Żydowscy antysyjonisci próbują legitymizować antysemityzm

Peter Beinart
Jeśli nie tylko czytasz „New York Times’a”, ale nadal uważasz go za wiarygodne źródło wiadomości, to zdajesz sobie sprawę z narastającego problemu związanego z antysemityzmem. Nie mam tu na myśli faktu, że jest otwarty sezon na atakowanie ortodoksyjnych Żydów na Brooklynie i innych dzielnicach Nowego Jorku i że większość przestępstw nienawiści jest skierowana przeciwko nim. A, jak niedawno donosił „Tablet” , tylko jeden sprawca spędził dzień w więzieniu.

To jednak nie pasuje do koncepcji antysemityzmu, jaki ma gazeta, która ogranicza antysemityzm do działań zwolenników białej supremacji ze skrajnej prawicy, jak również błędnie próbuje powiązać takie ataki z preferowanymi przez siebie wrogami politycznymi, takimi jak były prezydent Donald Trump. Tak więc nie opublikowano w „New York Times” niczego o tej epidemii przestępstw nienawiści ani o tym, jak „przebudzone” prawa o „reformie kaucji” i prokuratorzy (finansowani przez lewicowego miliardera George'a Sorosa), którzy nie są zainteresowani ściganiem przestępców, dają im przepustkę na wolność.

 

Wręcz przeciwnie, jeśli chodzi o „New York Times”,  to ich zdaniem problem z dyskusją o antysemityzmie nie polega na zbyt małym skupieniu się na takiej przemocy lub rosnącej ilości nienawiści do Żydów na kampusach uniwersyteckich i gdzie indziej; dyskusją, w których Żydzi i Izrael są fałszywie piętnowani jako oprawcy i beneficjenci „białych przywilejów”. Według „New York Timesa” problem polega na tym, że ci, którzy dążą do zniszczenia jedynego państwa żydowskiego na planecie (coś, co można osiągnąć jedynie przez ludobójstwo 7 milionów żydowskich obywateli, prawdopodobnie dzięki wysiłkom islamistów i palestyńskich nacjonalistów i terrorystów, którzy dążą do takiego rozwiązania), są niesłusznie oskarżani o antysemityzm.

 

To jest arogancka główna teza niedawnej salwy Petera Beinarta opublikowanej w „New York Timesie”. Beinart, często publikujący na łamach tej gazety, jest byłym liberalnym syjonistą, który stał się przeciwnikiem Izraela, redaguje skrajnie lewicowe pismo „Jewish Currents” i wykłada na City University of New York. Według Beinarta fakt, że nawet liberałowie twierdzą, iż nienawidzący Izraela angażują się w antysemityzm, jest prawdziwym skandalem. Beinart jest zagniewany, że wielu żydowskich liberałów, choć niechętnie, potępia  grupy, które udają obrońców praw człowieka, takie jak Amnesty International i Human Rights Watch, i tych, którzy promują ruch BDS, fałszywie oskarżają Izrael o apartheid i wspierają wysiłki na rzecz jego wymazania z mapy świata.

 

Liberałowie nie palili się do dyskutowania o istnieniu lewicowego antysemityzmu i robią to niechętnie. Beinart atakuje jednak nawet takich jak Anti-Defamation League (ADL) i historyczka Deborah Lipstadt. ADL, która stała się stronniczą organizacją zajmującą się głównie atakowaniem konserwatystów, oraz postaci takie jak Lipstadt, profesorka na Emory University, która w nagrodę za aprobatę oburzającego oczerniania administracji Trumpa jako moralnego odpowiednika partii nazistowskiej została mianowani przez prezydenta Joe Bidena wysłanniczką Departamentu Stanu USA do monitorowania i zwalczania antysemityzmu, mają swoje wady. Ale nawet oni są nadal gotowi, by od czasu do czasu zająć się zagrożeniem dla Żydów z lewicy.

 

Nawet CNN była skłonne niedawno przyznać w specjalnym raporcie, że ci, którzy chcą zniszczyć Izrael, angażują się w antysemickie akcje wymierzone w Żydów, choć ten sam program umniejszał ich znaczenie, poświęcając znacznie więcej uwagi nieuczciwym próbom połączenia Trumpa z antysemityzmem.

 

Korzystając z ambony udostępnionej mu przez „New YorkTimes”Beinart był w stanie argumentować w jednej z najbardziej poczytnych publikacji na świecie, że każdy, kto broni Izraela przed kłamstwem apartheidu lub wskazuje na tych, którzy chcą go wyeliminować (w przeciwieństwie do krytykowania niektórych działań jego rządu), angażuje się w dyskryminację Żydów i to oni są prawdziwym problemem. Według Beinarta samo istnienie państwa żydowskiego jest formą rasizmu i „żydowskiej supremacji”, której należy się przeciwstawić. Jego zdaniem stuletnia wojna palestyńska z syjonizmem i sprzeciw wobec istnienia państwa żydowskiego, bez względu na to, gdzie są wytyczone jego granice, jest słuszną sprawą. Co więcej, argumentuje, że gotowość Żydów do obrony swojego państwa (nawet jeśli często je krytykują ADL i Lipstadt), dyskredytuje wysiłki przeciwstawiania się antysemityzmowi.

 

Podobnie jak jego sojusznicy palestyńscy terroryści, Beinart jest szczególnie zagniewany na te państwa arabskie i muzułmańskie, które zawarły pokój z Izraelem – albo jawnie w Porozumieniach Abrahamowych (za pośrednictwem administracji Trumpa), albo po cichu, jak ma to miejsce w przypadku Arabii Saudyjskiej – i uważa, że powiązanie z tymi, istotnie autorytarnymi rządami, dyskredytuje także Żydów. To, że jego sprawę dyskredytuje fakt, iż ci, którzy się z nim zgadzają wśród grup palestyńskich lub ich irańskich sojuszników, konsekwentnie odrzucają kompromis i pokój – i dążą do ludobójstwa Żydów – jest drobnym szczegółem, który ignoruje.


Wstydliwa historia wędrówek Beinarta od neoliberalnego zwolennika wojny administracji Busha w Iraku do zajadłego przeciwnika zarówno tej wojny, jak i polityki zagranicznej USA, kiedy był redaktorem „New Republic”, potem liberalnym syjonistycznym zwolennikiem Izraela i orędownikiem rozwiązania w postaci dwóch państw, do jego obecnego stanowiska, w którym popiera on demontaż Izraela, utrudnia traktowanie go poważnie. Zawsze był intelektualnie płytkim autorem, którego gotowość do wyrażania opinii dorównuje jedynie jego często zapierającej dech w piersiach ignorancji na temat wielu poruszanych przez niego tematów, z których Izrael jest najbardziej rzucającym się w oczy przykładem.

 

Niemniej Beinart, który był kiedyś wpisany przez magazyn „Foreign Policy” na listę 100 najważniejszych światowych myślicieli, jest nie tylko kimś, kto regularnie otrzymuje możliwość głoszenia swoich nienawistnych poglądów na jednej z największych platform wydawniczych na świecie. Jest także niezawodnym wiatrowskazem, który zwykle może nam powiedzieć, w którą stronę wieje wiatr wśród lewicowych elit, tak mocno trzymających kontrolę nad głównymi instytucjami dziennikarstwa, nauki i kultury popularnej.

 

Jest więc znaczące, że Beinart nie tylko daje upust swojej niechęci do tego, że przytłaczająca większość Izraelczyków, jak również większość amerykańskich Żydów, nie posłuchała jego rady o poddaniu się tym, którzy zagrażaliby ich egzystencji. Teraz w pełni przyjmuje narrację intersekcjonalności, w której wysiłek zniszczenia Izraela jest identyfikowany jako sprawa, którą powinni wspierać miłośnicy wolności.


Niezbyt subtelnym ostrzeżeniem zawartym w jego artykule jest to, że przeważająca większość Żydów, którzy są syjonistami – nawet liberałowie, tacy jak ADL i Lipstadt – dyskredytują naród żydowski i otwierają się na, jego zdaniem, uzasadnione ataki ze strony lewicy.


I żeby nikt nie pomyślał, że ten artykuł Beinarta jest odosobnionym przypadkiem, wiele mówi fakt, że w tym samym tygodniu, w którym został opublikowany, dział informacyjny gazety przedstawił swoją własną wersję tego samego argumentu, w którym pokazał pracownicę Google jako męczenniczkę syjonistycznego spisku.


Ta sama gazeta, która nie może znaleźć miejsca na doniesienie o rosnącej liczbie przestępstw nienawiści wobec Żydów w Nowym Jorku (takie ataki stanowią zdecydowaną większość wszystkich zgłoszonych przestępstw nienawiści w mieście), w tym ostatnią, w której zaatakowano trzech chasydów w Nowym Jorku, była gotowa poświęcić sporo miejsca na pierwszej stronie sekcji B na skargi żydowskiej antysyjonistki, Arieli Koren, pracującej w gigancie Big Tech, która sprzeciwiła się temu, że Google zawarł umowę z rządem Izraela, aby zapewnić mu swoją sztuczną inteligencję i usługi komputerowe. 

 

Według Koren, Google zemściło się na niej za zorganizowanie prób protestu przeciwko powiązaniom firmy z Izraelem, chociaż Krajowa Rada ds. Stosunków Pracy odrzuciła jej skargę. Choć twierdzi ona, że Izrael używa Google do pomocy w uciskaniu Palestyńczyków, kontrakt wydaje się obejmować tylko udzielanie izraelskim agencjom rządowym dostępu do swoich platform w chmurze i nie jest zaangażowany w tajne lub wojskowe operacje. Ale to nie ma znaczenia dla takiej działaczki BDS jak Koren, która uważa, że wszystko, co robi państwo żydowskie, jest z natury opresyjne, a zatem karygodnie zbrodnicze.


Ta pośrednia obrona bojkotu Izraela przez BDS oraz artykuł Beinarta wysyłają potężne przesłanie. „New York Times”, gazeta, która ma długą i haniebną historię bagatelizowania antysemityzmu, jak również stronniczych doniesień na temat Izraela, nie tylko daje jasno do zrozumienia, że nie będzie omawiała ataków na Żydów z wyjątkiem ataków ze strony ludzi, których może zidentyfikować jako przeciwników politycznych. Coraz częściej inwestuje również w kampanię legitymizacji lewicowego antysemityzmu i ma chętnych sojuszników w społeczności żydowskiej, takich jak Beinart (który często mówi o sobie jako o pobożnym Żydzie), którzy pomagają jej w tych wysiłkach. Decyzja „Timesa” o zaangażowaniu się w tego rodzaju kampanię przeciwko Izraelowi i Żydom jest kolejnym sygnałem ostrzegawczym dla liberalnych Żydów, którzy nie rozumieją, że lewica jest wobec nich wroga.

 

Jewish anti-Zionists are trying to legitimize anti-Semitism

JNS Org., 2 września 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version