Między Zachodnią Papuą a Zachodnim Brzegiem

Mężczyzna w tradycyjnym nakryciu głowy stoi obok flagi “Gwiazdy porannej” podczas wiecu w Sydney w Australii, w poparciu Zachodnich Papuasów.

(photo credit: WILL BURGESS/REUTERS)

"ONZ, gdzie traktowanie Izraela jako chłopca do bicia jest czymś oczywistym, nie jest zdolny dostarczyć rozwiązania dla pokoju nigdzie na świecie.”  


Biedni Zachodni Papuasi. Wśród wszystkich globalnych konfliktów i trosk o prawa człowieka, którym udaje się dostać na strony gazet, Zachodni Papuasi są ledwo widoczni. W rzeczywistym świecie nie ma ich nawet na mapie – przynajmniej nie jako panów swojego losu we własnej ojczyźnie.

 

Niedawno napisał do mnie czytelnik z Kanady o ich tak często zapominanym losie, starając się dać trochę nagłośnienia ich zapomnianemu ruchowi o niepodległość.  

Trochę tła dla tych, którzy słyszą o tym po raz pierwszy: Papua Zachodnia jest zachodnią częścią wyspy Nowej Gwinei. Graniczy z niepodległym krajem Papua Nowa Gwinea, około 250 km na północ od Australii. Po stuleciach holenderskiej kolonizacji, Papua Zachodnia otrzymała obietnicę niepodległości w 1961 roku. Dwa lata później, kiedy świat zachodni odwrócił wzrok, Indonezja siłą zajęła to terytorium, które ma bogate złoża zasobów naturalnych, włącznie ze złotem. W 1969 roku, zgodnie z ironicznie nazwanym Aktem Wolnego Wyboru – nie był on ani wolny, ani reprezentatywny – oficjele Zachodniej Papui sfinalizowali oficjalne włączenie Papui Zachodniej do Indonezji.  

 

Dowiedziałam się po raz pierwszy o ich sytuacji z artykułu Adama Perry’ego w “Jerusalem Post” w lutym 2017 roku, zatytułowanym Papua Zachodnia – zapomniany lud. Perry pisał:  “Ocenia się, że od 1963 roku 500 tysięcy Zachodnich Papuasów zginęło z rąk brutalnie okupujących kraj sił indonezyjskich, co odpowiada za ponad 25% populacji… Codzienne mordy, tortury, uwięzienia bez sądu dokonywane przez indonezyjską armię i policję trwają bez żadnych konsekwencji i niewielkiego potępienia”.

 

Trudno zdobyć dokładne dane po części z powodu zakazu informacji narzuconego przez Indonezję, ale podobno zabito dziesiątki Papuasów podczas fali protestów latem zeszłego roku.

 

Czytelnik skierował mnie do artykułu w “Los Angeles Times” zatytułowanego: George Floyd’s death inspires an unlikely movement in Indonesia: Papuan Lives Matter [Śmierć George’a Floyda inspiruje niezwykły ruch w Indonezji: Papuaskie życie liczy się].

 

Jak coś tak słusznego może być aż tak niewłaściwe? Jedynym sposobem zwrócenia na siebie uwagi, jest przez porównanie z sytuacją, która jest uderzająco odmienna. Papuasi są obiektem przerażającego rasizmu, przemocy i represji za to, że są czarnym, melanezyjskim, rdzennym ludem – z rąk potężnej i fanatycznie muzułmańskiej Indonezji.  

 

Mogą nieść podobny bagaż emocjonalny, ale Zachodni Papuasi nie są w tej samej łodzi co czarni w USA.

 

Nagłośnienie pomogło jednak. Buchtar Tabuni, uznany w czerwcu przez indonezyjski sąd za winnego zdrady za jego rolę w protestach w zeszłym roku, otrzymał niespodziewanie lekki wyrok tylko 11 miesięcy więzienia, zamiast 17 lat, o co starała się prokuratura. Jego zdrada, piszą działacze, to między innymi podniesienie flagi “Porannej gwiazdy” symbolu niepodległości Papui.  

 

Zachodni Papuasi w żadnym razie nie są jedynym zapomnianym ruchem niepodległościowym. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy dowiedziałam się o sytuacji Papuasów, mój nastoletni syn zainteresował się losem mieszkańców Beludżystanu, którzy starają się (od)zyskać niezależność od Pakistanu.  

 

Przez przypadek w tym tygodniu otrzymałam e-mail od Balocha Chana, rzecznika organizacji parasolowej, Baloch Raj Aajoi Sangar, która skupia organizacje Beludżów dążących do niepodległości. Ta grupa oznajmiła, że jej członkowie i organizacja na rzecz niepodległości   prowincji Sindh – kolejnego ruchu, o którym większość ludzi nigdy nie słyszała -  ogłosili stworzenie zjednoczonego frontu i wspólnej strategii, by „wyzwolić uciskany Beludżystan i  Sindh od Pakistanu”.

 

Według komunikatu prasowego Chan, uczestnicy niedawnego spotkania “zgodzili się jednogłośnie, że narody Sindhi i Beludżów mają związki polityczne, historyczne i kulturowe, które przetrwały tysiące lat. Obecnie oba narody dążą do niepodległości i oba uważają pakistański Pandżab za arcywroga. Dlatego jest potrzebą chwili, by oba te historycznie sąsiadujące narody utworzyły zjednoczony front oporu”.

 

Zarówno Sindhowie, jak Beludżowie protestują także przeciwko temu, co opisują jako “ekspansjonistyczne i ciemiężące zamiary Chin” oraz przeciwko Chińsko-Pakistańskiemu Ekonomicznemu Korytarzowi.  

 

Nie mogę poświadczyć autentyczności tożsamości tego rzecznika, ale walka o niepodległość zarówno Beludżów, jak Sindhów jest zdecydowanie autentyczna, choć są nieco biedniejszymi kuzynami Kaszmirczyków, których (często brutalna) walka o niepodległość jest lepiej znana.

 

Niemal przeoczyłam w tym miesiącu wznowienie wrogich działań między Armenią a Azerbejdżanem. Bójki między zwolennikami tych krajów w różnych miejscach świata przyciągnęły więcej uwagi mediówniż cierpienia ofiar tych dwóch wojujących krajów.

 

Tymczasem uważam, że Kurdowie byli  i są traktowani wyjątkowo niesprawiedliwie. Do pewnego stopnia są ofiarami własnych walk wewnętrznych, niemniej niewątpliwie mają własną kulturę, historię, język i region geograficzny. Byli i są narodem, a brakuje im państwa.  

 

W innym miejscu świata turecka społeczność Ujgurów w Chinach podlega temu, co wygląda na systematyczną, ludobójcza kampanię, z przymusową sterylizacją i “programami reedukacji” prowadzonymi przez komunistyczne Chiny. Wśród ludzi występujących przeciwko tym potwornościom, jest brytyjski rabin, lord Jonathan Sacks.

 

“Jako człowiek, który wierzy w świętość ludzkiego życia, jestem głęboko zaniepokojony tym, co dzieje się z populacją ujgurskich muzułmanów w Chinach. Jako Żyd, znający naszą historię, widok ludzi z ogolonymi głowami, spędzonych razem, ładowanych do pociągów i wysyłanych do obozów koncentracyjnych jest szczególnie wstrząsający” – napisał na Facebooku były naczelny rabin w zeszłym tygodniu. – „To, że w XXI wieku ludzie są mordowani, terroryzowani, prześladowani, zastraszani i obrabowywani z ich swobód z powodu sposobu, w jaki wierzą z Boga, jest moralnym skandalem, politycznym skandalem i bezczeszczeniem samej wiary”.

 

Ortodoksyjni izraelscy rabini i przywódcy duchowi, włącznie z rabinami Bennym Lauem, wezwali także izraelski rząd, by przestał sprzedawać broń do Mianmy za czystkę etniczną społeczności muzułmańskich Rohingjów z regionu Rachine. Eli Joseph, urodzony w Wielkiej Brytanii Izraelczyk, ogłosił strajk głodowy przed Knesetem, by doprowadzić do zakazu sprzedaży broni do tych, krajów, które łamią prawa człowieka, w tym Mianmy, Kamerunu i Sudanu Południowego. Joseph planował specjalną sesję modlitw w Tisza Be’av w tym tygodniu.

 

“Jeśli pomagamy komuś innemu w popełnieniu ludobójstwa, prowadzimy do własnego zniszczenia. Nie chcemy zniszczyć państwa, które kochamy” – powiedział w tym tygodniu Lahav Harkov dziennikarzowi „Jerusalem Post”.

 

Przesłanie uciskanych mniejszości czasem jest zauważane. 28 lipca Konferencja Prezesów Głównych Amerykańskich Organizacji Żydowskich wydała oświadczenie: „Jesteśmy przerażeni trwającym i poważnym łamaniem praw człowieka i naruszaniem wolności wyznania, jakie ma miejsce na całym świecie, często z tragicznymi rezultatami. Jest nie do zaakceptowania, by jakakolwiek grupa cierpiała z powodu sponsorowanej przez państwo dyskryminacji za praktykowanie swojej wiary”.

 

W oświadczeniu wymieniają szczególnie chrześcijan, którzy “są ofiarami masowych mordów i ucisku przez nietolerancyjne reżimy”, Ujgurów, Jazydów i Kurdów.

 

Trudno sobie wyobrazić, że gdyby nie nowy koronawirus – media świata byłyby teraz zdominowane przez Igrzyska Olimpijskie. Igrzyska są zazwyczaj również okazją do opowieści o wielkich osiągnięciach i wielkich skandalach. Ale Olimpiady zmieniły się na zawsze, kiedy we wrześniu 1972 roku palestyńscy terroryści zamordowali 11 izraelskich sportowców (i niemieckiego policjanta).

 

To był pierwszy raz, kiedy międzynarodowa impreza została porwana przez terrorystów. Ale nie ostatni. To była śmiertelna lekcja. Posługiwanie się terroryzmem przez ruchy niepodległościowe powinno być uniwersalnie potępione.

 

Świat pozostał zafiksowany na Zachodnim Brzegu i Palestyńczykach; Zachodni Papuasi nie mogą tu konkurować. A ONZ, gdzie traktowanie Izraela jako chłopca do bicia jest czymś oczywistym, nie jest zdolny dostarczyć rozwiązania dla pokoju nigdzie na świecie.

 

Nie należy zapominać, że wśród pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ są Chiny i Rosja – oba te kraje zostały także uhonorowane rolą gospodarza Igrzysk Olimpijskich mimo ich notowań w naruszaniu praw człowieka.

 

I popatrzmy choćby na niektóre z krajów wybranych w styczniu na trzyletnią kadencję do Rady Praw Człowieka ONZ: Libia, Sudan i Indonezja. Ci Zachodni Papuasi, którzy przeżyli indonezyjskie masakry, mogliby umrzeć ze śmiechu.

 

Between West Papua and the West Bank

Jerusalem Post, 30 lipca 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version