapanie setek tysięcy gatunków owadów i insektów. W ich poszukiwaniu zapędzali się w przeróżne dziury i zapadliny, topili się w bagnach i wylewali siódme poty na pustynnych równinach, parząc stopy w gorącym od słońca piasku. Łapali je, klnąc na czym świat stoi, a one rozłaziły im się stale, nic sobie nie robiąc z bożego rozkazu. Tak,... to była mordercza i żmudna praca przy której budowa arki, to przysłowiowa „pestka”.

 

Łatwo było Bogu powiedzieć: „Spośród  wszystkich  istot żyjących wprowadź do arki po parze”. – Ale rozkaz był rozkazem i należało go wypełnić sumiennie. Znów mijały lata. Po siedmiu latach wróciła niecała połowa z tych, którzy wyszli. Przyprowadzili różne cudaczne zwierzęta, które pozostali oglądali z podziwem. Wiele z nich powtarzało się jednak, bo ci którzy je łapali nie mieli ze sobą łączności, więc nie wiedzieli, czy któryś z nich ma już ten sam gatunek zwierzęcia. Odczekano jeszcze siedem lat. Z drugiej połowy ludzi i tak większa część nie wróciła – wszak nie dysponowali mapami, a kompas jeszcze wtedy nie istniał. No cóż, nie można było czekać w nieskończoność, tym bardziej, iż Bóg się już niecierpliwił.

 

Ale w końcu nadszedł czas, iż wszyscy byli już gotowi wraz ze zwierzętami, by wejść na arkę. Z jednej strony stało parę tysięcy ludzi łącznie ze swymi rodzinami i dobytkiem, a z drugiej – coś tak około miliona różnych zwierząt – z każdego gatunku po parze – jak Bóg przykazał. A pomiędzy nimi piętrzyły się stosy żywności, pieczołowicie zebranej i posegregowanej. Z tyłu za nimi czerniał milczący ogrom arki, z otwartymi na oścież drzwiami. Bóg, który przybył na tak uroczystą chwilę, też wydawał się być zadowolony z dobrze wykonanej pracy, bo z chmury odezwał się do Noego:

 

-„Wejdź wraz z całą rodziną do arki, bo przekonałem się, że tylko ty jesteś wobec mnie prawy wśród tego pokolenia. Z wszelkich zwierząt czystych weź ze sobą siedem samców i siedem samic, ze zwierząt zaś nieczystych, po jednej parze: samca i samicę. Również i z ptactwa po siedem samców i po siedem samic, aby w ten sposób zachować ich potomstwo dla całej ziemi. Bo za siedem dni spuszczę na ziemię deszcz, który będzie padał przez 40 dni i 40 nocy, aby wyniszczyć wszystko co istnieje na powierzchni ziemi – cokolwiek stworzyłem” (Rdz 7,1-4). Noe gdy usłyszał te słowa, aż przysiadł z wrażenia. Krew napłynęła mu do twarzy i wyglądał teraz tak, jakby wypił dzban wina, choć ostatnio nie miał czasu nawet myśleć o tym. Wyciągając przed siebie ręce, wyjąkał: -„Panie! Przecież mówiłeś wpierw, iż mamy wziąć do arki po jednej parze zwierząt!” – głos załamywał mu się od silnego wzburzenia.

 

-„Ale zmieniłem koncepcję – odparł Bóg z prostotą, jakby nie było o czym mówić. –„Całe szczęście, że nie zmienił koncepcji odnośnie wymiarów arki” – pomyślał Noe z przerażeniem, porażony wręcz niefrasobliwością Boga. -„Ale to znów się opóźni o parę lat, bo trzeba będzie powtórnie wyruszyć w świat by pościągać dodatkowe zwierzęta”. -„Nie ma mowy!” – Bóg mu przerwał opryskliwie. –„Za siedem dni spuszczam na ziemię deszcz! A ty rób co chcesz abyś wyrobił się w tym czasie!” – zakończył autorytatywnie. -„A co to ja jestem wszechmocny, do cholery?!” – wybuchnął Noe nie panując już nad sobą i byłby wygarnął Bogu wszystko co myśli o tym idiotycznym pomyśle, ale chmura już znikła bez śladu.

 

Ludzie z daleka przyglądali się tej scenie nie będąc świadomymi – bo głos do nich nie docierał z tej odległości – co takiego zaszło pomiędzy Noem a ich Bogiem. Schodził do nich wolno po łagodnym zboczu winnicy i zastanawiał się co im powie. Teraz dopiero dotarł do niego niepokojący szczegół tej rozmowy. Przypomniał sobie, iż Bóg powiedział, aby do arki wszedł tylko on ze swoją rodziną,. „bo przekonałem się, iż tylko ty jesteś wobec mnie prawy wśród tego pokolenia” – tak Bóg to ujął. Cóż to miało znaczyć? Noe poczuł jak zimny pot występuje mu na plecy, a przed oczami zaczynają wirować jakieś kolorowe plamy.

 

 –„No, mam nadzieję, że nie w taki sposób Bóg chce rozwiązać ten problem?” – pomyślał z przerażeniem i poczuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Po chwili uspokoił się jednak i potrząsnął głową do swych myśli: -„Nie, to niemożliwe...nie posunąłby się do tego!” – sam siebie przekonywał. Biedny Noe, jakże mało jeszcze znał swego Boga, a przecież już ten obłędny pomysł z topieniem wszystkiego co żywe, powinien nasunąć mu pewne wątpliwości. Ale może był na to zbyt prawy? Kiedy przekazał tę „dobrą nowinę” synom, ci wpierw nie chcieli wierzyć, a potem  wpadli w taką wściekłość, że gdyby im ktoś się nawinął do kogo mieliby jakiś uraz, to chyba sam Bóg nie zdołałby go wybronić.

 

Kiedy już się uspokoili, najstarszy z nich spytał: -„Ale co to znaczy ojcze, te zwierzęta czyste i nieczyste... czy Bóg ci tego nie powiedział?”. Noe stropił się nieco; rzeczywiście był tak wzburzony tą zmianą planów bożych, że na śmierć zapomniał spytać co to w istocie może oznaczać. Pokręcił przecząco głową i wzruszył ramionami. –„Bóg nie udzielił mi żadnej dodatkowej informacji na ten  temat. Widocznie więc nie jest to takie ważne... ot, po prostu wyszoruje się do czysta te zwierzęta co bardziej brudne i staną się czyste!” – roześmiał się nerwowo. –„Może chodziło Bogu o utrzymanie porządku w arce, bo cóżby innego mógł mieć na myśli?” – domniemywał, drapiąc się w głowę. –„Tak,.. tak się zrobi, wyszoruje się i będą czyste, o jakie Bogu chodziło” – dodał kiwając głową.

 

-„Na przykład świnie” – podpowiedział usłużnie Cham, dłubiąc zawzięcie w nosie.

-„No właśnie! Chociażby świnie! Ale nie tylko, krowy również, one też  potrafią się czasem nieźle zapaćkać. Czyli te zwierzęta, które mają kontakt z błotem lub innymi nieczystościami. Zrozumieliście?”- spytał Noe swych synów, którzy potakująco kiwnęli głowami. –„A więc tę sprawę sobie wyjaśniliśmy. A co z terminem?” – spytał ojca najstarszy z synów – Sem. Noe podrapał się w głowę z zafrasowaną miną. –„Termin musi być dotrzymany: za tydzień ma rozpocząć się potop. Od tego Bóg nie chciał odstąpić”.

 

-„I bardzo dobrze ojcze! Czy wiesz ile jeszcze kosztowałoby nas roboty i czasu sprowadzania tych dodatkowych zwierząt? Nie mówiąc już o tym, że ta przygotowana przez nas żywność na czas potopu, zostałaby zeżarta teraz, podczas gdy my uganialibyśmy się po świecie za tymi dodatkowymi zwierzętami. Później trzeba by ją było gromadzić od nowa, a przecież to są tony tego pożywienia. To byłoby całkowicie bez sensu!” – stwierdził kategorycznie Jafet, wyrażając tym samym zdanie wszystkich, bo każdy myślał tak samo. –„Ale w ten sposób

pozostaniemy przy parze zwierząt z każdego gatunku” – oponował bez przekonania Noe. –„A kto to będzie liczył ojcze?! Spójrz na tę masę zwierząt, stale przemieszczających się z miejsca na miejsce, czy to jest możliwe do sprawdzenia?” – Jafet wskazał ręką na kłębiące się stada, gdzie pomimo tysiąca ludzi wyznaczonych do nadzorowania zwierzyny, panował tam tumult i wrzawa wynikająca z przemieszania tysięcy kwiknięć, chrząknięć, ryków, chichotów, pomruków, beczeń, miałknięć, szczeknięć i innych odgłosów różnych zwierząt.

 

Noe przez jakiś czas patrzył na to i w końcu mina mu się rozpogodziła. Poklepał synów po plecach. –„Macie chyba rację moi drodzy! Zaczynamy więc rozmieszczać zwierzęta w arce! Tylko pamiętajcie – te co bardziej brudne – na bok i pucować do czysta! Skoro Bogu zależy na czystych, będzie miał czyste! He! He!”- uśmiechnął się do siebie zadowolony. Na te słowa, synowie pobiegli uradowani w dół, wydając stosowne dyspozycje. A Noe stał, opierając się ciężko na swej długiej lasce i patrzył na tę krzątaninę w dole. W jego głowie kołatały się dwa pytania: -„Po co Bóg zmienił w ostatniej chwili – na tydzień przed potopem – ilość zwierząt zabieranych do arki?” 

 

Oraz drugie bardziej niepokojące: -„Czy Bóg dotrzyma słowa i pozwoli zabrać wszystkich ludzi pracujących przy budowie arki i sprowadzeniu zwierząt z różnych części świata?” – westchnął ciężko, bo opadły go złe przeczucia i zaczął wolno schodzić w dół. -„A co u diabła mogło oznaczać to rozróżnienie na zwierzęta czyste i nieczyste?”- zachodził w głowę, mrucząc do siebie pod nosem. I nie ma mu się co dziwić, bo wyjaśnienie tych terminów Bóg raczył dać dopiero Mojżeszowi, dużo, dużo później: licząc czasem umownym, biblijnym – za 1600 lat dopiero, albo czasem „stronicowym”, prawie 100 stron od opisu potopu (Kpł 11,1-47). Ale to tylko taka luźna dygresja, przeznaczona dla bardziej dociekliwych czytelników.

 

W ciągu tego ostatniego tygodnia ledwo zdążyli porozmieszczać i poupychać wszystkie zwierzęta w arce. Weszli więc do niej po parze, samiec i samica z każdej istoty żywej, jak Bóg rozkazał Noemu. Później załadowali przygotowaną żywność i w końcu nadszedł dzień kiedy Noe wszedł z żoną, synami i żonami synów do arki. Wszyscy pozostali mieli wchodzić po nich, choć miejsca było już diabelnie mało, ale każdy był dobrej myśli, iż w takim kolosie zawsze gdzieś tam się zmieści. Wtedy nagle – ni stąd, ni zowąd – pojawił się Bóg i zamknął za Noem i jego rodziną drzwi, nie pozwalając nikomu więcej wejść do arki. Tylko Bóg był w stanie powstrzymać ten oszalały ze strachu i wściekłości tłum ludzi, którzy widząc, że zostali oszukani, przestali panować nad sobą. Tylko Bóg był w stanie to uczynić... i uczynił to!

 

Noe spojrzał na synów, a oni spojrzeli na ojca. W ich wzroku był niemy wyrzut, jakby obwiniali go, że był w zmowie z Bogiem i wiedział, że to tak się skończy,... ale też jakby ulga, iż oni z rodzinami uratują się jednak. Noe rozłożył tylko ręce w bezradnym geście, który mógł znaczyć:- „Czy mogliśmy się przeciwstawić woli bożej?” – a potem machnął ręką, odwrócił się i bez słowa odszedł, przygarbiony jakby nagle przybyło mu ze sto lat. Co im mógł powiedzieć? Tłumaczyć się, iż to był nie jego pomysł i że on nic o tym nie wiedział? Nawet jeśli uwierzą, czy to coś zmieni? W tym przypadku każda próba tłumaczenia się, jeszcze bardziej czyniła go winnym, więc lepiej milczeć. Tej nocy upił się winem do nieprzytomności i odtąd powtarzało się to regularnie.

 

                                                           ------ cdn.------

 

 

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version