Niedokończony projekt edukacji zdalnej

Przygotowywanie zdalnych lekcji to ciekawe wyzwanie, czasem kusi, żeby zrobić coś nowego. Mówiłem ostatnio o wielokrotnej ewolucji oka. Nic w tym dziwnego, że była wielokrotna, bowiem wielokomórkowe organizmy bardzo chciały wiedzieć, co się właściwie dzieje, a nie żeby te inne wielokomórkowe organizmy z nagła je połykały, więc i cień był ważny i do światła im się czasem z różnych powodów chciało. Każda mutacja, która zwiększała wrażliwość jakiegoś punku na ciele na światło, była cenna i była nagradzana sukcesem reprodukcyjnym. A jeszcze to wszystko musiało być przetwarzane w jakimś centrum, więc ciągnęła się ta wielokrotna ewolucja oczu przez setki milionów lat. Dziś patrzysz i widzisz, ale każde stworzenie widzi troszkę inaczej. Oko muchy to niesamowita historia, jest zupełnie inne niż nasze. Oko Opatrzności nie wyewoluowało tak samo jak oczy owadów, ptaków czy ssaków, Oko Opatrzności zaczęło się od drobnych mutacji mózgu, który był coraz większy, co skłaniało do uporczywych pytań dlaczego - dlaczego to, dlaczego tamto. Dlaczego dobrym ludziom zdarzają się złe rzeczy? Dobre pytanie, spróbujmy sobie wyobrazić, jak odpowiadali na takie pytania ludzie, którzy nie mieli szans zdalnej nauki, ale mieli jakieś dziwne wrażenie, że ktoś na nich zdalnie eksperymentuje, że los się na nich uwziął i że trzeba go jakoś przebłagać. Wyobraźmy sobie jak to się mogło zacząć.


Musiało Oko Opatrzności wyewoluować wielokrotnie, chociaż ogólny mechanizm był pewnie podobny. Mógłbym nawet poprosić uczniów, żeby przygotowali  swoje własne wyobrażenia, jak też mogło gdzieś wyglądać to kiełkowanie idei Oka Opatrzności.

                                                                ***                

Nie wolno ignorować zdarzeń losowych, bo los nas ukarze i tak się to skończy - powiedział jaskiniowiec do jaskiniowca i wpadł w zadumę. Walnął się po chwili owłosioną łapą w wał czołowy i mruknął „Eureka”. Kolega nie złapał i poprosił, żeby nie imputować. Objaśnił zatem ten pierwszy, że nie imputuje, tylko ma burzę w mózgu. Ten drugi był nieco zaintrygowany, ale jeszcze bez specjalnego zapału. Mi – bo tak miał na imię ten pierwszy, narysował patykiem na ziemi kółko i powiedział: to jest los i on nas ukarze.


- Jaki los – odpowiedział Ma, który nadal miał problemy kognitywne, bo też Mi nie wyrażał się adekwatnie do jego możliwości percepcyjnych.


- Skarał cię kiedyś los – zapytał Mi podstępnie.


- No skarał – odpowiedział Ma, nadal nie wiedząc, ku czemu Mi zmierza, a tymczasem Mi zmierzał do celu pomalutku i zapytał, jak go skarał. Na to Ma odpowiedział, że wiele razy go los skarał, ale najgorzej to go skarał jak miód z dziupli z pszczołami wyjmował i wszystkie naraz go napadły. Zeskoczył z drzewa, ale dalej go goniły, dopiero jak do wody wskoczył, to się przed śmiercią uratował.


- No właśnie – powiedział Mi, a jakby w tej sadzawce był krokodyl, to by było po tobie.


Trudno było zaprzeczyć, więc Ma nie zaprzeczył, tylko wzdrygnął się cały na samą myśl. Myślał jeszcze przez chwilę, ale mu myśl wpadła w spam i już jej nie znalazł.


Przetwarzanie informacji, to skomplikowana sprawa, to jak podchodzenie antylopy. Podchodzisz, a ona myk i już jej nie ma. A jak jeszcze na węża wleziesz, to tylko los cię skarze. A los, wiadomo, złośliwe bydlę, za byle co potrafi skarać. Źle pomyślisz, a on od razu w łeb wali.


- To prawda – westchnął Ma, patrząc na kółko narysowane przez Mi i zastanawiając się, co by tu zjeść, bo los chciał, że nic do zjedzenia w jaskini nie było.   


- I to jest to, potrzebne są ubezpieczenia od zdarzeń losowych – powiedział Mi.


- Co ty, głupi, żadna firma nie ubezpieczy cię od zdarzeń losowych.


- Od zdarzeń losowych to może nie – odpowiedział Mi i dorysował w kółku oczy, nos i usta – ale ludzie mogą chcieć się ubezpieczyć, żeby ich Los nie skarał.   


- Żeby cię los nie skarał za takie pomysły – powiedział Ma i dorzucił kilka patyków do ognia. Chyba były mokre, bo tylko dym się podniósł i oddychać nie było czym.  Wyszli przed jaskinię i spojrzeli w niebo.


- Los – powiedział Mi patrząc na księżyc. - Widzi nas i już coś kombinuje.


- To może lepiej wrócić do jaskini?


- Tak cię skarze i tak cię skarze – powiedział Mi robiąc srogą minę.


Ma zapytał dlaczego go Mi straszy, więc Mi odpowiedział, że tylko testuje pewien pomysł, ale wygląda na to, że wszystko działa i można spróbować na innych. Jaskinia była dalej zadymiona, ale ogień się rozpalił. Ludzie pokasływali przez sen, ogień u wejścia chronił przed jednymi zdarzeniami losowymi, ale nie chronił przed innymi. Jak wiało od południa, to dym był taki, że oddychać nie było można, czasem nawet ktoś umarł, ale nie było wiadomo, czy od tego dymu umarł, czy od czegoś innego. Najczęściej to dzieci umierały, a dzieci wiadomo, los dał, los zabrał. 


- Nic nie jest proste – powiedział Ma – przeglądając stertę materiału na nowe dzidy.  


- Właśnie – odpowiedział Mi – nic nie jest proste. Jeśli los nas karze, to trzeba go przebłagać. Trzeba go poprosić, żeby nam darował. Jak ci Huhu kijem przywali, to go prosisz, żeby przestał i on czasem przestaje, a czasem nie. Ludzka sprawa. Jak chce to przestanie, a jak nie chce, to nie przestanie i czasem nawet zabije. Można mu coś dać, albo uwagę odwrócić. Za mądry to on nie jest, ale silny i nerwowy jakiś.


Ma rozszczepił koniec kija i montował na nim krzemienne ostrze, rozważając nad losem, który nie zawsze był dobry. Tymczasem Mi wstał i poszedł za potrzebą, bo nikt potrzeby w jaskini nie załatwiał z wiadomych względów. Usłyszał Ma po chwili ruch jakiś w krzakach i domyślił się, że to znowu tygrys się zaczaił i trzeciego członka klanu w tym księżycowym miesiącu porwał.


Wyjaśnił rano, że Mi został ukarany przez Los, ale Los chciał przez to nam wszystkim coś powiedzieć, więc modlić się nam trzeba i ofiary składać, bo coś ten Los nerwowy i na cały Klan się uwziął.


Protestowali niektórzy i mówili, że shit happens i nie ma co z tego filozofii robić. Inni jednak pojęli, że zdarzenia losowe nie zdarzają się tak sobie i że zdalna siła zdalnie tym wszystkim rządzi, nieustannie coś nam przez te zdarzenia losowe mówiąc. I poczuli dobrą energię do błagania Losu, żeby paskudnych zdarzeń losowych im oszczędził i nigdy nie żałował ich wrogim Klanom.     

Marcin Kruk

Autor wydanej przez wydawnictwo "Stapis" książki "Grzeszyć inteligencją". (http://stapis.com.pl/?p=1327)
(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version