Pamięć i nauki z zamachu 9/11

Strażacy Nowego Jorku oddają hołd ofiarom podczas uroczystości w 19. rocznicę ataków 9/11

(zdjęcie: SHANNON STAPLETON / REUTERS)

Wystarcza podanie dnia i miesiąca. 11 Września lub  9/11. Wszyscy wiemy, o czym mowa. Wydaje się niewiarygodne, że minęło już 20 lat od tej daty, która wbiła się w kolektywną pamięć. Możemy mieć kłopot z przypomnieniem sobie, co robiliśmy tydzień temu o tej samej porze, ale trudno zapomnieć, gdzie byliśmy dwadzieścia lat temu, kiedy usłyszeliśmy tę wiadomość.

 

Jak wielu zauważało, Amerykanie w pewnym wieku zawsze będą pamiętać, gdzie byli, kiedy usłyszeli o postrzeleniu prezydenta Kennedy’ego, a Izraelczycy nigdy nie zapomną, co robili tego wieczoru, kiedy dowiedzieli się o zabójstwie Icchaka Rabina, ale 9/11 dotknęło wszystkich, wszędzie.  

Kiedy redaktorka magazynu “Jerusalem Post”, Erica Schachne, poprosiła personel gazety o spisanie wspomnień z tego wydarzenia, wywołało to powódź tekstów – każdy osobisty, zależnie od wieku i miejsca, ale każdy mówiący o wstrząsie.

 

Ja zajmowałam się moim nowonarodzonym synem. Miał tylko 10 dni – obiecałam sobie, że nigdy nie będę oglądać wiadomości podczas karmienia dziecka. Siedziałam w fotelu w pokoju w moim jerozolimskim mieszkaniu i patrzyłam jak horyzont Nowego Jorku – i geopolityczna mapa świata – były brutalnie rysowane od nowa.

 

Mój obecnie już nieżyjący ojciec zadzwonił do mojej matki i jej reakcja także wryła mi się w pamięć. Kiedy oglądałyśmy zdjęcia padających Bliźniaczych Wież, co wyglądało, jak gdyby przez pomyłkę do wiadomości wstawiono sekwencję z filmu-horroru, instynktownie zrozumiała coś, czego wielu ekspertów jeszcze nie pojmowało: to jest wojna.

 

“Jutro pójdę odebrać maskę gazową dla niemowlęcia” – oznajmiła.

 

Patrząc wstecz rozumiem teraz, jak znaczące było to, że jeszcze przed 9/11 Izrael wyposażał całą populację w maski gazowe. Kiedy wysyłano nas do domu z porodówek, dostawałyśmy medyczne notatki, punkty APGAR i niezbędne papiery, by pobrać zestaw do użycia w przypadku wojny biologicznej. 

Widok Statuy Wolności i One World Trade Center, kiedy Hołd Światła zapalono na Manhattanie, by upamiętnić 19. rocznicę  ataków z 11 września 2001 roku na  World Trade Center. Z 9/11 Memorial & Museum na Manhattanie w Nowym Jorku (zdjęcie: REUTERS)

Było to dziesięć lat po wojnie w Zatoce, podczas której Saddam Hussein wystrzelił pociski Scud na Izrael – kolejne wydarzenie, które dało niezatarte wspomnienia wszystkim Izraelczykom nakładającym maski w uszczelnionych pokojach. We wrześniu 2001 roku Izrael był w stanie wojny z terroryzmem. To był szczyt drugiej intifady. Gilo, dzielnica Jerozolimy niedaleko od mojego mieszkania, była pod ostrzałem moździerzowym z Betlejem i Beit Dżala – miejsc, które Izrael przekazał Palestyńczykom zgodnie z Porozumieniami z Oslo. Były terrorystyczne zasadzki. A przede wszystkim był to czas, kiedy morderczy zamachowcy wysadzali się w powietrze zabierając ze sobą tak wiele niewinnych ofiar, jak to możliwe. Te wspomnienia także są niezatarte – nieustające opowieści o osobistym otarciu się o śmierć i o straszliwych stratach. Było tak wielu zabitych, że martwi tracili swoją indywidualną tożsamość i stali się znani kolektywnie jako ofiary potworności takich jak wybuch w pizzerii Sbarro (w którym zginęło 15 ludzi) lub wybuch w dyskotece Dolphinarium z jego śmiertelnym żniwem 21 osób, w większości nastolatków.  

 

Nagłówki gazet, które czytałam na szpitalnym łóżku, donosiły o pierwszej konferencji w Durban, sponsorowanym przez ONZ zgromadzeniu, które zamieniło się w antyizraelski festiwal nienawiści. Jak na ironię, oficjalnym tytułem tej konferencji było: Światowa Konferencja przeciwko Rasizmowi, Dyskryminacji Rasowej  Ksenofobii i Pokrewnym Formom Nietolerancji. Najwyraźniej rasizm i pokrewne formy nietolerancji były akceptowalne, jak długo były skierowane przeciwko Żydom, nazywanym “syjonistami”.

 

Dwadzieścia lat później ONZ zaplanowała na ten miesiąc specjalną konferencję Durban IV, by świętować oryginalne wydarzenie sprzed 20 lat – jak gdyby jedno nie było wystarczającą farsą. Z dobrych wiadomości, kilkanaście krajów – włącznie z Kanadą, Wielką Brytanią, Austrią, Niemcami, Republiką Czeską, Australią, Holandią, Francją i USA – zadeklarowało, że nie chce brać udziału w powtórce tego odrażającego przedstawienia. 

 

Świat zestarzał się nieco przez te 20 lat i odrobinę zmądrzał. Jest to mądrość zrodzona z bólu. Kiedy Izrael ostrzegał przez wszystkie te lata przed globalnym dżihadem muzułmańskich ekstremistów, informacja nie docierała do większości zachodnich stolic. Po dwudziestu latach mamy całą listę dużych miast na świecie, które zrozumiały jakie spustoszenia mogą spowodować terroryści z nożami, bombami lub pojazdami wjeżdżającymi w tłum ludzi.

 

Początek tysiąclecia był dekadą Al-Kaidy. Potem uwaga przesunęła się na ISIS, ale ich dążenie było takie samo – jak również ich gotowość do używania męczenników za sprawę. Jedną ze zmian, jaką pokazały wydarzenia 9/11 było to, że każdy mógł zostać ofiarą. 

 

Kiedy urodził się mój syn, było kilku cudownie naiwnych życzliwych osób, które przewidywały, że kiedy dorośnie, nie będzie więcej wojen ani terroryzmu – że nie będzie musiał służyć w armii. Fakt, że w dniu jego brit – 9 września 2001 – były trzy ataki na Izrael, powinien być wskazówką, że nie wszystko na świecie jest w porządku. 

 

Kiedy obchodzimy 20. rocznicę ataków 9/11, nie można (lub co najmniej jest niemądre) ignorowanie niedawnego pospiesznego wycofania się z Afganistanu sił USA i Zachodu. Powodem obecności USA było tam przecież to, że Afganistan pod rządami talibów gościł terrorystów Al-Kaidy. W jakiś sposób mamy teraz uwierzyć, że Taliban jest umiarkowany, że jest potencjalnym sojusznikiem sił dobra. 

 

Innym niezatartym wspomnieniem jest chwila, kiedy trzymałam w ramionach mojego już kilkumiesięcznego syna, kiedy przyszła wiadomość o zamordowaniu dziennikarza Daniela Pearla. Zabiła go Al-Kaida w Pakistanie, a jednymi z jego ostatnich słów było: „Jestem Żydem”. Jego ścięcie było zapowiedzią tego, co stało się stałym sposobem działania ISIS. Zaprojektowany do wywoływania panicznego przerażenia, jest to terroryzm w najbardziej dosłownym sensie.  

 

Później znaleziono i zabito Osamę bin Ladena w Pakistanie, niezbyt stabilnym mocarstwie nuklearnym. Jest oczywiste, że Pakistan często grał na dwa fronty, goszcząc terrorystów, podczas gdy nominalnie jest sojusznikiem USA.

 

Kiedy Afganistan rozpada się pod rządami plemiennego Talibanu, muszę zastanawiać się (i bać), co się zdarzy, jeśli niekonwencjonalna broń dostanie się w ręce terrorystów, dla których kult męczeństwa jest – perwersyjnie – sposobem życia.

 

Izrael jest bezpośrednim celem, ale żaden kraj nie jest bezpieczny. Iran i inni, którzy dostarczają broń Hamasowi i Palestyńskiemu Islamskiemu Dżihadowi w Gazie oraz Hezbollahowi w Libanie, nie żywią żadnej sympatii dla Zachodu. Palestyńczycy, co dobrze pamiętam, świętowali ataki 9/11 w ten sam sposób, w jaki przyjmowali wiwatami Scudy Saddama o dziesięciolecie wcześniej. Porozumienia Abrahamowe z Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem, Sudanem i Marokiem zrodziły się częściowo ze zrozumienia potrzeby zajęcia się islamistycznym ekstremizmem – czy to sunnickim, czy szyickim – wspólnie z Izraelem, który z powodu smutnej konieczności wyspecjalizował się w walce z tym zagrożeniem.

 

Dwadzieścia lat po 9/11, w epoce mediów społecznościowych, jest obciążające dla świata, że próbuje odwracać wzrok, kiedy islamiści z rozmaitych ruchów dżihadystycznych popełniają koszmarne masakry w Afryce i w wielu częściach Azji. Ignorowanie terroryzmu nie spowoduje, że zniknie. Z pewnością świat powinien był się tego dawno nauczyć. Potępianie islamistycznego ekstremizmu nie jest “islamofobią”. Odmowa zobaczenie i nazwania dżihadystycznego terroryzmu naraża na niebezpieczeństwo wszystkich, z wszystkich wyznań: muzułmanów, chrześcijan, Żydów, hindusów buddystów i innych. 

 

Jesteśmy winni tym niemal 3000 ofiar wieczną pamięć o tym, co zdarzyło się w atakach na USA owego dnia. 11 września 2001 roku był nie tylko dniem w historii. Był początkiem nowej ery, która jeszcze się nie skończyła. 

 

Remembering and-learning from 9/11

Jerusalem Post, 9 września 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version