Notoryczna kradzież pięknych słów

Busola moralna pod specjalnym nadzorem. (Zdjęcie: CC)
Kiedy Kościół katolicki mówi o miłości bliźniego, występując równocześnie przeciw potępieniu przemocy wobec kobiet i dzieci (które szczególnie lubi krzywdzić), mamy wrażenie, że coś się nie zgadza, podobnie, kiedy twierdzi, że broni życia; kiedy Organizacja Narodów Zjednoczonych wybiera przedstawiciela Syrii, żeby przewodniczył Specjalnej Komisjii ONZ ds. Dekolonizacji i zwalczania zniewolenia narodów, mamy wrażenie że jesteśmy w kabarecie; kiedy Amnesty International odbiera Nawalnemu status więźnia sumienia, mamy powód do zastanawiania się, kim są ludzie kierujący dziś tą organizacją; kiedy prezydent Turcji przedstawia plan ochrony praw człowieka w Turcji, twierdząc, że będzie chronił wolność słowa i zakończy przemoc wobec kobiet, mamy powód do zastanawiania się, kto zwariował.

Turcja jest dziś  (prawdopodobnie) krajem, który więzi największą liczbę swoich dziennikarzy. Partia prezydenta Erdogana jest partią religijną, powiązaną z Bractwem Muzułmańskim, gdzie sądy przymykają oczy na honorowe zabójstwa kobiet, przymusowe małżeństwa, a bicie kobiet jest religijnie akceptowaną normą. Czyżby prezydent Erdogan chciał to zmienić? Mam poważne wątpliwości. Czasem nazywa się to mydleniem oczu, czasem propagandą, czasem zwyczajnie, ordynarnym oszustwem.


Kradzież pięknych słów jest tradycją tak starą jak religie, a prawdopodobnie o wiele tysięcy lat starszą. Nie ma powodów do zdziwienia. Ewolucja produkuje oszustów. Mimikra jest fascynującym zjawiskiem. Nie trzeba rozumu, żeby być oszustem. Wielkie oczy na skrzydłach motyla udają oczy drapieżnika. Ale motyl nie wie, że kłamie i jest w tym dużo piękniejszy od papieży. Natura jest księgą diabła, pisał Charles Darwin przyglądając się ewolucji pasożytów i dochodząc do wniosku, że żaden bóg nie mógłby być takim potworem, żeby świadomie zaplanować ten bezmiar okrucieństwa. Człowiek jest koroną „stworzenia”, lub jak kto woli najbardziej złożonym produktem ewolucji. Posiada wolną wolę, jak przekonują klechy, lub jak łatwo zauważyć, ma ogromną zdolność rozpoznawania sygnałów ze środowiska i reagowania na te sygnały; ma  tak złożony mózg, że może skutecznie wysłać pojazd na Marsa, lub przekonać niemal cały naród do masowych bestialskich mordów.


Kradzież pięknych słów jest tak silnie skorelowana z religią, że niektórzy sądzili, iż wystarczy pozbyć się tego świństwa i natychmiast zaczniemy cenić prawdę. Nic z tych rzeczy. Ewolucyjne zaprogramowanie do kłamstwa i okrucieństwa skazuje nas na wieczną walkę, w której zaledwie okazjonalnie zauważamy, że wymiana jest lepsza niż grabież, a prawda może być znacznie bardziej zyskowna niż kłamstwo i podstęp. Ilekroć pojawia się jakaś piękna idea, kiedy tylko ludzie się do niej przekonują, staje się nadzwyczaj kusząca dla oszustów. Możemy to sobie nazwać kradzieżą tytułów do autorytetu moralnego, albo jakkolwiek, ale prawdopodobnie nie ma takiej idei, która po zdobyciu uznania jakiejś grupy nie staje się interesująca dla ludzi, którzy chcieliby ją wykorzystać dla celów częściowo lub całkowicie sprzecznych z jej pierwotnym założeniem.


W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku magnaci prasowi nagminnie wykupywali cieszące się tradycją dostarczania rzetelnej informacji tytuły, żeby zrobić z nich szmatławce. To było niemal uczciwe oszustwo. Niczego nie ukrywali. Może nie mówili wyraźnie, co zamierzają, ale w odróżnieniu od takich organizacji jak Amnesty International, czy Human Rights Watch, nie udawali, że ściśle przestrzegają pierwotnych założeń tych pism. Nigdy nie twierdzili, że chcą zarabiać na uczciwości.


Władimir Putin walczy ostatnio z tzw fake news. Walczy o demokrację, walczy o prawdę i zatrudnił nawet fact czekistów. Koń by się uśmiał i byłoby wszystko zrozumiałe, gdyby nie to, że używa w tej walce tej samej terminologii, co towarzystwo cyfrowych magnatów zza oceanu. Trudno się zorientować, czy ci ostatni zapożyczają już technologię od chińskich kolegów, czy stosują wyłącznie własną. Jedno pewne, Internet, który jak się zdawało zadał śmiertelny cios państwowej cenzurze, znalazł się w łapach humanistów budujących nową, ponadpaństwową cenzurę.


Przemawiając w styczniu do uczestników (wirtualnego) spotkania w Davos prezydent Putin zastanawiał się

„Gdzie jest różnica między z jednej strony skutecznym globalnym biznesem, który ma dostarczać usług i konsolidować wielką ilość danych, a z drugiej strony działaniami zmierzającymi do rządzenia społeczeństwem […] przez zastępowanie legalnych demokratycznych instytucji, ograniczając naturalne prawo ludzi do decydowania o swoim życiu i o tym jakie poglądy mogą swobodnie wyrażać.”

Interesujące słowa w ustach dyktatora, ale nie powinny dziwić. Dobra propaganda jest zazwyczaj zakotwiczona w rzeczywistości i ukrywa wyrafinowaną perwersję. Było to jednak niemal tak komiczne jak wystąpienia przedstawiciela Wenezueli (Chin, Arabii Saudyjskiej czy Kuby) w Radzie Praw Człowieka ONZ, niemal, bo Rosja ma długą i doskonałą tradycję mydlenia oczu, a komuniści doprowadzili tę sztukę niemal do perfekcji. Sprawa jest ciekawa, Nawalny powiedział w grucie rzeczy coś podobnego do tego co powiedział Putin, krytykując zamknięcie konta Twittera Donalda Trumpa:   

"Ten precedens będzie wykorzystywany na całym świecie przez wrogów wolności słowa. Również w Rosji. Za każdym razem, kiedy będą chcieli kogoś uciszyć, powiedzą, że to jest powszechna praktyka, nawet Trumpa zablokowano na Twitterze.”

Precedens tylko o tyle, że w tym przypadku chodziło o urzędującego prezydenta, masówka stosowana jest od dawna i ciągle osiąga nowe wyżyny. Elektroniczne samodzierżawie wsparte lojalną kadrą sztucznych inteligentów.


Amerykański rusycysta Jiri Valenta wraz z żoną Leni opisując spory o szlachetność i moralną wyższość w cybernetycznym świecie przypominają, że w marcu 2019 roku Władimir Putin podpisał prawo o karalności rosyjskich użytkowników Internetu za przekazywanie fałszywych wiadomości i informacji okazujących wyraźny brak szacunku dla społeczeństwa, rządu, symboli państwowych i państwowych instytucji. Aleksiej Nawalny został skazany na karę trzech lat więzienia po części za ujawnienie zdjęć okazałej rezydencji nad Morzem Czarnym podobno należącej do Putina.


Autorzy artykułu pokazują, że amerykański nadzór magnatów cyfrowych nad tym, co może, a co nie może docierać do publiczności, jest bardziej elegancki i prawdopodobnie bardziej skuteczny. Nieliczne ingerencje wywołują jakieś echo, na ogół jednak niepożądane przez nieformalą władzę treści znikają bez plusku, a kiedy robi się zbyt duży szum, zawsze można się wycofać. Istotne jest to, że nie ma tu żadnych przepisów, nie ma organów kontrolnych, na ogół społeczeństwo pozostaje nieświadome, że coś może być nie tak.      


Prawa człowieka są dziś niemal tak popularne jak kościelna miłość bliźniego, co pewien czas oglądam sobie wyczyny bojowników o prawa człowieka w Radzie Praw Człowieka ONZ, czasem patrzę jak o prawa człowieka walczą nasi ziobryści, ostatnio zafascynowała mnie pakistańska prorządowa youtuberka, Maria Ali, którą bardzo oburzyły zmiany w saudyjskich podręcznikach szkolnych. Mówiła okrutnie wzburzonym głosem:

„Arabia Saudyjska przeprowadziła zmiany w podręcznikach szkolnych; albo usunięto większość treści przeciwko Żydom, albo najmocniejsze słowa zostały stosunkowo stonowane… Celem tej polityki jest promowanie umiarkowania… Część, według której Żydzi przez machinacje i kombinacje kontrolują świat, została całkowicie usunięta, żeby ich złowrogie aspiracje mogły się zrealizować. Podobnie, część [programu szkolnego], która mówi, że muzułmanie powinni zawsze być gotowi na dżihad i męczeństwo, została usunięta. Dżihad jest szczytem [życia] na drodze Allaha, ale to także zostało wyeliminowane".

Powie ktoś, że dziewczę nie broniło praw człowieka, tylko praw Allaha. Też prawda. Chociaż obrońcy bożych praw nauczyli się ostatnio bardzo ładnie, że na medialny użytek trzeba te boże prawa przemalować na prawa człowieka, ze względu na panujące mody intelektualne.


Autorka Harrego Pottera bardzo pięknie pokazywała dzieciom, że zło nie umiera, tylko zmienia postać. Watykan próbował się z tym koszmarem uporać, twierdząc że to jakiś okultyzm, zdawało się, że nie da rady, ale teraz w sukurs przyszły mu nowe przebudzone feministki, oburzone jej słowami, że tylko kobiety menstruują, więc jej autorytet jest już całkiem w ruinie.


Niby to wszystko stare jak świat i należy się cieszyć, że nadal są ludzie gotowi zaryzykować i stwierdzić na przykład, że naklejki z tęczową Matką Boską nie obrażają, a nawet jeśli, to nie wszystkich i prawdopodobnie nie powinny. Wyrok jest nieprawomyślny i jako taki został już zaskarżony, więc sprawa wróci na wokandę. W Ameryce mają jeszcze poważniejszy problem, bo tam odkryli, że matematyka jest rasistowska.


Kto wie czym się skończy obrona prawa naturalnego do matematycznej dowolności.


P.S. Przypominam plakat reklamowy pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1983 roku. Wydawnictwo Świętego Krzyża, Opole. Być może warto go rozmieszczać w publicznych miejscach ponownie z dopiskiem „Pamiętamy”.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version