Czy Joe zapomniał Józefa?

Czy nowa administracja amerykańska poprze całym sercem tych, którzy kochają nazistowski salut?

Lecz w Egipcie rządy objął nowy król, który nie znał Józefa – Księga Wyjścia 1:8

 

Od dnia, czasu kiedy rządy w Egipcie objął faraon, który “nie znał Józefa”, dialektyka narodu żydowskiego w diasporze była zawsze taka sama. Na początku Żydów przyjmowano i dobrze traktowano, ale z czasem wzrastali liczebnie, bogacili się, zdobywali wpływy i pozycję w społeczeństwie. Radzili sobie nadzwyczaj dobrze. Wiele jest kontrowersji w sprawie przyczyny tego, ale sam fakt jest niezaprzeczalny.

I wtedy miejscowi zaczynają być z nich bardzo niezadowoleni. Może czują się zagrożeni, może zawistni o majątek zgromadzony przez Żydów. Może po prostu uparta inność Żydów budzi w nich odrazę. Wtedy większość powstaje przeciwko nim, narzuca im ograniczenia, prześladuje ich, zubaża ich, wygania ich, morduje ich lub wszystko to razem.


To zdarzyło się w Egipcie, w Imperium Rzymskim, w Anglii, Hiszpanii, Bizancjum, Imperium Rosyjskim, Iraku i, oczywiście, XX-wiecznej Europie. Raz za razem. Wreszcie syjoniści zrozumieli, że jedynym sposobem wyłamania się z tej dialektyki był powrót do żydowskiej suwerenności, stworzenie żydowskiego państwa przez i dla narodu żydowskiego. Po trudnej walce i wyjątkowo koszmarnym epizodzie masowego morderstwa na wielką skalę w Europie udało im się zbudować państwo w historycznej ojczyźnie narodu żydowskiego.

 

Ale ta dialektyka nie zniknęła. Zamiast tego podniosła się na wyższy poziom abstrakcji z całym światem w roli narodów diaspory i państwem żydowskim jako ich żydowskimi społecznościami; stąd wyrażenie „Izrael jest Żydem wśród narodów” (słowa zazwyczaj przypisywane Goldzie Meir).


Tak samo jak różni królowie, książęta i sułtanowie, którzy adoptowali lub odtrącali Żydów, narody świata zajęły stanowiska wobec państwa żydowskiego. Kiedy jednak stało się silniejsze i bogatsze, a jego ludzie szczęśliwsi i odnoszący większe sukcesy, uraza wobec niego szerzyła się na całym świecie. Tak jak Żydów oskarżano o mordowanie chrześcijańskich dzieci, by zdobyć ich krew, żydowskie państwo oskarżano o koszmarne zbrodnie wobec Palestyńczyków. Osławioną paralelą, nazywaną oszczerstwem o rytuale krwi XXI wieku, było oskarżenie, że IDF zamordowała chłopca, Mohammeda al-Durę, które stało się cause célèbre dla izraelożerców na całym świecie. Tak jak w średniowiecznej Europie, widziano Żydów jako nikczemne stworzenia za ich odmowę zaakceptowania doktryn chrześcijaństwa, dzisiaj nazywa się Izrael rasistowskim państwem apartheidu.  

 

Tym, co się zdarzyło, jest to, że podczas gdy tradycyjna nienawiść do Żydów (chociaż narastająca pod powierzchnią, szczególnie wśród uboższych niższych klas na Zachodzie) stała się, przynamniej publicznie, niemodna, rozkwita misosyjonizm, nienawiść do Izraela, nie mniej skrajna, irracjonalna i obsesyjna niż nazistowski antysemityzm. Międzynarodowe instytucje, takie jak ONZ, przyjęły ją jako filar swoich „moralnych” budowli i stała się papierkiem lakmusowym testu na ideologiczną czystość lewicy.  

 

To nie zdarzyło się samo z siebie. To była świadoma konsekwencja sowieckiej wojny kognitywnej. Zaczynając od lat 1960. KGB umyślnie wzmacniało antyizraelskie uczucia i działało na rzecz ich tworzenia wszystkimi dostępnymi mu środkami. Sowieci, dobrze rozumiejąc potęgę mizosyjonizmu, którego korzenie tkwią w odziedziczonej nienawiści do Żydów, podkreślali w swojej propagandzie demonizację Izraela, niezmiernie przyczyniając się do jego siły i szerzenia się. Szczególnie fałszywe utożsamianie syjonizmu z rasizmem i apartheidem było tworem KGB.  

Oficjalna polityka amerykańska była stosunkowo pozbawiona mizosyjonizmu, od kiedy Harry Truman w 1948 roku odegrał rolę Cyrusa Wielkiego dla państwa żydowskiego. W Departamencie Stanu zawsze jednak były elementy do pewnego stopnia uprzedzone przeciwko Izraelowi, ale ogólnie polityka USA była racjonalna, wręcz przyjazna, chyba że interesy Ameryki (głównie związane z ropą naftową) dyktowały inaczej.

 

Wraz z prezydenturą Obamy bliskowschodnia polityka Ameryki zaczęła brać pod uwagę coś więcej niż tylko interesy USA. Barack Obama uważał, że powodują nim moralne troski, ale jego moralne zasady były zasadami współczesnej mu lewicy (z wkładką z czarnej teologii wyzwolenia). Zaabsorbował sowiecką koncepcję Izraela jako kolonialnego wyzyskiwacza ludzi kolorowych i widział w premierze Izraela, Benjaminie Netanjahu, osobistego wroga.

 

Wiedział jednak, że Amerykanie, szczególnie ewangeliccy chrześcijanie, nie byli gotowi na prezydenta, który jawnie potępi Izrael jako państwo, które nie powinno istnieć. Stosował więc podwójną strategię. Z jednej strony, wielokrotnie zapewniał Amerykanów, że jest oddany bezpieczeństwu Izraela („nierozerwalna więź”) i popierał militarną pomoc dla Izraela, co pokazywało jego poparcie, a równocześnie dostarczało mu środków nacisku do kontrolowania  Izraela i osłabiało izraelski przemysł zbrojeniowy.


Z drugiej strony, działał na rzecz osłabienia Izraela i wzmocnienia jego wrogów, włącznie z OWP, ale szczególnie Iranu. Umowa nuklearna (JCPOA) z Iranem, której skutkiem była ochrona programu nuklearnego Iranu zamiast jego zdemontowania, była bezpośrednim zagrożeniem dalszego istnienia Izraela. Niemniej, pokrętne wyjaśnienia jak miałoby to przynieść korzyści Ameryce, nie trzymały się kupy. Czego nie rozumiał w haśle “śmierć Ameryce”? Co w sponsorowanym przez Iran handlu narkotykami jest w interesie Ameryki? Czy irański reżim zrobił cokolwiek w reakcji na dary, jakie otrzymał od USA, poza podniesieniem poziomu pomocy dla terroryzmu i nasileniem działań, by rozszerzyć swoją strefę wpływów, aby otoczyć zamierzone ofiary (Arabię Saudyjską, Izrael, Jordanię i Egipt)?  

 

Odpowiedzią jest to, że Obama zastąpił tradycyjną, opartą na interesach USA politykę, polityką, która opiera się na jego osobliwym rozumieniu moralności. Niestety jego ignorancja w dziedzinie historii i wypaczona ideologia dały równie wypaczoną moralność, w której nie ma miejsca na państwo żydowskie. Czasami, kiedy panowało przekonanie, że wymagają tego interesy Ameryki, polityka amerykańska nie popierała Izraela. Po raz pierwszy jednak za czasów Obamy stała się ideologicznie antyizraelska.


W 2017 roku Obamę zastąpił Donald Trump. Jakiekolwiek były jego motywacje, działania Trumpa, zarówno symboliczne, jak konkretne, były konsekwentnie proizraelskie. Szczególnie to, że wycofał USA z niebezpiecznego JCPOA i wzmocnił naciski na Iran, zarówno przy pomocy sankcji, jak przez pomoc celom irańskiej agresji: Izraelowi i sunnickim państwom arabskim. Polityka Trumpa poważnie osłabiła bardzo niepopularny reżim w Iranie (Obama popierał ten reżim, również kiedy w samym Iranie postawił mu w 2009 roku wyzwanie Zielony Ruch).  


Trump i jego ruch przegrali w niezwykle jadowitej i brutalnej walce wyborczej, po której USA są głęboko podzielone. Administracja Joego Bidena wybrała swój zespół polityki zagranicznej niemal w całości z poprzedniej administracji Obamy i prezydent mianował kilka wyjątkowo antyizraelskich osób na kluczowe stanowiska, włącznie z tymi, którzy będą zajmować się Iranem. W pierwszych dniach Biden odwrócił kilka działań Trumpa związanych z Palestyńczykami, przywracając pomoc finansową dla Autonomii Palestyńskiej i UNRWA, oenzetowskiej agencji palestyńskich uchodźców, ponownie otwierając jerozolimski konsulat, który był nieoficjalną ambasadą USA w „Palestynie”, i obiecując pozwolenie na ponowne otwarcie biura OWP w Waszyngtonie.

 

Najbardziej jednak najbardziej niepokoi zamiar kontynuowania polityki Obamy w sprawie Iranu. Chociaż sekretarz stanu  Anthony Blinken (“dobry glina” w administracji) powiedział, że Iran nie otrzyma złagodzenia sankcji dopóki nie “powróci do spełniania” zobowiązań z JCPOA, Biden już dał Iranowi kilka ważnych darów: powiedział, że usunie sponsorowaną przez Iran partyzantkę Hutich w Jemenie z listy organizacji terrorystycznych; nie będzie dłużej sprzedawał broni Arabii Saudyjskiej w poparciu jej wojny przeciwko Hutim; i zawiesił sprzedaż samolotów F35 dla ZEA, irańskiego wroga i od niedawna sojusznika Izraela.  


Izrael czeka, by Biden zadzwonił do premiera Netanjahu, ponieważ Netanjahu chce przedstawić dowody o irańskim rozwoju broni nuklearnej i argumentować, że ponowne przystąpienie do JCPOA, tak jak brzmi ono dzisiaj lub z minimalnymi tylko zmianami, byłoby poważnym błędem. Biden najwyraźniej woli nie odbywać tej rozmowy, której wynikiem może być otwarte zerwanie z Izraelem. Jak dotąd, nie zadzwonił.  


Nie wiem, gdzie sam Biden stoi w tym wszystkim i czy w ogóle stoi w jakimkolwiek miejscu. Wydaje się jednak pewne, że w sprawach dotyczących Izraela nowa administracja wróciła do polityki ery Obamy. Zastanawiam się, czy ktokolwiek z nich kwestionował racjonalność pomagania mizoginistycznemu, homofobicznemu, dyktatorskiemu, propagującemu terroryzm, ekspansjonistycznemu reżimowi irańskiemu w zdobyciu broni jądrowej?


Czy istnienie państwa żydowskiego tak bardzo im przeszkadza?


Has Joe Forgotten Joseph?

7 lutego 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Vic Rosenthal

Urodzony w Stanach Zjednoczonych, studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Mieszka obecnie w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.  

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version