Wielorakie źródła demokracji sadystycznej

Dzieci w Centrum Nauki "Kopernik"
Pojęcie demokracji sadystycznej wprowadził niedawno profesor Marcin Matczak. To taka demokracja, w której mamy normalne wybory powszechne, ale wygrywają je frustraci, którzy nienawidzą samych siebie. Zdobycie instytucji państwowych pozwala im z pomocą państwowych pieniędzy rozszerzać tę nienawiść na innych. Jak ten znakomity prawnik i świetny publicysta pisze dalej, podczas gdy w normalnej demokracji zwycięska partia zaczyna od ustalenia listy problemów do rozwiązania, demokracja sadystyczna przygotowuje listę wrogów do zaatakowania.

Dobór wrogów – pisze Matczak - musi uwzględniać zapotrzebowanie energetyczne sadystów. […] Im większą nienawiść da się wzniecić, tym lepiej. Sadyzm powoli przenika każdą sferę życia.

Mogłoby się zdawać, że jesteśmy w Polsce, czyli nigdzie, ale jak się zastanowimy, to może się okazać, że to co widzimy tak wyraźnie tu, spotykamy bez mała wszędzie i wielu zastanawia się nad pytaniem, gdzie są źródła demokracji sadystycznej i dlaczego żerujący na nienawiści frustraci są całkiem demokratycznie wybierani i trwają, nawet jeśli są jeszcze demokratyczne mechanizmy odsunięcia ich od władzy?


Oświeceni z reguły winią suwerena, czyli tzw. głupi naród. Opublikowaliśmy w „Listach z naszego sadu” artykuł profesora Łukasza Turskiego pod tytułem Spadanie w przepaść. Łukasz Turski, wybitny fizyk, ale również popularyzator nauki, jeden z inicjatorów Centrum Nauki „Kopernik” i  przewodniczący Rady Programowej tej wspaniałej instytucji, pisał, że gloryfikacja nieuctwa doprowadziła do najgorszych katastrof XX wieku. Jego artykuł był reakcją na wystąpienie znanego socjologa, Andrzeja Zybertowicza, który w pełnym uczonego żargonu eseju przekonywał, że techniczna i technologiczna nowoczesność nie jest nam do niczego potrzebna i że pora pożegnać złudzenia formacji Oświecenia.


Łukasz Turski przypomina w swojej odpowiedzi jak wiele ludzkość zawdzięcza nauce i jak często artyści i przedstawiciele nauk humanistycznych wyrażali swoją niechęć i lęk przed techniką i naukami ścisłymi. Można w tym miejscu zastanawiać się nad pytaniem, czy ta lękliwa niechęć do nauki i tak częsta pochwała nieuctwa może być jednym ze źródeł demokracji sadystycznej?


Przed trzema laty pojawił się polski przekład książki Stevena Pinkera Nowe Oświecenie, Argumenty za rozumem, nauką, humanizmem i postępem. Pinker ostrzega przed krzykliwymi nagłówkami i prorokami apokalipsy, podobnie jak Łukasz Turski przypomina, ile zawdzięczamy postępom nauki, przedstawia argumenty pokazujące, że Oświecenie nie było utopijnym marzycielstwem, że trwa nadal i każdego dnia przyczynia się do poprawy ludzkiego losu. Skąd zatem tak wielu jego przeciwników? Dlaczego media, a nawet ludzie z naukowymi tytułami stają się awangardą antynaukowych krucjat, rozpętują histeryczne kampanie strachu, przekonują, że to postępy nauki, a nie nieuctwo jest zagrożeniem cywilizacji?


Steven Pinker jest psychologiem ewolucyjnym, przypomina, że problem może po części być związany z naszą naturą, z naszą plemiennością, skłonnością do myślenia magicznego i irracjonalizmu. Te skłonności tworzą nieustający popyt na demagogię, na manipulację przy pomocy budzenia strachu i podżegania do nienawiści.         


Sądzono, że silna klasa średnia jest strażnikiem demokracji. Faszyzm miał potężne wsparcie klasy średniej, komunizm miał potężną warstwę dworską. Dziś, jak zauważa Steven Pinker, żyjemy w czasach postprawdy. Postmodernizm jest ruchem antyoświeceniowym, podobnie jak antyoświeceniowy był romantyzm. Przebrani w togi i sutanny prorocy ubogich duchem, przygotowali grunt pod utopijne i nieludzkie idee pod wzniosłymi hasłami braterstwa, sprawiedliwości i nienawiści. Nie rozumiejąc nauki, produkowali bzdurne dzieła w rodzaju Frankensteina, które gwarantowały im popularność przez wzmacnianie lęku przed nauką, a przy okazji tak przydatny w polityce rasizm. Dziś lewicowi postępowcy, ramię w ramię z biskupami, walczą z konsumeryzmem, kapitalizmem i demokracją, nadal popularyzując strach przed nauką i brylując w swoich pelerynach na barykadach walki o osobliwie pojmowaną sprawiedliwość społeczną i osobliwie pojmowaną moralność. Nienawidzą się wzajemnie, ale cel mają wspólny. Intelektualne mody udają mądrość i wiedzę.


Nauka, ta nauka, która niesie rzeczywisty postęp i poprawę naszego życia, jest trudna, jest sprzeczna z intuicją i zdecydowanie łatwiej ją zaakceptować dziecku niż profesorowi socjologii, czy biskupowi. W napadzie złośliwości powiedziałem kiedyś, że upadek zakonów męskich i żeńskich zaowocował lawinowym wzrostem powołań na socjologię, psychologię i podobne. Problem jest jednak poważny, dziecko zgubione w pierwszych latach nauki szkolnej fizykiem, lekarzem, inżynierem raczej nie zostanie. Może jednak zostać dziennikarzem, artystą, socjologiem, a nawet nauczycielem.


Od dziesiątków lat mówi się o kryzysie humanistyki. Częścią tego kryzysu jest fakt, że wielu, jeśli nie większość humanistów nie tylko nie rozumie nauki, ale na domiar złego jest z tego powodu dumna. Czy można jednak rozumieć (i objaśniać) społeczeństwo zmieniane przez postęp nauki, nie tylko nie rozumiejąc, ale wręcz czując wyższość nad tymi, którzy naukę rozumieją i wzywając do zahamowania tego postępu? 


Steven Pinker we wspomnianej książce pisze:

Czym jest oświecenie? W eseju z 1784 r. z tym właśnie pytaniem jako tytułem, Immanuel Kant odpowiedział, że jest to “wyjście człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy”, jego “leniwego i tchórzliwego” poddania się “dogmatom i formułkom” władzy religijnej lub politycznej. Proklamowanym przez niego hasłem Oświecenia jest: „Odważ się myśleć!” a podstawowymi wymogami jest wolność myśli i słowa.

Amerykański filozof Daniel Dennett, pisząc wiele lat temu o kryzysie humanistyki, zatytułował swój artykuł Zacznijmy od respektowania prawdy. Postmodernizm przyniósł otwarcie deklarowaną rezygnację z dociekania prawdy. Jak czytamy w tym artykule:

Postmodernizm, szkoła „myśli", która oznajmiła: „Nie istnieje prawda, a tylko interpretacje", w dużej mierze rozpłynęła się w absurdzie, ale pozostawiła za sobą w humanistyce pokolenie akademików okaleczonych przez własną nieufność do samej idei prawdy i przez brak szacunku dla dowodów, godzących się na „konwersacje", w których nikt się nie myli i niczego nie można potwierdzić, a tylko zapewniać o swojej racji w stylu tak dowolnym, na jaki tylko potrafisz się zdobyć.

Ścisłowcy nie mają problemu z rozumieniem prac przedstawicieli nauk humanistycznych ani dzieł sztuki. Co więcej, często odnoszę wrażenie, że wielu z nich nie tylko doskonale zna najciekawsze prace humanistów, ale wydają się częściej szukać w nich sensu niż atrakcyjnych pokazów intelektualnej mody. Lepiej tu jednak nie generalizować, chociaż z całą pewnością łatwiej fizykowi zrozumieć to, co pisze filozof niż filozofowi to, co w swojej specjalności pisze fizyk. Nie ma w tym niczego dziwnego, ponieważ bardzo specjalistyczna wiedza wymaga specjalistycznego przygotowana, problemem jest jednak ogólne przygotowanie do rozumienia nauki, pozwalające na respekt dla jej zasad, zaakceptowanie faktu, że wiedzy, która rozwija się przez kumulację, nie da się ogarnąć w całości i że humanizm bez rozumienia postępu opartego na nauce zmienia się w wybieg mody intelektualnej i, przez udzielenie wsparcia antynaukowym prądom, wspiera demokrację sadystyczną.


Czy można temu zaradzić? Zapewne możemy zaledwie dążyć do łagodzenia odwiecznego kryzysu humanistyki przez zmianę proporcji. Tu zaś praca od podstaw wydaje mi się kluczowa. Ktokolwiek obserwował twarze i zachowania dzieci w Centrum Nauki „Kopernik” (czy w jakimkolwiek innym ośrodku z podobnymi założeniami), doskonale wie, jaki zachwyt budzą w dzieciach cuda nauki, jaką radość wywołuje zdolność czynienia cudów. Można powiedzieć, że do takich miejsc docierają przede wszystkim dzieci przygotowane wstępnie w rodzinnych domach. To jest część prawdy. Słuchałem jednak relacji o tym, co się dzieje i jak reagują dzieci, kiedy do wiejskiego przedszkola wpada brygada zwariowanych studentów, żeby pokazać maluchom naukę. Oglądałem filmy jak uczy się dzieciaki zainteresowania nauką w niektórych miejscach w Ameryce, jak wyglądają przedszkola w Japonii i wielu innych miejscach.


Czy jest szansa, że te dzieci będą lepszymi humanistami? Z pewnością jest to droga do społeczeństwa, w którym może być niższa podatność na frustratów na szczytach władzy i więcej ludzi dostrzegających oszustwo szarlatanów popisujących się na wybiegach mody intelektualnej.


Wiele razy wspominałem zdumiewającą reformę oświatową w Korei Południowej, gdzie studia przygotowujące do nauczania początkowego mają najwyższy ze wszystkich dziedzin prestiż i najtrudniej się na nie dostać. Sytuacji nie zmienią ani prasowe dyskusje, ani reformy od dachu, konieczna jest praca od podstaw.


Chwilowo na czele Ministerstwa Edukacji i Nauki stoi człowiek, dla którego idea nowego Oświecenia jest anatemą, Mamy nadal tak wspaniałe miejsca jak Centrum Nauki „Kopernik” i wielu młodych ludzi gotowych pokazywać dzieciom cuda nauki. Państwo nie da pieniędzy na uczenie tych młodych zapaleńców jak się to robi, ale ci, którym zależy na stopniowym zmienianiu proporcji, kiedy zobaczą, że to działa, nie będą czekać na państwowe pieniądze.


Demokrację sadystyczną już mamy, próbujemy ją zatrzymać chodząc na demonstracje, pisząc artykuły, wściekając się na elektorat. Jednak, żeby zmienić elektorat potrzebna czarodziejska różdżka nauki. Jest to wyścig zbrojeń, ponieważ druga strona robi swoje cuda, żeby nieuctwo stało się religią państwową. Nie jest to nowa idea, jak zapewniał Adolf Hitler w rozmowie z Hermannem Rauschningem „Wiek rozumu dobiega końca. Intelekt stał się autokratyczny, stał się chorobą życia.” (Ta druga strona to nie jest jednak wyłącznie PiS.)      

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version