Jurassic Park ŕ la polonaise

Czasem wchodząc do klasy mam wrażenie, że wchodzę na łąkę pełną narcyzów. Mariola mówi, że te dzieci są wypasione, ale wiedzy nie głodne. Kiedy mówię, że płacą nam za pobudzanie ich apetytu, wybucha śmiechem. Ja też mam wrażenie,  że próby obudzenia ich głodu wiedzy są działalnością antypaństwową. Jej zdaniem jest jeszcze gorzej, bo rodzicow też interesują tylko stopnie ich dzieci i święty spokój. A ja się zastanawiam jak skłonić, wpatrzone w lustro istoty do spojrzenia w inną stroną? Podobno ego jest achillesową piętą małpy nazywanej człowiekiem. Ego nastolatka jest dwubiegunowe, rozpiera takiego stwora niczym nieuzasadniona duma i dławi przerażenie, że nikt go nie lubi. Doskonale łączą okrucieństwo z sentymentalizmem, trochę z powodu natury, a trochę w wiecznej pogoni za uznaniem ze strony innych kwiatków na tej łące.

Wieczorem zauważyłem, że mamy z Mariolą równą setkę wspólnych fejsbukowych znajomych. Głównie byli uczniowie, którzy dotarli do wczesnej dorosłości i uciekli w wielki świat. Niektórzy są zaskoczeniem, bo zdawało się, że są wyłącznie zapatrzeni w siebie, że niewiele widzą i niewiele słyszą, a z tego kokona wyszedł fajny człowiek, inni mogliby więcej, ale coś poszło nie tak i czasem im mówię, że koń ma cztery nogi i też się potknie. Z Mariolą częściej wymieniamy jakieś uwagi na fejsbuku niż w szkole, w szkole nie ma czasu na rozmowy.


W pogodny poranek wychodzę z domu nieco wcześniej, idę do szkoły powoli, zastanawiając się, co mogę zrobić, żeby obudzić ich głód i uciszyć własną niecierpliwość. Niecierpliwość jest groźna, chcemy szybko widzieć wyniki naszej pracy, ale w tym zawodzie to nie jest możliwe. Efekty widzisz po latach, czasem nigdy się o nich nie dowiesz. Syzyfowy trud? Bzdura. To ma sens, tylko rzadko go widać. Tak czy inaczej i oni, i my już się cieszymy na wakacje. Jedni zwiększyli wysiłki utrudniania lekcji, inni siedzą w ławkach w postawie wyczekującej, ten i ów rzutem na taśmę próbuje poprawić stopień. Są dni, kiedy ich lubię bardziej, ciekawe od czego to zależy?           


Na dworze jest upał, ktoś otworzył okno i słychać śpiew ptaków. Sam nie wiem dlaczego nagle przypomniała mi się scena z jakiegoś filmu o szkole z początków ubiegłego stulecia. Nauczycielka wchodzi do klasy i surowym tonem mówi „Dzień dobry”. Dzieci w mundurkach zrywają się, stają obok ławek na baczność i odpowiedają chórem: „dzień dobry pani”. No tak, tam też okno było otwarte, zaczynało się lato.


Inny świat, przed dwoma wielkimi wojnami. Czy dzisiejsze dzieciaki są w stanie tamten świat zrozumieć? Uczciwie mówąc, ja też go nie rozumiem i pewnie powinni o tym wiedzieć. Są przekonani, że wyśmiewamy ich ignorancję, a to przecież nie jest prawda. Ignorantami jesteśmy wszyscy, ważna jest ciekawość, pytanie co kogo interesuje. Jakby zareagowali, gdybym im zaproponował, żeby się wcielili w tamtych uczniów i odegrali tę scenę powitania nauczyciela? Siedząca w pierwszej ławce Klaudia zapytała, czemu się uśmiecham. Najwyraźniej straciłem kontrolę nad rzeczywistością. Musiałem się przyznać, że przypomniała mi się scena z oglądanego wiele lat temu filmu, więc ją opowiedziałem. Na jednych twarzach pojawiło się oburzenie i niedowierzanie, na innych rozbawienie. A ja poczułem jakąś irytację. Jak im powiedzieć, że to wszystko zmieniło się po to, żeby obudzić w nich większy głód wiedzy, a chyba wyszło odwrotnie. Lepiej tego nie ruszać i tak mamy zaległości z programem. Zły początek lekcji źle wróży, już zwietrzyli okazję. 


Czy zna pan ten dowcip - zapytał Artur. Odpowiedziałem uczciwie, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Dlaczego - zaintresował się - przecież nawet nie wie pan o jaki dowcip pytam. Przyglądał mi się trochę podejrzliwie, a potem powiedział, że ja tak zawsze. Zgodziłem się z nim i powiedziałem, że za to właśnie mi płacą, albo raczej, że mi się zdaje, że za to mi płacą, bo pełnej jasności w tej sprawie nie ma.


Nie wie pan nawet, za co panu płacą – zdziwił się, a część klasy zaczęła wykazywać pewne zainteresowanie naszą rozmową.


Powiedziałem mu, że sprawa od wielu stuleci jest dość skomplikowana. Mam uczyć przedmiotu, czyli przekazać  własne zainteresowanie światem przyrody. Moi pracodawcy tak tego nie ujmują. Podobno płacą mi za przerobienie programu. Więc tu są pewne różnice zdań. Ja mam takie wrażenie, że gdybym potrafił przekazać wam moją fascynację, to o program moglibyśmy się nie martwić, ale nie za to mi płacą.


Artur ma stronę na fejsbuku. Chyba wszyscy uczniowie mają strony na fejsbuku i te strony są do siebie bardzo podobne. Głównie własne zdjęcia, czasem selfie, czasem fotki robione przez innych. Przeplatają je współczesne makatki, internetowe memy z mądrymi myślami o przyjaźni, o samotności, o gniewie na innych. Zainteresowania, pasji, raczej mało. Czy to o czymś świadczy? Lepiej nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków.       


- No to chce pan posłuchać tego dowcipu, pyta Artur? Odpowiadam, że niechętnie, bo mamy zaległości z programem. Nie zwraca na mnie uwagi i opowiada:


Nauczyciel historii przychodzi do dyrektora i mówi, że już nie może wytrzymać z tą 7b, „pytam ich kto wziął Bastylię, a oni zapewniają, że to nie oni”.  Dyrektor uspokaja go i stwierdza, że to rzeczywiście mógł być ktoś z innej klasy.


Połowa uczniów wybucha śmiechem, niektórzy z lekkim opóźnieniem. Reszta ma troszkę niepewne miny. Patrzę na urwipołcia i zastanawiam się, czy mu łeb ukręcić, czy pogłaskać? W końcu mówię, że z dyrektorami jak z uczniami, jeden taki, a drugi inny. Artur nie daje za wygraną i nie zamierza dopuścić do rozpoczęcia lekcji. Pyta dlaczego ludzie nigdy nie lubią szefów i przedstawiają ich jako idiotów? Wyjaśniam, że to pół prawdy, że są wspaniali szefowie, ale szefowie ograniczają naszą wolność, wydają polecenia, każą robić coś, do czego nie jesteśmy przekonani. A teraz dość tego – mówię stanowczo - zabieramy się do roboty. Jak genetyka zmieniła naszą wiedzę o życiu. Słuchają bez entuzjazmu, a ja szukam słów-wytrychów do ich rozkojarzonych umysłów.


Po dzwonku, na korytarzu spotykam Mariolę, mówię jej, że mi te łobuzy ukradły pół lekcji. Jurassic Park à la polonaise, kwituje moją irytację i dodaje, że i tak mam szczęście, że nie jestem w Sejmie naszej Niepodległej. Może mieć trochę racji.  

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version