Media społecznościowe i radykalna wolność słowa

Internet i jego pochodne, takie jak email i World Wide Web, zostały stworzone przez akademickich badaczy. Chociaż armia zapłaciła za znaczną część tych innowacji, niewiele uwagi zwracano na bezpieczeństwo i żadnej na treść. Akademicy zbudowali skrajnie demokratyczną strukturę. Każdy mógł stworzyć stronę internetową i włożyć tam cokolwiek chciał. Nie trzeba było być publiczną postacią ani przekonywać wydawcy, by zainwestował w szerzenie twoich idei, ani nie trzeba było posiadać stacji telewizyjnej. Jeśli miałeś czyjś adres email, niezależnie od tego, kim byłeś i kim był odbiorca, mogłeś wysłać mu komunikat (może nie byłoby odpowiedzi, ale jednak). Radykalna wolność słowa była nie tylko teoretyczna, była realna.

Niezmiernie mi to odpowiadało. Kiedy mieszkałem w USA, regularnie pisałem listy do redakcji mojej lokalnej gazety i czasami publikowali je, a czasami nie. Nie musieli mówić mi, dlaczego. Czasami nawet zmieniali mój tekst przed drukiem. Podczas jednej z wojen Izraela stacja telewizyjna przeprowadziła ze mną wywiad jako z kimś, kto miał w Izraelu rodzinę. Półgodzinny wywiad został przycięty do kilkudziesięciu sekund uwag o moim niepokoju o moje dzieci. Cały wywiad składał się głównie z moich prób wyjaśnienia prawa Izraela do samoobrony, podczas gdy reporter starał się skłonić mnie do wyrażenia strachu lub gniewu, co stanowiło potem treść dobrego, krótkiego klipu. Próbowałem produkować program radiowy dla lokalnej stacji radiowej (proszę się nie śmiać). Nie byli zainteresowani. Była tam także możliwość nadania kilku krótkich audycji, jeśli za nie zapłacisz. Moje audycje, które wspominały Izraelczyków zamordowanych przez palestyńskich terrorystów (to było podczas drugiej intifady), nie zostały zaakceptowane; nie chcieli wziąć moich pieniędzy.     


Kiedyś nawet ściągnąłem problemy na głowę mojej żony, kiedy napisałem artykuł dla biuletynu Hadassa, którego była redaktorką. Prezeska oddziału powiedziała jej ostrymi słowami, że to nie może się powtórzyć. Najwyraźniej, kobieca tolerancja nie rozciągała się na opozycję wobec „rozwiązania w postaci dwóch państw”.  


Nie znoszę, kiedy ktoś mówi mi, że mam się zamknąć. Kochałem więc Internet, który pozwalał mi pisać na moim blogu, to co chciałem. Nikt nie mógł zamknąć mi ust. Skłonienie ludzi do czytania tego było inną sprawą, ale uwielbiałem to uczucie, że każdy na świecie może usłyszeć to, co mam do powiedzenia. Wystarczyło tylko kliknąć.

 

Facebook założono w 2004 roku i w ciągu kolejnych kilku lat lawinowo rozwinęły się media społecznościowe. Facebook wkrótce wyprzedził Myspace i innych konkurentów. Reddit pojawił się w 2005 roku, Twitter 2006. Wiele innych podążyło w ich ślady. Media społecznościowe mają niemal niepojętą liczbę użytkowników (Facebook ma 2,7 miliardów miesięcznie aktywnych uczestników), co czyni z nich najpotężniejsze narzędzie do manipulowania świadomością ludzką, jaką kiedykolwiek wynaleziono.

 

Media społecznościowe odeszły jednak od ideału całkowitej demokracji informacyjnej. Komercyjne przedsięwzięcia istnieją dzięki sprzedawaniu czegoś, a w tym wypadku, reklam i osobistej informacji. Aby to robić, stworzyły tajne algorytmy, które ustalają, kto komunikuje się z kim i kto widzi jakie treści. Niemniej nadal megafon, jaki daje użytkownikom – prywatnym osobom, biznesowi, politycznym grupom i rządom – jest niewiarygodnie silny.


Naturalnie była reakcja. Niektóre treści złe; szerzy się fałszywa informacja, podżeganie do morderstw, nienawiści i nękanie. Oczywiście, nie ma to zgody. Są publiczne, głośne żądania, by “coś zrobić” przeciwko nadużywaniu mediów społecznościowych. Jednak skala przedsięwzięcia jest zdecydowanie zbyt wielka, by możliwa była ręczna moderacja treści bez  zniszczenia spontaniczności. W każdym razie, moderacja “po fakcie” okazała się bezskuteczna w skrajnie kontrowersyjnych sprawach, które są dyskutowane. Wypowiedzi takie jak “’kobiety transgender’ nie są kobietami” lub “islamski terroryzm” zostaną zgłoszone jako mowa nienawiści i albo zabroni się ich, albo nie. Koncepcja “standardów społeczności” jest względna w zależności od społeczności, która podejmuje te decyzje.

 

Jeszcze gorszym środkiem doraźnym jest używanie sztucznej inteligencji do sprawdzania treści przed publikacją. Takie algorytmy nie są wystarczająco inteligentne, by rozróżnić między dyskusją o nienawistnych ideach, a ich wyrażaniem – w kategoriach logicznych, różnica między wymienieniem i użyciem – żeby nie wspomnieć o satyrze.

 

Używam usługi emailowej do wysyłania blogu do moich prenumeratorów. Ostatnio próbowałem wysłać stosunkowo łagodny tekst i zablokował mi go program tej usługi (głupio nazwany “Omnivore” [Wszystkożerca] co oczywiście znaczy, że połyka wszystko). Może Omnivore nie podobało się to, że pisałem o “islamskim antysemityzmie” i “nazistowskiej nienawiści do Żydów” ale nie powiedział mi tego i zjadł moje emaile. Zamiast czekać na człowieka, który miałby czas na ocenę mojego odwołania się, zmieniłem dostarczyciela usługi (ten nowy też ma swoje problemy).  

 

Facebook niedawno wprowadził funkcję “sprawdzania faktów”, która ich zdaniem jest bezstronną odpowiedzią na kontrowersyjne wypowiedzi.To prawdopodobnie jest najmniej szkodliwy sposób reagowania na zastrzeżenia przeciwko konkretnym treściom, ale nie jest to odpowiedź na mowę nienawiści, podżeganie lub nękanie.


Prawdopodobnie najlepszym podejściem byłoby zmuszenie użytkowników mediów społecznościowych do publicznego ujawnienia swojej tożsamości, żeby byli odpowiedzialni za swoje wypowiedzi. Z pewnością nie pomoże zaangażowanie większej ilości ludzi lub robotów w roli „komisarzy”. Wolność słowa nie jest problemem. Anonimowość jest. Posty na Facebooku będące odpowiednikiem okrzyku “pożar” w zatłoczonym teatrze powinny podlegać takim samym karom, jak żywa mowa lub wydrukowane na papierze groźby. Co w tym jest tak trudnego?


Jednym z interesujących aspektów mediów społecznościowych jest to, jak ułatwiają one szerzenie się teorii spiskowych. Czasami istnieją spiski: JFK nie został zamordowany przez samotnego szaleńca i Epstein prawdopodobnie nie zabił się. Niektóre teorie są jednak niemal z pewnością fałszywe: wiemy, kto był odpowiedzialny za 9/11 i jak Luca Brasi, “śpi z rybami”. Inne teorie są wystarczająco cudaczne i niespójne, by można nazwać je tylko szalonymi, jak twierdzenie, że lądowanie na Księżycu było fałszywką (proszę, nie pisz do mnie, jeśli w to wierzysz). I na przykład ten artykuł o “Pizzagate” mimo tendencyjnej próby przypisania winy kampanii Trumpa – jest fascynujący. Nic bardziej nie pomogło szerzeniu się tych teorii niż Internet, a szczególnie media społecznościowe.  

 

Ponieważ media społecznościowe są tak potężne, stały się bronią w wojnie psychologicznej, którą posługują się agenci związani z rządami, armiami, agencjami szpiegowskimi, partiami politycznymi i wszelkiego rodzaju organizacjami. Połączenia ludzkich agentów i botów w sieci można użyć do wstawiania zakłócających treści do mediów społecznościowych i podtrzymywać ich wzrost i szerzenie się. Jest to łatwy, bezpieczny i stosunkowo tani sposób ataku na przeciwnika, czy jest on politycznym oponentem, czy państwem. Jestem przekonany, że jeden lub więcej zagranicznych aktorów używa tych metod dla zwiększenia ekstremizmu (zarówno prawicy, jak lewicy) w Ameryce, jak również dla wywoływania gniewu, niezgody i w ostatecznym rachunku niestabilności, którą można wykorzystać. I to nie jest szalona teoria spiskowa.

 

Wszystko to powoduje, że idea pełnej wolności słowa stała się bardziej odległa (ale radykalna mowa bardziej wszechobecna). Zarówno używanie Internetu do niecnych celów, jak strategie przyjęte, by temu zapobiec, uczyniły z niego mniej wolne i mniej demokratyczne miejsce.  

Nadal jednak jest to niemal jedyny sposób, by “nic nieznaczący” człowiek, który ma coś do powiedzenia, miał szansę przedstawienia ludziom swojego punktu widzenia. A w tych dniach, kiedy zjawisko “anulowania” opinii, które nie zgadzają się z panującą ideologią, wydaje się sięgać szczytu, ważne jest chronienie kanałów wolnego słowa.  


Social Media and Radical Freedom of Speech

6 września 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Vic Rosenthal

Urodzony w Stanach Zjednoczonych, studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Mieszka obecnie w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.  

Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version