Czarne Życie Się Liczy, a co z palestyńskim życiem?

Protestujący w Tel Awiwie niosą transparent “Palestyńskie Życie Się Liczy” (Zdjęcie: LEON SVERDLOV)

Na całym Zachodzie protestujący  z Black Lives Matter (BLM) demolują historyczne symbole i pomniki kultury, wszystko, co uważają za rasistowskie. Żadna książka, film, sztuka ani pomnik nie są bezpieczne przed ich cenzurą i pogardą.  

 

Władze Minnesoty usunęły książki Marka Twaina i Harper Lee z programów szkolnych. HBO wycofało Gone with the Wind z listy filmów.

 

Paramount Network anulowała nowy sezon popularnego programu “Cops” przed jego premierą 15 czerwca. Inne studia i zespoły pędzą w ich ślady sprawdzając sitcomy i książki starych klasyków.  

Pomniki amerykańskich ojców założycieli, George’aWashingtona i Thomasa Jeffersona wysmarowano gniewnymi graffiti. Także dziedzictwo brytyjskiego męża stanu, Winstona Churchilla jest atakowane.

 

Nic nie jest święte i można atakować wszystko, co “przebudzone” pokolenie odbiera jako  osobistą lub polityczną zniewagę. 

 

Młodzi ludzie, demonstrujący od Kalifornii do Melbourne, niemal zasługują na podziw, że w ogóle wiedzą cokolwiek o historycznych postaciach, których pomniki rozbijająod czasu koszmarnego zabójstwa George’a Floyda 25 maja przez policjanta w Minneapolis. Choć większość z nich jest w stanie wyrecytować imiona wszystkich członków rodziny Kardashian, gwiazd sportowych i influencerów Instagramu, niewielu wydaje się wiedzieć cokolwiek poza modnymi sloganami i banałami o świecie, w którym żyją.

 

Ciekawy byłby sondaż wśród tych wymachującymi plakatami demonstrantów o tym, ilu z nich rzeczywiście czytało Przygody Hucka Finna lub ma jakiekolwiek pojęcie o bitwach w II wonie światowej. Wyraźnie jednak nic nie jest tak skuteczne, jak błyskawiczne edukacja przez zajrzenie do Internetu w reakcji na bodziec, taki jak wszechobecny w sieci mord.

 

Z pewnością potrzebna jest poważna intelektualna debata o tym, co społeczeństwo chciało by promować, a do czego zniechęcać. I brak takich debat wyraźnie odczuwa się w demokratycznych społeczeństwach.   

 

Weźmy, dla przykładu sprawę Protokołów mędrców Syjonu, sfabrykowany przez carską Ochranę tekst, opublikowany w Rosji w 1903 roku i przedstawiany jako dowód, że Żydzi spiskują, by zdobyć globalną hegemonię w świecie przy pomocy niecnych metod.

 

Podczas gdy jedni uważają zakaz sprzedaży Protokołów za moralny imperatyw, inni zasadnie twierdzą, że powinny zostać włączone do programów nauczania o antysemityzmie. W końcu ten nikczemny tekst – fałszywie przedstawiany jako protokoły autentycznego spotkania żydowskich przywódców – został przetłumaczony na wiele języków i nadal znajduje się zarówno online, jak w formie drukowanej w krajach Azji, Ameryki Południowej i Bliskiego Wschodu.  

 

Co doprowadza nas do Autonomii Palestyńskiej, gdzie Protokoły są prezentowane jako autentyczny dokument, który ujawnia prawdziwą naturę żydowskiej zdrady.

 

AP jest także domem aktywistów i stamtąd pochodzą emigranci, którzy wsiedli do pociągu  protestów BLM w USA, by demonizować Izrael. Jedną z metod robienia tego jest twierdzenie, że izraelska armia szkoli amerykańską policję w sztuce brutalności – umiejętność, którą rzekomo udoskonalili na karkach bezbronnych Palestyńczyków.

 

Ruchowi BLM nie przeszkadza, że jest wykorzystywany do powielania kłamstw, ponieważ używa Palestyńczyków we własnej kampanii przeciwko Wujowi Samowi i żydowskiemu państwu „apartheidu”.

 

Czego jednak ci współ-orędownicy wiktymologii nigdy nie przyznają ani wobec samych siebie, ani nikogo innego, to tego, że palestyńskie życie nie liczy się ani odrobinę dla palestyńskich przywódców, którzy traktują ich jako pionki i mięso armatnie.

 

Tak, zajęci wojną między sobą dyktatorzy w Ramallah i Gazie, nie pozwalają ludziom, którymi rządzą, na posiadanie (nie mówiąc już o wyrażaniu), niezależnych myśli i aspiracji.

 

Wypełniają swoje ściśle kontrolowane media, programy szkolne i imprezy kulturalne propagandą, która oczernia Izrael i Zachód, i gloryfikuje męczeństwo w imię Allaha.

 

Zachęcają do terroryzmu przez przyznawanie hojnych płac tym, którzy rozlali żydowską krew i dają zasiłki rodzinom tych, którzy zginęli w trakcie zabijania Żydów.

 

Tymczasem oni sami spędzili dziesięciolecia na chowaniu do własnych kieszeni miliardów dolarów, euro i szekli danym im jako pomoc humanitarna, na budowę demokratycznych instytucji i gospodarczej infrastruktury.

 

Trzeba przyznać, że pozostali niezachwiani w swoim oddaniu kulturze, fundując pomniki, organizując imprezy sportowe, festiwale taneczne i wystawy sztuki poświęcone bohaterom, których chcą, by ich ludność podziwiała. Jest to modny sposób przekazywania ideologii śmierci i zniszczenia.

 

Jednym z takich, godnych uwagi pomników jest budowla w Ramallah poświęcona Dalal Mughrabi, palestyńskiej terrorystce z Libanu, która dowodziła oddziałem terrorystów  podczas masakry na szosie nadbrzeżnej w 1978 roku, uznawanej za najbardziej śmiercionośny zamach terrorystyczny w Izraelu. Zamach rozpoczął się od porwania autobusu, a skończył na rzezi 39 niewinnych pasażerów (wśród nich 13 dzieci) oraz okaleczeniu ponad 70 innych.

 

Jeśli chodzi o sport, no cóż, palestyńskie turnieje karate, szachów, piłki nożnej, ping ponga i inne młodzieżowe imprezy sportowe noszą imiona „męczenników”- masowych morderców. To samo dotyczy murali, muzycznych wideo i karykatur, które przedstawiają Żydów jak agresorów w mundurach IDF z zakrzywionymi nosami, i wzywają Palestyńczyków do ataków nożowych, taranowania pojazdami, rzucania koktajli Mołotowa i ostrzeliwania rakietami Izraela. Oczywiście, mogą stracić życie lub kończyny podczas tych starań.   

 

Gdyby Palestyńczycy wyszli na ulice AP, żeby głosić, że ich życie się liczy, miałoby to całkowity sens. Nie tylko są prześladowani, trzymani w biedzie i zaprogramowani do istnienia w stanie strachu, ale podbechtuje się ich, by poświęcali siebie i swoje dzieci dla celu, który ich przywódcy wiecznie blokują.

 

Czy gdyby mieszkańcy Ramallah i Gazy zrywali portrety terrorystów, przewracali policyjne samochody i żądali nowego porządku, demokracji i praw obywatelskich, byliby usprawiedliwieni. Niestety, z całą pewnością zostaliby poddani torturom równym lub gorszym niż te, które spotkały George’a Floyda.

 

Oczywiście żaden palestyński sadysta w mundurze, który miałby za zadanie uspokojenie niepokojów, nie zostałby ukarany przez władze, które odpowiadają przed prezydentem AP, Mahmoudem Abbasem. Nie bez powodu uwiecznia on wśród swojej ludności i dla międzynarodowej publiczności fikcję, że Izrael jest winien palestyńskiej udręki. To umożliwia mu pozostawanie u władzy i opływanie w dostatki od 15 lat, a końca nie widać.

 

Palestyńczycy wiedzą o tym i wielu nienawidzi go za to, co było widoczne w wywiadach przeprowadzonych w zeszłym tygodniu przez korespondenta ds. arabskich Kanału 13 izraelskiej telewizji, Zvi Jehezkeliego.

 

“W Izraelu jest prawo i porządek; życie jest dobre” – powiedział w wywiadzie Palestyńczyk z Zachodniego Brzegu, w odpowiedzi na pytanie o zamiar premiera Benjamina Netanjahu rozciągnięcia w przyszłym miesiącu izraelskiej suwerenności na części Judei i Samarii.

 

Inny powiedział: „Na 100 procent wolę izraelską suwerenność [niż palestyńską]”.

 

Trzeci stwierdził, że gdyby dzisiaj przeprowadzono w AP wybory między Abbasem a Netanjahu, ten ostatni z pewnością by zwyciężył. W odróżnieniu od ich zachodnich odpowiedników Palestyńczycy tęsknią do odrobiny wolności, żeby nie wspomnieć o stałej pracy.

 

Jak to jest więc, że liberałowie zachodniego świata – którzy ogłaszają solidarność z BLM, wymazując historię i oferując specjalne przywileje “czarnym, rdzennym i innym ludziom kolorowym” (BIPOC) – porzucają Palestyńczyków?

 

Odpowiedzią jest to, że obecny chaos nie ma nic wspólnego z pragnieniem, by rząd lub policja USA cenili życie. Jest to raczej rewolucja wzniecana przez radykałów, którzy mają program: zniszczyć zachodnią cywilizację przez podważenie jej wartości.

 

Fakt, że uczestnicy tych starań wyobrażają sobie, że wynikiem będzie lepsze społeczeństwo dla każdego obywatela, pokazuje wyłącznie ich bezgraniczną ignorancję.

 

If Black Lives Matter, then don’t Palestinian Lives?

Jerusalem Post, 18 czerwca 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Ruthie Blum

Amerykańsko-izraelska dziennikarka, publicystka Jerusalem Post.
 
(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version