Jestem Południowoafrykańczykiem. Nie mówcie mi, że w Izraelu jest jakiś apartheid

Dla mnie, Południowoafrykańczyka, było prawdziwym przywilejem odwiedzenie UC Berkeley 7 kwietnia jako część amerykańskiej wyprawy „Afrykanów dla pokoju”. Mogłem zapoznać się z nauką i historią, jak również z tematami zainteresowań wielu studentów na kampusie Berkeley.


Poczucie sprawiedliwości społecznej jest czymś, co znam z czasów na kampusie w Johannesburgu, kiedy studiowałem prawo na uniwersytecie Witwatersrand (znanym lokalnie jako Wits).


To wszystko były pozytywne emocje, ale wyczułem coś jeszcze, co rozpoznałem. Rozmawiając ze studentami z UC Berkley, często słyszałem, że Izrael jest państwem apartheidu.  

To było znajome.


Kiedy zaczynałem studia, wstąpiłem do młodzieżowej ligi Afrykańskiego Kongresu Narodowego, ruchu wyzwoleńczego, którego najbardziej znanym przedstawicielem był Nelson Mandela, nasz nieżyjący już prezydent. Zaangażowałem się, ponieważ wierzyłem w działanie na rzecz wynędzniałej, marginalizowanej czarnej większości w naszym kraju. Jednak zostałem także wciągnięty w izraelsko-palestyński konflikt, a szczególnie w antyizraelski ruch bojkotu, dywestycji i sankcji (BDS). To zaczęło się, kiedy wybrano mnie do Rady Przedstawicielskiej Studentów w Wits.


Nie miałem dużo informacji o izraelsko-palestyńskim konflikcie, więc chodziłem na warsztaty i filmy przedstawiane przez ruch BDS. Chodziłem na nie, ponieważ powiedziano mi, że Izrael ma system apartheidu, który uciskał moich rodziców, dziadków i wszystkich czarnym Południowoafrykańczyków. Nie uważałem, że jakikolwiek inny lud powinien znosić niesprawiedliwości podobne do narzuconych na czarnych ludzi w Południowej Afryce w epoce apartheidu.


Po tym, jak zaangażowałem się w wojowniczą działalność BDS na kampusie, a także poza kampusem, uniwersytet podjął dyscyplinarne działania przeciwko mnie. Pomogłem wedrzeć się na recital izraelskiego pianisty na kampusie. To doprowadziło mnie do kłopotliwych pytań o motywy, cele i taktykę ruchu BDS.


Z powodu tych pytań postanowiłem w 2015 roku odwiedzić Izrael i Palestynę. Spodziewałem się, że przyjadę do kraju dokładnie takiego samego jak Południowa Afryka w czasach długich lat apartheidu.  


Ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłem żadnego śladu tego, co wie każdy Południowoafrykańczyk o apartheidzie (co dosłownie w języku Afrikaans znaczy oddzielenie). Nie znalazłem znaków i szyldów oddzielających Żydów od Arabów, ani wyłącznie żydowskich lub wyłącznie arabskich uniwersytetów, szkół i plaż, jak mieliśmy w Południowej Afryce.


Byłem jeszcze bardziej zaszokowany, kiedy odkryłem, że izraelscy Arabowie mają prawo głosu i reprezentacji w parlamencie i pracy w sądach, nawet jako członkowie rządzącej koalicji. W Południowej Afryce w czasach apartheidu taka sytuacja była niewyobrażalna.


Powstaje więc pytanie: dlaczego twierdzić, że Izrael jest państwem “apartheidu”?


Odpowiedź jest jasna: kampania BDS używa tej terminologii, by przyciągnąć czarnych Południowoafrykańczyków. BDS rozumie doskonale, że każdy czarny Południowoafrykańczyk, a także Afro-Amerykanie, jakich spotkałem podczas podróży, którego interesuje walka przeciwko apartheidowi, przystąpi do kampanii, która twierdzi, że sprzeciwia się apartheidowi w innym miejscu na świecie.  


Zrozumiałem, że analogia do “apartheidu” w Izraelu jest obrazą pamięci ofiar apartheidu tak samo, jak można obrażać pamięć ofiar Holocaustu lub niewolnictwa.


Południowa Afryka stoi  przed innymi wyzwaniami niż Izrael. Wiele z nich spowodowali angielscy i holenderscy osadnicy, którzy skolonizowali Południową Afrykę i praktycznie zamienili rdzennych mieszkańców w niewolników. Izrael nie jest państwem osadniczym. Żydowska populacja jest rdzenna w Izraelu i są to potomkowie uchodźców, których wygnano stulecia temu. Jest nie do przyjęcia uważanie pierwotnych mieszkańców, którzy wracają do ojczyzny swoich przodków, za uczestników projektu osadniczo-kolonialnego.  


Dla zwolenników BDS Izrael narodził się w 1948 roku w stanie “grzechu pierworodnego”. Nigdy nie wspominają stuleci przed 1948 rokiem Złożona historia Żydów i Arabów wraz z żydowskim powrotem z Europy i innych krajów, w tym z Bliskiego Wschodu, do ich ojczyzny jest całkowicie ignorowana. Ci, którzy działają w BDS powinni wiedzieć, że obie strony mają zasadne prawa.


Jako Południowoafrykańczycy wiemy, że tym, co położyło kres apartheidowi, byli zwykli ludzie i oświeceni przywódcy, którzy zrozumieli, że jeśli chcemy mieć pokój w naszym kraju, musimy usiąść ze sobą i znaleźć drogę wyjścia.


Polityka BDS zamykania możliwości tych kontaktów przez używanie i nadużywanie historycznej narracji innego narodu, w ostatecznym rachunku nie przyniesie rozwiązania, a tylko więcej konfliktów.


I’m South African. Calling Israel ‘apartheid’ puts the BS in BDA

JWeekly, 22 kwietnia 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version