Mrówki i ludzie. Czyli niepokojące podobieństwo „korony stworzenia” do bezrozumnych owadów.

Mogłoby się wydawać, iż mrówki i ludzie, to dwie skrajności na drodze ewolucyjnej, nie tylko w rozwoju biologicznym, ale też (a może przede wszystkim) w rozwoju inteligencji czy też świadomości. Nic bardziej błędnego. Okazuje się bowiem, iż te dwa rodzaje istot, tak bardzo różnych z pozoru, charakteryzują się wieloma podobnymi zachowaniami. Otóż podczas pisania jednego z niedawnych tekstów zwróciłem uwagę na artykuł w książce Macieja Iłowieckiego Niepokój dwutysięcznego roku, zatytułowany „Z życia owadów”.

Wydano ją w 1989 r. i jest swoistą antologią artykułów tego autora pisanych w latach 70-tych i 80-tych ub. wieku, więc problemy w niej opisane powinny być już dawno nieaktualne (co wyraźnie sugeruje jej tytuł). Jednakże po jej lekturze można odnieść przeciwne wrażenie: wiele z nich nie straciło nic na aktualności, a ich dająca do myślenia wymowa staje się nawet bardziej zrozumiała i oczywista teraz, kiedy nauka uczyniła znaczne postępy w wielu dziedzinach życia, a ekologia nabrała szczególnego znaczenia. Czego najlepszym przykładem jest właśnie ów artykuł, w którym m.in. czytamy:

„Są starsze od nas o kilkadziesiąt milionów lat. Ich dobrze zorganizowane państwa istniały już w początkach trzeciorzędu, ok. 60 mln lat temu. /../ Przez cały ten czas, owady były na Ziemi jedynymi żywymi istotami tworzącymi formy ładu społecznego. Do dziś ich wspólnoty są najwyżej zorganizowane wśród zwierząt. /../ Ich droga ewolucyjna okazała się jednak ślepą ścieżką: postawiły na trwałość zachowań, na całkowite podporządkowanie jednostek zbiorowości. Zyskały stabilizację dzięki niezmienności, sprawność – dzięki automatyzmowi zawsze tych samych czynności, równowagę – dzięki raz na zawsze utrwalonemu podziałowi pracy. /../

 

Mrówcze i termicie wspólnoty osiągnęły stan idealny: jednostki wykonują najofiarniej swe obowiązki wobec nadrzędnej całości, nie bacząc wcale, czy owa całość spełnia swe obowiązki wobec nich. /../ W społeczeństwach mrówczych wszystko gra, każdy zna swoje miejsce i swoją rolę. Gdyby mrówki myślały, wszystkie pewnie myślałyby tak samo i to samo – byłyby najłatwiej STEROWALNĄ zbiorowością, jaką w ogóle można sobie wyobrazić. /../ Reakcje mrówek są zwykle – i będą jeszcze długo – takie same i łatwe do przewidzenia”. /../

Następnie autor niejako przestrzega czytelników: „Kto więc doszukuje się wśród zwierząt zachowań ludzkich, popełnia stary błąd antropomorfizmu; przecież jeszcze większy błąd popełniłby ten, kto by chciał oczekiwać u ludzi zachowań, powiedzmy, mrówczych”. No cóż, powinienem wobec tego zrezygnować całkowicie z napisania tego tekstu. Jednak pokuszę się o dokończenie go, gdyż odnoszę nieodparte wrażenie, iż wnioski do jakich można dojść na podstawie PODOBIEŃSTW w wielu zachowaniach mrówczych i ludzkich, mogą być na tyle ciekawe, że warto by zastanowić się nad nimi mimo wszystko.

 

Np. wspomniane wyżej „całkowite podporządkowanie jednostek zbiorowości”. Czy w  ludzkim świecie, wszystkie systemy autorytarne i totalitarne nie dążyły i nie dążą właśnie do tego, by podporządkować jednostkę idei, systemowi, który decyduje o jej życiu lub śmierci i sprawuje nad nią absolutną władzę? Czy w naturze ludzkiej (wstydliwe dziedzictwo po zwierzęcych przodkach) nie tkwi głęboka potrzeba posiadania możliwie jak największej WŁADZY nad innymi osobnikami własnego gatunku? Czy ta nieopanowana i irracjonalna potrzeba władzy człowieka nad człowiekiem (a nawet nad światem), nie jest główną przyczyną rojeń o potędze wielu przywódców owładniętych chorymi ambicjami rządzenia?

 

No i jeszcze to stwierdzenie: „Gdyby mrówki myślały, wszystkie pewnie myślałyby tak samo i to samo – byłyby najłatwiej STEROWALNĄ zbiorowością, jaką w ogóle można sobie wyobrazić”. No, właśnie! Tyle, że mrówki nie myślą, ale za to myślą ludzie i choć wszyscy nie myślą dokładnie tak samo i to samo, to wydaje mi się, iż można ich zaliczyć do „łatwo sterowalnych zbiorowości”, dzięki wyznawanej przez ludzkość IDEI BOGA. Czyli dzięki bardzo popularnym religiom, które panują od tysięcy lat nad umysłami ludzi, narzucając im swoje „prawdy objawione o nadprzyrodzonej rzeczywistości” i swoją hierarchię wartości.

 

Tę „łatwość sterowania” wiernymi, zawdzięczają religie wczesnemu indoktrynowaniu małych dzieci, na co władze świeckie ochoczo się zgadzają i biorą w tym czynny udział, bo dla nich także najbardziej opłacalny jest „sojusz ołtarza z tronem”. Kiedy tak patrzy się na masowe uroczystości religijne, kiedy np. setki tysięcy muzułmanów z całego świata, zjeżdża się krąży wokół ich „świętego kamienia”, albo gdy miliony wiernych o tej samej godzinie modlą się, oddając pokłon z czołem przy ziemi – trudno nie zwrócić uwagi na niepokojący fakt istnienia potężnej  siły, której oni wszyscy niezależnie od swej woli muszą podlegać. Dalej czytamy:   

„Mrówki potrafią robić rzeczy niewiarygodne: np. planowo uprawiać pewne grzyby; istnieją całe podziemne ogrody grzybowe, starannie pielęgnowane i nawożone przez robotnice. /../ Są też mrówcze „hodowle bydła”, a rolę krów pełnią mszyce. Mrówki strzegą ich (niektóre pełnią rolę pastuchów), chronią przed wrogami, nawet – pewne gatunki – budują specjalne pomieszczenia, niczym obory. /../ Niektóre gatunki mrówek toczą ze sobą regularne wojny. Są gatunki rozbójnicze, łupieżcze, które za najwygodniejszy sposób życia uznały zniewalanie i wykorzystywanie innych, a czasem nawet ich bezlitosne mordowanie. /../

 

Jeśli zwycięzcy najeźdźcy wkraczają do mrowiska napadniętych, zabijają lub wypędzają królową i porywają jajeczka, larwy i nawet dorosłe mrówki. Walka między różnymi gatunkami bywa na ogół krwawa i kończy się zwykle zwycięstwem gatunku żyjącego z rozboju. Celem łupieżczych wypraw jest zdobywanie niewolników – darmowej siły roboczej. Niekiedy niewolnicy są tylko przedmiotem luksusu, bo zdobywcy mogą się doskonale bez nich obejść. Ale niektóre gatunki nie mogą już żyć bez pomocy obcych – i zjawisko to nazywa się „obowiązkowym pasożytnictwem społecznym”. W Polsce np. takim gatunkiem są mrówki amazonki.” /../

U ludzi planowe uprawy roślin jadalnych są „stare jak świat” (wg Biblii pierwszy człowiek był ogrodnikiem w rajskim ogrodzie), jak i hodowle bydła na wielką skalę, gdyż nasz gatunek jest w równym stopniu roślinożerny co i mięsożerny, a już dawno minęły czasy, kiedy ludzie polowali na dzikie zwierzęta i trudnili się zbieractwem. Natomiast ciekawe jest podobieństwo mrówek z ludźmi, jeśli chodzi o „toczone ze sobą regularne wojny”. Kiedy się czyta Krótką historię świata Ernsta H.Gombricha odnosi się wrażenie, iż to, co najlepiej charakteryzuje nasz gatunek, to nieustająco prowadzone ze sobą wojny, bitwy i podboje.

 

No i te mrówcze „gatunki rozbójnicze, łupieżcze, które za najwygodniejszy sposób życia uznały zniewalanie i wykorzystywanie innych” – całkiem jak u ludzi. Tyle, że ludzie mają rozum, a mrówki nie. Jak więc powinno się rozumieć ten problem? Czy jako CHLUBNY przykład dla mrówek, bezrozumnych owadów, iż zachowują się w swych instynktownych działaniach podobnie jak stojące na o wiele wyższym stopniu rozwoju, rozumne istoty – ludzie? Czy raczej jako NIECHLUBNY przykład dla ludzi, iż mimo posiadanego rozumu, (świadomości) zachowują się w tym względzie jak bezrozumne, kierujące się wyłącznie instynktem owady? Nie wiem doprawdy jak powinno się to rozumieć, by nie być posądzonym o „błąd antropomorfizmu”, a jednocześnie umieć właściwie docenić wagę tego spostrzeżenia.

 

No i to jeszcze: „Celem łupieżczych wypraw jest zdobywanie niewolników – darmowej siły roboczej”. Jeśli wziąć pod uwagę, iż takie zachowania u mrówek dyktowane są przez INSTYNKT, to jak należy rozumieć problem niewolnictwa u ludzi, gdzie stosunkowo niedawno ludzkość odstąpiła od tego haniebnego procederu, gdzie sam biblijny Bóg akceptuje i sankcjonuje niewolnictwo, a Kościół kat. miał niewolników najdłużej (do pocz. XIX w.), kiedy państwa chrześcijańskie już dawno z niego zrezygnowały. Czy nie przemawia to za poglądem, iż nasi bogowie i nasze religie więcej mają wspólnego z naszymi instynktami i instynktownymi zachowaniami, niż z naszym rozumem? Dalej autor książki pisze:

„Amazonki tak przywykły do korzystania z cudzych usług, że bez pomocy podległej „warstwy pracującej” zginęłyby z głodu, nawet mając zapasy pokarmu. Muszą być karmione przez podwładne, te zaś opiekują się wyzyskiwaczkami nadzwyczaj troskliwie. Potrafią nawet walczyć w ich obronie, przeciw osobnikom własnego gatunku! Tak więc powodzenie, w ogóle samo istnienie mrówczej warstwy panującej zależy całkowicie od zachowania się mrówczej warstwy pracującej. Zdumiewające są wzajemne przystosowania i zależności /../ między mrówkami korzystającymi z przywilejów i tymi, które te cudze przywileje muszą własnym kosztem zaspokajać. /../

 

Pasożytnictwo społeczne, jak każde pasożytnictwo w świecie zwierząt, powoduje trwałe „wypaczenie psychiczne” i – jak się to określa – degenerację funkcjonalną jednostek i całych grup. Nie musi to być uwstecznienie stałe i nieodwracalne – po zmianie warunków (jeśli nienormalna sytuacja nie trwa zbyt długo w skali ewolucyjnej) mogą wrócić dawne obyczaje. Niestety mrówki nigdy nie uświadomią sobie tego, że mogłyby np. nie karmić tych, którzy je wykorzystują”.

Jak widać z powyższego, wiele zachowań mrówek w życiu społecznym jest zadziwiająco  podobnych do zachowań ludzkich, mimo tego, że mrówki kierują się wyłącznie instynktem, a ludzie podobno rozumem, choć nie wykluczone, iż także (a może głównie) instynktem. Jeśli zwierzęcy instynkt sprawił, iż bezrozumne owady i rozumne istoty uważające się za „koronę stworzenia” wpadły na te same perfidne i odrażające pomysły obchodzenia się ze swymi bliźnimi (bratobójcze wojny, grabieże, niewolnictwo, warstwa panująca i warstwa pracująca wyzyskiwana przez tę pierwszą, pasożytnictwo społeczne, jak i obowiązkowe pasożytnictwo społeczne itp.), to czy zasadne jest stwierdzenie autora książki, iż „Tylko ludzie wytworzyli społeczeństwa o znacznie wyższym stopniu rozwoju”?

 

Na czym ma polegać ten nasz „wyższy stopień rozwoju społecznego”, kiedy ludzie nadal prowadzą ze sobą wojny, kiedy bogate państwa „grabią” zasoby naturalne państw słabiej rozwiniętych ekonomicznie i socjalnie, kiedy jedne narody wykorzystują inne poprzez narzucenie im pewnych idei (także religijnych), kiedy jedne państwa „opływają” w bogactwa, a obywatele innych państw cierpią głód i nędzę, żyjąc na granicy ubóstwa i przetrwania? Kiedy w jednych państwach istnieje powszechna wolność (także wyznania, jak i wolność od religii), a w innych bezlitosnymi dyktatorami są przywódcy religijni, narzucający wszystkim religijny styl życia i religijne prawa decydujące o każdym aspekcie życia ludzkiego?

 

Czy to nie jest dziwne, iż posiadając ROZUM odróżniający nas od mrówek kierujących się wyłącznie INSTYNKTEM, nie różnimy się wcale w tak wielu aspektach życia społecznego? Dlaczego nasz rozum nie daje o sobie znać w wyżej wymienionych aspektach życia ludzkiego? Weźmy przykładowo jedno z bardziej odrażających zachowań u mrówek, które o dziwo! ma także u nas – ludzi szerokie zastosowanie i wielowiekową tradycję. Mam na myśli przedstawione powyżej „pasożytnictwo społeczne”, jak i tzw. „obowiązkowe pasożytnictwo społeczne” (?!).

 

Kiedy czytam ów fragment o Amazonkach, które tak przywykły do korzystania z cudzych usług, że zginęłyby z głodu bez pomocy podległych sobie osobników, którzy je karmią i opiekują się troskliwie wyzyskiwaczkami, którzy mimo tego, że są wykorzystywani potrafią nawet walczyć w ich obronie, przeciw osobnikom własnego gatunku – oczyma wyobraźni widzę naszych „przewodników duchowych” (reprezentowanych przez hierarchię biskupów, arcybiskupów i kardynałów), którzy wraz z wielotysięczną „warstwą panujących”, zginęliby z głodu, gdyby nie byli „karmieni” przez uzależnionych od nich wiernych wyznawców, także potrafiących z oddaniem walczyć w ich obronie, przeciw osobnikom własnego gatunku.

 

Nie jestem tylko pewien, czy ten przykład można zaliczyć do „pasożytnictwa społecznego”, czy powinno się go zaliczyć do „obowiązkowego pasożytnictwa społecznego”? Myślę, iż wiele przemawia za tym, że w tym szczególnym przypadku bardziej adekwatna jest druga opcja. Ten „gatunek” ludzi nie potrafi już żyć bez pomocy wykorzystywanych przez siebie mas, dlatego tak ważna jest ciągła indoktrynacja wiernych (nazywana ładnie ewangelizacją), która utrzymuje ich w odpowiednim stanie „pobożności i bogobojności”, gwarantując tym samym stały dopływ środków pieniężnych, przeznaczanych oczywiście na cele kultu.

 

Autor tego artykułu daje czytelnikom na koniec iskierkę nadziei na normalność, pisząc: „Pasożytnictwo społeczne, jak każde pasożytnictwo /../, powoduje trwałe „wypaczenie psychiczne” i – jak się to określa – degenerację funkcjonalną jednostek i całych grup. Nie musi to być uwstecznienie stałe i nieodwracalne – po zmianie warunków (jeśli nienormalna sytuacja nie trwa zbyt długo w skali ewolucyjnej) mogą wrócić dawne obyczaje”. Odnosząc to do ludzi można by założyć, iż religie będące przejawem „dzieciństwa ludzkości”, przeminą wraz z jej „wydorośleniem” i owo „wypaczenie psychiczne” powodujące „degenerację funkcjonalną jednostek i całych grup”, nie będzie uwstecznieniem stałym i nieodwracalnym – jeśli nienormalna sytuacja nie będzie trwała zbyt długo w skali ewolucyjnej.

 

Na szczęście „skala ewolucyjna” to miliony lat (choć nie zawsze), a historia naszych religii liczy sobie dopiero ok. 40-50 tys. lat, więc jest jeszcze nadzieja na normalne życie ludzkości. Choć to ostatnie zdanie z cytowanego fragmentu nie brzmi zbyt optymistycznie dla mrówek: „Niestety mrówki nigdy nie uświadomią sobie tego, że mogłyby np. nie karmić tych, którzy je wykorzystują”, to w przypadku ludzi posiadających przecież rozum, nie musi być tak samo.  Może kiedyś, za parę tysięcy lat, ten nasz zdominowany przez instynkty rozum rozwinie się do tego stopnia, iż obdarzeni nim osobnicy jednak uświadomią sobie, że mimo wmawiania im bezsensu życia bez Boga, religii i Kościołów – mogliby przecież przestać KARMIĆ swych „wybawców od wszelakiego zła” na Ziemi, gdyż oni sami są już wystarczającym złem.

 

Kiedy jednak widzę w mediach takie obrazki, jak zgromadzeni na jakiejś uroczystości wierni wręczają koperty z pieniędzmi swemu Wielkiemu Guru z Torunia, a potem usilnie starają się pocałować go w rękę, a ten zdecydowanymi, szybkimi ruchami unika ich czułości. Albo też kiedy widzę innego hierarchę „broniącego” w ostrych słowach swego Kościoła przed krytyką określonych „środowisk” i później podsuwającego do ucałowania swą upierścienioną dłoń zgromadzonym wiernym, którzy ochoczo korzystają z tej wyjątkowej okazji – to jednak odnoszę wrażenie, iż to stwierdzenie: „Niestety mrówki nigdy nie uświadomią sobie tego, że mogłyby np. nie karmić tych, którzy je wykorzystują” z całym powodzeniem można także odnieść do ludzi. Mimo tego, że różnimy się od nich posiadanym ponoć rozumem.

 

                                                           ------ // ------

„Kiedyś ciekawość ściągnęła nas z drzew. Niech zadziała jeszcze raz i podniesie nas z kolan”

                                                                                                                                             (?).

 

Wrzesień 2019 r.                                ----- KONIEC-----

(1)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version