Dlaczego podpisałam list w „Harper’s Magazine”

W 1996 roku nieżyjący już, wspaniały irański filmowiec, Abbas Kiarostami, stał na scenie w Lincoln Center w Nowym Jorku i odpowiadał na pytania po premierze jego filmu Przez drzewa oliwne, kiedy nagle ktoś zapytał go, dlaczego użył klasycznej muzyki (fragmentu z Concerto for Oboe and Strings Domenico Cimarosy) w filmie, którego akcja toczy się w małej wiosce w północnym Iranie? Kiarostami zwrócił się do mnie, jego tłumaczki na tej imprezie, i powiedział łagodnym głosem: “Powiedz mu, że muzyka klasyczna już dawno przestała należeć do Zachodu. Teraz należy do świata”.

Pamiętałam te słowa, sposób, w jaki Kiarostami wyprowadził publiczność z błędnego przekonania, że muzyka zna granice lub że wielkie idee, raz wynalezione, pozostają “własnością” jednego narodu lub regionu, kiedy w zeszły wtorek [7 lipca] podpisywałam “List o sprawiedliwości i otwartej debacie”, opublikowany w „Harper’s Magazine”. W tym tekście widziałam obronę amerykańskiej demokracji, która nie należy już dłużej wyłącznie do Ameryki. Dla każdego działacza na ulicach Hong Kongu, każdej feministki w więzieniu w Arabii Saudyjskiej i każdego internowanego Ujgura w Chinach Ameryka i jej demokracja pozostają, na dobre i złe, ostatnią nadzieją. Czy są naiwni lub nie mają rozeznania? Mają rację czy mylą się? To nie ma znaczenia.  Ci, którzy cierpią w tyraniach na całym świecie, którzy próbują wyobrazić sobie inną przyszłość dla siebie i swoich współobywateli, nie marzą o Moskwie, Pekinie ani żadnym kraju w Europie. Tak samo jak małe dziewczynki w najdalszych kątach świata, które nawet nie mówią po angielsku, chcą tańczyć jak Beyoncé, i tak samo jak młodzież żyjąca  w dyktaturach na Bliskim Wschodzie, gromadzi się, by potajemnie oglądać nielegalnie sprowadzone kopie filmów z Hollywood, działacze na całym świecie patrzą na Amerykę i marzą o demokracji.  

 

Moskwa hałaśliwie stara się unieważnić wybory w Ameryce.Tehran włamuje się do naszej cyberprzestrzeni. Wraz z tanimi towarami Chiny eksportują pozbawiony wolności kapitalizm jako alternatywę do liberalizmu Ameryki. To tylko kilka z wielu zagrożeń ze strony przysięgłych wrogów naszego amerykańskiego stylu życia, które przychodzą z zewnątrz. W mniejszych krajach, które kiedyś wydawały się być na drodze do demokracji, żarzy się tylko kilka węgielków w stercie popiołu, jaka pozostała. Przeważająca większość „rewolucji”, których wybuchy trzymały nas przed ekranami telewizorów, zawiodła: Egipt, Syria, Iran, Wenezuela, i Hong Kong… 1200 protestujących zabito na ulicach Iranu w ciągu dwóch tygodni w zeszłym roku w listopadzie. Nie o tych niesprawiedliwościach jednak mówili i tweetowali w zeszłym miesiącu w Iranie najwyższy przywódca, minister spraw zagranicznych lub prezydent. Zamiast tego był George Floyd. Każdy dzień, w którym zawstydza się Amerykę, jest świętem dla tyranów na całym świecie.  


Na tym tle ataków na demokratyczne zasady spoza granic Stanów Zjednoczonych musimy patrzeć na każde ich zagrożenie również od wewnątrz. W tym szerszym, niebezpiecznym, globalnym kontekście niedopuszczanie mówców na akademickie lub naukowe spotkania nabiera alarmującego znaczenia. W tym świetle wyrzucanie z pracy redaktorów za publikację „nie faktograficznych” lub „niebezpiecznych” opinii nie może być usprawiedliwiane powoływaniem się na publiczne bezpieczeństwo, jak gdyby każdy autokrata, który pozamykał dysydentów w więzieniach, powoływał się na coś innego. Z demokracją Ameryki pod wszechstronnym oblężeniem, również z własnego Białego Domu, każdy musi zapytać, dlaczego wydawcy nagle niepokoją się, że czytelnicy ich działów opinii nie potrafią przejrzeć  propagandy wypaczającego prawdę polityka, kiedy przebiera ją w szaty opinii – tego rodzaju jaki Putinowie, Zarifowie i inne wybitne zbiry publikują od lat.


Ze wszystkich zniewag, jakimi kiedykolwiek obrzucano Amerykanów, ta o narcyzmie jest najbardziej widoczna w krytyce, jaką (jak dotąd) obrzucono “List”. Ci krytycy, zredukowani do tabloidalnej mentalności, nie potrafią patrzeć dalej niż who is who, kto jest wart ile, lub kto pragnie czyjej uwagi. Według pogłosek, Włodzimierz Lenin miał powiedzieć: “Kiedy nadejdzie pora na wieszanie kapitalistów, sprzedadzą nam sznur”. Miał rację w sprawie Amerykanów nie mających skrupułów wobec torowania drogi do własnego upadku za właściwą cenę. Jeśli jednak ci wpatrujący się we własny pępek krytycy są jakąś wskazówką,   to nie kapitalizm, który przyjęły wszystkie autorytarne supermocarstwa, zawiśnie na stryczku, ale liberalizm, którego autorytarne supermocarstwa nie przyjęły.  


Rasowe nierówności w Ameryce, których brutalność policji jest tylko jedną częścią, musi skończyć się. Oszpecają one Amerykę i podważają jej obietnicę narodu, który ma być „niepodzielny, z wolnością i sprawiedliwością dla wszystkich”. To długo oczekiwane przekształcenie musi jednak dokonać się według projektu, który wraz z innymi darami zostawił nam James Baldwin: “Kocham Amerykę bardziej niż jakikolwiek inny kraj na świecie i właśnie z tego powodu upieram się przy prawie krytykowania jej”. Wszystko musi zacząć się od miłości do Ameryki i z fundamentalnym oddaniem jej założycielskim ideom oraz pracy nad jej poprawieniem. Bowiem jeśli demokracja Ameryki – rasowo niesprawiedliwa i wysoce niedoskonała, jaką jest – zawiedzie, zniknie nadzieja na wolność.  Domenico Cimarosa znowu zostanie zamknięty w Europie. I z pewnością będzie mniej muzyki na świecie.


Why I Signed the Harper’s Letter

Quillette, 11 lipca 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Roya Hakakian


Amerykańska autorka irańskiego pochodzenia. Jej autobiograficzna książka, Journey from the Land of No, uważana jest za jedną z najlepszych książek o Iranie. Niebawem ukaże się jej kolejna książka pod tytułem A Beginner’s Guide to America for the Immigrant and the Curious (Knopf, 2021). Jej Twitter @RoyaTheWriter.

(1)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version