Opatrywanie wielkich dzieł sztuki ostrzeżeniami dla wrażliwych jest brakiem zrozumienia istoty sztuki

Przez zebranie sześciu arcydzieł namalowanych na przestrzeni lat w połowie XVI wieku przez Tiziano Vecellio (1488-1576) — znanego współczesnym jako Tycjan – Muzeum Isabelli Stewart Gardner w Bostonie dokonało jednego z największych wyczynów w amerykańskiej kulturze w ostatnich latach.  


Tycjan namalował dla króla Filipa II Habsburga (lepiej znanego z wysłania Hiszpańskiej Armady na Anglię mniej więcej 25 lat po tym, jak obrazy zostały ukończone), sześć wspaniałych płócien opartych na epickim poemacie Owidiusza, Metamorfozy i pierwotnie zawieszono je w Alcazar w Madrycie. Później zostały jednak rozdzielone. Muzeum w Bostonie, które 125 lat temu kupiło “Porwanie Europy – obraz namalowany jako ostatni z tych sześciu, ściągnęło je wszystkie razem i po raz pierwszy można je oglądać w Stanach Zjednoczonych.

Prace należą do najlepszych przykładów tego, co historycy sztuki nazywają poesie — malowana poezja — gdzie teksty literatury klasycznej są reinterpretowane poprzez złożone, wizualne przedstawienie mitów i idei, wypełnione pięknymi postaciami ludzi i wspaniałymi krajobrazami. Należą do największych dzieł zachodniej cywilizacji i Bostończycy oraz ci, którzy odwiedzają to miasto, mają szczęście, że mogą podziwiać je w całej ich wspaniałości, tak jak mogli to robić bywalcy hiszpańskiego dworu, kiedy urodzony w Wenecji Tycjan stworzył je dla najpotężniejszego wówczas na świecie człowieka.  

 

Ostrzeżenia dla wrażliwych


Jednak w 2021 roku w Ameryce nie można po prostu podziwiać sztuki, nawet tak wspaniałej uczty jakiej dostarczyło muzeum Gardner, bez dostarczenia przekazu od tych sił w naszej kulturze, które najbardziej interesuje krytykowanie zachodniej cywilizacji przez pryzmat lewicowości XXI wieku. Nie dziwi więc, że muzeum nie tylko wystawia Tycjana z przeprosinami i towarzyszącymi eksponatami, których celem jest deprecjonowanie obrazów, ani że wystawa skłoniła znanych krytyków do pytania: “Czy kiedykolwiek możemy znowu patrzeć na obrazy Tycjana w ten sam sposób?”

 

Problem z Tycjanem polega na tym, że sceny z poematu Owidiusza dotyczą zachowania, które nie jest dziś uważane za akceptowalne w dobrym towarzystwie XXI wieku. Najbardziej skandalicznie, „Porwanie Europy” przedstawia historię tego, jak Zeus, król greckich bogów, przeobraził się w białego byka i zwabił piękną kobietę, by narzucić jej swoje niemoralne chęci. “Danae”, obraz, który pokazuje Zeusa wchodzącego do zamkniętej komnaty innej pięknej i skąpo odzianej kobiety w jeszcze innym, kreatywnym przebraniu (złotego deszczu) jest równie problematyczny. Pozostałe obrazy budzą niepokój krytyków z tych samych powodów.  


Dlatego muzeum uznało, że musi odpowiedzieć na pytanie, czy wolno pokazywać seksualną przemoc lub molestowanie – nawet jeśli kwestionowane obiekty są XVI-wiecznymi obrazami starożytnych mitów – na wystawie w muzeum. Organizatorzy wystawy w pełnej udręki odpowiedzi na swojej witrynie internetowej próbują grać na dwóch fortepianach. Chcą, byśmy podziwiali obrazy, ale także cmokali z oburzeniem na renesansowy patriarchat i przyznawali, że dzisiejsza ciemiężąca męskość nie jest lepsza.


Pokazywanie zła nie oznacza popierania go


To prawda, że Europa jest ofiarą silnego męskiego drapieżnika, który jest równie obrzydliwy jak Harvey Weinstein. Stwierdzenie jednak, że Zeus jest czarnym charakterem, nie jest oryginalnym odkryciem XXI wieku. Jego zachowanie nie byłoby bardziej społecznie akceptowane w Rzymie Augusta, kiedy po raz pierwszy opublikowano poemat Owidiusza ani w Hiszpanii Filipa niż jest w dzisiejszym Bostonie, mimo że tolerancja dla gwałtu i mizoginii była znacznie bardziej powszechna w przeszłości.


Poza pracami religijnymi wielka poezja i sztuka nigdy nie były katalogiem ludzkich cnót. To było coś, co – przy wszystkich swoich problematycznych postawach – prawdopodobnie rozumieli mieszkańcy dworu Filipa.


Dzisiejsza publiczność oglądająca sztukę, nie jest jednak tak wyrobiona jak ci XVI-wieczni hiszpańscy arystokraci. Zamiast widzieć poesie Tycjana takimi, jakie są – piękną prezentacją fantastycznych opowieści dotyczących całej palety ludzkich pragnień i wad – bez traktowania ich jako materiał instruktażowy, jak ludzie mają żyć, współcześni Amerykanie najwyraźniej potrzebują przypomnienia, że nie należy próbować w domu tego, co oglądają w muzeum.  


Tak więc muzeum dostarczyło forum na odpowiedź Tycjanowi w postaci wystawy o “języku ciała” i filmu, w którym Europa zamienia się w tryskającą limerykami feministkę, która nie ma żadnych zahamowań w pokazywaniu nam swoich funkcji fizjologicznych. Ten wkład wraz z ostrzeżeniami dla wrażliwych – które obejmują wymagane – “zasoby dla ocalałych i zwolenników” – są próbą zarówno uratowania sumienia kuratorów muzeum jak i  zapobieżenia anulowaniu przez krytyków, którzy są dumni z wyeliminowania z szkolnych programów epickich poematów Homera i innych klasycznych dzieł za podobne błędy, jakie znajdują się u Tycjana.


Anulująca zgraja zabiera się za sztukę


W tym wypadku załamywanie rak nie ograniczało się do muzeum. Naczelny krytyk sztuki z redakcji “New York Timesa” dołożył własną długą próbą usprawiedliwienia faktu, że nadal uważa, iż obrazy Tycjana są „wielką” sztuką, mimo że wie, że powinien mieć w ich sprawie potępiające uczucia. 

 

Esej Hollanda Cottera o wystawie w muzeum Gardner jest klasykiem sam w sobie, pokazuje bowiem, że nawet obdarzeni najwyższym prestiżem autorzy muszą dzisiaj czołgać się, by uniknąć czystki dokonywanej przez młodzieżowych cenzorów wśród redakcyjnego personelu. Cotter chciałby wybuchnąć czystą radością z powodu możliwości oglądania obrazów Tycjana, ale wie, że mu nie wolno, więc żąda, byśmy wszyscy patrzyli inaczej na obrazy w epoce „Me Too”.


Szydzenie z wicia się tego autora oraz z wielosłowia kuratorów muzeum nie oznacza akceptowania seksualnej przemocy ani też dylematów, przed jakimi stoją miłośnicy sztuki w zetknięciu z „przebudzoną” zgrają. Zgraje “przebudzonych” są teraz czujne w wielu dziedzinach, także w dziennikarstwie. Cotter niewątpliwie wie, że to, co zdarzyło się redaktorowi działu opinii w jego gazecie – kiedy popełnił niewybaczalne wykroczenie przez opublikowanie artykułu Senatora Toma Cottona o potrzebie zatrzymania pełnych przemocy rozruchów Black Lives Matter – może równie łatwo zdarzyć się i jemu.  


Świat sztuki jest jednak szczególnie nietolerancyjny. W zeszłym roku szanowany historyk sztuki i kurator w nowojorskim Metropolitan Museum of Art został poddany sesji poniżenia w stylu Rewolucji Kulturalnej za dokonanie zawoalowanego (choć całkowicie trafnego) porównania między zgrają zbirów, którzy obalali pomniki na publicznych placach Ameryki, a tymi z rewolucji francuskiej. Istotnie, to nowe, grupowe myślenie jest tak nietolerancyjne, że zarówno reporterka ds. kultury “New York Timesa”, Robin Pogrebin jak i jej redaktorzy uznali za ryzykowne włączenie choćby jednego głosu niezgody o tym spektaklu w jej sprawozdaniu z tego, co się wydarzyło.

 

Jeśli potrzebujemy takiego kontekstu, jaki muzeum w Bostonie uważa za niezbędny dla pokazania wielkiej sztuki, by uczynić ją do strawienia dla dzisiejszej publiczności, można dostać dreszczy na myśl, że oni uważają, iż to samo dotyczy całej klasycznej literatury, historii i religii, a także Biblii. Wiemy już jednak, że ci sami ludzie są chętni do rozbicia podstaw zachodniej cywilizacji i próżnym wysiłku dokonania czystki tego, co uważają za złe myśli i zachowanie.


Muzeum Gardner i “New York Times” chcą powstrzymać anulowanie Tycjana i jego niesfornego obiektu, Zeusa. Intelektualne środowisko jednak, w którym sztukę mierzy się jedynie jej podporządkowaniem nietolerancyjnej ideologii, nie jest tak bardzo odległe od tyrańskiej mentalności jak chcieliby wierzyć autorzy z „New York Timesa”.


Putting Trigger Warnings On Great Masterpieces Misses The Point Of Art

The Federalist, 2 września 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz

(1)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version