Opowieść ku przestrodze o ściganiu zwolenników normalizacji arabsko-izraelskiej

Konferencja  w Erbilu w Iraku, której gospodarzem jest Centrum Komunikacji Pokojowej, wrzesień 2021 r. Źródło: Zrzut z ekranu

Konferencja, której uczestnicy wezwali Irak do przyłączenia się do Porozumień Abrahamowych, dała nadzieję na rozszerzenie rosnącego kręgu zwolenników normalizacji. Jednak zastraszanie zaangażowanych w ten proces osób pokazuje, jak niebezpieczny może być zdrowy rozsądek w świecie arabskim.


Czytelnicy „Wall Street Journal”  zobaczyli 24 września dobrą wiadomość na temat perspektyw pokoju  na Bliskim Wschodzie. W tej gazecie, na stronie opinii, znalazł się artykuł szejka Wisama Al-Hardena, wpływowego przywódcy plemiennego z irackiej prowincji Anbar, który u boku Stanów Zjednoczonych walczył zarówno przeciwko Al-Kaidzie, jak i ISIS. Ten szejk, członek kierownictwa ruchu Przebudzenia Synów Iraku, jest czołowym przywódcą sunnickich Arabów w swoim kraju. W artykule Al-Harden pisał o konferencji w Erbil (mieście w kurdyjskim regionie Iraku), na której on i 300 innych znanych postaci publicznie poparło normalizację między ich krajem a Izraelem.

Reakcje władz i różnych grup studzą przedwczesny optymizm na temat możliwości pokoju między Żydami i Arabami na Bliskim Wschodzie. Niektórzy uczestnicy tej konferencji (w tym Al-Harden) zostali skutecznie zastraszeni i odwołali swoje stanowisko. Iran i jego potężni sojusznicy w Iraku po raz kolejny pokazali, że chociaż można walczyć z nienawiścią do Żydów w świecie muzułmańskim, nikt nie powinien lekceważyć trudności tej walki. Te naciski są skuteczne również dlatego, że administracja Bidena w zasadzie nie popiera wysiłków na rzecz normalizacji, co widać wyraźnie w przypadku Iraku.


Wydarzenie, które podobno było sponsorowane przez organizację non-profit z Brooklynu w stanie Nowy Jork - Centrum Komunikacji Pokoju - miało na celu rozszerzenie kręgu państw arabskich zainteresowanych  pokojem w ramach procesu, który rozpoczął się rok temu wraz z podpisaniem Porozumień Abrahamowych, w których Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn – przy otwartej aprobacie Arabii Saudyjskiej – znormalizowały stosunki z Izraelem. Później do porozumienia przystąpiły Sudan i Maroko. W tamtym czasie oczekiwano, że znaczna część świata arabskiego również będzie chciała wejść i, przy odpowiednim poparciu i pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych, jeszcze bardziej zwiększy liczbę państw arabskich nawiązujących stosunki z państwem żydowskim.


Po wyborach w 2020 r. i porażce byłego prezydenta Donalda Trumpa, który wskazywał to porozumienia jako ukoronowanie swojej proizraelskiej polityki, administracja Bidena była zdecydowanie mniej entuzjastycznie nastawiona do tych wysiłków. Aczkolwiek próbuje nie dyskredytować podpisanych traktatów (których popularnej nazwy „Porozumienia Abrahamowe” starannie unika), establishment amerykańskiej polityki zagranicznej, który kiedyś pogardzał samą ideą takich wysiłków normalizacyjnych, teraz ponownie rządzi w Waszyngtonie. Administracja prezydenta Bidena powinna wiedzieć, że Palestyńczyków nie interesuje pokój ani rozwiązanie w postaci dwóch państw, jednak ludzie, którzy pracowali wokół prezydenta Obamy, z religijną gorliwością upierają się przy tym rozwiązaniu. Jak się wydaje, zupełnie nie są zainteresowani  pomocą Izraelowi i państwom arabskim w zjednoczeniu się przeciwko irańskiej agresji.


Być może właśnie z powodu determinacji administracji Bidena, by wskrzesić nieudaną politykę Obamy, Izrael i jego sunniccy arabscy sąsiedzi będą trzymać się bliżej siebie, nawiązując różne formy współdziałania.


Już i tak niska wiarygodność Ameryki w arabskim świecie została dodatkowo osłabiona przez kompromitujący sposób wycofania się USA z Afganistanu. Państwa arabskie wydają się rozumieć, że dziś, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebują Izraela jako sojusznika.     


To w tym kontekście sam fakt wspierającej ideę normalizacji konferencji z udziałem znanych Irakijczyków był niezmiernie interesujący. Irak był od 1948 roku jednym z centrów nienawiści do Izraela i polityka tego państwa kojarzy się z mrocznym nurtem agresywnego antysemityzmu XX.


Tym co było tak interesujące w artykule Al-Hardena na łamach WSJ, było jego otwarte potwierdzenie tragedii irackich Żydów, społeczności obecnej tam od 2600 lat, która 70 lat temu liczyła ponad sto tysięcy ludzi i została wypędzona z Iraku w atmosferze antysemickich zamieszek i nienawiści. Jak donosi New York Times”, sprzeciw wobec konferencji, w której uczestniczył były urzędnik Departamentu Stanu USA, Dennis Ross, był bardzo silny.


Według „Timesa”, gdy tylko rozeszła się wiadomość o konferencji w Erbilu, władze w przeważającej większości sunnickiej prowincji Anbar wydały nakazy aresztowania sześciu jej uczestników. Inni uczestnicy zostali zwolnieni z pracy w organizacjach rządowych. Zdjęcia tej szóstki wraz z informacją, że te osoby są ścigane przez władze za popieranie pokoju z Izraelem, są teraz umieszczane na ogromnych transparentach na punktach kontrolnych między Anbarem a Bagdadem. Oskarża się ich o „zdradę”.


Równie źle wróżący był sposób, w jaki zastraszono Al-Hardena przez ludzi nienawidzących Żydów. Podobno na konferencji otwarcie opowiadał się za przystąpieniem Iraku do Porozumień Abrahamowych i mówił o pragnieniu pojednania między Żydami i Arabami, zwłaszcza w świetle losu irackich Żydów i ich udanej integracji ze społeczeństwem izraelskim. Ostrzegł też przed wpędzeniem Iraku w podobną sytuację, w jakiej znajduje się Liban, gdzie podporządkowana Iranowi organizacja Hezbollah zniszczyła suwerenność tego kraju i zrobiła z niego marionetkę Teheranu.


Jednak po licznych groźbach i usunięciu z kierownictwa ruchu Przebudzenia, Al-Harden odżegnał się od swojej wypowiedzi. Szejk powiedział, że został oszukany przez organizatorów konferencji i że nie napisał przemówienia, które wygłosił na konferencji ani artykułu w „Wall Street Journal”, twierdząc, że ponieważ nie czyta ani nie pisze po angielsku, nie ma pojęcia, co zostało opublikowane w jego imieniu.


Organizator konferencji, Joseph Braude, arabskojęzyczny Amerykanin  pochodzący z rodziny irakijskich Żydów, twierdzi, że szejk doskonale rozumiał wszystko, co było w artykule i w tłumaczeniu jego przemówienia. Synowi Al-Hardena, który nie uczestniczył w konferencji, ale zawiózł tam swojego ojca, grozi nakaz aresztowania, jeśli wróci do Anbaru. Uczestnicy konferencji pozostają w Erbilu, który jest częścią autonomicznego regionu kurdyjskiego, gdzie nie sięga władza Bagdadu. Wiedzą jednak, że kiedy wrócą do domu, ich życie nie będzie pewne.


Iran dominuje nad większością irackiego społeczeństwa po części z powodu powiązań między irackimi szyitami a Teheranem, ale także dlatego, że niezamierzoną i niefortunną konsekwencję inwazji na ten kraj w 2003 roku było znaczące wzmocnienie Iranu przez obalenie reżimu Saddama Husajna.


O ile można było się spodziewać, że sojusznicy Iranu w Iraku zrobią, co w ich mocy, by przeciwstawić się rozszerzeniu Porozumień Abrahamowych, najbardziej haniebnym aspektem tej historii jest reakcja administracji Bidena. Waszyngton zbył milczeniem tę konferencję, ale jedno  amerykańskie oświadczenie na jej temat pokazuje, jak bardzo Iran trzyma w szachu Stany Zjednoczone.


Kierowana przez USA międzynarodowa koalicja walcząca z ISIS miała jednak coś do powiedzenia na temat tej konferencji. W tweecie napisanym przez rzecznika dowództwa tej koalicji, pułkownika armii amerykańskiej, Wayne'a Marotto, stwierdza on, że dowództwo sił koalicyjnych zostało „poinformowane o oświadczeniach po niedawnej konferencji w Erbilu, dotyczącej normalizacji stosunków z Izraelem. @Coalicja nie posiadała wcześniejszej wiedzy o wydarzeniu, ani nie mamy żadnych powiązań z jego uczestnikami.”


Innymi słowy, armia amerykańska dała jasno do zrozumienia, że ci jej sojusznicy, którzy opowiedzieli się za pokojem z Izraelem, są sami. Zamiast stanąć po stronie zwolenników normalizacji, Ameryka zrobiła wszystko, co w jej mocy, by okazać obojętność, również na głosy tych Irakijczyków, którzy za namową Iranu domagają się ich śmierci.    


Czy możemy oczekiwać, że odważni Irakijczycy przeciwstawią się wpływom irańskim i krajowemu antysemityzmowi, jeśli nawet Ameryka tego nie robi? Jak niedawno donosił JNS w wywiadzie ze zwolennikiem normalizacji, byłym irackim posłem, który musiał uciekać z kraju, by ratować życie, wielu Irakijczyków chciałoby dołączyć do tych, którzy współpracują z Izraelem przeciwko Iranowi. Ale dopóki administracja Bidena będzie traktować tę sprawę jak trefną, popieranie pokoju pozostanie bardzo niebezpiecznym wyborem.


A cautionary tale about Arab Israeli normalization

JNS, 30 września 2021

Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski  

Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version