Kilka poważnych powodów do śmiechu

Koronacja sumeryjskiego króla miasta Ur, około 2600 przed nasza erą. (Źródło zdjęcia: Wikipedia)
Patrząc jak Bóg tworzy świat Sumerowie pokładali się ze śmiechu. Nie mamy zapisów opisujących ten spektakl, ale trudno o wątpliwości. Niektórzy badacze datują początek kultury Uruk na okres 4300 lat przed naszą erą, inni przesuwają ten początek na plus minus 500 lat później. Arcybiskup James Ussher obliczył, że stworzenie świata miało miejsce 4004 lata przed nasza erą, a dokładniej zaczęło się w niedzielę 22 października rano i zostało ukończone w piątek przed szabatem. Istnienie Sumerów jest lepiej udokumentowane niż istnienie Adama i Ewy, zwraca jednak uwagę zbieżność czasu i miejsca. Gdzieś między Eufratem a Tygrysem działo się wtedy (sześć tysięcy lat temu) na potęgę. Dlaczego właśnie tam i dlaczego właśnie wtedy?

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że w tamtych okolicach zaczęło się rolnictwo. Zdaniem Jareda Dimonda tam, bo tam rosły trawy, które dziś nazywamy pszenicą, bo tam żyły zwierzęta, które nadawały się do udomowienia. Początki rolnictwa datuje się na 10-12 tysięcy lat temu, co zbiega się z końcem epoki lodowcowej, cofaniem się lodowca i podnoszeniem się poziomu mórz, a to z kolei wiązało się z podnoszeniem ilości CO2 w atmosferze, co nie tylko dalej podgrzewało temperaturę, ale przyspieszało wzrost roślin.


Podnoszenie się poziomu mórz oraz zmiana opadów śniegu na obfite opady deszczu, czynią biblijną opowieść jeśli nie o potopie, to o dramatycznej powodzi, wielce prawdopodobną i są tu różne teorie. Biblijną opowieść poprzedza sumeryjski mit o potopie, więc uczeni zastanawiają się, czy mogło być tak, że morze wdarło się na tereny dzisiejszego Iraku, czy też jakieś siedem tysięcy lat temu była jakaś powódź tysiąclecia Tygrysu i Eufratu? Są tu różne hipotezy, żadna jak dotąd nie znajduje wystarczająco mocnego potwierdzenia. Pozostaje fakt, że Sumerowie są najstarszą znaną cywilizacją rolniczą, zaś Sargon Wielki z Agade, który 4300 lat temu scalił państwa-miasta Mezopotamii, podbijając Sumer, Elam i Syrię, ogłosił się władcą świata, zakładając zapewne, że dużo więcej już nie ma. (Nic dziwnego, że wielka powódź mogła zostać uznana za potop całego świata.)


Jeśli ktoś się dziwi, że synowie biblijnego Adama zakładali miasta, to nie ma się czemu dziwić, bo istotnie sześć tysięcy lat temu miasta wyrastały jak grzyby po deszczu, a to właśnie z powodu eksplozji rolnictwa, towarzyszącemu tej eksplozji rozwojowi handlu i rzemiosła oraz niewolnictwa jako nowej formy ładu społecznego, (bo rolnictwo to nie to samo co zbieractwo i myślistwo, gdzie się łazi kupą i żyje z tego, co się trafi).


Nawiasem mówiąc, bliskie sąsiedztwo domniemanego raju nie było jedynym miejscem na świecie, gdzie kwitły wówczas miasta. Sto sześćdziesiąt kilometrów od dzisiejszego Szanghaju, w delcie Błękitnej Rzeki (Jangce), znaleziono ruiny miasta Lingshu. Jakieś 5 300 lat temu było to duże, otoczone murami miasto, poprzecinane kanałami, po których mogły pływać łodzie, tamy pozwalały nawadniać pola ryżowe, krótko mówiąc wysoko rozwinięta rolnicza cywilizacja, z centralnie zarządzaną gospodarką wodną.


Dlaczego nagle upadła? Nie ma śladów zniszczeń wojennych. Zdaniem archeologów i geologów, najbardziej prawdopodobną przyczyną był znowu potop, czyli gigantyczna powódź, która zniszczyła nie tylko uprawy, ale i miasto. (Dziś w dorzeczu Jangcy mieszka 40 procent Chińczyków i zbiera się tam 70 procent krajowego ryżu. Jeśli idzie o techniki nawadniania pól nadal są podobne do kultury Lingshu. Niewolników zastąpiły maszyny, siłę mięśni energia silników elektrycznych i spalinowych.)                


Twierdzenie, że nie ma chleba bez wolności jest nieporozumieniem, ponieważ bogactwo rolniczych cywilizacji oparte było na pracy niewolniczej. Wcześniej napadające na siebie klany nomadów nie miały żadnego interesu w zachowywaniu przy życiu pokonanych przeciwników, teraz jednak sytuacja radykalnie się zmieniła i nadający się do pracy jeńcy byli często bardziej cenni niż ich dobra.     


W mojej młodości panowało przekonanie, że najstarszym miastem świata jest Jerycho, później znaleziono jeszcze starsze ośrodki miejskie, ale Jerycho jest szczególnie dobrze znane, również tym, którzy nie interesują się archeologią, ponieważ wszyscy słyszeli o trąbach jerychońskich, których dźwięk zburzył mury miasta (niektórzy nawet o tym czytali).  


Początki Jerycha szacuje się na między 9 a 7 tysięcy lat temu, czyli tak czy inaczej przed stworzeniem świata. Plus minus sześć tysięcy lat temu było tam już miasto otoczone kamiennym murem o wysokości 3,5 metrów, z kamienną wieżą wysoką na dziesięć metrów. Domy budowano z cegieł z wysuszonej gliny, a mieszkańcy zajmowali się handlem uprawianą w okolicy pszenicą, jęczmieniem i innymi towarami rolnymi, ceramiką i narzędziami i bronią.


Trzy tysiące sześćset lat temu Egipcjanie najechali tereny obecnego Izraela burząc liczne miasta, biblijna opowieść o zburzeniu Jerycha przez Żydów jest o trzysta lat późniejsza, jednak archeolodzy mają kłopoty z jej potwierdzeniem. (Trąby jerychońskie zostały prawdopodobnie przewiezione do Polski i są przechowywane na Nowogrodzkiej w Warszawie.) 


Na ile zatem Biblia jest źródłem prawdy historycznej i moralnej? Cóż, jest to dość niesamowita księga opowiadająca nam o stanie umysłów najbardziej rozwiniętych w owym czasie  starożytnych ludów, wraz z ich odrzucającą nas dzisiaj moralnością (w której ukrywały się również normy i dla nas nadal akceptowalne). Ta biblijna moralność nie różniła się szczególnie w krajach sąsiednich i była znacznie bardziej barbarzyńska w krajach mniej rozwiniętych. Osobliwą winą Żydów była ich umiejętność czytania i pisania, co powoduje, że mamy ich zapisy, a nie mamy obszernych zapisów innych ludów z tamtego okresu.


Chrześcijańscy antysemici lubią się oburzać na określenie „naród wybrany”, zapominając po pierwsze, że lokalni bogowie zwykli wybierać sobie lokalną ludność i na przykład skąpe jeszcze zapisy sumeryjskie informują nas o wojnach między sąsiadującymi miastami-państwami, które miały swoich własnych bogów opiekuńczych i walczyły o to, który z nich jest silniejszy i sprawi, że uda nam się ograbić sąsiadów, wymordować ich mężczyzn, spalić miasto, zabrać bydło i kobiety, i powiększyć obszar władzy naszego boga. Zapominają również, że ukradli żydowskiego boga i niemądre legendy o stworzeniu świata i nakłamali, że ten bóg zawarł nowe przymierze z chrześcijanami, którzy teraz są „narodem wybranym”, strzegącym biblijnej moralności. (Potem muzułmanie ogłosili, że wygrali przetarg na nowe porozumienie z Panem Bogiem i teraz to oni są „narodem wybranym”.) Śmiać się z tego już można, bo na wcześniejszym etapie, za próby  wyśmiewania tych pomysłów palono na stosach, wyrywano języki, rozrywano końmi i obcinano głowy. Więc teraz ich lament, że krzywdzimy ich okrutnie naszym szatańskim śmiechem, można od biedy uznać za lament humanitarny.    


Zastanawia pytanie ilu chrześcijańskich kapłanów szczerze wierzy, że zbliża się 6024 rocznica stworzenia świata, ilu przedkłada obliczenia matematyków żydowskich, według których pamiętny piątek, w którym Bóg zakończył dzieło stworzenia i poszedł odsapnąć, miał miejsce 5782 lata temu i własnie zaczął się 5783. Możemy się zastanawiać nad pytaniem, ilu pobożnych rabinów nadal w to święcie wierzy. Nasza wiedza o świecie od dość dawna nie opiera się na biblijnych objawieniach i wierzący muszą sobie jakoś radzić z tym, czego nauczają kapłani i tym, że wiemy dziś nieco więcej niż wiedzieli mieszkańcy żyznego półksiężyca ponad trzy tysiące lat temu. Większość kapłanów nie upiera się przy płaskiej ziemi, nawet Jan Paweł II doszedł do wniosku, że ewolucja to więcej niż tylko teoria, co rozsądniejsi teolodzy gimnastykują się, jak zmienić biblijne twierdzenia o rzeczywistości w metafory, tak żeby kapłani mogli pozostać autorytetami moralnymi bez konieczności nazbyt energicznego zaprzeczania nauce.


Aczkolwiek były zakony, które przyczyniły się do rozwoju rolnictwa, a pierwsze uniwersytety powstawały pod patronatem Kościoła, ilekroć nauka kwestionowała starożytne zabobony uznawane za objawienia, instytucje religijne wpadały w panikę, obawiając się, że ludzie przestaną uznawać przebierańców za niekwestionowane autorytety moralne. Czy długa epoka kapłańskich, teatralnych autorytetów moralnych ma się ku końcowi? Trudno powiedzieć, wielu z nas ma świadomość, że moralny autorytet papieża i tabunów arcybiskupów w rodzaju naszego Jędraszewskiego jest nie tylko oparty na wątpliwych podstawach, ale jest zaprzeczeniem zarówno tego, co uważamy za autorytet, jak i tego, co uważamy dziś za moralność. Nadęte kazania tych ludzi zasługują wyłącznie na gromki śmiech.


Właśnie dostałem garść życzeń z okazji żydowskiego nowego roku. Mam wrażenie, że ludzie, którzy mi je przesłali, traktują religijny obyczaj jak Brytyjczycy monarchię, która nie wpływa na współczesność, ale podtrzymuje ideę brytyjskości. Składający nam życzenia żydowscy przyjaciele nie chodzą do rabinów pytać, jak to jest z tą ewolucją, a moralności szukają w sporach o to, co słuszne, ale nie bez związku z tym, co odkryte. Są poważne powody do śmiechu z błaznów w szkarłatnych szatach wybierających co jakiś czas najwyższy i nieomylny autorytet moralny. Co nie musi przeszkadzać w pogodnym traktowaniu tradycji, włącznie z respektem dla kalendarza, czy to żydowskiego, czy chrześcijańskiego. Kalendarz jak kalendarz, można go nawet kotami ozdobić. Shana Tova!!!!, a do siego roku z czasem.           

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version