Operacja specjalna o kryptonimie „Arka i potop”

Ten tekst pisałem w 1993 r., a opublikowany został w Racjonaliście w 2003 r. pt. „Akcja „Arka”. Obecna wersja jest poprawiona w wielu szczegółach i ma nieco zmieniony tytuł. Nawiązuje on do zakłamanej nazwy prowadzanej przez Rosję na Ukrainie wojny, nazywanej „operacją specjalną”. Aby nie nazwać biblijnego potopu zbrodnią ludobójstwa (jak i zwierzobójstwa) dokonaną przez biblijnego Boga, nazwanie jej „operacją specjalną” doskonale tu pasuje. Z tą tylko różnicą, że w przypadku Ukrainy mamy rzeczywistą i odrażającą zbrodnię ludobójstwa, natomiast w przypadku potopu mamy do czynienia jedynie z mitem religijnym o przerażającej wymowie i infantylnym przesłaniu.  

                                                          ------ // ------            

„Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi /../ i zasmucił się”. I widział Bóg, że nie wszystko co dotąd stworzył było bardzo dobre. „Wreszcie Pan rzekł: -„Zgładzę ludzi /../ z powierzchni ziemi /../ bo żal mi, że ich stworzyłem” (Rdz 6,5-7) . Jeden żył wtedy człowiek, którego Pan darzył życzliwością; był to Noe, człowiek prawy i nieskazitelny, ojciec trzech synów: Sema, Chama i Jafeta. Któregoś więc dnia, Bóg otoczywszy się chmurą przemówił do Noego:

 

„Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie, zatem zniszczę ich wraz z ziemią. Ty zaś zbuduj sobie arkę z drzewa żywicznego, uczyń w arce przegrody i powlecz ją smołą wewnątrz i zewnątrz. A oto jak masz ją wykonać: Długość arki 300 łokci, 50 łokci szerokość i wysokość 30 łokci. Nakrycie arki przepuszczające światło sporządzisz na łokieć wysokie i zrobisz wejście do arki w jej bocznej ścianie. Uczyń przegrody dolną, drugą i trzecią. Ja zaś sprowadzę na ziemię potop, aby zniszczyć wszelką istotę pod niebem, w której jest tchnienie życia; wszystko co istnieje na ziemi wyginie, ale z tobą zawrę przymierze. Wejdź przeto do arki z synami swymi, żoną i z żonami twych synów. Spośród wszystkich istot żyjących wprowadź do arki po parze:   samca i samicę, aby ocalały wraz z tobą od zagłady. /../ A ty nabierz sobie wszelkiej żywności /../ i zgromadź u siebie, aby było na pokarm dla ciebie i na paszę dla zwierząt” (Rdz 6,13-21).

                                                           ------ // ------

Noe siedział akurat na przyzbie swej chaty, w cieniu okazałego kasztanowca i delektował się swym ulubionym napojem – winem wyprodukowanym z winogron z własnej winnicy. Był z tego nadzwyczaj dumny. Od tej czynności mogło go oderwać chyba tylko trzęsienie ziemi lub... potop. Niechętnie więc odwrócił głowę, a widząc tajemnicze zjawisko, domyślił się od razu, kto do niego przemawia. (Nie zadawajmy głupich pytań w rodzaju: „Skąd Noe wiedział, że rozmawia z Bogiem, skoro ten mu się nie przedstawił?” Kiedyś takie rozmowy człowieka ze Stwórcą, były na porządku dziennym. A poza tym któż inny jeśli nie Bóg, mógłby mieć taki ekstrawagancki pomysł potopienia ludzkości wraz z inwentarzem?).

 

Zatem Noe domyślił się od razu, kto do niego przemawia, ale nie zrobiło to na nim oczekiwanego przez Stwórcę wrażenia. Oczekiwanego w tym sensie, iż złapie on młotek, obcążki i piłę i poleci budować arkę. Otóż nie: Noe spokojnie dopił kwartę wina, obtarł starannie wąsy, a później podrapał się po swej siwej czuprynie i rzekł z namysłem:

„Panie, niezmiernie dziękuję ci za ten zaszczyt, ale ja już jestem za stary na takie eskapady, niebawem stuknie mi sześćsetny krzyżyk. Weź mych synów, to młokosy – po sto lat zaledwie mają i są silni, a tu jak widzę...” – rzucił okiem na kartkę, gdzie zapisał sobie wymiary arki: -„Będzie od cholery roboty! Dla całej armii ludzi, a nie czterech mężczyzn!” – prychnął rozdrażniony. Mamrotał pod nosem jeszcze, wyliczając coś w pośpiechu na kartce.

 

Bóg poruszył się niecierpliwie w obłoku i głosem w którym wyraźnie słychać było nutę irytacji, odparł: -„O sprawy techniczne się nie martw! Później ci powiem jak to się załatwi. Chcę ocalić ciebie i twoją rodzinę z ogólnego potopu; Ty masz zbudować arkę i zapełnić ją zwierzętami. Czy się zgadzasz?!” Noe powtórnie podrapał się po głowie i wyjąkał niezdecydowanie: -„Panie! Nie jestem godzien tego honoru, weź kogoś innego, kto bardziej na to zasługuje.” A w myślach dodał: -„To, że nie występuje otwarcie przeciwko tobie, nie znaczy wcale, że akceptuję twój sposób rządzenia”. Nie dokończył myśli, bo Bóg zagrzmiał z obłoku: „Przecież ci mówię, że tylko ty jeden nadajesz się do zrealizowania mych planów, nikt inny!”. – „No, to wpadłem! – mruczy Noe pod nosem, nalewając sobie wina z dzbana.

 

-„Moje imię będzie synonimem podłej zdrady, dokąd będzie istniał rodzaj ludzki!” – i wypił duszkiem całą kwartę, aż wino pociekło mu po brodzie czerwoną strugą. Bóg słyszy jednak wypowiedź Noego: -„Zaraz! Zaraz! Co miałeś na myśli mówiąc, że twoje imię będzie synonimem zdrady?!” – woła z nagłym zainteresowaniem. Noe robi nieokreślony gest ręką. „To proste, Panie! Jestem człowiekiem i moje miejsce jest wśród ludzi – obojętnie jacy by nie byli; zwykła lojalność nie pozwoli mi ich opuścić i uratować swe życie. Dla tych, którzy mają  zginąć będę zdrajcą i niczym więcej! Już choćby dlatego nie mogę przyjąć tej propozycji”.

 

Bóg roześmiał się z chmury, ale tak nieprzyjemnym śmiechem, że aż skóra na karku ścierpła Noemu. -„Co ja słyszę?! – zawołał – lojalność i więź z ludzkością nie pozwala ci przyjąć tej propozycji?! No, patrzcie! Słyszał kto większą bezczelność?! I na dodatek masz zapewne jeszcze jakieś inne argumenty, jak sądzę? – Noe z całą powagą skinął głową. –„Tak Panie...” odparł cicho. -„No słucham! Słucham! Jestem niezmiernie ciekawy, co jeszcze wymyślisz! Wpierw za stary i nie da rady,...później nie godzien tego zaszczytu,...potem lojalność z ludzkością mu nie pozwala!...Zobaczmy co teraz za argument usłyszę... No! no, mów!”.

 

Noe uśmiechnął się zagadkowo pod wąsem, wypił tęgi łyk wina i powiedział w przestrzeń przed sobą: -„Panie, ja prosty rolnik nie znam się na polityce, ale coś mi się wydaje – pomijając kwestię moralną tego czynu, która śmierdzi z daleka – że ten cały twój i mój trud pójdzie na marne... mimo wszystko”. Bóg kwestię moralną pominął milczeniem, natomiast bardzo chciał wiedzieć, dlaczego ten jego plan ma nie przynieść spodziewanych efektów. Noe wypił następną kwartę wina, odchrząknął i zaczął dość nieskładnie (jako, że był prostym rolnikiem, a nie trybunem ludowym) wyjaśniać Bogu, o co mu chodzi:

 

-„Mówisz Panie, że zgładzisz wszystkich ludzi i wszelką zwierzynę, bo ziemia jest skażona w twoich oczach, a ludzie mając usposobienie złe od młodości, postępują niegodziwie i popełniają wykroczenia przeciw tobie. Ale czy nie należało tego oczekiwać? Czy to jest dla ciebie zaskoczeniem?!” Bóg chwilę milczał, a potem spytał niepewnie: -„Co masz na myśli? Dlaczego miałbym tego oczekiwać? O co ci znów chodzi tym razem?!” - zirytował się wyraźnie.  Noe wyjaśnił co ma na myśli: „Przecież to, że człowiek jest właśnie taki – pełen skłonności do czynienia zła – jest skutkiem grzechu pierworodnego, prawda?

 

A więc żadna „kuracja” – nawet w postaci potopu – mu nie pomoże, bo jego grzeszna natura pozostaje taka sama... Ty Panie, wyganiając ludzi z raju ze skażoną grzechem naturą, jesteś odpowiedzialny za to, iż to zło rozlało się na cały rodzaj ludzki. Ale metody jakimi chcesz „uzdrowić” człowieka są zaiste dla mnie niezrozumiałe! Przecież wystarczyło wtedy, gdy była tylko jedna para ludzi z grzesznymi naturami, nie pozwolić im się rozmnażać, a dziś nie musiałbyś sięgać do tak drastycznych środków, które i tak niczego nie załatwią!” – Po tym długim – jak na Noego – przemówieniu usiadł on sącząc wino i patrząc z niepokojem jak w chmurze coś grzmiało, błyskało i łomotało, a ona sama robiła się na przemian to biała  jak mleko, to czarna jakby miała sypnąć za chwilę gradem, zmieniając swój kształt.

 

Noe zdążył dopić doskonały trunek, gdy z chmury dobiegł go gniewny głos Boga: -„Nie tobie człowieku decydować o tych sprawach! Zapamiętaj to sobie raz na zawsze! To jest mój świat i będę nim rządził według własnego uznania, zrozumiałeś?! – wykrzyknął na koniec, aż Noe wtulił głowę w ramiona. Odparł potulnie: -„Zrozumiałem Panie! Nikt nie ma wtrącać ci się do rządzenia tym światem”. -„Otóż to! Ni mniej, ni więcej! A zatem pytam po raz ostatni: Czy zgadzasz się wraz z synami zbudować arkę?” – zagrzmiał głos Boga. -„Jeśli ma się powieść twój plan Panie, to lepiej dajmy sobie z tym spokój” -„Co takiego?!” – to pytanie padło takim tonem, jakby Bóg nie dowierzał własnym uszom. –„Czy ja dobrze słyszałem?” – powtórzył.

 

Tymczasem Noe wypił szybko parę łyków wina i odparł: -„Już wyjaśniam Panie! Otóż w twoim zamierzeniu widzę poważny błąd. No, powiedzmy niedopatrzenie” – poprawił się szybko, nie chcąc zbytnio przeciągać struny. –„Kiedy tak patrzę na mych synów, podobnych do mnie jak dwie krople wody – prócz Chama, bo ten jest dziwnym trafem podobny do mego sąsiada, widocznie musiała się nań zapatrzyć moja małżonka” – stwierdził, pociągając dłuższy łyk. –„Kiedy patrzę na swego ojca, do którego jestem podobny nie tylko z wyglądu ale i z upodobań nawet …. czy wiesz Panie, że jeszcze ze sto lat temu oglądałem się za młodymi niewiastami?!”.

 

Noe ożywił się, na jego lico wypłynął ciemny rumieniec, a oczy zaczęły błyszczeć, nie wiadomo, czy to od wina czy od wspomnień. Z chmury dobiegło ponaglające chrząknięcie, więc tylko uśmiechnął się do swych myśli, pokiwał głową i dokończył: „Tak więc wynika z tego jasno, że my przekazujemy swemu potomstwu nie tylko wygląd ale i cechy charakteru naszej natury. Jeśli więc ocalisz choć jedną rodzinę i choć po jednej parze ze zwierząt, to po potopie odrodzi się ta sama ludzkość i te same gatunki zwierząt. Chociaż doprawdy nie wiem, co one ci zawiniły?”– dokończył ciszej patrząc gdzieś w dal i zastanawiając się nad krętymi drogami wyroków boskich. A ponieważ Bóg nie odzywał się, jakby rozmyślając nad tym samym, Noe upił łyk wina i powiedział wolno, rozdzielając słowa:

 

-„Musisz Panie zastanowić się o co ci właściwie bardziej chodzi: czy chcesz ludzi ukarać, czy położyć kres zdegenerowanemu gatunkowi?”– Dłuższy czas trwała cisza, w końcu Bóg odezwał się: -„Przede wszystkim chcę ludzi ukarać za niegodziwości i wykroczenia, które czynią przeciwko mnie” -„A czy oni już nie zostali ukarani? Czyż te niegodziwości, które są wynikiem ich skażonej grzechem natury, nie są właśnie konsekwencją tamtej kary, która nakazywała im żyć z taką grzeszną naturą i rozmnażać się z nią, powielając z każdym rokiem, z każdym pokoleniem ilość zła na świecie?!” – Noe wykrzyknął to prawie w stronę chmury, lecz Bóg jakby nie słysząc prowokującego pytania, dokończył w miarę spokojnym głosem.

 

-„Ale też przy okazji, chcę położyć kres tej niegodziwości i podłości ze strony człowieka”.

-„Dlaczego wtedy tego nie zrobiłeś gdy było ich tylko dwoje i gdy była najlepsza ku temu okazja? – pomyślał z goryczą Noe, lecz na głos powiedział: -„A zatem, tak jak powiedziałem – dajmy sobie spokój z tą całą „balią”. Wytrać Panie wszystkich za jednym zamachem, nie oszczędzając nikogo, a będziesz miał przynajmniej pewność, że ta masa wody sprowadzona na ziemię nie pójdzie na marne!” – powiedział to z sarkazmem i złością, nalewając sobie jednocześnie kubek wina i wypijając go jednym haustem, a potem z trzaskiem stawiając na stół. Noe oddychał głośno przez nos, patrząc w dal na swe winnice, założone na łagodnym stoku, skąpane teraz w promieniach słońca. –„I to wszystko miałoby zostać zniszczone przez ten idiotyczny pomysł z potopem?!” – myślał z goryczą i szlag go trafiał w duchu.

 

Noe ścisnął gliniany kubek, aż ten pękł na kawałki z głośnym trzaskiem. To go wyrwało z zadumy. Spojrzał przed siebie – chmura wisiała w powietrzu, poruszając się i zmieniając barwy w świetle zachodzącego słońca. Bóg nadal tam był, więc nie wszystko jeszcze było stracone. Noe postanowił dorzucić jeszcze jeden argument do poprzednich. Odchrząknął parokrotnie i rzekł: -„Panie, jest jeszcze jeden nieczysty aspekt moralny tego twojego przedsięwzięcia. Po potopie, aby odrodziła się ludzkość, dzieci moich synów będą musiały współżyć między sobą, a więc będą popełniać grzech kazirodztwa. Czy to jest moralnie do przyjęcia? Czy to będzie w porządku, gdy u podstaw odrodzonej ludzkości, która nie pozbędzie się przecież piętna grzechu pierworodnego, legnie jeszcze grzech kazirodztwa?!”.

 

Chmura przyciemniała jakby za chwilę miał z niej paść piorun na głowę upartego starca, potem dobiegło z niej coś w rodzaju zgrzytania zębami i odezwał się głos Boga, wyraźnie poirytowany: -„Czy to już wszystko?! Bo ostrzegam cię, że moja cierpliwość już się kończy, a gdy mój gniew rozpali się całkowicie, niech... niech...właściwie nie wiem, kto mógłby cię wziąć w opiekę! Posłuchaj, ty!” -Tu Bóg zamilkł jakby szukał odpowiedniego epitetu, a potem dokończył stanowczo: -„Masz ze swymi synami zbudować arkę i zabrać na nią po parze zwierząt, bo taką mam akurat koncepcję! Dostałeś plany, a teraz zabieraj się do roboty, zamiast tu jałowo filozofować. Bo jeśli nie, to tak cię urządzę, że do końca życia mnie popamiętasz!” – dokończył z groźbą w głosie.

 

Noe wstał z ociąganiem i niepewnie, przewracając niechcący dzban, który i tak już był pusty. –„To trzeba było mi od razu powiedzieć, że sprawa jest tak wielkiej wagi!”- odparł szyderczo, a w duchu pomyślał: -„Nie udało się, psia-krew!... Przyjdzie mi na stare lata harować przy ciesiółce. Szlag by to trafił!”– zmełł w ustach przekleństwo. Czuł jak pulsujący ból rozsadza mu czaszkę. -„Gdyby tak ktoś jeszcze wynalazł specyfik zapobiegający bólowi głowy po wypiciu większej ilości wina” – pomyślał z rozmarzeniem i powlókł się poszukać swych synów, by ogłosić im tę „dobrą nowinę”.

                                                           ------ // ------

Do następnej rozmowy Noego z Bogiem doszło po niedługim czasie, gdy ten zapoznał już swych synów z planami Boga. Tak więc odbyła się ona – jakby to się dziś określiło – po konsultacji w szerszym gronie, choć tak samo niekompetentnym. –„Panie, tego się nie da zrobić” – rzekł Noe trochę niepewnym głosem. –„Po prostu ta robota przekracza nasze techniczne możliwości!” - urwał i rozłożył ręce w bezradnym geście. Bóg widocznie miał inne zdanie w tej kwestii, bo odparł stanowczo: -„To się musi dać zrobić! Ponieważ ja Pan, twój Bóg tak chcę! Rozumiesz uparty człowieku!?” – Noe, któremu wcale nie uśmiechało się przez następne lata tyrać przy ciesiółce i latać po świecie za zwierzętami, odparł hardo:

 

-„A więc dlaczego ty sam Panie tego nie zrobisz?! Ty – wszechmocny, który w ciągu jednego dnia stwarzyłeś całą ziemię, ba! Cały wszechświat – wystarczyło, że powiedziałeś: „Niech się stanie!” – a tu chcesz wysługiwać się ograniczonymi ludźmi!? Przecież dla ciebie, to żaden problem stworzyć taki statek w ciągu sekundy! Zresztą po co nawet statek; po prostu wystarczy zgromadzić zwierzęta na określonej przestrzeni, a ty nad nią rozepniesz niewidzialny klosz, który ją osłoni od wody i w nim przeczekamy ten kataklizm, który szykujesz w swym nieskończonym miłosierdziu Ziemi i jej mieszkańcom. Czyż to nie lepszy pomysł?”.

 

                                                           ------ cdn.-----

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                                  

 

 

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version