Ukoronowanie efektu motyla

Wiele myślałam ostatnio o motylach, o ich pięknie i kruchości, niesłychanej metamorfozie, jaką przechodzą w ciągu swojego krótkiego życia, o sposobie, na jaki reprezentują naturę i wolność, niemniej są także chwytane i przyszpilane na wieczność. Przypisuję moje rozważania faktowi, że wolę myśleć o barwnych motylach niż próbować sobie wyobrazić, w jaki sposób niewidzialny dla oka ludzkiego wirus rzucił świat na kolana.
 

„Efekt motyla” jest dobrze znanym pojęciem, kojarzonym z pracą amerykańskiego meteorologa, Edwarda N. Lorenza, używanym do wyjaśnienia sposobu, w jaki małe wydarzenie w jednym miejscu może uruchomić łańcuch zdarzeń, które mają olbrzymi wpływ po drugiej stronie globu w kilka tygodni później. Określenie to zyskało popularność po wykładzie Lorenza dla American Association for the Advancement of Science w grudniu 1972 roku, zatytułowanego: “Predictability: Does the Flap of a Butterfly’s Wings in Brazil Set Off a Tornado in Texas?” [Przewidywalność: czy machnięcie skrzydeł motyla w Brazylii wywołuje tornado w Teksasie?] 

Lorenz, nawiasem mówiąc, nie ukuł tego zwrotu. Według Scholarpedia: “swoją kruchością motyl – w rzeczywistości wprowadzony do tytułu wykładu przez organizatora sesji, który nie mógł skontaktować się z Lorenzem na czas przed opublikowaniem programu – wydaje się dostarczać idealnej ilustracji czegoś maleńkiego jako przeciwieństwo przytłaczającego charakteru zjawisk takich jak tornado, spotykanych w naturalnym środowisku i ostro zakłócających nasze codzienne życie”. Zgaduję, że osoba, który wymyśliła tę metaforę, nie zdawała sobie sprawy z tego, że rozpoczyna własną wersję „efektu motyla”, tworząc w nauce  śliczną nazwę na teorię chaosu, która nabierze własnego życia.

 

Nie ulega wątpliwości, że cokolwiek sprowadziło pandemię COVID-19, która zaczęła się w Chinach pod koniec zeszłego roku, zmieniło świat. Jedne zmiany będą trwałe – jak zmniejszenie liczby wielkich, międzynarodowych konferencji, przemysłu statków wycieczkowych i w ogóle podróży, zmiany w ubezpieczeniach i nowy sposób zajmowania się potrzebami medycznymi. Inne zmiany, miejmy nadzieję, będą przejściowe – konsekwencje ekonomiczne i szkody psychologiczne, przejściowa utrata poczucia bezpieczeństwa.   
 

Restrykcje narzucone w próbie zatrzymania szerzenia się choroby prowadzą do wielkiej recesji, której wpływ będzie odczuwany przez lata. Są przewidywania, że choroba zmieni sposób pracy ludzi, z mniejszą liczbą osobistych kontaktów. Spodziewam się, że pokolenie wchodzące na rynek pracy w nadchodzących latach, będzie szukało stałej pracy tego rodzaju, jaki wyszedł z mody w szybko poruszającym się świecie nowoczesnej techniki. Prawdopodobnie nie ma już dłużej czegoś takiego jak pewność stałego zatrudnienia, ale jest odnowione pragnienie bezpieczeństwa stałej pracy.  
 

Efekt ekonomicznego motyla powoduje coś więcej niż machnięcie skrzydłami. Wielu z dotkniętych to mniej widoczni i bardziej narażeni członkowie społeczeństwa. Artykuł w zeszłotygodniowym „Yisrael Hashavua” pokazał, na przykład, że kiedy zamyka się restauracja, dotyka to nie tylko właściciela lub kucharza, ale kelnerów, sprzątaczy i rybaka, który nie ma komu sprzedać swojego połowu. Restauracja jest częścią łańcucha żywności.
 

W Izraelu, podobnie jak w innych miejscach na świecie, kiedy przedsiębiorstwa zamykają się lub zmniejszają działalność, setki tysięcy ludzi muszą odejść.
 

Dane pokazują skok w tym miesiącu w liczbie starających się o zasiłek dla bezrobotnych z około 6% do prawie 20%. Według Globes, ponad 657 800 nowych szukających pracy zarejestrowało się od początku marca, czyniąc w sumie 815 700 bezrobotnych.
 

Przypomina mi to stary dowcip: “Definicją ‘akceptowalnego poziomu bezrobocia’ jest, że osoba zbierająca dane statystyczne nadal ma pracę”. Nie jest to śmieszny dowcip.
 

Nic dziwnego, że liczba ludzi dzwoniąca do ERAN, największej w kraju gorącej linii zdrowia psychicznego, podobno podwoiła się. To są pełne napięcia czasy.
 

Kryzys KORONOWIRUSA pokazał nam siły i słabości globalnej wioski i technologii, na której polega. Dzieci uczą się na odległość, pracownicy – ci, którzy nadal mają pracę – pracują z domów, a modły odbywają się w cybeprzestrzeni. Jest nawet mowa o tym, że ortodoksyjni rabini zaaprobują seder prowadzony via Zoom (jeśli zostanie włączony przed rozpoczęciem się święta), by umożliwić rodzinom obchodzenie tego w sposób, który uchodzi za „bycie razem” w dniach społecznej izolacji – dniach, kiedy dziadkowie nie mogą uścisnąć swoich wnuków, a ciotki nie mogą odcisnąć pocałunku na policzku siostrzeńca lub siostrzenicy, wiedząc, że natychmiast zostanie starty, a dopiera lata później będzie wspominany z rozczuleniem.
 

W tym tygodniu miałam wyjątkowo surrealistyczny dzień wirusa. Dzięki Facebook Live mogłam widzieć moją przyjaciółkę wychodząca za mąż w pięknej i wzruszającej ceremonii. Oglądałam, „lajkowałam” i komentowałam. Było to radosne, ale odległe. Marzyłam, by dzielić osobiście ich radość.
 

Później tego dnia płakałam na pogrzebie – żadnej potrzeby okularów słonecznych, by ukryć zapłakane oczy, nikt nie mógł mnie zobaczyć. David Ehrlich dotknął życia tak wielu, a tak niewielu mogło osobiście odprowadzić go; jego partner, jego nastoletnie dzieci, jego ocalony z Holocaustu ojciec i matka i niewielu więcej. 
 

Ehrlich, pisarz, był chyba najbardziej znany jako współzałożyciel słynnej restauracji i salonu literackiego, Tmol Szilszom, łączącego jedzenie z myślą. To było niezwykłe miejsce, gdzie intelektualiści i pisarze mogli szerzyć swoje idee; wiele par tam się spotkało, tam chodziło na randki i tam oświadczało;  religijni goście obiadowi siedzieli obok par gejów. To było ciepłe, przyjazne, zabawne i interesujące miejsce, takie jak sam Ehrlich.
 

Na tydzień przed jego nagłą śmiercią na zawał serca Ehrlich i jego biznesowy partner, Dan Greenberg, zamknęli restaurację zgodnie z zarządzeniami o zapobieganiu koronawirusowi.  Ciężko mówić o Ehrlichu – byłym sąsiedzie i przyjacielu – w czasie przeszłym; mam nadzieję, że Tmol Szilszom przeżyje i powróci po pandemii. Jeśli nic innego, ta choroba – lub drastyczne środki podjęte, by spowolnić jej szerzenie się – pokazały, że wszyscy potrzebujemy realnego ludzkiego dotyku i kontaktu: realnego objęcia na pogrzebie, wspólnego śmiechu na weselu.
 

Głównym problemem, przed jakim stoimy wszyscy, jest stopniowy powrót do normalnego życia – choć poranionego bitwą – po zakończeniu tej wojny.
 

Polityczne walki pogarszają sytuację. Naszego kraju dosłownie i w przenośni na to nie stać. Wyzwania są ogromne. Ludzie muszą zobaczyć ekonomiczną wizję.

 

Nie pamiętam, kto pierwszy przedstawił mi koncepcję biblijnego Józefa jako pierwszego światowej klasy ekonomisty, ale nadal mam wobec tego człowieka dług. Myśl, że podczas siedmiu tłustych lat musisz oszczędzać na siedem chudych lat, jest starożytną, bezcenną radą. Przysłowiowy czarny dzień spowodował, że skrzydła motyla korony zamieniły się w huragan. Gdy burza minie, pozbieramy kawałki, wysprzątamy szkody i nauczymy się budować mocniejsze domy.  
 

Motyle mogą symbolizować wywołujące mdłości uczucia zdenerwowania, ale również trzepoczące uczucia miłości. Takie jest życie, mieszanina bólu i przyjemności, uruchomionych przez zdarzenia, nad którymi nie zawsze panujemy i które nie zawsze dzieją się blisko. Obecnie wymogiem jest, byśmy pozostawali w domu – trzymali się w naszych kokonach. Spoglądam w przyszłość, kiedy będziemy mogli wyłonić się z kokonów, rozpostrzeć skrzydła i wnieść piękno i barwy z powrotem do świata.

 

Crowning the butterfly effect

Jerusalem Post, 26 marca 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version